Sztuki wizualne

Odkąd pamiętam, bałam się wojny

W czasach ZSRR wciąż straszono nas perspektywą nadchodzącej wojny ze Stanami Zjednoczonymi. O II wojnie światowej mówiło się dużo w szkole. Nigdy nie pomyślałabym, że mnie samej przyjdzie żyć w kraju nią ogarniętym.

Wiktoria Bieliaszyn: Od jak dawna związana jesteś ze sztuką? Czy interesowałaś się nią już w dzieciństwie, czy może ta pasja pojawiła się później?

Oksana Briukhovetska: Byłam twórczym dzieckiem, od najmłodszych lat dużo rysowałam i z tego powodu rodzice zapisali mnie na kurs rysunku. Mocno mnie on jednak rozczarował. Moje dzieciństwo przypadło na okres radziecki i tak się złożyło, że te zajęcia prowadził pan bardzo mocno zaangażowany ideologicznie. Bałam się go; był dla nas ostry i surowy. Nie podobały mi się też narzucane przez niego tematy prac. Pamiętam, jak nauczyciel podzielił nas na dwie grupy i wyjaśnił, że dziewczynki mają za zadanie narysować „pokój”, a chłopcy „wojnę”. Powstała wtedy ogromna ilość propagandowych plakatów.

Kiedy byłaś dzieckiem, chyba temat wojny był w ZSRR dość obecny.

W czasach ZSRR wciąż straszono nas perspektywą nadchodzącej wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Oprócz tego o wojnie mówiło się dużo w szkole. Nauczyciele kładli ogromny nacisk na historię II wojny światowej, gloryfikowali walczących w niej żołnierzy. Motyw wojny towarzyszył więc nam wszystkim przez cały czas. O wojnie często też opowiadała mi babcia. Wspominała ucieczkę przed bombardowaniem, szaleńczy bieg z niemowlęciem na rękach, strach przed spadającymi bombami. Najwięcej mówiła o samym początku okupacji. Babcia, podobnie zresztą, jak i wujek Tola, pochodziła z Wołynia, a to właśnie na tych terytoriach najwcześniej pojawiły się niemieckie wojska.

Byłaś wtedy dzieckiem. Jaki wpływ miała na ciebie ta pielęgnowana przez dorosłych wizja wojny?

Pamiętam, że często się bałam. Czasami śniły mi się samoloty zrzucające bomby. Mam też teraz świadomość tego, że od nas – dzieci – wymagano specjalnego traktowania samej idei „wojny”. Żadne z nas nigdy jej nie przeżyło, ale zarówno program realizowany w szkole, jak i narzucane na kursie rysunku tematy sprawiały, że wojna była w nas obecna. Strach przed wojną był więc we mnie od zawsze, ale nigdy nie pomyślałabym, że mnie samej przyjdzie żyć w kraju nią ogarniętym.

Myślisz, że właśnie wspomnienia z dzieciństwa miały wpływ przedstawienie w taki, a nie inny sposób mężczyzny z pociągu, który stał się bohaterem twoich ostatnich prac?

Temat wojny chciałam poruszyć już wcześniej, bo zależało mi na pokazaniu tego dziecięcego lęku, strachu przed czymś, co było z jednej strony nieznane, a z drugiej bardzo obecne. Tak się jednak złożyło, że teraz mamy w Ukrainie do czynienia z prawdziwą wojną, więc zarzuciłam ten pomysł. Wujka Tolę poznałam dwa lata temu w pociągu. Jechałam akurat do Warszawy, bo pracowałam wtedy nad polsko-ukraińską wystawą Co we mnie jest kobiece?. Tola wsiadł do mojego przedziału w Kijowie. Okazało się, że wraca z frontu w Donbasie i jedzie do domu – do Kowla. To była jego pierwsza przepustka po czterech miesiącach pobytu tam, na froncie. Moje prace można określić jako wierne odtworzenie fragmentów historii, opowiedzianych przez wujka Tolę. Nie odwoływałam się w żaden sposób do własnych przeżyć, dziecięcych wspomnień czy doświadczeń, a nawet jeśli, to zupełnie nieświadomie, na głębszym poziomie podświadomości.

Czym się wyróżniał? Jak się zachowywał?

W Donbasie służył w miejscu, które śmiało można określić jako ognisko walk. Miał poparzoną rękę. Na dworze było bardzo ciepło, więc nie mógł włożyć kurtki, ale starannie przykrywał nią swoje rany. Wstydził się ich. A może wstydził się mnie? Długo powtarzał, że takich rzeczy nie powinno się pokazywać kobietom i dzieciom. Dopiero po jakimś czasie przyzwyczaił się do mojego towarzystwa. Zaczął też ze mną rozmawiać, choć trudno nazwać ten monolog rozmową. Zrozumiałam, że jest mu zupełnie wszystko jedno, do kogo mówi i że musi po prostu wyrzucić z siebie to, o czym myślał, co przeżywał i co nie dawało mu spokoju. Mówiąc, pił cały czas wódkę. Podobno wszyscy na froncie piją, bo to jedyny sposób, by poradzić sobie z tym wszystkim, co tam się dzieje.

Miałem kontuzję, przez pierwsze trzy dni niczego nie słyszałem. Potem słuch powrócił, ale smaku jedzenia dalej nie czuję. Ale wóda jest haraszo, nie to, co mieliśmy. Powiedziałem do doktora: nie pisz w mojej karcie, że miałem kontuzję, bo co, będą myśleć, że jestem walnięty?

Jak się czułaś podczas tej rozmowy?

To było coś niesamowitego, czułam się jak sparaliżowana. To nie były wspomnienia o wojnie snute przez dziadków, które znałam na pamięć i do których byłam przyzwyczajona. Przede mną siedział człowiek, który był jednym wielkim bólem. Chodzącą raną. Z jednej strony bardzo starał się rozmawiać ze mną o czymś innym. Powtarzał, że przecież nie może mówić o wojnie, że ja jestem z zupełnie innego świata, że nie widziałam tego, co on, więc musimy rozmawiać o czymś normalnym. Mówił: „Chuj z tą wojną!”, a po chwili, zupełnie nieświadomie, wracał do poprzedniego tematu. Zrozumiałam, że musi to z siebie wyrzucić, że tak naprawdę nie może o niczym innym myśleć. Następnego dnia spisałam wszystko, co zapamiętałam z naszej rozmowy.

Wspominałaś, że walczący w Donbasie dużo piją, by w ogóle tam przetrwać i wytrzymać psychicznie. Myślisz, że z zespołu stresu pourazowego można się wyleczyć? Że kiedykolwiek mija?

Czytałam o tym. Podobno jego objawy można odczuwać nawet wiele lat po zakończeniu wojny. To duży problem dla naszego społeczeństwa. Wielu mężczyzn nie szuka pomocy u specjalistów. Cierpią z tego powodu całe rodziny, bo ktoś, kto walczył na wojnie, jest okaleczony nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Mężczyźni często przez wiele lat, a w niektórych przypadkach nawet przez całe swoje życie, nie mogą sobie poradzić z tym, co przeżyli. Mój dziadek ze strony mamy też walczył. Przed wojną uczył się razem z moją babcią. Oboje chcieli zostać nauczycielami, jednak dziadek zrezygnował. Tłumaczył mi później, że zrobił to ze strachu i obawy przed tym, że skrzywdzi w jakiś sposób swoich uczniów. Wojna go zmieniła. Stał się bardziej nerwowy, mniej cierpliwy.

Miałem przecież stary sowiecki bilet wojskowy. Jak dostałem wezwanie, to postanowiłem powiedzieć, że go zgubiłem. Mówią mi: „Idź zapalić na 20 minut”. Wróciłem – już wsjo o mnie znaleźli w komputerze.

Wujek Tola jest dla ciebie swego rodzaju ikoną ukraińskiego społeczeństwa?

W mediach często można natknąć się na wywiady z kimś, kto służy w armii lub obejrzeć w telewizji film dokumentalny przedstawiający życie w Donbasie. Wujek Tola jest jednak niezwykły. Wojna obnaża różne cechy człowieka. Czasami odziera z tego, co znamy na co dzień i wyzwala w nas najgorsze, najbardziej okrutne instynkty. Wujek Tola jest po prostu dobrym człowiekiem, którego wojna skrzywdziła, naznaczyła agresją, której trudno mu się teraz wyzbyć. Nigdy nie chciał walczyć. Wśród walczących żołnierzy można znaleźć takich, którzy uważają, że walka jest ich misją. Odnajdują się w tym. Z Tolą jest zupełnie inaczej.

Co w jego wypowiedziach najbardziej cię poruszyło?

Przywoływane przez Tolę historie. Jeden z rysunków powstał pod wpływem opowiadania o dwóch braciach, którzy walczyli razem z nim na froncie. Jeden był dobry, a drugi zły. Pewnego dnia, podczas obstrzału, zły brat leżał pijany na zewnątrz. Zupełnie nieprzytomny. Dobry rzucił się, żeby go ratować, ale trafił go odłamek pocisku i umarł na miejscu. A zły brat przeżył. Tola opowiadał mi tę historię, jak starą baśń. Ale na koniec zadał mi pytanie: „Dlaczego to ci dobrzy ludzie umierają? Dlaczego na świecie zostają źli?”.

Było dwóch braci, jeden haroszy, a drugi – gnojek. Zaczęli strzelać, tamten gnojek pijany leży na ulicy. Brat polazł, aby go wciągnąć do środka, trafili go na śmierć. A tamten gnojek żyje. I dlaczego umierają ci lepsi?

Inny obraz przedstawia reakcję, z jaką Tola spotkał się w szpitalu w Kijowie.

Poprosił pielęgniarkę, żeby zmieniła mu opatrunek. Wyjaśnił, skąd wraca i w jakich okolicznościach został zraniony. W odpowiedzi na tę prośbę usłyszał tylko, że ma pójść najpierw do apteki i kupić sobie wszystkie środki opatrunkowe, bo szpital nie będzie płacić za jego bandaże.

Czy udało ci się odnaleźć wujka Tolę? Czy wie, że stał się bohaterem twoich prac?

Niestety nie. Chciałam nawet poprosić go o jakiś kontakt, o numer telefonu, ale później wyszedł z przedziału, żeby zapalić. Poznał wtedy jakiegoś mężczyznę i zaczął opowiadać mu dokładnie to samo, co mnie wcześniej. Nie było okazji.

Jaki wpływ ma wojna na sztukę ukraińską?

Można mówić o dwóch kierunkach w sztuce: mainstreamowym i niszowym. Mainstreamowy finansowany jest z budżetu państwa. Jego zadaniem jest pielęgnowanie uczuć patriotycznych, przedstawianie żołnierzy jako bohaterów, którzy walczą w obronie ojczyzny. Nie wiem, na ile prawdziwa jest ta sztuka. Drugi kierunek, ten niszowy i odnoszący się zdecydowanie bardziej krytycznie do tematyki bohaterstwa wojennego, przedstawia przede wszystkim ból, którego źródłem jest wojna. I to zarówno ból odczuwany przez walczących na froncie, jak i przez całe społeczeństwo.

Facet miał 20 lat, na własne oczy widziałem, jak zginął. Za miesiąc miał się ożenić. Przyjechała jego dziewczyna, w welonie, płacze. Lepiej, żeby mnie zabili, niż jego, przynajmniej trochę życia widziałem.

Jak kobiety odnajdują się w obecnej sytuacji na Ukrainie? Tola przez długi czas ukrywał przed tobą widok zranionej ręki. Czy oznacza to, że kobiety rzeczywiście są poza tym, co bolesne, straszne i zwyczajnie nieestetyczne?

Z jednej strony widziałam dziewczyny wyciągające z tłumu rannych na Majdanie. Widziałam dziewczyny wyjeżdżające na front. Wiele kobiet angażuje się w działania wojenne i nie mam na myśli tego, że jadą tam robić kanapki. Oprócz tego, niemalże każda z nich styka się z ogromnym bólem. Te, których mężowie i synowie wyjeżdżają na front, dotknięte są traumą. Należy zauważyć, że z życiem, nie tylko w czasie wojny, ale i już po niej, za bary muszą brać się kobiety. To na nie spada ciężar radzenia sobie z jej konsekwencjami, poczynając od problemów związanych z trwałymi okaleczeniami cielesnymi, jak i psychicznymi, jakich doświadczają walczący na wojnie mężczyźni. Według statystyk prowadzonych przez ukraińskie organizacje ochrony praw człowieka w czasie wojny znacznie wzrósł poziom przemocy w rodzinach.

Z drugiej strony сzęsto wpisuję w wyszukiwarkę hasła takie jak: „kobieta”, „kobiecość”, „sztuka”, bo pracuję nad feministycznymi projektami. Na podstawie tych moich wyszukiwań wyświetlają mi się później przeróżne reklamy. Zauważyłam, że ogromną popularnością cieszą się teraz kursy dla kobiet. Na takich kursach uczy się sztuki uwodzenia mężczyzn, utrzymania przy sobie partnera itp.

Czy tak działają ukraińskie feministki?

Podejrzewam, że większość tych kobiet nawet nie zna dokładnego znaczenia tego terminu. Niektóre z nich, być może, nawet się go boją lub go wypierają. Ale walczą. Działają. Są aktywne i silne.

W pracach o wujku Toli również widzimy kobiety.

Tola wracał z frontu do domu, do żony. Powiedział mi, że przed wyjazdem rozmawiał z wojskową psycholożką, która pracuje w Donbasie jako wolontariuszka. Uprzedzała go, że może zdarzyć się tak, że po powrocie do domu nie będzie potrafił porozumieć się z żoną, że może dojść między nimi do różnych konfliktów. Podała mu swój numer telefonu i prosiła, by w razie potrzeby dzwoniła do niej jego żona. Twierdziła, że będzie musiała jej wszystko wyjaśnić. Wyjaśnić jego zachowanie. Ta psycholożka miała pełnić funkcję łącznika między małżonkami. Pracując nad wystawą prac przedstawiających Wujka Tolę, tak naprawdę priorytetem były dla mnie postaci kobiece. Otaczający go mężczyźni to przede wszystkim żołnierze. Oglądając moje prace, zobaczyć można sylwetkę narzeczonej żołnierza, który zginął na froncie, opowiadającą o prostytutkach sprzedawczynię, lekarkę, pracującą w szpitalu, młodą psycholożkę, wspierającą nie tylko żołnierzy, ale i ich najbliższych na froncie w Donbasie oraz żonę wujka Toli, do której ten wraca z frontu. Gdybyśmy zastanowili się nad każdą z tych kobiet, przeanalizowali ich relację z wujkiem Tolą, z innymi walczącymi, to dostrzeglibyśmy, że wachlarz problemów społecznych i genderowych, w ogarniętym przez wojnę kraju, jest niezwykle szeroki. Kobiety są swoistymi triggerami; uważam, że w przedstawionych przeze mnie postaciach kobiecych każdy może odnaleźć część siebie lub swoich bliskich.

W Kijowie poszłem, aby mnie opatrzyli. Mówią do mnie: „Idź, kup se bandaż w aptece”. Już nawet bandaża dla mnie niet! Kurwa, gdybym miał kałasznikowa, już byłoby po nich!

Co mówi się w mediach o wojnie? I jak zmieniło się pod jej wpływem społeczeństwo?

W wiadomościach codziennie podaje się informację, ile osób zginęło. Oprócz tego powszechna jest wojenna propaganda, której celem jest wzmacnianie w młodych mężczyznach poczucia obowiązku walki. Gloryfikuje się żołnierzy. Ale w mediach nie o wszystkim się mówi. Nie mówi się o wykorzystywanych kobietach, o prostytucji, która również ma miejsce na froncie. Wszyscy mamy świadomość tego, co się dzieje. Milczymy jednak o tym.

Społeczeństwo zmaga się więc z niezwykle bolesnym tematem. Powszechnie uważa się bowiem, że osobie, która ryzykowała życiem w obronie ojczyzny, powinno się wszystko wybaczać. Przemoc, brutalność i agresja, które obecne są na wojnie, nie ustępują jednak z chwilą nastania pokoju. Często towarzyszą osobom, tak długo w tej wojennej rzeczywistości przebywających, również w życiu codziennym. Powojennym. Gwałt i przemoc stają się normą. Ale czy w związku z tym można wybaczyć gwałty, do których dochodzi? Przecież to przestępstwo. Przestępstwo w świecie pokoju, bo na tle zbrodni wojennych, do których dochodzi każdego dnia na wschodzie kraju, tego rodzaju przemoc wydaje się czymś błahym. Patrzy się na nią przez palce, a to z kolei wywołuje wśród cywili nieustające uczucie strachu i niepokoju. Pozbawia ich poczucia bezpieczeństwa.

Co cię inspiruje?

To, co mnie boli. Co mnie zaskakuje. Co obserwuję i głęboko w środku przeżywam. Nie wiem, czy można nazwać to inspiracją?

A co obserwujesz i głęboko przeżywasz albo przeżywałaś w ostatnich latach?

Na pewno przeżyłam moment, w którym zostałam mamą. Dzięki temu powstała wystawa Macierzyństwo (2015), której byłam kuratorką. Ukraińskie społeczeństwo traktuje temat macierzyństwa dość konserwatywnie, dlatego ta wystawa była szokująca dla wielu osób. Niektórzy uważają, że macierzyństwo wiąże się tylko z bezmiernym szczęściem. Zupełnie pomijają codzienne problemy, z którymi musi zmierzyć się każda matka. Ja starałam się je pokazać. Zwrócić na nie uwagę. Udało mi się znaleźć wiele artystek zajmujących się tą tematyką, również z Polski. Nie moża zapomnieć przecież o pracach Joanny Rajkowskiej, Elżbiety Jabłońskiej, Marty Frej.

Drugim takim bodźcem do zorganizowania wystawy był widok biednych ludzi. Często spacerowałam wtedy z córeczką. Mijałyśmy żebraków, ludzi wyciągających jedzenie z koszy na śmieci, a ona mnie wtedy pytała: „Mamo, dlaczego ten pan grzebie w śmietniku?”. Trudno było mi wyjaśnić jej, że niektórzy nie mają pieniędzy, by kupić sobie coś do jedzenia. Ta sytuacja była dla mnie jednym z bodźców do stworzenia wystawy Ukraińskie ciało (2012). Byłam wtedy jedną z kuratorek. Wystawa została oczywiście poddana cenzurze.

Kurowanie wystaw jest dla ciebie tak ważne jak tworzenie swoich prac.

Tak. Po wystawach Co we mnie jest kobiece? i Haft, tekstylia, feminizm zaangażowałam się bardziej w temat kobiecości, pozycję kobiety w sztuce i społeczeństwie. Celem każdej takiej wystawy jest zwrócenie uwagi na problem nierówności płciowej, na dyskryminację kobiet, na ich doświadczenie. Uważam, że to bardzo ważne, by dopuścić kobiety do głosu. By pozwolić im tworzyć i o tym mówić, bo, jak na razie, zarówno w przestrzeni artystycznej, jak i w wielu innych, dominują mężczyźni.

Jaką chciałabyś widzieć Ukrainę w przyszłości?

Przede wszystkim chciałabym, żeby panował w niej pokój. Chciałabym, żeby społeczeństwo zmieniło swoje konserwatywne poglądy i żeby wszystkim zależało na równouprawnieniu, na rozwoju emancypacji. Mam nadzieję, że Ukraina będzie miejscem, w którym spokojnie będą kształcić się i dorastać nasze dzieci.

*
Ilustracje: Oksana Bruikhovetska, Wujek Tola

***
Oksana Briukhovetska – artystka, kuratorka, publicystka. Jest kuratorką większości wystaw w Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie, a od 2009 członkinią ukraińskiego oddziału Krytyki Politycznej. Była kuratorką takich wystaw jak: Nieocenzurowane dzieciństwo (2011), Ukraińskie ciało (2012), Lockout (2014), Macierzyństwo (2015), What in Me Is Feminine? (2015), Textus. Embroidery, Textile, Feminism (2017). Interesują ją tematy związane z feminizmem, płcią kulturową, pracą i wykluczeniem społecznym.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Wiktoria Bieliaszyn
Wiktoria Bieliaszyn
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”, specjalizuje się w Europie Wschodniej. Publikowała m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, OKO.press, Die Welt, La Repubblica i Meduzie.
Zamknij