Świat

„Prezes zarządu Gruzji” blokuje wejście kraju do UE

Komisja Europejska zarekomendowała wstrzymanie się z przyznaniem Gruzji statusu państwa-kandydata do UE, proponując w zamian warunkową perspektywę członkostwa, uzależnionego od przeprowadzenia kluczowych reform politycznych. Ze strony urzędników unijnych jest to zdecydowany sygnał negatywnie wyróżniający Gruzję na tle pozostałych dwóch państw.

Ponad 100 tysięcy Gruzinek i Gruzinów wyszło w poniedziałek, 20 czerwca, na ulice stolicy kraju, Tbilisi. Z unijnymi flagami w rękach i okrzykiem „jesteśmy Europą” na ustach protestujący wystąpili w obronie marzenia, które zdaje się jednoczyć większość gruzińskiego społeczeństwa – marzenia o przyszłości Gruzji w Unii Europejskiej.

Manifestacja była odpowiedzią na opinie w sprawie wniosków o członkostwo w Unii Europejskiej, złożonych przez Ukrainę, Mołdawię i Gruzję. Komisja Europejska zarekomendowała wstrzymanie się z przyznaniem Gruzji statusu państwa-kandydata do UE, proponując w zamian warunkową perspektywę członkostwa, uzależnionego od przeprowadzenia kluczowych reform politycznych. Ze strony urzędników unijnych jest to zdecydowany sygnał negatywnie wyróżniający Gruzję na tle pozostałych dwóch państw.

Gruzinki opowiadały o seksie, o przemocy. Faceci się obrazili [rozmowa]

Gruzińska przeszkoda

Na pierwszy rzut oka stanowisko wobec Gruzji nie różni się znacząco od oceny sytuacji w Ukrainie i Mołdawii. Jak czytamy w opinii Komisji, „Gruzja posiada podstawy do osiągnięcia stabilności instytucji gwarantujących demokrację, praworządność, prawa człowieka oraz poszanowanie i ochronę mniejszości”. Stabilność makroekonomiczna czy warunki do prowadzenia biznesu ocenione zostały jako zadowalające, a podstawy dla dalszego dostosowania się do dorobku prawnego Wspólnoty – jako solidne. I chociaż Komisja odnotowała, że wydarzenia takie jak homofobiczne ataki przed Tbilisi Pride w 2021 roku osłabiły postępy kraju, trudno na podstawie komisyjnego dokumentu zrozumieć, co stoi za decyzją o nieprzyznaniu Gruzji statusu państwa kandydującego.

Wątpliwości nie pozostawia za to oświadczenie wydane przez Ruch Wstydu, organizatorów poniedziałkowego protestu: „Gruzja ma jedną poważną przeszkodę na swojej europejskiej drodze. Znamy jej postać, imię i nazwisko – to oligarcha Bidzina Iwaniszwili”.

„Prezes zarządu Gruzji” rządzi krajem już od dekady, przez większość czasu zakulisowo. Założone przez niego Gruzińskie Marzenie doszło do władzy w 2012 roku na fali sprzeciwu wobec dyktatorskich i skrajnie neoliberalnych rządów Micheila Saakaszwilego. Gruzińskie Marzenie miało rozliczyć poprzednią władzę, oskarżaną o zawłaszczenie państwa, i przywrócić kraj na demokratyczne tory. Wygrało wybory, obiecując godne życie społeczeństwu zmęczonemu latami cięć i odbieraniem praw socjalnych. Jak można się domyślać, oligarcha tych obietnic nie dotrzymał.

Co z gruzińskim marzeniem?

czytaj także

Co z gruzińskim marzeniem?

Dorota Kolarska

Sam Iwaniszwili premierem był tylko rok. W 2013 roku zrezygnował z tej funkcji, twierdząc, że zrealizował swój cel polityczny, jakim było odsunięcie Saakaszwilego i jego obozu od władzy. Nie oznacza to jednak, że Iwaniszwili przestał rządzić Gruzją. Chociaż nie sprawuje formalnego urzędu, pozostaje głównym decydentem. W ramach nieformalnej struktury władzy na ważne stanowiska w sektorze publicznym powołuje zaufane osoby, często byłych pracowników swoich biznesów. Nie powinno nikogo dziwić, że w rezultacie firmy Iwaniszwilego często korzystają na wielu decyzjach państwowych, dotyczących m.in. prywatyzacji majątku publicznego i wydawania pozwoleń na budowę na obszarach chronionych.

O jego trwającym wpływie politycznym świadczy fakt, że kilka tygodni temu Parlament Europejski przegłosował uchwałę, w której wyrażono zaniepokojenie wpływami politycznymi Iwaniszwilego oraz „osobistymi i biznesowymi powiązaniami z Kremlem”, a także wezwano Radę do objęcia go sankcjami „jako osobę bezpośrednio odpowiedzialną za obecny regres w dziedzinie wolności mediów”.

Można się zastanawiać, jak to możliwe, że w kraju, w którym ponad 80 proc. społeczeństwa popiera integrację europejską, a 85 proc. uznaje Rosję za poważne zagrożenie dla sąsiadujących z nią państw, faktyczną władzę sprawuje skorumpowany polityk z niejasnymi powiązaniami z Moskwą. Odpowiedzią na to pytanie jest iluzja wyboru, przed którym postawieni są Gruzini i Gruzinki.

Komisja Europejska w swojej opinii pisze o dużej polaryzacji politycznej i silnych napięciach między dwoma głównymi partiami, które doprowadzają do paraliżu procedur parlamentarnych. I z tym nie można się nie zgodzić. Największym problemem dla gruzińskiej demokracji jest jednak to, że zabetonowany system polityczny sprawia, że jest to starcie dwóch zupełnie skompromitowanych stronnictw i ich liderów – Saakaszwilego i Iwaniszwilego. Żadne z nich nie zapewni Gruzji lepszej przyszłości. Dlatego ponad 60 proc. Gruzinek i Gruzinów nie jest w stanie wskazać partii politycznej, która byłaby im bliska. W obecnym układzie jest jednak niewiele przestrzeni dla prawdziwej opozycji.

Europejska przyszłość

„Wierzymy w europejską przyszłość, ponieważ nigdy nie było dla nas lepszej alternatywy”. Tymi słowami gruzińscy obywatele i obywatelki zwrócili się do Rady Europejskiej, która dzisiaj rozpocznie swój dwudniowy szczyt. Od jego ustaleń zależeć będzie, czy Ukraina, Mołdawia i Gruzja otrzymają status państw kandydujących do Unii Europejskiej. Scenariusz, w którym Rada podejmie wobec Gruzji pozytywną decyzję wbrew sprzeciwowi Komisji, wydaje się jednak nieprawdopodobny.

Oznacza to, że Gruzja będzie miała czas do końca 2022 roku, żeby przeprowadzić niemało reform wyznaczonych przez Brukselę jako koniecznych dla ubiegania się o status kandydata. Wśród nich są m.in. zwiększenie niezależności sądownictwa, wzmocnienie wolności mediów czy ochrona praw człowieka w grupach szczególnie narażonych na ich łamanie. Największym testem dla gruzińskiej demokracji będzie jednak deoligarchizacja kraju i odsunięcie Iwaniszwilego od realnej władzy.

„Tańczyliśmy, walczyliśmy, jemy. I to jest właśnie Gruzja”

Ruch Wstydu zapowiedział już kolejne protesty oraz powstanie ruchu społecznego, który ma zjednoczyć organizacje pozarządowe, media, partie polityczne oraz związki studenckie, kulturalne i zawodowe. Obiecują, że będą stawiać twarde żądania reform wobec rządu, których nieprzestrzeganie ma doprowadzić do masowego nieposłuszeństwa i „fali pokojowego oporu, która zmiecie wszystkich, którzy zablokują Gruzję w drodze do Europy”.

Tysiące ludzi na ulicach i narastający gniew społeczeństwa budzą nadzieję na zmianę. Nie jest to jednak pierwszy raz. Tegoroczne demonstracje wypadły dokładnie w trzecią rocznicę wydarzeń z 2019 roku znanych jako Noc Gawriłowa. Na ulice wyszło wtedy kilkanaście tysięcy osób, a przedłużające się protesty zmusiły władze do ustępstw i obietnic. Ale gdy ludzie tylko zeszli z ulic, skończyło się na kosmetycznych zmianach. Skorumpowany układ trwa. Czas pokaże, na ile tworząca się właśnie siła będzie skuteczna w realizacji śmiałych zapewnień i unijnych aspiracji.

**

Dorota Kolarska jest studentką programu IMESS na UCL School of Slavonic and East European Studies. Absolwentka Philosophy, Politics and Economics na Uniwersytecie Oksfordzkim. Stypendystka Transatlantic Future Leaders Forum w Kongresie Amerykańskim. Dla Komisji Europejskiej analizowała skuteczność Umów Stowarzyszeniowych Unii Europejskiej z Gruzją i Mołdawią. Zajmuje się tematyką demokratyzacji i metod przetrwania reżimów autorytarnych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij