Serwis klimatyczny

Węgiel jest dobry! Zanim zaczniemy go spalać

Nie ma innej przyszłości dla energetyki niż energetyka odnawialna.

Czy wiecie, że korzystanie z węgla to na dobrą sprawę korzystanie z energii słonecznej? Tyle że w zmagazynowanej formie. Węgiel powstał wiele milionów lat temu z roślin, które, korzystając z fotosyntezy, zatrzymały energię słoneczną. Spalanie węgla pozwala z tej energii skorzystać. Oprócz tego węgiel ma jeszcze inne, bardzo przydatne zastosowanie – pozwala zmagazynować w trwałej formie dwutlenek węgla, który rośliny pobrały z powietrza (a dokładnie rzecz ujmując pierwiastek węgla). Dzięki temu, że rośliny, a także glony, zrobiły to w przeszłości na ogromną skalę, zawartość dwutlenku węgla w atmosferze Ziemi zmniejszyła się w istotny sposób.

Jest wiele czynników, które mają wpływ na temperaturę Ziemi, jak np. aktywność Słońca, kształt orbity Ziemi. Oprócz nich jednak podstawowe znaczenie ma to, jak wiele jest w atmosferze gazów cieplarnianych. A przede wszystkim dwutlenku węgla, którego jest wśród nich najwięcej. Gdy w odległej przeszłości jego stężenie w atmosferze było wyższe, na Ziemi było cieplej i część jej obszarów nie nadawała się do życia. Dzięki temu jednak, że spora część dwutlenku węgla, który ogrzewał wówczas naszą planetę, została pobrana przez rośliny i zmagazynowana w postaci węgla, gazu czy ropy, głęboko pod ziemią, mamy obecnie umiarkowany klimat. Gdzieniegdzie jest cieplej, gdzie indziej chłodniej, niemniej jednak niemal cała planeta, może poza biegunami i wysokimi górami, nadaje się do zamieszkania przez ludzi. Węgiel nie jest więc zły. Jest bardzo dobry! Tylko że w formie niespalonej.

Tymczasem od dziesiątek lat spalanie węgla, tak w Polsce, jak i na świecie, jest wykorzystywane do pozyskiwania energii. Wiąże się z tym jednak pewne istotne ograniczenie – zasoby węgla są nieodnawialne, przynajmniej nie na przestrzeni najbliższych milionów lat (a i to tylko hipotetycznie). Kiedy je spalimy, skończą się.

Dotyczy to także ropy i gazu ziemnego, których zasobów, wbrew pozorom, wcale nie ma aż tak dużo. To z kolei oznacza, że nie ma innej przyszłości dla energetyki niż energetyka odnawialna. Do wyboru jest jedynie to, kiedy się na nią przestawimy. Czy zrobimy to jeszcze zanim spalimy wszystkie dostępne zasoby węgla, ropy i gazu, czy potem? Problem z tą drugą opcją polega na tym, że niesie ona ze sobą w pakiecie zmiany klimatu, których lepiej uniknąć.

Czy przy dostępnych obecnie technologiach możliwe jest odejście od węgla i całkowite przestawienie się na odnawialne źródła energii?

Przeprowadzona w 2011 r. analiza pokazuje, że można to zrobić w skali całego świata do 2050 r., i to przy cenach energii zbliżonych do tych, jakie mamy obecnie.

Brak rozwiązań technologicznych nie jest więc tym, co nas powstrzymuje. Technologie mogą być zresztą udoskonalane, mogą powstawać nowe, prowadzi się dziś zresztą wiele obiecujących badań, jak choćby nad zastosowaniem perowskitów czy pozyskiwaniem wodoru.

I.

Słuchałem niedawno w telewizji eksperta ds. rynku paliw, który mówił, że jeżeli chcielibyśmy w Polsce przejść na odnawialne źródła energii, wówczas musielibyśmy sprowadzać technologie z zagranicy, bo własnych nie mamy. Dlatego, jak zauważył, pozostańmy lepiej przy spalaniu węgla. Co jednak stoi na przeszkodzie, by zainwestować w Polsce w rozwój własnych technologii? Czy nie byłoby świetnie, gdybyśmy mieli lokalne fabryki kolektorów słonecznych, ogniw fotowoltaicznych, turbin wodnych, turbin wiatrowych o pionowej osi obrotu, które dostarczałyby energię do domów i firm w Polsce? A to wszystko bez smogu i różnych toksycznych substancji w powietrzu.

Badania opinii publicznej, które przeprowadził w listopadzie CBOS pokazują, że 61 procent ankietowanych Polaków i Polek uważa, że powinno się stopniowo odchodzić od energetyki opartej na węglu i rozwijać inne sposoby produkcji energii. Zaskakujące są także wyniki badania opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych, zgodnie z którymi 66 procent Amerykanów i Amerykanek uważa, że ich kraj powinien podpisać międzynarodowy traktat, który będzie zobowiązywał USA do zmniejszania emisji gazów cieplarnianych, by przeciwdziałać globalnemu ociepleniu. Co jeszcze bardzie intrygujące – gdy zapytano, co jest ich zdaniem ważniejsze: ożywienie gospodarcze czy ochrona środowiska, to 54 procent wybrało środowisko, a jedynie 34 procent gospodarkę.

Nie jest więc tak, że wszystko jest już stracone. Ochrona klimatu jest jak najbardziej możliwa, gdyż jest dla niej poparcie społeczne. Jeszcze nie trzeba pakować się na wyjazd do schronu na Spitzbergenie.

Co zatem stoi na przeszkodzie, by chronić klimat? Najprościej rzecz ujmując: brak realnej demokracji. Potrzebujemy takiego systemu politycznego, który będzie pozwalał podejmować decyzje w trosce o dobro wspólne, i to nie tylko w perspektywie najbliższych kilku lat, lecz kilkudziesięciu, stu czy nawet dłużej. Do tego właśnie, między innymi, potrzebne są nam panele obywatelskie, z losowo wyłonioną grupą obywateli i obywatelek, gdyż pozwalają na dogłębne przeanalizowanie tematu i podejmowanie decyzji po wysłuchaniu opinii ekspertów i ekspertów oraz wszystkich zainteresowanych. Pozwalają one na uzyskiwanie optymalnych rozwiązań bez konieczności walki z konkurentami czy troski o wynik w następnych wyborach. I mają jeszcze jedną zaletę – pozwalają uniknąć zakulisowego lobbingu i wstawiania znajomych na stanowiska w spółkach energetycznych.

Ten brak realnej demokracji odbija się nam czkawką w wielu dziedzinach, od systemu żywnościowego po ochronę zdrowia i edukację. Organizowane są co prawda demonstracje, które w ramach demokracji przedstawicielskiej pozwalają wywrzeć wpływ na rząd czy prezydenta. Na przykład pod koniec listopada ulicami Sydney przeszło ponad 40 tysięcy osób, a na marszu dla klimatu w Londynie zjawiło się ponad 60 tysięcy ludzi. Efekty tego są jednak nadal poniżej oczekiwań, choć akurat zmiana rządu w Australii czy w Kanadzie przyniosła pewną zmianę kursu także w tej kwestii. Ogólnie można przyjąć, że im bardziej na czymś społeczeństwu zależy, tym bardziej politycy na to reagują. W ochronie klimatu jest jednak wciąż wiele do zrobienia, a nacisk ze strony społeczeństwa jest zbyt mały.

II.

W Polsce rządy zajmowały się do tej pory przede wszystkim wykonywaniem ruchów pozorowanych. Mój ulubiony to przesunięcie daty, od której mierzy się zmniejszanie emisji gazów cieplarnianych w ramach protokołu z Kioto. Zamiast 1990 r., jak dla większości państw świata, dla Polski jest to rok 1988. Jakie ma to znaczenie? Otóż emisje gazów cieplarnianych w 1988 r. wynosiły ponad 580 milionów ton (CO2 eq.), natomiast w 1990 r. znacznie mniej, bo ponad 473 miliony ton. Dzięki tej drobnej innowacji księgowej można wykazywać, jak to wspaniale zmniejszyły się w Polsce emisje. W 2013 r. aż o 32 procent! Szok! Jesteśmy liderem! Gdyby jednak porównać je z rokiem 1990, wówczas byłyby niższe jedynie o 16,67 procent. Natomiast w porównaniu z 2005 r. emisje gazów cieplarnianych w Polsce zmniejszyły się (w 2013 r.) o zaledwie 0,85 procent [1].

Obecny minister środowiska, Jan Szyszko, zapowiada, że w ramach ochrony klimatu mają być w Polsce sadzone lasy. Sadzenie nowych drzew jest oczywiście ważne i fajne, a do tego las rzeczywiście pochłania dwutlenek węgla z atmosfery. Część tego węgla wbudowywana jest w rośliny, a część (większa) magazynowana w glebie.

Pojawia się tu jednak zasadnicze pytanie – tylko ile właściwie dwutlenku węgla pochłaniają lasy w Polsce?

Na obszarze wybranego hektara lasu można zmierzyć to dość dokładnie. Jednak w całej Polsce? Lasy mają różny wiek, różny skład gatunkowy, rosną na różnych glebach, w innym mikroklimacie, a to wszystko ma wpływ na to, ile pochłaniają dwutlenku węgla. Tu znów otwiera się więc pole do kreatywnych obliczeń. Nawet nic nie trzeba sadzić. Wystarczy popracować trochę nad sposobem liczenia.

Zgodnie z danymi Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami (KOBIZE) w 2013 r. lasy w Polsce pobrały z atmosfery ponad 41 milionów ton dwutlenku węgla [2]. Można jednak przyjąć, że skoro jeden z lasów w Polsce pochłania rocznie średnio 21,5 tony dwutlenku węgla na hektar (jest to bardzo dużo jak na Europę), wówczas robią tak samo wszystkie pozostałe lasy. Mnożymy więc tę liczbę przez 9,1 miliona hektarów, gdyż tyle mniej więcej mamy lasów w Polsce. Wychodzi nam, że rocznie pobierają one ponad 195 milionów ton. Od razu wygląda to lepiej, czyż nie? Znów sukces! Bez względu jednak na sposób liczenia, posadzenie nowych lasów nie zaszkodzi od strony przyrodniczej czy rekreacyjnej. Zmagazynuje się też trochę więcej dwutlenku węgla. Jaki jednak ma to sens, gdy nadal kopcimy węglem i nie wspieramy tworzenia lokalnych technologii w energetyce odnawialnej?

Polski rząd przyłączył się też niedawno do francuskiej inicjatywy 4/1000, której celem jest magazynowanie dwutlenku węgla w glebach na terenach rolniczych. Potencjalnie jest to dobra, a nawet bardzo dobra wiadomość, gdyż może stać się impulsem do promowania ekologicznego rolnictwa, które właśnie pozwala na zwiększanie w glebie zawartości próchnicy (innymi słowy magazynowanie w glebie dwutlenku węgla właśnie). Kluczowe jest jednak to, jak to się przełoży na praktykę.

Promowane ma być także spalanie biomasy i wykorzystanie energii geotermalnej. To drugie rozwiązanie może kojarzyć się u nas z dyrektorem jednej z rozgłośni radiowych z Torunia, niemniej jednak, od strony technologicznej, jest to czyste źródło ciepła i energii elektrycznej, które ma w Polsce całkiem duży potencjał. Nie ma więc go co od razu przekreślać tylko ze względu na skojarzenia, warto natomiast, by nowe instalacje geotermalne w Polsce się pojawiły. Islandia ma ich wiele, więc doświadczenia i know how też są w zasięgu.

Te wszystkie propozycje nowego polskiego rządu to jednak wciąż o wiele za mało. Potrzebne są pilnie inwestycje we wszelkiego rodzaju przyjazne dla środowiska i dla ludzi technologie, dzięki którym będziemy mogli pozyskiwać energię: czy to z wiatru, ze słońca, z wody czy z głębi ziemi. A najważniejsze, by politycy odessali się wreszcie od węgla, bo spalanie go jest marnowaniem cennego zasobu, który lepiej służy do czego innego.

Przypisy:

[1] Obliczenia na podstawie Poland’s National Inventory Report 2015. Greenhouse Gas Inventory for 1988-2013, s. 10.
[2] Ibidem, s. 182.

**

CZYTAJ NASZ SPECJALNY SERWIS O SZCZYCIE KLIMATYCZNYM W PARYŻU: RELACJE / KOMENTARZE / ANALIZY / FILMY / INFOGRAFIKI

Serwis przygotowany dzięki wsparciu European Climate Foundation.

NOWOŚĆ! 

Polski węgiel. 

Autorzy: Edwin Bendyk, Urszula Papajak, Marcin Popkiewicz, Michał Sutowski

Polska stoi węglem, to jasne jak słońce. Wydobycie węgla daje miejsca pracy, tanią energię, bezpieczeństwo energetyczne. Z czystym powietrzem już gorzej, ale za to wiatr nie zawsze wieje, a słońce w nocy nie świeci – nic nie jest doskonałe. Tak czy inaczej, zamykanie kopalń czy podporządkowywanie się unijnej polityce klimatycznej jest nie tyle niezrozumiałe, co szkodliwe. W końcu USA też trują, a Chiny? Szkoda gadać. A, jeszcze wiatraki szpecą krajobraz.

**Dziennik Opinii nr 342/2015 (1126)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij