Psychologia, Świat

Incelki – kobiety skazane na celibat czy hipergamiczne bestie poszukujące alfy?

Odkąd zajęłam się opisywaniem internetowej subkultury inceli, jedno z najczęściej zadawanych mi pytań brzmi: „czy istnieją również incelki?”. A jeśli tak, czy rozwiązaniem problemu jednych i drugich nie byłoby umawianie się ze sobą nawzajem?

W incelosferze funkcjonuje powszechne przekonanie, że kobieta nie może żyć w mimowolnym celibacie – jeśli nie uprawia seksu, choć chciałaby, oznacza to, że mimo swojej niskiej atrakcyjności fizycznej celuje w chadów, czyli klasycznych przystojniaków, samców alfa. Jest więc hipergamiczna – pragnie mężczyzny piękniejszego od siebie, a resztę, w tym samych inceli, odrzuca jako niegodnych dzielenia z nimi intymności. Niektórzy przedstawiciele tej społeczności uznają istnienie swoich żeńskich odpowiedników, twierdzą jednak, że problem ten dotyczy kobiet wykraczających poza kanon urodowy w sposób drastyczny, cierpiących z powodu chorób czy deformacji, a więc nielicznych, skrajnych przypadków.

Jak zdradziłam sprawę feministyczną i przeszłam na stronę inceli

Incelki (wymiennie nazywające się femcelkami) forsują podobną, ale odwróconą narrację: ich zdaniem przymusowy celibat to wymysł nieatrakcyjnych fizycznie mężczyzn, którzy pożądają partnerek o wyglądzie instamodelek, nie zauważając tych na „swoim poziomie”, a nawet nimi pogardzając, ponieważ patriarchalna kultura nauczyła ich, że wygląd stanowi o wartości kobiety – sami zaś mogą nadrobić braki urodowe charyzmą, intelektem i poczuciem humoru czy choćby pozycją zawodową.

W Polsce nie istnieją grupy zrzeszające incelki, przyjrzałam się więc zagranicznym stronom (jak Reddit czy ThePinkPill.co) i zamkniętym grupom, rozmawiając z kilkoma ich członkiniami. Ich podejście celnie podsumowała Nona Willis Aronowitz, amerykańska publicystka, która badała tę społeczność: „Femcelki wierzą, że toksyczna mieszanka mizoginii i trudnych do spełnienia standardów piękna, bardziej restrykcyjnych wobec kobiet, skazuje je na samotność”.

– Incele odmawiają nam prawa do określania się w ten sposób, ponieważ twierdzą, że zawsze znajdzie się ktoś, z kim mogłybyśmy pójść do łóżka. Choćby coomer [mężczyzna uzależniony od porno i masturbacji – przyp. P.W.], który wyrucha nas i zostawi, bo będziemy dla niego wyłącznie ciałem, w które można się spuścić. Uważają, że jeśli rezygnujemy z tego rodzaju aktów desperacji, jeśli nie godzimy się na przedmiotowe traktowanie, kiepski seks nastawiony wyłącznie na męską satysfakcję, to znaczy, że same skazujemy się na celibat – mówi mi Anne [imię zmienione], moderatorka zamkniętej grupy dla incelek na Discordzie.

Femcelki często porównują ten wybór – ich zdaniem pozorny – do wyboru między głodowaniem a zjedzeniem zatrutego jedzenia. Tymczasem większość inceli, z którymi rozmawiałam, odrzuca, a nierzadko wyśmiewa twierdzenie, że zły seks jest gorszy niż jego brak. Ich zdaniem potwierdza to tezę, że kobiety – niezależnie od swego wyglądu – mogą wybrzydzać, podczas gdy oni pozbawieni są możliwości współżycia w ogóle. Co więcej, kobiece standardy dotyczące męskiej urody rosną – w ich przekonaniu – z roku na rok, wobec czego problem incelizmu dotyczyć ma coraz większej grupy mężczyzn.

Cierpienia młodego incela

czytaj także

Marzenie femcelki

Różnice pomiędzy utożsamiającymi się z incelizmem kobietami a mężczyznami są wyraźne. Na forach dla incelek przeważają dziewczyny, które uprawiały seks lub chociaż miały ku temu okazję – ale było to wiele lat temu i od tego czasu, mimo starań, nie zaznały bliskości. Bo to właśnie potrzebę bliskości, zbudowania wzajemnego zaufania, emocjonalnej więzi, a dopiero w dalszej kolejności relacji seksualnej najczęściej wyrażają. Wiele ma na koncie nieprzyjemne, a nawet traumatyczne doświadczenia seksualne.

– Mając 24 lata, zgodziłam się na seks z kolegą, w którym byłam zakochana. Nigdy wcześniej nie zaznałam intymności z drugą osobą. Liczyłam, że dzięki temu zacznie odwzajemniać moje uczucia. Po wszystkim powiedział, że mnie lubi, ale do siebie nie pasujemy, zresztą podoba mu się inna dziewczyna. Znalazłam jej profil na Instagramie. Wyglądała o niebo lepiej zarówno ode mnie, jak i od niego – opowiada 32-letnia dziś Marie [imię zmienione] z Wielkiej Brytanii, która dwa lata temu dołączyła do internetowej społeczności femcelek. Podziela ich przekonanie, że stopień fizycznej atrakcyjności kobiet determinuje ich życie seksualno-romantyczne w większym stopniu, niż dzieje się to w przypadku mężczyzn.

Narracje inceli i femcelek wzajemnie się wykluczają. Obydwie grupy twierdzą, że to ta druga przykłada większą wagę do wyglądu potencjalnego partnera czy partnerki. Oni lubią wspominać, że idąc ulicą, często napotykają atrakcyjnych mężczyzn ze znacznie mniej atrakcyjnymi kobietami. One zauważają odwrotny trend.

– Chciałabym poznać mężczyznę, który podziela moje zainteresowania, jest zaangażowany w rozmowę, szanuje mnie i moje granice. Cierpliwego i tolerancyjnego, umiejącego mówić o swoich emocjach, nieuzależnionego od porno. Z wyglądu powinien być średnio brzydki. Nie chcę chada, kwadratowe szczęki i „oczy łowcy” sprawiają, że wyglądają jak kosmici – mówi Anne.

– Czy umówiłabym się z incelem? Jasne, gdyby spełniał powyższe kryteria. Niestety większość chłopaków, których poznałam przez internet i gry wideo, szybko przechodziła od koleżeństwa do seksualnych podtekstów. Za szybko – podkreśla Anne. I dodaje: – Nie masz pojęcia, jak bardzo obrzydzali mnie chłopcy, z którymi chodziłam do szkoły. Mieli obsesję na punkcie seksu, a jeśli od czasu do czasu zachowali się jak ludzie, a nie prymitywne zwierzęta, oczekiwali natychmiastowej gratyfikacji. To mnie odstrasza.

Różowa pigułka

Determinacja, z jaką incele bronią tego terminu przed incelkami, jest zadziwiająca – zwłaszcza że określenie „incel” zostało stworzone przez kobietę, kanadyjską biseksualistkę znaną jako Alana, która w 1997 roku założyła pierwszą stronę internetową zrzeszającą osoby pozostające w mimowolnym celibacie. Jej celem nie było antagonizowanie płci, ale dzielenie się własnym doświadczeniem samotności i seksualnego wykluczenia, wzajemne wsparcie i zrozumienie, a nie forsowanie konkretnej ideologii.

Dzisiejsze incelki chcą odzyskać ten termin z rąk wrogo nastawionych do kobiet, głoszących mizoginiczne hasła mężczyzn. Choć aby nazywać się w ten sposób, nie trzeba reprezentować żadnego konkretnego zestawu poglądów, z forów internetowych dla femcelek wykluła się ideologia „różowej pigułki” (pinkpill), stojąca w opozycji do związanych z męską częścią incelosfery czarnej (blackpill) i czerwonej (redpill).

„A miłości bym nie miał” − incele jako tragikomiczne zombies w krwawym bad tripie Elliota Rodgera

Termin „pinkpill” ma kilka różnych znaczeń – femcelki nie przypisują mu jednoznacznej definicji, jednak trzonem tej płynnej ideologii jest odrzucenie patriarchalnych norm kulturowych, sprzeciw wobec męskiej dominacji i sztucznie kreowanych standardów urodowych, co zwykle wiąże się z krytyką tzw. lookismu (wyglądyzmu), mediów społecznościowych faworyzujących (również poprzez algorytmy) piękno zgodne z owymi standardami oraz aplikacji randkowych. Na stronie ThePinkPill.co znaleźć można wpisy wzywające do kobiecej supremacji, ale też porady dotyczące postępowania z mężczyznami tak, by uniknąć zranienia czy wykorzystania, oraz techniki manipulacji.

Z kolei przez inceli pinkpill rozumiany jest jako trend (którego istnienie nie jest poparte żadnymi badaniami naukowymi), zgodnie z którym nieatrakcyjni fizycznie mężczyźni przechodzą korektę płci, co ma zwiększyć ich szanse na seks z nieheteroseksualnymi kobietami (popularne jest przekonanie, że pula chętnych na współżycie z trans dziewczynami jest znacznie większa niż osób, które byłyby gotowe zainteresować się incelami). Nie wiadomo, ilu naprawdę zdecydowało się na tak radykalny krok, jednak sam pomysł wystarczy, by femcelki znalazły usprawiedliwienie dla uprzedzeń względem transpłciowych kobiet, uznając, że są wśród nich niebezpieczni „faceci w przebraniu”.

Wojny nie tylko teoretyczne. O co chodzi terfkom?

Incelizm incelizmowi nierówny

Według inceli jedynym sposobem, w jaki niewpisujący się w urodowe standardy mężczyzna może nawiązać seksualną relację z kobietą, jest podniesienie swojego statusu społecznego i zostanie betabankomatem, a więc „bezpieczną przystanią”, którą kobieta wybierze, kiedy po latach „kręcenia się na karuzeli kutasów” uzna, że potrzebuje stabilności (nigdy jednak nie będzie go pożądać, a jeśli nadejdzie okazja, nie zawaha się zdradzić go z chadem).

Z kolei incelki twierdzą, że sfera romantyczna jest dla nich całkowicie niedostępna, zaś jedyną szansą na seksualne zbliżenie jest obniżenie swoich standardów do minimum, wystawienie się na ryzyko wykorzystania, a nawet doświadczenia przemocy, a przede wszystkim akceptacja faktu, że dla potencjalnego kochanka będą tylko żywym masturbatorem.

Podobnie jak incele femcelki często odwołują się do ewolucyjnych uwarunkowań – uważają np., że odwiecznym celem mężczyzn jest obdzielenie swym nasieniem jak największej liczby kobiet, wobec czego zwracają oni niewielką uwagę na stopień atrakcyjności partnerek seksualnych i chętnie obniżą swoje wymagania, byle tylko „zaliczyć” (i przekazać dalej swój materiał genetyczny). Dążą jednak do związku z taką, która będzie spełniać surowe kryteria dotyczące wyglądu, bo m.in. od tego zależy ich miejsce w hierarchii społecznej – co oczywiście nie znaczy, że dochowają im wierności. Zasada ta oczywiście ma nie dotyczyć inceli, którzy – wedle tej narracji – mają zbyt wysokie (jak na swoje możliwości) standardy, których nie zamierzają obniżyć, czym skazują się na celibat.

Problemem kobiet identyfikujących się jako femcelki nie jest absolutny brak możliwości uprawiania seksu, ale strach czy też niechęć wobec bycia potraktowaną jak mięso, a przy tym niemożność zbudowania więzi, która dawałaby gwarancję wzajemnego szacunku i zaangażowania. Na ich forach panuje powszechna mizoandria, wyrażająca się m.in. w przekonaniu, że wszyscy (bądź prawie wszyscy) mężczyźni myślą penisem, a aplikacje randkowe traktują niczym knajpy z fast foodem.

Niechęć do mężczyzn bardzo rzadko przybiera tam skrajnie agresywną formę, trudno o przykład nawoływania do przemocy czy usprawiedliwiania jej, co w męskiej części incelosfery (zwłaszcza anglojęzycznej) nie jest rzadkością. Jednak pogarda, a nawet nienawiść do płci męskiej jest na tyle powszechna, że Reddit usunął największe femcelskie subreddity ThePinkPill oraz Trufemcels z uwagi na niezgodność z regulaminem.

Incele kontratakują

Incelki czują zresztą niechęć nie tylko do mężczyzn, ale też do wszystkich kobiet, które realizują patriarchalny model relacji (te, które nie zgadzają się z głoszonymi przez nie teoriami, nazywane są często „pick-me girls”, czyli dziewczynami, których głównym celem jest przypodobanie się facetom). W ich przestrzeniach powszechna jest transfobia, pogarda wobec pracownic seksualnych, a nawet przekonanie, że relacje oparte na niezobowiązującym seksie (jak FwB – friends with benefits czy ONS – one night stand) są dla kobiet poniżające i utwierdzają mężczyzn w przekonaniu, że wszystkie reprezentantki płci żeńskiej mogą traktować jak seksualne zabawki, nie okazując im choćby cienia szacunku.

Silny jest też sprzeciw wobec przemysłu porno. Administratorka jednej z największych zamkniętych grup dla femcelek mówi mi: – Większość mężczyzn nie potrafi zapanować nad potrzebą ciągłego konsumowania pornografii, co samo w sobie jest wysoce nieetyczne. To, co widzą, przenoszą później do prawdziwych relacji, myśląc, że chcemy być używane, traktowane skrajnie przedmiotowo, brutalnie. Przeciętny incel ogląda porno, a występujące w nim kobiety uważa za szmaty, sobie nie mając nic do zarzucenia. – I dodaje: – Przeraża mnie, jak wygląda większość normickich związków – kobiety pozwalają swoim partnerom na oglądanie tego typu filmów, a nawet opłacanie dziewczyn pracujących na kamerkach.

Chroniczny brak seksu jest problemem zarówno inceli, jak i incelek. Z tą różnicą, że dla tych pierwszych „peklowanie” jest zwykle celem samym w sobie, a jego osiągnięcie ma być niemożliwe przez całkowity brak zainteresowania ze strony kobiet, dla drugich zaś zwieńczeniem, ale nie kluczowym elementem relacji – wiele femcelek przyznaje, że spotykają się z seksualnym zainteresowaniem ze strony mężczyzn, ale nie ułatwia to zbudowania głębszej więzi, wiąże się bowiem z chęcią jak najszybszego zaspokojenia prymitywnych żądz i sprawia, że czują się traktowane przedmiotowo.

Przy czym nie wszystkim incelom chodzi wyłącznie o seks – w ich wpisach i wypowiedziach na zamkniętych serwerach wyraźna jest potrzeba bliskości jako takiej, zrozumienia, akceptacji, zaś głównym źródłem cierpienia zdają się samotność, izolacja, poczucie odrzucenia i własnej bezwartościowości. Jednak tym, co konstytuuje incela, jest brak doświadczeń seksualnych i możliwości zmiany tego stanu rzeczy – tyle i tylko tyle.

Patologiczna grupa wsparcia

Femcelkom trudno stworzyć bezpieczną internetową przestrzeń – ilekroć próbują to zrobić, ich fora bombardowane są przez przedstawicieli manosfery, którzy śpieszą przypomnieć, że incelizm wśród kobiet nie istnieje, a one same marzą nie o szacunku i miłości, a o „nabiciu się na bolca chada”, że pragną brutala, ale pod warunkiem, że będzie on stał wysoko w „hierarchii genetycznej”. Na jednej z zamkniętych grup dla incelek dowiaduję się, że odpłacają pięknym za nadobne, podszywając się pod mężczyzn i trollując inceli w ich własnych przestrzeniach.

Użytkowniczka Reddita o nicku AnxietyLogic, określająca się jako była femcelka, pisze tak: „Femcelki z nieistniejących już grup na Reddicie, z których wiele przeszło na strony typu ThePinkPill.co, patrzyły na mężczyzn z góry, dzieląc ich na LVM [Low Value Men] i HVM [High Value Men], czyli mających niską i wysoką wartość. Motywowały się wzajemnie, by zrezygnować z uganiania się za tymi pierwszymi, do podnoszenia swojego poziomu atrakcyjności poprzez różnego rodzaju techniki mające poprawić wygląd, ale w rzeczywistości sprowadzało się to często do konkursu o tytuł najbrzydszej z najbrzydszych. Część dziewczyn twierdziła, że mężczyźni, jako gorsza płeć, powinny służyć kobietom, za wszystko płacić, a jeśli jakiś zaproponuje podzielenie rachunku podczas randki, należy uznać go za LVM i odrzucić. Jednak najpowszechniejszą postawą było: »faceci to śmieci, nie potrzebujesz ich, skarbie«”.

Gra w bliznę

czytaj także

Gra w bliznę

Katarzyna Kasia

Dziewczyna odcięła się od środowiska, kiedy portal zamknął subreddity TruFemcels i ThePinkPill. Twierdzi, że dzięki temu wyrwała się z beznadziei, w której utwierdzały ją inne użytkowniczki: „To było niekończące się, wzajemne pogrążanie we własnej nędzy, pisanie komentarzy potęgujących złe samopoczucie, narzekanie na to, jacy okropni są mężczyźni, i rywalizacja o tytuł najbrzydszej kobiety na świecie. […] Weszłam do społeczności femcelek, bo byłam niesamowicie samotną nastolatką. Nie miałam przyjaciół, byłam nękana i poddawana ostracyzmowi przez rówieśników. Ludzie, których uważałam za swoich przyjaciół, okazywali się toksyczni, traktowali mnie jak gówno i w końcu mnie porzucali. Miałam niezdiagnozowany zespół Aspergera, więc było mi niezwykle trudno nawiązać i utrzymać znajomości. Myślałam, że jestem po prostu brzydką dziwaczką”.

Dalej pisze: „Tak jak reszta dziewczyn uważałam, że incele zasługują na swój los, ponieważ są ofiarami wyłącznie swojego lookismu, potrzeby uganiania się za najpiękniejszymi dziewczynami. Wierzyłam, że to my jesteśmy prawdziwie uciskane, a oni są tylko jęczącymi, wiecznymi dziećmi – podczas gdy byliśmy dwiema stronami tej samej monety. […] Doszłam do wniosku, że jedynym powodem, dla którego nie mogłam wejść w związek, była moja brzydota. Próbowałam wszystkiego, aby »naprawić« mój wygląd. Oczywiście nic nie działało, ponieważ nie on był moim problemem. Czułam, że mimo starań stoję w miejscu, przez co byłam coraz bardziej zgorzkniała, wściekła na cały świat”.

Punkty wspólne

Na forach dla inceli jedną z kwestii budzących największe kontrowersje jest to, kto tak naprawdę nim jest – coraz bardziej powszechne jest wspomniane wyżej przekonanie, że terminem tym mogą określać się wyłącznie osoby, które mimo starań nie mają choćby pojedynczego doświadczenia seksualnego. Czy podobny spór dotyczy femcelek?

– Dzielimy się na incelki, volcelki i mentalcelki. Wśród incelek są zarówno kobiety, które nigdy nie uprawiały seksu, jak i takie, które nie doświadczyły zbliżenia od kilku, nierzadko kilkunastu lat. W przeciwieństwie do volcelek, również żyjących w celibacie, chciałyby to zmienić. Mentalcelki doświadczają odrzucenia ze względu na stan zdrowia psychicznego – mówi Marie. I podkreśla: – Nie chodzi o rywalizację o to, kto ma najgorzej, ale wkurzyło nas, kiedy termin »femcel« trafił na TikToka. Mnóstwo spragnionych uwagi Stacies [kobiet o ponadprzeciętnym wyglądzie, wpisujących się w panujący kanon urodowy – przyp. P.W.] i małolat używało go, by pożalić się na swoje nie dość satysfakcjonujące życie seksualne.

Mężczyźni cierpią w świecie zorganizowanym przez mężczyzn. A z kobiet robią kozły ofiarne

Może się wydawać, że inceli i incelki więcej dzieli, niż łączy. Rzeczywiście trudno wyobrazić sobie przyjazne relacje (nie mówiąc o romantycznych czy seksualnych) między mizoginami i mizoandryczkami – choć w jednej i drugiej grupie znajdują się osoby, które nie podzielają dominujących w nich narracji. Pewne elementy powtarzają się jednak zarówno w historiach znanych mi z incelosfery, jak i rozmowach z kobietami identyfikującymi się jako femcelki:

– Większość z nas ma przynajmniej kilka z następujących problemów: zaburzenia psychiczne, spektrum autyzmu, skrajny introwertyzm, dysfunkcyjne rodziny, niskie poczucie własnej wartości, wyniesiony z domu toksyczny wzorzec męskości, doświadczenie odrzucenia przez rówieśników lub bullyingu w szkole, wykluczenie ekonomiczne, nieprzystawalność do tego, co media kreują jako atrakcyjne. Nigdy jednak nie spotkamy się pośrodku, bo gardzimy sobą nawzajem – twierdzi Marie.

Jednak niezależnie od tego, czy zrzucimy to na karb socjalizacji, patriarchatu i toksycznych wzorców męskości, czy ewolucyjnych uwarunkowań, faktem jest, że frustracja i niechęć do płci przeciwnej tylko w przypadku męskich reprezentantów incelosfery prowadzi do aktów fizycznej przemocy – na kilkadziesiąt przypadków ataków ze skutkiem śmiertelnym ze strony inceli (w skali całego świata) nie przypada ani jeden, który można by powiązać ze środowiskiem femcelek, a w ich narracji nieporównywalnie rzadziej pojawia się chęć (czy wręcz nawoływanie) do zemsty na społeczeństwie, w incelskim slangu nazywanej beta uprising.

W sprawie legalizacji gwałtów

Trudno oprzeć się wrażeniu, że jedna i druga internetowa społeczność działają na zasadach sekty. Użytkowniczka AnxietyLogic pisze: „Kiedy znalazłam się na redditowym forum Trufemcels, poczułam, że w końcu ktoś rozumie moje zmagania. Znalazłam ludzi podobnych do mnie. W ten sposób wpadłam w króliczą norę.

Rozmawiałyśmy o wyglądyzmie, o tym, jakie to niesprawiedliwe, że urodziłyśmy się takie nieatrakcyjne, jak bardzo chciałybyśmy znaleźć kogoś, kto pokocha nas pomimo naszego wyglądu, a także jak płytcy i okrutni są mężczyźni, którzy chcą tylko kobiet w typie Stacies. Zazdrościłyśmy takim kobietom, uważając, że wszystko w życiu mają podane na tacy. Nic nie mogło odwieść mnie od myślenia, że jestem ohydna, więc polubiłam społeczność femcelek – czułam, że nie okłamują mnie w kwestii mojej urody, by oszczędzić mi cierpienia, i dlatego są godne zaufania.

Ta doktryna pozwala ci wierzyć, że wszystkie twoje nieszczęścia są spowodowane przez społeczeństwo, drugą płeć, fatalne geny. To pocieszające, gdy słyszysz, że to nie ty jesteś problemem. Jesteś ofiarą. Inni spiskują przeciw tobie, by zrujnować ci życie. Nic nie jest twoją winą. Uważam, że incele i femcelki są rekrutowani za pomocą tej samej taktyki. To żerowanie na niepewnych siebie, samotnych i często bardzo młodych ludziach, którym daje się pozorną akceptację i namawia do taplania we własnym bagienku, każąc wierzyć, że absolutnie nic od nich nie zależy”.

Brutalna rzeczywistość (aplikacji randkowych)

Incele i incelki zwracają uwagę, że aplikacje randkowe zrewolucjonizowały proces nawiązywania relacji romantyczno-seksualnych: coraz więcej par poznaje się w ten sposób, a jako że aplikacje te rządzą się obrazem, wraz z ich popularyzacją osoby najbardziej atrakcyjne fizycznie zyskują coraz większą przewagę. Osobowość, talent, nawet status społeczny schodzą na dalszy plan.

W męskiej części incelosfery króluje przekonanie, że kobiety – niezależnie od urody – mogą przebierać w propozycjach i pozwolić sobie na wybredność, bo niewielki odsetek najprzystojniejszych użytkowników jest w stanie wszystkie je zaspokoić. Są rozpieszczone przez „simpów”, którzy podnoszą ich poczucie własnej atrakcyjności okazywanym zainteresowaniem i komplementami, wraz z ego zaś rosną wymagania co do potencjalnego partnera.

Femcelki nie kłócą się z faktem, że przeciętna kobieta może liczyć na większą liczbę lajków, wiadomości i propozycji – potwierdzają to raporty publikowane przez takie aplikacje jak Tinder czy OkCupid. Tendencję tę tłumaczą jednak zgoła inaczej: faceci myślą „tą drugą głową” i robią wszystko, byle zaliczyć, choćby kosztem obniżenia własnych (często wygórowanych) standardów. Jeśli zdecydują się na seks z kobietą, której uroda nie trafia w ich gusta, potraktują ją jak „worek na spermę”, akceptowalny kompromis. Dlatego femcelki odmawiają udziału w tej grze – choćby kosztem dożywotniego celibatu.

Zdecydowana większość użytkowników najpopularniejszych aplikacji randkowych to mężczyźni. Na Tinderze dysproporcja wynosi nawet 1:9 (różni się nieco w zależności od kraju), na OkCupid to 1:1,5. Z badań opublikowanych w 2019 roku przez amerykańskie Pew Research Center wynika, że kobiety zdecydowanie rzadziej skarżą się na zbyt małe zainteresowanie – jedynie 27 proc. narzeka na niedostateczną liczbę wiadomości, w porównaniu do 57 proc. męskich użytkowników. 30 proc. kobiet i 6 proc. mężczyzn twierdzi zaś, że otrzymuje ich zbyt dużo.

Kobiety zdecydowanie częściej zgłaszają problemy z napastliwością i przekraczaniem granic przez rozmówców – 46 proc. otrzymało niechciane zdjęcia lub wiadomości o seksualnej treści (w porównaniu do 26 proc. mężczyzn), obelgi (33 do 22 proc.) i groźby użycia przemocy fizycznej (11 do 6 proc.). 53 proc. kobiet i 39 proc. mężczyzn uważa, że poznawanie ludzi poprzez aplikacje randkowe może być niebezpieczne.

Tinder pozwala przełamać społecznościowe bańki i podziały klasowe

Raporty publikowane przez aplikacje randkowe pokazują, że mężczyźni zdecydowanie częściej przesuwają kobiece profile w prawo (tzn. na tak), podczas gdy kobiety są zdecydowanie bardziej wybredne. Z raportu PRC wynika natomiast, że zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn deklaruje problem ze znalezieniem partnera, który pociągałby je fizycznie (36 do 21 proc.). Raport opublikowany w 2015 roku przez aplikację OkCupid wskazuje, że kobiety 3,5 razy rzadziej inicjują rozmowę – przy czym nie zależy to ani od ich wieku, ani ilości otrzymywanych wiadomości (a więc to nie tak, że te najmniej „rozpieszczone” męskim zainteresowaniem są bardziej chętne, by je okazywać).

Co ciekawe, użytkownicy niezależnie od płci przejawiają tendencje „hipergamiczne” – mężczyźni zagadują do kobiet, których profile oceniane są jako atrakcyjniejsze od ich własnych o 17 punktów, zaś kobiety do mężczyzn prezentujących się lepiej od nich o 10 punktów. Prawdą jest więc, że kobiety mają pełniejsze skrzynki odbiorcze, jednak przeważają w nich wiadomości od użytkowników poniżej ich poziomu atrakcyjności – jeśli chcą mierzyć wyżej, muszą wykazać się inicjatywą.

Trudno powiedzieć, jak te tendencje mają się do rzeczywistości poza internetem – wśród inceli i femcelek powszechne jest traktowanie ich jako gorzkiej prawdy o współczesności, a nie tylko o regułach rządzących aplikacjami i portalami randkowymi. Tak czy inaczej, aplikacje są obecnie jednym z najpopularniejszych sposobów poznawania potencjalnych partnerów i partnerek (ich dominację przypieczętowały lockdowny) i najpopularniejszym, jeśli chodzi o niezobowiązujący seks. Nie powinno więc budzić kontrowersji stwierdzenie, że w nawiązywaniu relacji romantyczno-seksualnych wygląd zewnętrzny liczy się bardziej niż kiedykolwiek – spór o to, która z płci jest w związku z tym bardziej poszkodowana, pozostawię nierozstrzygnięty.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij