Świat

Niemiecka prokuratura wszczyna postępowanie, a fani chcą klękać przed Rammsteinem

Oskarżeniami o przemoc seksualną, kierowanymi pod adresem Tilla Lindemanna, interesują się najważniejsze osoby w państwie, łącznie z kanclerzem Olafem Scholzem. Może to dziwić jedynie tych, którzy nie rozumieją, czym dla Niemiec jest Rammstein.

„Mieliśmy ogromne szczęście co do zapowiadanej burzy. I wierzcie mi, kolejna też przeminie” – tymi słowami Till Lindemann zwrócił się do 60 tys. fanów i fanek, którzy 8 czerwca stawili się na koncercie Rammsteina w Monachium.

Przed Stadionem Olimpijskim protestowało kilkadziesiąt kobiet. „Wstydźcie się, że idziecie na koncert gwałciciela” – krzyczały. W odpowiedzi słyszały: „Zamknijcie się!”; „Wam by nikt nie przeszkadzał”; „Jesteście wkurzone, bo nie możecie stać w pierwszym rzędzie”. Policja kilka razy musiała interweniować, ale nie doszło do fizycznych starć.

Rammstein zagrał na monachijskim stadionie cztery koncerty, dzień po dniu, za każdym razem wypełniając go po brzegi.

Postępowania nie będzie. Przynajmniej w Litwie

Litewska policja odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie imprezy, która odbyła się 22 maja przy okazji koncertu Rammsteina w Wilnie. 24-letnia Shelby Lynn z Irlandii twierdzi, że podczas wydarzenia została odurzona, a następnie pobita. Złożyła odwołanie od tej decyzji. Jej podjęcie zajęło organom ścigania zaledwie 10 dni.

Shelby poleciała do Wilna na zaproszenie Aleny Makeevej, przedstawiającej się jako „dyrektorka castingu” Tilla Lindemanna, wokalisty zespołu. Rosjanka przez wiele lat odpowiadała za rekrutowanie młodych kobiet do Row 0 ­­– sektora przy samej scenie, z zejściem na backstage, a także na imprezy, które odbywały się przed koncertami, po nich, a nawet w trakcie.

Lider Rammsteina niemieckim Weinsteinem? Till Lindemann ma kłopoty

To była jej pierwsza wizyta w Litwie. Bilet na koncert dostała od przyjaciela, w ramach podziękowania za wsparcie, jakie okazała mu w trudnych chwilach. Dziewczynom, które o to prosiły, Makeeva oferowała darmowe wejściówki. Niektóre, jak Shelby, same do niej pisały. Marzyły o koncercie Rammsteina i poznaniu swoich idoli. Do innych to Alena odzywała się pierwsza. Nie musiały gustować w tego rodzaju muzyce. Wystarczyło, że były młode i atrakcyjne.

Zgodnie ze słowami Shelby tuż przed koncertem Till Lindemann polewał dziewczynom alkohol. Wypiła dwa kieliszki tequili i drinka z wódką. Od tego momentu jej wspomnienia są niewyraźne. Pamięta, że podszedł do niej pracujący dla zespołu Joe Letz. Oświadczył, że Till chcę ją poznać. Wielokrotnie zapewnił, że nie chodzi o seks, a krótką rozmowę w przerwie między utworami. Zaprowadził słaniającą się na nogach Shelby pod scenę, do pokoju wielkości przebieralni w sklepie.

Po chwili pojawił się tam Lindemann. Wściekł się, gdy powiedziała, że seks jest dla niej czymś wyjątkowym i nie uprawia go z obcymi ludźmi. Jednak pozwolił jej odejść. Shelby wróciła do pozostałych kobiet. Podczas koncertu tańczyła, śpiewała, potykała się, wieszała na innych osobach. W pewnym momencie zupełnie straciła świadomość. Dopiero w swoim pokoju hotelowym odkryła rozległe obrażenia w postaci sińców i krwiaków. Uwieczniła je na zdjęciach. Z ulgą stwierdziła, że jej miejsca intymne są nienaruszone. Wciąż miała na sobie bieliznę i getry.

Przez cały kolejny dzień wymiotowała, miała biegunkę i dreszcze. Nigdy wcześniej nie reagowała w ten sposób na alkohol, tym bardziej tak niewielką ilość. Doszła do wniosku, że Lindemann napełniał jej kieliszki czymś jeszcze.

Kolejnego dnia opublikowała w sieci zdjęcia swojego posiniaczonego ciała. Napisała, że została odurzona na imprezie Rammsteina. Zawiadomiła też litewską policję. Funkcjonariusze, którzy przyjechali do hotelu, odmówili przyjęcia zgłoszenia. „Prosiłam, błagałam, ale mieli to gdzieś” – mówi Shelby w jednym z nagrań, które wrzuciła na Instagrama.

Dziewczyna kupiła w aptece test na obecność narkotyków. Wyszedł negatywny – ale wielu substancji, których sprawcy przemocy używają celem odurzenia ofiar, nie da się wykryć po upływie 8 czy 16 godzin, a nawet wcale. Zwłaszcza w moczu.

Po powrocie do domu w Wielkiej Brytanii powiadomiła o zdarzeniu tamtejszą policję. Funkcjonariusze jej wysłuchali, ale stwierdzili, że nic nie mogą zrobić – jeśli przestępstwo zostało popełnione w Litwie, tylko tam może je zgłosić. Po tym, jak o sprawie rozpisały się media, wileńscy policjanci zgodzili się ją przesłuchać. Złożyła zeznania podczas trwającej pięć godzin wideokonferencji.

Dziennikarze śledczy docierają do kolejnych (domniemanych) ofiar wokalisty Rammsteina

Nie wiadomo, czy ktokolwiek poza nią i jej rodziną został przesłuchany. Alena Makeeva poinformowała, że litewska policja się z nią nie kontaktowała. To samo mówi 29-letnia Ieva Žiliūtė z Litwy, która była na wileńskiej imprezie Lindemanna i potwierdziła publicznie, że wyglądała ona tak, jak opisała to Shelby. Kobiety były dzielone na mniejsze grupki i prowadzone do innych pomieszczeń, nie pozwolono im mieć przy sobie telefonów. Ieva przyznała też, że zachowanie Lynn podczas koncertu było „przerażające”, mimo że wypiła niewielką ilość alkoholu – skakała, spadała, wieszała się ludziom na szyjach. Potem Joe Letz zabrał ją pod scenę, a gdy wróciła, była oszołomiona. Powtarzała w kółko to samo – że Lindemann chciał uprawiać z nią seks i wściekł się, gdy odmówiła. Ieva zdecydowała się na publiczne wsparcie Shelby, bo wini się za to, że wróciła do domu przed nią.

Decyzję policji musi jeszcze potwierdzić prokuratura w Wilnie. Według niemiecko-litewskiego prawnika Mindaugasa Jacinevičiusa, cytowanego przez „Die Welt”, nie można wykluczyć, że śledztwo zostanie wznowione, jeśli pojawią się nowe dowody, a presja medialna wzrośnie.

Kanclerz śledzi sprawę, prokuratura wszczyna śledztwo

Nie sposób policzyć, ile kobiet w ciągu ostatnich trzech tygodni zgłosiło się do niemieckich redakcji, by opowiedzieć o własnych doświadczeniach związanych z imprezami Lindemanna. Niektóre nie chcą być wspominane w tekstach, a jedynie pomóc w oszacowaniu skali problemu.

Niemal codziennie pojawiają się materiały dziennikarzy śledczych, którzy docierają nie tylko do traumatycznych historii, ale też zapisów rozmów – sprzed miesięcy, a nawet lat – potwierdzających autentyczność przynajmniej części z nich. Rozmawiają z dziesiątkami świadków, w tym osobami, które współpracowały bądź współpracują z Rammsteinem. Nazwiska większości z nich znane są tylko redakcjom. Podpisują oświadczenia, zgodnie z którymi za podanie nieprawdziwych informacji grozi im odpowiedzialność karna.

Kobiety mówią o utracie świadomości po wypiciu niewielkiej ilości alkoholu i odzyskaniu jej dopiero podczas stosunku z Lindemannem. O krwawieniu z miejsc intymnych, posiniaczonych ciałach. Świadectwa opublikowane w ubiegłym tygodniu przez dzienniki „Die Welt” i „Süddeutsche Zeitung” przytoczyłam w poprzednim tekście.

Berlińska prokuratura wszczęła postępowanie karne przeciwko Lindemannowi. Zarzuty dotyczą przestępstw na tle seksualnym oraz dystrybucji narkotyków. Podejrzaną w sprawie jest również Alena Makeeva. Decyzję poprzedziła debata w berlińskim Landtagu. Rzeczniczka prokuratury potwierdziła, że kilka osób złożyło wnioski o wszczęcie śledztwa. Nie ma wśród nich domniemanych ofiar, ale w Niemczech, podobnie jak w Polsce, gwałt jest ścigany z urzędu – wystarczy uzasadnione podejrzenie, że do niego doszło.

Dziś

„Uwolnij cycki” kontra „pokaż cycki”

Zarzuty kierowane w stronę Lindemanna skomentował rzecznik niemieckiego rządu, Steffen Hebestreit. Stwierdził, że wymagają one wyjaśnienia, zapewniając przy tym, że kanclerz Olaf Scholz bacznie śledzi sprawę. Przytoczył wypowiedź ministry ds. rodziny Lisy Paus, która kilka dni wcześniej zachęciła przedstawicieli branży muzycznej, by dołączyli do koalicji Razem Przeciwko Seksizmowi.

Fakt, że oskarżeniami wobec Lindemanna interesują się najważniejsi ludzie w państwie, może dziwić jedynie tych, którzy nie rozumieją, czym dla Niemiec jest Rammstein. Żaden zespół w historii kraju nie zrobił tak zawrotnej międzynarodowej kariery i nie sprzedał tak wielu płyt, śpiewając w ojczystym języku. Tysiące osób (sama znam trzy) nauczyły się niemieckiego, by rozumieć teksty jednej z największych światowych legend metalu.

Trochę Rohypnolu w kieliszku

„To będzie trudne. Nie dam rady tego przeczytać na głos” – mówi 22-letnia niemiecka influencerka Kayla Synx w opublikowanym na YouTubie nagraniu. Na ekranie wyświetla się wiersz autorstwa Tilla Lindemanna pt. Kiedy śpisz.

Lubię spać z tobą, gdy śpisz

Gdy w ogóle się nie ruszasz.

Twoje usta są otwarte, oczy zamknięte

Całe ciało odpoczywa.

Mogę dotknąć cię wszędzie

Lubię spać z tobą, gdy śnisz.

I tak powinno być (powinno być tak, bo to takie zabawne)

Trochę Rohypnolu w winie (trochę Rohypnolu w kieliszku).

I już nie możesz się ruszać

A gdy śpisz, to taka błogość.

 

Rohypnol to silny lęk uspokajający o działaniu nasennym. Wydawca tomiku, w którym znalazł się ten wiersz, zerwał współpracę z Lindemannem, tłumacząc, że ten „sam wyśmiał ideę oddzielania twórcy od dzieła”.

Wszystko, co musisz wiedzieć o pigułce gwałtu

Kayla Shyx, której działalność w sieci śledzą miliony ludzi, podzieliła się wspomnieniami z kulis koncertu Rammsteina, na który została zaproszona przez Alenę Makeevę w czerwcu 2022 roku. Nie widziała w tym niczego podejrzanego – osoby z jej zasięgami często są zapraszane na imprezy gwiazd. Kayli, która miała wówczas 21 lat, towarzyszyła 18-letnia koleżanka.

Shyx wspomina, jak wraz z siedmioma lub ośmioma innymi dziewczynami zostały zaprowadzone na backstage, gdzie zauważyła kilka znanych niemieckich aktorek. Okazało się jednak, że były zaproszone na inną imprezę. Makeeva poinformowała grupę, że wezmą udział w „małym przyjęciu z Tillem”. Ochroniarze zażądali oddania telefonów. „Powinnam się wtedy wycofać, ale czułam ogromną presję. A Alena ciągle nas uspokajała” – mówi Kayla.

Razem z pozostałymi została zaprowadzona do małego pokoju, w którym znajdowały się dwie czarne sofy i mnóstwo alkoholu. „Dziewczyny siedziały obok siebie, niektóre wyglądały na oszołomione. Sprawiały wrażenie, jakby były nieobecne. Ich oczy były puste. […] Zła atmosfera, całkowita cisza. Żadna się nie odzywała. I nagle to do mnie dotarło – jestem tu jako obiekt seksualny”. Wtedy po raz pierwszy poczuła strach.

Świat dogonił metal. Dziś metalowcy mogą powiedzieć „a nie mówiliśmy?”

Wraz ze swoją towarzyszką i dwiema innymi dziewczynami wyszła do toalety. „Powiedziały mi, że przed koncertem w tym pokoju była już impreza. Przychodzili mężczyźni, w tym Till Lindemann. […] Wybrał jedną, która miała zaspokoić go oralnie podczas przerwy. Nie wiem, czy powiedziano jej, czego od niej oczekiwano”.

Później Kayla dowiedziała się, że po tym, jak wraz z koleżanką w zdecydowany sposób oświadczyła, że chce wracać do domu i razem z jeszcze jedną dziewczyną opuściły imprezę, pozostałym zakomunikowano, że Lindemann do nich nie dołączy, ale żąda, by wsiadły do autobusu i przyjechały do jego hotelu. Shyx pokazała wiadomości, jakie dostała od innych uczestniczek tuż po tym wydarzeniu: „To było tak cholernie niekomfortowe”, „Zaprowadzono nas tam, żeby on mógł sobie którąś wybrać”, „Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego”, „O Boże, to było takie dziwne”.

Shyx już wtedy nagrała film, w którym opisała swoje doświadczenia, i chciała go opublikować, ale – jak twierdzi – jej poprzedni management stanowczo zaoponował, uznając, że mogłaby w ten sposób zaszkodzić swojej karierze.

„Zanim ludzie powiedzą, że wiesz, na co się decydujesz: Nie jest komunikowane, że chodzi o prywatną imprezę z Tillem. Była mowa o normalnej imprezie. I nawet jeśli zadajesz pytania, czy ma to podtekst seksualny, zaprzeczają” – podsumowuje Kayla.

Ciemne pudło do ssania

Firma eventowa Riggingwerk, zajmująca się montażem i demontażem konstrukcji podwieszanych, która ma na koncie współpracę z Rammsteinem, oświadczyła, że wyklucza jej wznowienie i odcina się od zespołu.

Aeneas Hohenadl, dyrektor zarządzający Riggingwerk, przyznał, że istnienie „czarnego pokoju” – małego pomieszczenia pod sceną, do którego miały być prowadzone kobiety, w tym Shelby Lynn – od lat było tajemnicą poliszynela. Zgodnie ze słowami Hohenadla wśród osób zatrudnionych przy koncertach Rammsteina pokój określano jako „suck box” – pudło do ssania. Potwierdził też, że ochroniarze zespołu chodzili między rzędami, wybierając kobiety, które tam kierowano, by Lindemann mógł sobie ulżyć w przerwie podczas koncertu.

Z kolei organizatorzy kanadyjskiego festiwalu Québec, na którym Rammstein występował w 2010 roku, oświadczyli, że muzycy zwrócili się do nich o pomoc w rekrutowaniu młodych kobiet na imprezę po koncercie.

„Prosili o to i usłyszeli odmowę” – powiedział Daniel Gélinas, który był wówczas dyrektorem generalnym festiwalu.

Samantha McKinley, obecna wiceprezeska ds. komunikacji festiwalu, potwierdziła, że ​​zespół chciał, aby promotorzy „ułatwili kontakt z widzami”.

Gélinas mówi, że przed koncertem zespół pojawił się w loży w pobliżu sceny „aby zobaczyć, czy są jakieś dziewczyny”, ale kazano im wyjść. „Nigdy tego nie widzieliśmy. To się nigdy nie zdarzyło innym artystom. Pracownicy byli oburzeni”.

Nie wolno pisać, że nie wolno pisać

Lindemann stanowczo zaprzecza wszystkim zarzutom pod swoim adresem. Jego interesów bronić będą renomowani berlińscy adwokaci – Simon Bergmann i Christian Schertz.

„Niezwłocznie podjęliśmy kroki prawne przeciwko poszczególnym osobom” – oświadczyli.

Tymczasem niemieckie media piszą o próbach ich „kneblowania”, podejmowanych przez prawników Rammsteina. „Robią wszystko, by utrudnić nam pracę” – twierdzi Tanya May, szefowa działu rozrywkowego dziennika „Bild”.

Frank Ueberall, prezes Niemieckiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, nazywa te działania „próbą założenia kagańca mediom” i „zastraszenia ich”

Do redakcji dziennika „Taz” wpłynęło kilka sprzecznych ze sobą „upomnień prasowych”. 11 czerwca prawnicy z Hamburga zażądali zaprzestania publikowania twierdzeń podobnych do tych, które pojawiły się w jednym z artykułów. Na przykład:

„Coraz więcej kobiet dzieli się swoimi doświadczeniami. Niemieckie media niemal codziennie publikują wyniki swoich śledztw. Zarzuty różnią się, ale wspólnie tworzą obraz systemu, w którym wybrane kobiety z Row 0 były kierowane na backstage, poddawane działaniu narkotyków i zmuszane do czynności seksualnych w ciemnej komórce pod sceną”.

Pro-lifer, antysemita i przemocowiec: tak upadał Kanye West

Jednocześnie pełnomocnicy zespołu próbują zakazać mediom pisania o tym, że zapowiadają kroki prawne przeciwko oskarżycielkom i… mediom. „Nie wolno już mówić, że Rammstein podejmuje kroki prawne przeciwko opisywaniu pojawiających się zarzutów” – czytamy w „Taz”.

Redakcja, zamiast dostosować się do tych oczekiwań, szczegółowo je opisała. Przytacza słowa tych samych prawników, którzy 28 maja w imieniu członków zespołu zażądali od Shelby Lynn zaprzestania rozpowszechniania zarzutów pod adresem Rammsteina i złożenia oświadczenia z klauzulą dotyczącą kary, którą poniesie w przypadku niedotrzymania umowy. Zapowiedzieli też walkę o odszkodowania.

„To, że Rammstein i ich wokalista krzyczą o czymś, czemu następnie zaprzeczają, nie świadczy o spójnej strategii obrony. Raz mówią, że wszyscy mają prawo do swojego zdania, a za chwilę podejmują działania prawne wobec (redakcji publikujących – przyp. red.) niepożądane wypowiedzi” – pisze „Taz”.

Wytwórnia zawiesza współpracę, tatuażystki zakrywają dziary

Jeszcze w ubiegłym tygodniu rzeczniczka Universal Music – wytwórni muzycznej, która wydaje płyty Rammsteina – zadeklarowała, że nie wyda oświadczenia w sprawie oskarżeń. Ale zmieniła zdanie.

„Zarzuty wobec Tilla Lindemanna wstrząsnęły nami. Wyrażamy najwyższy szacunek dla kobiet, które odważnie wystąpiły w tej sprawie. Jesteśmy przekonani, że jej pełne wyjaśnienie, również przez organy ścigania, jest niezbędne i leży w interesie wszystkich stron. Wstrzymaliśmy na razie działania marketingowe i promocyjne dotyczące nagrań zespołu” ­– czytamy w oświadczeniu przekazanym tygodnikowi „Spiegel”. Wytwórnia zaznacza, że jej relacje biznesowe z Rammsteinem nie obejmują koncertów ani handlu związanymi z nim towarami.

Jak wynika z ankiety przeprowadzonej przez renomowany ośrodek badań opinii publicznej INSA, aż 45 proc. niemieckiego społeczeństwa domaga się odwołania koncertów Rammsteina do wyjaśnienia sprawy. A raczej spraw, bo liczba oskarżeń rośnie z każdym dniem. 24 proc. ankietowanych uważa, że występy powinny się odbywać, 23 proc. nie ma zdania, a 8 proc. odmówiło udzielenia odpowiedzi.

Petycja w sprawie odwołania wszystkich zaplanowanych koncertów w Berlinie, zatytułowana Keine Bühne für Rammstein (tłum. Żadnej Sceny dla Rammsteina), zebrała już ponad 45 tys. podpisów.

W treści czytamy: „Trasa koncertowa obejmuje całą Europę, ale tutaj mamy wpływ na władze lokalne. Jeśli odniesiemy sukces w Berlinie, może to wywrzeć presję na prywatnych operatorów miejsc wydarzeń w innych miastach. Każda przestrzeń niedostępna dla machinacji Lindemanna ma znaczenie! Nadszedł czas, aby sprawcy ponosili konsekwencje”.

Z kolei austriaccy Zieloni wzywają do odwołania koncertów w Wiedniu, zaplanowanych na 26 i 27 czerwca.

Jednak przytłaczająca większość komentarzy pod artykułami dotyczącymi oskarżeń jest wyrazem wsparcia dla zespołu, pogardy wobec domniemanych ofiar, a w najlepszym przypadku obojętności. „Teraz lubię ich jeszcze bardziej” – takie wypowiedzi czytam zarówno w polskich, jak i niemieckich przestrzeniach internetowych. „No i super, jeśli ktoś rezygnuje z koncertu, chętnie kupię bilety”; „Mam to w dupie”; „Kobiety kochają niszczyć mężczyzn, którzy osiągnęli sukces”. Polski fandom Rammsteina planuje klęknąć pod sceną podczas lipcowych koncertów w Chorzowie, by okazać solidarność z zespołem, który ma w zwyczaju kończyć występy, klękając przed publicznością. Pomysł po raz pierwszy pojawił się na niemieckich forach i spotkał się z miażdżącą krytyką ze strony części komentariatu, między innymi popularnej komiczki i aktywistki Jasminy Kuhnke. „Po prostu chcę krzyczeć!” – napisała na Twitterze, wskazując, że klękanie w geście solidarności należy do tradycji ruchu Black Lives Matter.

Ale nie brakuje też byłych już fanów, którzy nie chcą skorzystać z wcześniej zakupionych biletów. Jedni rezygnują, inni deklarują, że „to ich ostatni koncert Rammsteina” czy że „pójdą z niesmakiem”. Niektórzy marzyli o tym od wielu lat. Kilkanaście osób pisało mi, że idą, bo mają bilety imienne, których nie da się zwrócić ani sprzedać. Jednak ci, którzy naprawdę nie chcą okazywać wsparcia wokaliście oskarżonemu o przemoc seksualną i jego ekipie, mają tylko jedno wyjście – odżałować tych kilka stów i wyrzucić bilet do kosza.

But Nergala – reprezentatywny dla wszystkich butów

Ci, którzy swoją miłość do zespołu zapisali na własnym ciele, mogą liczyć na pomoc niemieckich tatuażystek. Co najmniej kilkanaście z nich dołączyło do swojej oferty zakrywanie wzorów nawiązujących do Rammsteina – za darmo lub za dowolną kwotę przekazaną jednej z fundacji przeciwdziałających przemocy wobec kobiet.

Pojawiają się również dość liczne – zwłaszcza na oficjalnych profilach zespołu – komentarze, których autorzy apelują, by ten ratował wizerunek, odcinając się od wokalisty. Dopatrują się sygnałów świadczących o tarciach między muzykami, jak zakulisowe nagranie z koncertu w Monachium, na którym widać, jak Lindemann wyciąga dłoń do schodzącego ze sceny gitarzysty Richarda Kruspe, zaś ten podnosi rękę do góry i przechodzi obok niego w sposób, który wiele osób odczytuje jako świadczący o niechęci czy nawet pogardzie. Na innym nagraniu widać perkusistę Christopha Schneidera, który podczas zwyczajowego klękania przed fanami z trudem powstrzymuje łzy. Jakkolwiek by to interpretować, na ten moment, przynajmniej oficjalnie, Rammstein wspólnie stawia czoła kolejnym burzom, licząc zapewne, że – jak zapewnia Lindemann – i one przeminą.

Na razie zespół zwolnił Alenę Makeevę, której rolą było rekrutowanie dziewczyn dla Lindemanna, tymczasowo zrezygnował z „Row 0” oraz olbrzymiej maszyny w kształcie penisa, którą wokalista ma w zwyczaju ujeżdżać podczas koncertów, wystrzeliwując w publiczność mające imitować spermę białe konfetti. W dodatku zgromadzeni na stadionach fani i fanki w najbliższym czasie nie usłyszą dobrze sobie znanych słów utworu Pussy:

Tylko troszeczkę

Bądź moją małą suką

Ty masz cipkę, ja mam kutasa, ah

Więc jaki problem? Zróbmy to szybko

Weź mnie zanim będzie za późno, życie jest zbyt krótkie, nie mogę czekać

Weź mnie teraz, oh, czy nie widzisz? W Niemczech nie mogę zaliczyć

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij