Świat

Monbiot: Kapitalizm to pożar, który trawi cały świat

Zaczęło się na wyspie skolonizowanej przez Portugalię. Dziś ogień kapitalizmu szaleje po całym świecie, spopielając ludzi i całe ekosystemy. Plądrowanie zasobów i dewastacja środowiska to nie wypaczenia kapitalizmu – to sama jego natura.

Kiedy dochodzi do wycieku dokumentów z odległych wysp i niejasnych jurysdykcji, gdzie bogaci chowają swoje pieniądze – na przykład publikacji dokumentów Pandora Papers na początku października – zadajemy sobie pytanie, jak mogło do tego dojść. Jak to się stało, że tkwimy w globalnym systemie pozwalającym na transfer do zamorskich terytoriów nieopodatkowanych i ukrytych przed światem fortun. Politycy mówią, że to jest „to brzydsze oblicze kapitalizmu”. Nieprawda. To jest jedyne oblicze kapitalizmu.

Kapitalizm narodził się na wyspie u północnych wybrzeży Afryki. Kilkadziesiąt lat po kolonizacji Madery w 1420 roku Portugalczycy opracowali system w pewnych aspektach bezprecedensowy. Wyciąwszy lasy, od których nazwali wyspę (madeira to po portugalsku drewno), stworzyli dla siebie na tym niezamieszkanym lądzie ziemię niczyją – terra nullius – na której mogli zbudować nową gospodarkę. Finansowani przez bankierów z Genui i Flandrii, przywieźli z Afryki niewolników do sadzenia trzciny i przetwarzania jej na cukier. Skonstruowali gospodarkę, w której ziemia, praca i pieniądze straciły wcześniejsze znaczenie społeczne i stały się towarem, przedmiotem obrotu handlowego.

Piekło przenosi się na Ziemię

Jak wskazuje Jason Moore w artykule do czasopisma „Review”, w takich okolicznościach do zagarnięcia ogromnej ilości dóbr naturalnych wystarczył niewielki nakład kapitału. Na żyznej glebie Madery, używając dostatku drewna jako paliwa, niewolnicza praca osiągnęła niewyobrażalną wcześniej wydajność. W latach 70. XV wieku ta niewielka wyspa stała się największym na świecie producentem cukru.

Gospodarka Madery miała jeszcze inną, niespotykaną wcześniej cechę: zawrotną prędkość, z którą przerabiała naturalne bogactwo wyspy. Produkcja cukru osiągnęła szczyt w 1506 roku, a do 1525 roku zmalała o prawie 80 proc. Najważniejszym powodem tego spadku zdaniem Moore’a było wyczerpanie dostępnych zasobów drewna. Na Maderze skończyła się madeira.

Do rafinacji jednego kilograma cukru potrzeba było 60 kilogramów drewna. Jako że drewno trzeba było pozyskiwać z coraz bardziej stromych i odległych rejonów wyspy, do wyprodukowania tej samej ilości cukru potrzeba było coraz więcej niewolnej pracy. Innymi słowy, wydajność pracy spadła: około czterokrotnie w ciągu 20 lat. W tym samym okresie wycinki lasów doprowadziły do wymarcia kilku endemicznych gatunków.

Początek antropocenu: podboje, kolonizacja, niewolnictwo

czytaj także

Tak Portugalczycy zrealizowali schemat, który miał się stać klasycznym niszczycielskim cyklem koniunkturalnym kapitalizmu: po wyzyskaniu jednego miejsca przenieśli swój kapitał na inne rubieże świata. Kolejne plantacje trzciny cukrowej założyli najpierw na São Tomé, potem w Brazylii, a jeszcze później na Karaibach, w każdym przypadku wyczerpując zasoby naturalne przed kolejną przeprowadzką. Moore dowodzi, że zabór nowego terytorium, wyczerpanie jego zasobów i częściowe porzucenie to podstawowa cecha modelu akumulacji, który nazywamy kapitalizmem. Kryzysy ekologiczne i dramatyczne spadki wydajności, takie jak na Maderze, nie są wypaczonymi skutkami ubocznymi systemu. Na nich się właśnie cały ten system opiera.

Na wyspie wkrótce zaczęto wytwarzać inne towary, głównie wino. Nikogo nie powinno zaskoczyć, że dziś wyspa jest owiana złą sławą raju podatkowego. Wzmiankowano o niej w doniesieniach z archiwum Pandora Papers na początku października. A co ma zrobić ekologicznie spustoszona wyspa, której gospodarka opierała się na rabunku zasobów?

W opublikowanej w 1847 roku powieści Dziwne losy Jane Eyre Charlotte Brontë stara się oczyścić z moralnych obciążeń niespodziewany spadek otrzymany przez jej bohaterkę po stryju, „panu Eyre z Madery”. Jak informuje Jane kleryk St. John Rivers, majątek „jest umieszczony w papierach angielskich”. To również dystansuje kapitał Jane od majątku Edwarda Rochestera, skażonego powiązaniami z inną wyspą spustoszoną przez plantacje trzciny cukrowej: Jamajką.

Kłamstwa w majestacie

czytaj także

Kłamstwa w majestacie

George Monbiot

Czym były i czym są te „angielskie papiery”? W 1847 roku Anglia była ośrodkiem światowego imperium, którego kapitalistyczne przedsięwzięcia od dawna górowały nad portugalskimi. Przez trzysta lat systematycznie grabiła inne kraje: wywoziła ludzi z Afryki i zmuszała ich do pracy na Karaibach i w Ameryce Północnej, wyprowadzała oszałamiające bogactwo z Indii i wydobywała surowce potrzebne do napędzania rewolucji przemysłowej przez system niewoli kontraktowej, właściwie nieróżniącej się niczym od niewolnictwa. Gdy wychodziły drukiem Dziwne losy Jane Eyre, Wielka Brytania właśnie skończyła pierwszą wojnę opiumową z Chinami.

Finansowanie tego systemu światowej kradzieży wymagało nowych sieci bankowych. To one położyły podwaliny pod zamorski system finansowy bankowości offshore, którego ponure realia ponownie wyszły na jaw w tym miesiącu. „Papiery angielskie” to po prostu docelowa przystań dla pieniędzy zarobionych przez pożerającą świat gospodarkę kolonialną nazywaną kapitalizmem.

W sprowadzeniu pieniędzy Jane zza mórz na kontynent widzimy przepaść między realiami systemu a sposobem jego prezentowania. Wcześni koloniści Madery stworzyli mit o początkach. Według tej opowieści wyspę miał strawić trwający siedem lat pożar lasu, który ogołocił ją z drzew. W rzeczywistości do takiej katastrofy naturalnej nigdy nie doszło. Ogień podłożyli ludzie: Maderę wypalił pożar zwany kapitalizmem, a iskry z niego przeskoczyły na inne części świata.

Fałszywą kosmogonię kapitalizmu sformalizował w 1689 roku John Locke w swoim Drugim traktacie o rządzie. „Na początku cały świat był Ameryką” – pisze Locke; ziemią niczyją, bez ludzi, a bogactwo tylko tam czekało, aż ktoś po nie sięgnie. Ale przecież, w przeciwieństwie do Madery, Ameryka była zamieszkana, a rodzimych mieszkańców trzeba było zabić albo zniewolić, by powstała terra nullius.

Kolumb, Indianie i postęp cywilizacji

czytaj także

Prawo do świata, twierdził Locke, nabywa się ciężką pracą. Kiedy człowiek „zmiesza swą pracę” z bogactwem naturalnym, „czyni je swoją własnością”. Tyle że ci, którzy rościli sobie prawo do dużych ilości naturalnego bogactwa, nie mieszali z nim własnej pracy, ale pracę niewolników. Bajeczka, którą kapitalizm o sobie opowiada na własne usprawiedliwienie – wzbogacasz się ciężką pracą i przedsiębiorczością, dodając wartość bogactwu naturalnemu – jest najświetniejszym chwytem propagandowym w historii ludzkości.

Laleh Khalili przypomina w „London Review of Books”, że epoka ekstrakcyjnej gospodarki kolonialnej się nie zakończyła. Toczy się dalej dzięki pośrednikom na rynkach towarowych, współpracującym z kleptokratami i oligarchami, którzy grabią zasoby biednych narodów, nic za nie nie płacąc. Stosują do tego sprytne instrumenty, takie jak system cen transferowych. Proceder trwa dzięki istnieniu zamorskich rajów podatkowych oraz zmowie milczenia między skorumpowanymi elitami, wyprowadzającymi bogactwo ze swojego kraju i umieszczającymi je w „papierach angielskich”, których prawdziwych właścicieli kryją fasadowe spółki.

Naomi Klein: Zderzyliśmy się ze ścianą. Z tej planety nie da się więcej wycisnąć

Ogień wciąż szaleje po całym świecie, spopielając ludzi i ekosystemy. Choć rozniecające tę pożogę pieniądze pozostają ukryte, widać jak na dłoni, że pożar trawi każdy teren, który jeszcze posiada jakieś niewyzyskane do końca bogactwo naturalne: Amazonię, Afrykę Zachodnią, Papuę Zachodnią. Lądu do obrócenia w popiół zaczyna już jednak brakować, więc kapitał zwraca się teraz ku morskim głębinom i zaczyna spekulować o podboju kosmosu.

Lokalne katastrofy ekologiczne, które zaczęły się na Maderze, zespalają się w jedną, globalną katastrofę. Werbuje się nas zarówno jako konsumentów, jak i konsumowanych. Wypala się ekosystemy podtrzymujące życie, by zarobili na tym oligarchowie, którzy swoje pieniądze i moralność wysłali za morza.

Fabryka jest jak monstrum, które pożera wszystko

Gdy dostrzegamy to samo zjawisko zachodzące w miejscach oddalonych od siebie o tysiące kilometrów, powinniśmy przestać rozpatrywać jego przypadki w izolacji i wreszcie dostrzec prawidłowość. Wszystkie rozmowy na temat „ujarzmienia” i „zreformowania” kapitalizmu zasadzają się na błędnym mniemaniu o tym, czym on jest. A kapitalizm to jest dokładnie to, co zapisano w Pandora Papers.

**
George Monbiot jest dziennikarzem i działaczem ekologicznym. Publikuje w „Guardianie”. Jego najnowsza książka nosi tytuł Out of the Wreckage.

Artykuł opublikowany na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij