Agata Popęda, Świat

Jak przeżyłam drugą wojnę światową (na pustyni w Arizonie)

Jak czołg Sherman wypierdolił, a stojący obok mężczyźni opanowali strach i obtarli mordy z prochu, publika wzniosła wielki wiwat: fuck yeah, ja pierdole, kurwa, eeee-haaa! Ale było grubo, kurwa, warto było wydać te trzy dychy! Reportaż Agaty Popędy wprost z sanktuarium fanatyków posiadania broni.

Wyrażenia „the largest machine-gun shoot in the world” nie da się zasadniczo przetłumaczyć. Że coś jest największe na świecie, to wiadomo, ale pomysł, że grupa ludzi zbiera się, żeby przez trzy dni napierdalać z dział i broni maszynowej – dla sportu, w wielki, rozgrzany słońcem kanion – nie mieści się ani w europejskim słowniku, ani w wyobraźni.

The Big Sandy Shoot odbywa się dwa razy w roku na samym końcu świata, czyli na tzw. wysokiej pustyni (high desert, high country) na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych, w ogromnym wiejskim powiecie Mohave County.

Większość podróży tu można odbyć drogą nr 93, ale od pewnego momentu – piach. Jedzie się jak przez gigantyczną puderniczkę, unosząc za sobą wielkie sygnały dymne.

Pustynna Arizona to Suwałki Kalifornii – naturalnie piękna, rozległa prowincja, do której ciągną ludzie, którzy uciekają w przeszłość. Niemniej Big Sandy Shoot może się poszczycić obecnością gości z całego świata. Ci cenią sobie bezprecedensowy rozmiar ćwierćmilowej strzelnicy i amerykańską wolność, której symbolem staje się cywilne naparzanie z czołgu i wypacanie testosteronu.

Ta gigantyczna strzelnica jest położona mniej więcej w połowie drogi między Las Vegas a stolicą Arizony, rozrastającym się i coraz bardziej liberalnym Phoenix. W tych okolicach ludzie nie wyobrażają sobie życia bez broni. Niemniej to także tu, w Vegas, w październiku 2017 mężczyzna otworzył ogień do tłumu zgromadzonego na festiwalu Route 91 Harvest, zabijając 58 ludzi i raniąc kolejne 413. W samej Arizonie zaś ludzie wciąż pamiętają o masakrze w Tucson, gdzie młody mężczyzna zastrzelił 6 osób i ranił kolejnych 18, w tym demokratyczną posłankę Gabrielle Giffords. Jej mąż, astronauta Mark Kelly, właśnie stanął do wyścigu o fotela senatora Arizony w 2020, próbując pokonać wspieraną przez administrację Trumpa republikankę Marthę McSally.

Fot. Agata Popęda.

Bilety na Big Sandy Shoot kosztowały w tym roku 275 dolarów dla strzelających i 30 dolarów dla widzów. Tradycja tego miejsca obejmuje 30 lat. Fama idzie przez Facebook i YouTube, jakżeby inaczej. Dwustu strzelców, ponad 700 widzów, reaktywne cele, nocne strzelanie z pirotechniką, zestrzeliwanie dronów. Słowem – „unikalny amerykański event”, jak zachwalają organizatorzy zarejestrowani jako MG Shooters, LLC.

Główną atrakcją był w tym roku odnowiony strzelający czołg Sherman z czasów drugiej wojny światowej. Zanim go znalazłam, zdążyłam się trochę przyzwyczaić do dźwięku strzelających karabinów maszynowych. Zielone zatyczki do uszu dostałam na bramce. To właśnie ta matematyczna precyzja między jednym wystrzałem a drugim robiła takie wrażenie i nagle zdałam sobie sprawę, że myślę o północnej Syrii, gdzie po wycofaniu Amerykanów turecka armia właśnie wyprawiła się po Kurdów. Tak właśnie brzmi – i prawdopodobnie też wygląda – współczesna wojna. Samotny snajper egzorcyzmujący w sobie przemoc i stare emocje, zwykle w imieniu amerykańskiego imperium.

„Wykończyłem go moim myśliwskim nożem”

W każdym razie jak czołg Sherman wypierdolił, to wszyscyśmy się zdziwili. Nagle pustynia zniknęła i byłam pewna, że jesteśmy centralnie na froncie wojennym. Gdy stojący obok mężczyźni (faceci to 90 procent publiki) opanowali migoczący w oczach strach i obtarli mordy z prochu, publika wzniosła wielki wiwat. W stylu: fuck yeah, ja pierdole, kurwa, eeee-haaa! Ale było grubo, kurwa, warto było wydać trzy dychy!

Koleś, który odrestaurował Shermana, Scott Rickard, niedawno przeprowadził się do Stanów z Australii. Obecnie pracuje dla Battlefield Vegas, strzelnicy w Las Vegas, która jest właścicielem czołgu.

– Czołg był w tak złym stanie, jak go przywieźli ze Wschodniego Wybrzeża, że musieliśmy użyć dźwigu, żeby go podnieść z przyczepy – powiedział Rickard. – Był cały zardzewiały i dziurawy jak sito.

Teraz, jako oryginalny czołg z bitwy o Iwo Jimę, z udowodnioną historią, jest wart półtora miliona dolarów.

Fot. Agata Popęda

– Nie ma za dużo takich czołgów na chodzie – powiedział Rickard. – Zobaczyć jeden z nich to fajna sprawa. Ale brać udział w przywracaniu czołgu do życia to wyjątkowa rzecz. Wielkie wyzwanie i wielka frustracja. Ale jeśli dasz radę, to naprawdę niesamowite doświadczenie.

– Nikt jeszcze nie umarł, broń cię Panie Boże! – zaklina Louie Piergallini, jeden ze strzelców. Typ rybałta z długimi włosami, niski, energiczny, głośny i serdeczny. Przyjeżdża tu strzelać od wielu lat.

– To naprawdę fantastyczna zabawa!
– (…)
– Strzelałaś kiedyś z armaty?!
– (…)
– OK, a czy chciałabyś strzelić z armaty?!
– (…)
– Jesteś pewna?!

Fot. Agata Popęda

Piergallini krzyczy, gdy spacerujemy na tyłach strzelnicy wzdłuż stanowisk strzelniczych. Również dlatego, że jest częściowo głuchy. Głuchota to niejedyna cena tego specyficznie amerykańskiego hobby. Każdy pojedynczy wystrzał w powietrze to dolar. W ciągu ostatniej godziny usłyszałam ich setki. A ta pięciosekundowa runda z karabinu maszynowego, którą właśnie usłyszeliśmy – tłumaczy Piergallini – dwieście dolarów.

Piergallini jest bardzo zadowolony z przybycia mediów.

– Ważne jest, żeby ludzie na świecie wiedzieli, że nie jesteśmy jakąś bandą szaleńców – powiedział. – Jesteśmy porządnymi, przestrzegającymi prawa obywatelami. Są wśród nas policjanci, prawnicy, lekarze. Każdy z nas został sprawdzony i żaden z nas nigdy nie złamał prawa. Ktoś mógłby zapytać, po co mi broń maszynowa. Bo byłem w porządku całe moje życie. Bo na to zasługujemy! OK, czy chciałabyś strzelić z karabinu maszynowego?
– (…)
– Ok, to może z takiego, co robi „bam” tylko raz!?! Nie?! Come on, tylko raz!

W drodze do toalety (w końcu udało mi się znaleźć toi toi dla „kobiet i niepełnosprawnych”) poznałam dwóch gentlemanów, którzy dobrze obrazują typ tutejszego farmera. Wysocy, wąsaci blondyni po pięćdziesiątce, w dżinsach z wysokim pasem i kraciastych koszulach. Zamiast tradycyjnych kapeluszy czerwone czapki Trumpa.

Panowie byli bardzo mili, dopóki nie przyznałam, że cały ten huk i szoł to nie do końca moja para kaloszy.

– Beto O’Rourke nigdy nie zabierze nam broni! – zaczął krzyczeć jeden z nich, nawiązując do wypowiedzi jednego z demokratycznych kandydatów na prezydenta 2020. – Mamy tutaj Drugą Poprawkę, którą dali nam ojcowie założyciele! Niech rząd tylko spróbuje!

– Ale przecież rząd to teraz prezydent Trump i jego administracja, no nie? – wtrąciłam niewinnie, ale zostałam odesłana do wszystkich diabłów, bo media kłamią i zobaczymy, czy to, co napiszę, będzie prawdziwe.

Dwa tygodnie po Big Sandy Shoot Mohave County, jeden z największych powiatów w Stanach Zjednoczonych, przyjął rezolucję, żeby zostać „sanktuarium Drugiej Poprawki”.

Druga Poprawka do amerykańskiej konstytucji stanowi: „Ponieważ dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie ulegnie naruszeniu”.

Otóż długo interpretacja tego zapisu była taka: ojcom założycielom chodziło o to, że młody kraj był bez armii, a wróg, przed którym trzeba się bronić, to siła zewnętrzna (w danym momencie Anglia). Zmieniła to interpretacja nieżyjącego już sędziego amerykańskiego Sądu Najwyższego, Antonina Scalii, którego nagła śmierć w lutym 2016 roku, zdaniem Tima Alberty, głównego korespondenta politycznego POLITICO, otworzyła Trumpowi drogę do prezydentury.

W 2008 roku Scalia, który tekstualną wierność konstytucji stosował zazwyczaj jako główną metodologię, zdecydował, że druga część zdania funkcjonuje niezależnie od części pierwszej i że cywile mają prawo do posiadania broni do innych celów niż służba w policji, na przykład do polowania lub do obrony własnej.

Fot. Agata Popęda

Żeby zaznaczyć, że to nie jest zabawa, rzucam linkę do niedawnej lokalnej historii – mężczyzna przypadkowo zastrzelił sąsiadkę, która odprowadzała do domu jego własne dziecko.

Dziś władze powiatu Mohave, rada pięciu nadzorców (the board of supervisors) reprezentujących pięć dystryktów, przygotowuje się do wyborów 2020. Przewodnicząca rady mówiła o odbieraniu praw Amerykanom, którzy niedługo obudzą się i nie poznają własnego kraju. Przyjęto jednogłośnie rezolucję o tym, żeby zostać „powiatem-sanktuarium Drugiej Poprawki”.

Nazwa „sanktuarium Drugiej Poprawki” stanowi prowokacyjne nawiązanie do tradycji miast-sanktuariów, jak na przykład San Francisco, gdzie lokalne władze nie stosują federalnej polityki imigracyjnej, promując własne, znacznie bardziej progresywne rozwiązania. W przypadku San Francisco w praktyce wygląda to tak, że jeśli policjant zatrzyma cię za przekroczenie prędkości, to nie będzie się dopytywał, czy jesteś obywatelem USA czy nie.

Fot. Agata Popęda

Faktycznie ustawa z Mohave nie zmienia jednak nic. Stanowi tylko sygnał dla Kongresu w Waszyngtonie, że jeśli chcą odebrać Arizończykom broń, czeka ich burda.

– Ameryka mu się obudzić – powiedział lokalny poseł Paul Gosar, który reprezentuje konserwatywny powiat Mohave w Izbie Reprezentantów w Waszyngtonie i służy za pośrednika między ludem a stolicą. Jego pojawienie się na obradach nadzorców w Kingman ma przydać powagi sytuacji.

– W momencie, gdy zabronią wam posiadania broni, wasz szeryf stanie się bandytą – powiedział szeryf powiatu Doug Schuster, który też przyklasnął projektowi.

– Prawa do posiadania broni nie dał nam rząd – powiedział nadzorca powiatu piątego, Ron Gould. – To prawo jest nam dane przez Boga i tylko potwierdzone w konstytucji. Bóg stworzył nas, żebyśmy byli wolni.

**
Czytaj też: seria reportaży Dawida Krawczyka z głębokiego Południa

Jak nie strzelałem do Kim Dzong Una, czyli witamy w Atlancie!

Armia boga kontra socjalistyczne imperium zła

„Łapać kobiety za cipki? Daj spokój! Każdy mówi takie rzeczy. A kobiety to nie?“

Modlitwa za Polaka

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij