Rys. Anna Pluta

 

Świat

Jak nie strzelałem do Kim Dzong Una, czyli witamy w Atlancie!

Wybrałem się do miejsc, gdzie na Donalda Trumpa głosowało ponad 80 procent ludzi. Rozmawiałem z ich liderami, żeby sprawdzić, czy Ameryka Trumpa to rzeczywiście Ameryka ich marzeń.

Dzięki wsparciu czytelników Krytyki Politycznej, nasz reporter Dawid Krawczyk poleciał na Amerykańskie Południe – do Georgii, stanu, w którym urodził się Martin Luther King i odrodził Ku Klux Klan. Jeździł po hrabstwach wokół Atlanty i rozmawiał z ludźmi, którzy dokładnie rok temu, 8 listopada, wybrali Donalda Trumpa na prezydenta. Kim są? Dlaczego bogobojni mieszkańcy południowych wiosek zagłosowali na nowojorskiego biznesmena? Czy Ameryka Trumpa to rzeczywiście spełnienie ich marzeń? Jak wyobrażają sobie przyszłość? Seria reportaży z Głębokiego Południa USA tylko na KrytykaPolityczna.pl.

I.

Jak nie strzelałem do Kim Dzong Una, czyli witamy w Atlancie!

II.

Armia boga kontra socjalistyczne imperium zła

III.

„Łapać kobiety za cipki? Daj spokój! Każdy mówi takie rzeczy. A kobiety to nie?“

I.

Jeb! Jeb! Jeb!

Pyk!

I dalej: Jeb! Jeb! Jeb!

Walę z Glocka do tarczy zawieszonej 20 stóp przede mną. Przy trzecim strzale gorąca łuska uderza w plastikowe okulary ochronne. Trochę mnie to zaskoczyło, ale palec sam spada na spust i posyła kolejne naboje w okrągły brzuch kanciastego ludzika przede mną.

Jeb! Jeb! Jeb!

Debbie Dooley stoi kilka kroków za moim stanowiskiem i zadowolona nagrywa ten strzelecki debiut wielkim telefonem w różowej obudowie.

– Pięknie! Bardzo ładnie! Brawo! – entuzjazmuje się Debbie.

Dwie godziny temu poznaliśmy się u niej w domu. Osiem lat temu zakładała Tea Party, odłam Partii Republikańskiej, który zwalcza podatki, Obamunizm (tak nazwali rzekomy mariaż polityki Obamy i komunizmu), zrewolucjonizował amerykańską politykę i ostatecznie wyniósł Trumpa do władzy. Rok temu głosowała w wyborach prezydenckich. I wygrała.

***

Debbie pochodzi z Alabamy, ale od lat mieszka w sercu Pasa Biblijnego – w Georgii, „brzoskwiniowym stanie” na amerykańskim Południu, to znaczy na „Głębokim Południu”, jak będą poprawiać mnie później miejscowi. W Georgii urodził się Martin Luther King Jr. i reaktywował się Ku Klux Klan. Kiedy Obama wygrywał po raz pierwszy, Głębokie Południe wolało Johna McCaina, cztery lata później głosowało na Mitta Romneya. Rok temu wreszcie wygrał ich kandydat – Donald Trump.

– To jest Peachy, na cześć Georgii, stanu brzoskwiń – jeszcze w progu Debbie zapoznaje mnie z nadpobudliwą chihuahą biegającą nam gdzieś pod nogami. – A to jest Donald – żartobliwie przedstawia ustawioną na biurku miniaturową figurkę 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Trącam palcem nieproporcjonalnie wielką główkę z blond czupryną i czerwoną czapką. Trump się kiwa, a my siadamy w zaciemnionym żaluzjami salonie – na zewnątrz bucha tropikalny gorąc.

To nie były jej pierwsze wybory. Zaangażowała się na rzecz republikanów jeszcze jako studentka w 1976 roku. Dwa razy została wybrana jako delegatka na krajową konwencję, gdzie bezpośrednio decydowała o tym, kto będzie reprezentował konserwatystów w wyborach prezydenckich. Spotkała się z Trumpem osobiście, jeszcze zanim wystartował ze swoją kampania. – Jest inny niż w telewizji, ciepły, słucha ludzi, zależy mu – mówi dzisiaj.

Jej najważniejsze wspomnienie to rok 1989 – Ronald Reagan wygłasza swoją pożegnalną mowę na zakończenie drugiej kadencji.

– Boże, jak myśmy wtedy płakały. Za nim płakałyśmy, za Reaganem. Zalewałyśmy się łzami. Pobiegłam do łazienki, żeby się uspokoić, a tam jeszcze więcej kobiet. No rozpacz – rzewnie opisuje Debbie. – Po Reaganie wszystko w Partii Republikańskiej było już tylko gorzej i gorzej. Partia stała się zakładnikiem korporacji i biznesu.

Debbie zawsze była konserwatystką i zarzeka się, że tak już zostanie. Szczerze wierzy jednak w odnawialną energię i najchętniej zamontowałaby panele słoneczne na każdym dachu w Georgii, a później w całych Stanach. Globalne ocieplenie? Według Debbie nie ma sensu o tym rozmawiać, bo to kolejny temat, który tylko dzieli Amerykanów. Mówi, że wcale nie trzeba być lewicowym liberałem, żeby promować energię odnawialną. – Chodzi o niezależność, suwerenność, typowo konserwatywne wartości – tłumaczy spokojnie. Kolejny temat, który dystansuje ją od gadających głów z Fox News, to Edward Snowden. – Wcale nie uważam, że jest zdrajcą. Przecież on tylko pokazał, jak nas szpieguje nasz własny rząd.

Wtrącam, że to poglądy całkowicie sprzeczne z tym, co głosi Trump. Zapowiedział przecież, że Stany wycofają się z paryskiego porozumienia klimatycznego i wprost domagał się egzekucji Snowdena. Debbie nie ma z tym problemu.

– Jest jedna rzecz, którą ludzie muszą zrozumieć, zwłaszcza za granicą. Wszyscy myślą, że Trump wygrał wybory ze względu na swoją charyzmę i osobowość. To po części prawda, ale nie byłby tam, gdzie jest, gdyby nie obietnice polityczne. Nie chodzi o samego Trumpa, tylko o doktrynę Trumpa.

– Czyli o co dokładnie?

America first, czyli cofnięcie umów handlowych i przywrócenie miejsc pracy do Stanów. Później, imigracja, bardzo ważny temat. Wreszcie, nieangażowanie się w konflikty zbrojne za granicą.

Do ostatniego elementu tej niezbyt skomplikowanej układanki Debbie nie jest jakoś szczególnie przywiązana. Sama mówi, że co prawda nie jest „jastrzębiem”, nie popiera interwencji na Bliskim Wschodzie, ale do NATO ma raczej pozytywny stosunek. – Zdaję sobie sprawę, jak ważny to jest sojusz, zwłaszcza na Wschodzie. Pamiętam te czasy, jak Leck, Lek, Leck Valeza…

– Lech Wałęsa?

– Tak, tak jak Lech Wałęsa i Ronald Reagan…

I znowu, jak Reagan to rok 1989, morze wylanych łez, damska toaleta, jeszcze więcej łez. Rozpacz.

Pijemy piwo korzenne, a ja wypytuję o różne durnostojki i obrazy porozwieszane w mieszkaniu. W zdobionych ramach pooprawiane zdjęcia z najważniejszych momentów w historii Alabama Crimson Tide, albo w skrócie po prostu Bama, uniwersyteckiej drużyny futbolu amerykańskiego. Debbie nie interesuje NFL, największa liga futbolowa na świecie, bo to wielka bezduszna korporacja. Ale kiedy grają słonie, czyli studenci z Alabamy, to odcina się od świata i emocjonuje każdym jardem zdobytym przez jej drużynę.

Jest jeszcze coś, co rozpala Debbie tak samo, jak nacierające na siebie armie facetów w plastikowych zbrojach. Broń.

***

– Nie mów, że nigdy nie byłeś na strzelnicy. Nie wierzę. Wy w Polsce boicie się broni? Chcecie siedzieć jak te kaczki do odstrzału, kiedy was zaatakują? – podśmiechuje się Debby. – Możemy zaraz pojechać postrzelać i pokażę ci, jak to się robi tu na Południu, tylko zadzwonię i sprawdzę, czy mają jakieś karabiny do wynajęcia.

Niecałe dwadzieścia cztery godziny temu siedziałem w samolocie nad Atlantykiem i śledziłem na małym ekraniku w zagłówku jak Stephen Paddock napieprza serię za serią z broni maszynowej w spanikowany tłum przypadkowych ludzi w Vegas. Na niewyraźnych nagraniach z telefonów komórkowych słychać tylko tępe dudnienie karabinu, krzyki, piski i jazgot. Po ekranie latał na zmianę napis „Breaking News” i przygotowane naprędce grafiki „Vegas Shooting!”. Co pół godziny nowe wieści ze szpitali i nowa liczba ofiar szaleńca wjeżdżała na pasek newsów.

– Największa strzelanina w historii Stanów Zjednoczonych – szybko obwieszczają prezenterzy CNN. A później przez niemal 10 godzin lotu grzeją temat. American Horror Story na żywo. Goście zaproszeni do studia pytają, czy to już czas na ograniczenie dostępu do broni. A dobę później Debbie pyta, czy nie chciałbym sobie postrzelać.

– Jasne – odpowiadam.

Sachs: Kto nas terroryzuje bronią? Biały, republikański mężczyzna, wyborca Trumpa

***

Damskie torebki ze specjalnym miejscem na broń, pistolety, rewolwery, karabiny, strzelby, długie, krótkie, średnie, nawet takie małe (dla dzieci, na polowanie, jak dowiaduje się od sprzedawców). Matowe, metalik, czarne, srebrne, w żarówiaste neonowe kolory – te ostatnie wyglądają jak zabawki z plastiku. Tylko huknięcia zza ściany przypominają, że zabawa się skończyła.

– Patrz, taki sobie kupię. W przyszłym tygodniu, po wypłacie, Taurus Judge. Klasyka – Debbie bierze dwa rewolwery do ręki i słucha sprzedawcy szpanersko bawiącego się magazynkami.

– One są niemal identyczne, tylko ten jest cały czarny, a ten ma magazynek zrobiony ze stali nierdzewnej. Do obydwu można załadować dwa typy amunicji…

Debbie-Dooley
A taką tarczą można sobie kupić na strzelnicy. Kim Dzong Un w charakteryzacji „Little Rocket Man”. Na nieszczęście znaleźliśmy je dopiero wychodząc, więc nie postrzelaliśmy sobie do Kima. Fot. Dawid Krawczyk.

– Tak, wiem, zwykłą i taką, jak do strzelby – przerywa mu Debbie, niemal odruchowo. Wygrywa pełne szacunku i uznania spojrzenie sprzedawcy. Jedno przez drugie tłumaczą mi, na czym polega wyjątkowość tej broni.

– Strzelając ze zwykłych naboi … – zaczyna facet.

– … musisz celować dokładnie. A w napastniku robisz tylko taką dziurkę wielkości kilku milimetrów – wtóruje mu Debbie.

– Dokładnie. A tu walisz raz…

– …i zmiatasz cel. Bo jest większy rozrzut.

– Dokładnie.

– Dla kobiet to jest lepsze, nie muszą celować tak… dokładnie – wypala Debbie kończąc tę strzelecką deklamację na dwa głosy.

– Dokładnie – jednak to on musi mieć ostatnie słowo.

Zakupy za tydzień, teraz trening. Debbie wybiera dla mnie Glocka, kaliber 9 mm. Dostaję do podpisania dwie kartki maczkiem. Upewniam się tylko, że chodzi o zrzeczenie się wszystkich roszczeń wobec właścicieli strzelnicy, gdyby ktoś jednak chciał mi odpalić łeb za drzwiami, które tak niepokojąco dudnią. – W skrócie to tak, o to chodzi. Film jeszcze może sobie obejrzyj, instruktażowy – poleca mi sprzedawca.

Po zapoznaniu się z podstawami sztuki strzeleckiej stoimy z Debbie już na pozycji i wpychamy złotawe naboje do magazynku. Klik. Odciągam zamek. Szczęk metalu. Zaplatam ręce i jestem gotów.

Jeb! Jeb! Jeb!

Nikogo z obsługi nie ma z nami w pomieszczeniu. Jakiś nadmiernie podniecony gość obok macha gnatem na lewo i prawo, a do wyjścia zbiera się śmiertelnie poważna para, która strzelała na sąsiednim stanowisku.

– Pracujecie z bronią? – zagaduje ich Debbie. – Hmm… Można tak powiedzieć, jesteśmy agentami nieruchomości. W tej branży nigdy nic nie wiadomo i trzeba być przygotowanym na wszystko.

– Widzisz Dawid, mówiłam ci! Ludzie nie chcą tu siedzieć jak kaczki i czekać na odstrzał. Chcą się bronić! Niech by tu tylko przyjechali jacyś terroryści, to byśmy im pokazali, jak walczy Południe!

***

Godzinę później siedzę już w wynajętym rano błękitnym SUV-ie i ustawiam nawigację od Debbie do hotelu. Przede mną jakieś dwie godziny przebijania się przez korki na sześciopasmowej autostradzie. Na szczęście drogę umila mi lokalne radio promujące miejscowe rap produkcje.

Kiedy wreszcie dojeżdżam do swojego zapyziałego niby-hotelu (tutaj nazywa się to Extended Stay, a w rzeczywistości wygląda jak zwykły hotel robotniczy), w gardle czuję ciągle proch strzelniczy. W nosie też. W pokoju jego miejsce zajmuje jednak jakiś obrzydliwy proszek, w którym prane były moje bety. Co to za smród? Już wiem! To jest proszek na świerzb! Dobrze, że cały hotel jak na sygnał o dziesiątej odpala blanty i chemia do dezynfekcji ginie w gęstych kłębach gandzi. Witamy w Atlancie!

Versace, Versace, Versace…

**
Ilustracja wiodąca: Anna Pluta.

Czytaj kolejną część już teraz:

Armia boga kontra socjalistyczne imperium zła

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij