Zespół Teatru Polskiego nie boi się zmiany, nie czuje strachu przed nowym, czuje strach przed "starym".
Kiedyś organizatora pewnej imprezy zapytano, czy można na niej wystąpić w mundurze Wehrmachtu. Brak zgody spotkał się z oburzeniem i zarzutem, że „przecież nie pojawię się w dresie”. Co ma wspólnego ta anegdota z konkursem na dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu? Zapewne nic, poza smutną konstatacją, że cały czas zespół teatru stawiany jest w sytuacji wyboru pomiędzy jakimś „mundurem” albo jakimś „dresem”, chociaż ostatnie 10 lat pokazało, że ani jeden, ani drugi uniform nie leży zupełnie na osi środków wyrazu, jakimi ten zespół z sukcesem do tej pory rozmawiał z publicznością.
Europejska Stolica Kultury 2016, nie sama instytucja, która w kwestii Teatru Polskiego milczy niewzruszona, ale po prostu Wrocław, zamienia swój teatr w miejsce realizacji prywatnych aspiracji artystyczno-animacyjnych wicemarszałka Tadeusza Samborskiego, którego manifest teatralny wygłoszony ostatnio w „Gazecie Wyborczej” można streścić parafrazą „teatr mój widzę przeciętny”. W miejsce realizacji prywatnej zemsty ministra Piotra Glińskiego za kompromitację podczas próby odwołania premiery spektaklu Śmierć i dziewczyna oraz właściwej „dobrej zmianie” potrzeby wpływania na każdy przejaw twórczej aktywności „suwerena”. W miejsce realizacji kilku jeszcze potrzeb tych i innych pań i panów, dla których scena przy Zapolskiej zdecydowanie nie jest przestrzenią sztuki – bo w całym narzuconym dyskursie kategoria sztuki w ogóle nie wstępuje.
Poziom braku racjonalizmu w forsowaniu własnej koncepcji (o ile w ogóle można mówić o jakiejkolwiek koncepcji) jest zatrważający i powoduje w najbardziej zainteresowanych, czyli ludziach, którzy ten teatr stworzyli, poczucie bezradności. Wymieniać można długo, kilka wyrywkowych przykładów: zarzuty niegospodarności dotychczasowej dyrekcji rozbijają się o nonszalanckie podejście do ciążącego na wybranym kandydacie wyroku za narażenie skarbu ZASP na stratę 9,2 mln złotych. Decydentom to nie przeszkadza. Dysonans poznawczy pogłębia warunek kandydata, że obejmie dyrekcję jedynie w sytuacji umorzenia dotychczasowego długu Teatru Polskiego, co nie budzi oporów większości członków komisji – jak można przypuszczać, pieniądze, które od wielu lat były podstawowym problemem w wywiązywaniu się z własnych obowiązków przez urząd marszałkowski, w sposób cudowny się odnajdą. Dalej, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego bezceremonialnie straszy (kogo: Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego? Teatr Polski? wrocławską publiczność?) odcięciem dotacji, jeśli dotychczasowa dyrekcja zostanie zachowana, co w bolesny sposób rymuje się ze sformułowaną w jednej z ostatnich wypowiedzi ministra Piotra Glińskiego nową kategorią społeczną „ludzi kultury nieprzychylnych ministrowi” – przy czym w owej wypowiedzi finansowanie zdiagnozowanego właśnie odłamu społecznego było wskazywane jako przykład obiektywizmu ministerstwa i wyrazu łaskawości mecenatu państwa. Argumenty finansowe zawsze będą skuteczne i niezmiernie łatwo za ich pomocą manipulować opinią publiczną, a teatr artystyczny, który przecież z założenia jest nierentowny (właśnie dlatego został powołany jako instytucja kultury, która ma swoich organizatorów) narażony jest szczególnie na próby wykorzystywania tego aspektu w sposób populistyczny w debacie publicznej. Pytanie tylko o elementarną uczciwość tej debaty i faktyczną odpowiedzialność również urzędników za podległe im instytucje kultury.
Opór zespołu artystycznego Teatru Polskiego wobec obecnej sytuacji to nie strach przed nowym.
Zespół ten nie boi się nowego, wręcz przeciwnie – z ogromną pieczołowitością budował i chce budować swoją siłę artystyczną w otwarciu na nowe, w poszukiwaniu, w spotkaniach z mistrzami teatru i najmłodszym, świeżym pokoleniem artystów teatru.
Zespół artystyczny Teatru Polskiego boi się natomiast „starego” – starego bezrefleksyjnego, rozsentymentalizowanego, reprezentowanego przez mocodawców, dla których ostatnim wielkim dramatopisarzem był hrabia Aleksander Fredro, a po nim nic już w polskiej, a może i światowej dramaturgii się nie wydarzyło (samego Hrabiego zespół się nie boi, wręcz przeciwnie).
Zespół ten w końcu boi się również teatru widzianego i zarządzanego z perspektywy estrady i rozrywki, bo mimo pozornie podobnych narzędzi wykonawczych, tak rozumiana scena nie mieści się w tradycji (tak, tradycji!) wrocławskiego teatru artystycznego.
Władza jest silna, władza w sierpniu 2016 roku jest bardzo silna i coraz bardziej cyniczna. A we Wrocławiu dokonał się cud polityczny – koalicja PiS, PO, PSL w imię odebrania ważnego ośrodka kultury myślącym samodzielnie artystom. Cud łączący w sobie nieświadomą może ignorancję w zakresie znajomości dziedziny, jaką jest teatr, z arogancją właściwą części urzędników, bez względu na kolory partyjne i szczeble władzy.
I jeśli instytucje kultury mają być przedłużeniem organów władzy, to właśnie świętujemy praktyczne zwycięstwo tej teorii.
***
Zespół Teatru Polskiego we Wrocławia wyraża swój sprzeciw wobec zmanipulowanego, ustawionego przez władze i łamiącego zasady transparentności i uczciwości konkursu na dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Zespół zaprasza przedstawicieli mediów, publiczność, przyjaciół i wszystkich zainteresowanych na konferencję prasową w piątek 26 sierpnia 2016 o godzinie 12:00 do foyer Teatru Polskiego we Wrocławiu (ul. G. Zapolskiej 3). Po konferencji zespół zaprasza pod Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego (ul. Wybrzeże Słowackiego 12–14), aby zaprotestować przeciw niszczeniu Teatru Polskiego we Wrocławiu.
**Dziennik Opinii nr 239/2016 (1439)