Historia

Żołnierze: protokoły walki, zabijania i śmierci

To, że przemoc seksualną i fizyczną w trakcie wojny uważa się za coś egzotycznego, niezwyczajnego i popędowego, jest rodzajem ślepoty socjologicznej i historycznej.

Sönke Neitzel, niemiecki historyk, podczas wizyty w londyńskim Archiwum Narodowym natknął się na prawdziwy skarb. Możliwe, że „gruba teczka dokumentów – może osiemset stron – przewiązana jedynie sznurkiem” – odbiega od potocznego wyobrażenia skarbu, ale dla Neitzela te dokumenty były na wagę złota. Na kartkach znajdowały się bowiem protokoły rozmów marynarzy, którzy jako jeńcy wojenni trafili do brytyjskich obozów. Już wkrótce okazało się, że te osiemset stron to tylko początek. „Podsłuchiwano nie tylko członków załóg U-Bootów, lecz także żołnierzy lotnictwa i piechoty – pisał Neitzel. – Zacząłem wczytywać się w te rozmowy. Wciągnęło mnie w wewnętrzny świat wojny, który rozpostarł się przede mną. Wydawało mi się, że niemal słyszę słowa, które wymieniają między sobą żołnierze, że widzę ich, jak gestykulują i dyskutują ze sobą”.

„Żołnierze” to wynik uważnej lektury i analizy tych dokumentów, przeprowadzonej wraz z psychologiem społecznym Haraldem Welzerem, oraz poruszający wgląd w psychikę tych, którzy walczyli, zabijali i umierali.

Jakub Bożek

***

Seks

„Byłem na kwaterze SS. [W jednym] pokoju na łóżku leżał esesman bez munduru, ubrany tylko w spodnie. Obok niego, to znaczy na krawędzi łóżka, siedziała młoda, bardzo ładna dziewczyna, i zobaczyłem, jak ten esesman głaszcze ją po podbródku. Usłyszałem też, jak dziewczyna powiedziała: «Franz, ty mnie nie zastrzelisz, prawda?». Dziewczyna była jeszcze bardzo młoda i mówiła po niemiecku bez obcego akcentu […]. Zapytałem tego esesmana, czy ta dziewczyna […] rzeczywiście będzie rozstrzelana. Esesman powiedział, że tak, że wszyscy Żydzi zostaną rozstrzelani, i nie ma od tego żadnych wyjątków […]. Powiedział także dosłownie, że to jest przykre. Niekiedy mają możliwość oddania tych dziewczyn innym komandom rozstrzeliwującym, ale z reguły nie ma tutaj na to czasu i muszą robić to sami”.

Przytaczany cytat, pochodzący z akt postępowania dochodzeniowego prowadzonego po wojnie, pokazuje formę przemocy seksualnej, którą stosowali esesmani w ramach wojny niszczycielskiej. Także żołnierze Wehrmachtu (wszystkich rodzajów broni) byli zainteresowani w różnorodny sposób okazjami do odbywania stosunków seksualnych.

Przemoc seksualną, rzecz jasna, najchętniej przypisuje się innym. Podczas gdy masowe gwałty dokonywane przez żołnierzy Armii Czerwonej należą do tradycyjnego repertuaru niemieckich opowieści wojennych, to sytuacja odwrotna – przemoc seksualna stosowana przez żołnierzy Wehrmachtu i SS – jest w tych historiach nieobecna.

Dzięki temu utrzymuje się nadal niezniszczalny mit walczących honorowo żołnierzy niemieckich. Regina Mühlhäuser przebadała niedawno różne oblicza seksualności, które ujawniły się w trakcie najazdu niemieckiego na Związek Radziecki: a więc nie tylko przypadki bezpośredniej przemocy seksualnej, do jakich dochodziło w ramach zdobywania wsi i miast albo w przeddzień masowych rozstrzelań, lecz także seksualny handel wymienny i stosunki seksualne za obopólną zgodą, oraz stosunki miłosne między żołnierzami i Ukrainkami prowadzące do ciąż i wesel.

Nie jest więc niczym zaskakującym, że wszystkie wymienione sytuacje występują podczas wojny, wszak seksualność zalicza się do najważniejszych aspektów życia człowieka, a zwłaszcza mężczyzny. Dlatego wydaje się nieco dziwne, że aktywność seksualna – czy to wymuszona, czy to „uzgodniona” w określonych układach sił, w ramach prostytucji względnie w formie kontaktów homoseksualnych – nie odgrywa niemal żadnej roli w dotychczasowych badaniach naukowych nad przemocą zbiorową i wojenną. Przy czym za ten stan rzeczy nie odpowiada wyłącznie zły stan odpowiedniej bazy źródłowej. Wynika to przede wszystkim z oddalenia badań socjologicznych i historycznych od spraw życia codziennego. W przypadku żołnierzy biorących udział w wojnie chodzi zazwyczaj o młodych i bardzo młodych mężczyzn, których, po pierwsze, oderwano od ich rzeczywistych lub wyimaginowanych partnerek i wyrwano z życia podlegającego silnej kontroli społecznej, oraz, po drugie, o ludzi, którzy posiadają taką władzę na obszarach okupowanych, jakiej nigdy nie uzyskaliby w życiu cywilnym. I właśnie taka struktura (prowokująca pojawianie się licznych okazji do stosowania przemocy seksualnej) znajduje poczesne miejsce w męsko-koleżeńskim, żołnierskim systemie odniesień, w którym przechwalanie się osiągnięciami seksualnymi staje się jednym z trwałych elementów komunikacji codziennej.

Nie powinno się także popełniać błędu polegającego na tym, że z każdej formy przemocy seksualnej stosowanej przez żołnierzy robi się coś egzotycznego – coś, co jest zjawiskiem wyjątkowym, wywołanym wojną. Także nasze życie codzienne zawiera struktury umożliwiające praktykowanie niemal każdej formy eskapizmu, rzecz jasne pod warunkiem, że dana osoba ma odpowiednie zasoby społeczne i finansowe, aby oderwać się od rzeczywistości. Zaczyna się od małych ucieczek w postaci drobiazgowo zaplanowanych libacji, przez „skoki w bok” lub wizyty w burdelach, a kończy na otwartej przemocy w postaci bójek. Innymi słowy: eskapizmy seksualne, podobnie jak przemoc fizyczna i wszelkie ekscesy, są głęboko zakotwiczone w naszym dniu powszednim. Przy czym w czasie pokoju realizuje się je w ściśle określonych przestrzeniach: na przykład podczas karnawału reńskiego lub w wielkich niszowych społecznościach przemysłu seksualnego, między innymi w klubach swingers.

 

To, że przemoc seksualną i fizyczną w trakcie wojny uważa się za coś egzotycznego, niezwyczajnego i popędowego, jest jakimś rodzajem ślepoty socjologicznej i historycznej – wszak także życie codzienne w czasie pokoju ma swoje nader ciemne oblicza.

Inaczej mówiąc: w trakcie konfliktu zbrojnego dokonuje się pewnych przesunięć ram, które członkom grupy posiadającej dominującą władzę stwarzają możliwości realizowania tego, co i tak chętnie robią lub robiliby w czasach pokoju.

Nie tylko Regina Mühlhäuser pisała o sytuacjach, w których zmuszano kobiety do odbywania stosunków seksualnych poprzez złożenie zapewnień, że świadczenie takich usług uchroni je przed zamordowaniem – a potem i tak je zabijano. W brytyjskim obozie z podsłuchami Latimer House, Horst Minnieur, marynarz z łodzi podwodnej, opowiadał przytaczaną już historię o „ładnej Żydówce”, którą poznał jako sprzątaczkę w koszarach i która padła ofiarą akcji masowych rozstrzelań. Prawdopodobnie pierwsze pytanie, które nasunęło się jego rozmówcy w związku z tą opowieścią, brzmiało:

HARTELT: Dawała się pewnie rżnąć, co?
MINNIEUR: Ta, dawała, ale trzeba było uważać, żeby nie zostać przyłapanym. To nie jest nic nowego, te babki żydowskie były katrupione, to nie było ładne.

Praktyka zabijania kobiet żydowskich po stosunku płciowym, aby nie naraziły żołnierzy na oskarżenie z powodu „hańby rasowej”, jawi się tutaj jako rzecz najnormalniejsza w świecie – zresztą tak jak to, że Minnieur najprawdopodobniej wykorzystywał seksualnie swoje ofiary. Andrej Angrick udowadnia w swych badaniach nad niemiecką polityką okupacyjną w Związku Sowieckim, że oficerowie Einsatzkommando Sk4 10a gwałcili Żydówki nierzadko aż do chwili, gdy te straciły przytomność. Bernd Greiner opisuje podobne zdarzenia w odniesieniu do wojny wietnamskiej.

Ale nie tylko akcje rozstrzeliwania tworzą na przedpolu frontu liczne okazje do stosowania przemocy seksualnej; również żołnierski dzień powszedni stwarza w tym względzie wiele możliwości – na przykład wówczas, kiedy kobieta siedzi całkowicie naga w pomieszczeniu do przesłuchań, a samo przesłuchanie odbywa się na oczach wielu członków komanda. Oczywiście istniały także inne, półoficjalne formy wykorzystywania seksualnego. Przykładowo zakładano „grupy teatralne”, do których „należały przede wszystkim ładne rosyjskie kobiety i dziewczyny, które w ten sposób powiększały swoje racje żywnościowe […]. Po przedstawieniu «odbywały się tańce, pito i potem dziewczyny jakoś dogadywały się [z członkami SS]» […]. W tym celu dowództwo oddziału urządzało poza miastem potajemne miejsca schadzek w zarekwirowanych domach i mianowało specjalnych «dozorców», którzy mieli «opiekować się» tymi budynkami. Można się domyślać, że podobne «domy uciech» istniały także w przypadku innych komand – dysponujemy dowodami, które potwierdzają przelotne romanse z córkami miejscowych burmistrzów, «wieczory pieśni» z rzekomymi piosenkarkami rosyjskimi, uczestnictwo w zabawach wiejskich i pełne ekscesów pijatyki”.

Willy Peter Reese, intelektualista, który stał się żołnierzem, napisał: „ […] robiliśmy się melancholijni, opowiadaliśmy sobie o problemach miłosnych i tęsknocie za domem. Śmialiśmy się znów i piliśmy dalej, wykrzykując i szalejąc na torach, tańcząc w wagonach i strzelając w noc, każąc schwytanej Rosjance odstawiać tańce nago i smarowaliśmy jej piersi smarowidłem do cholew, upijając ją tak, jak sami byliśmy pijani”.

Intensywną aktywność seksualną żołnierzy można również udokumentować na podstawie statystyk lekarskich. W lazarecie w Kijowie przez jakiś czas leczono wyłącznie pacjentów z chorobami skórno-wenerycznymi. Dlatego profesor Karl Gebhardt, główny klinicysta SS, stwierdził krytycznie po podróży inspekcyjnej, że głównym zajęciem lazaretów niemieckich „przestały być [zabiegi] «kliniczno-chirurgiczne»”.

Także w protokołach z podsłuchów znajduje się wiele rozmów na temat chorób wenerycznych. Oto fragment jednej z nich – krótka wypowiedź Leutnanta lotnictwa marynarki wojennej:

GEHLEN: Zrobili raz obławę w naszej okolicy i stwierdzili, że siedemdziesiąt procent wszystkich żołnierzy niemieckich na tym obszarze, których znaleźli w tak zwanych kojach z dziewczynami, było chorych wenerycznie.

I rzeczywistoście, choroby weneryczne wśród żołnierzy niemieckich występowały powszechnie. W takich miastach, jak Mińsk czy Ryga powstawały specjalnie izby lecznicze, do których mieli zgłaszać się żołnierze po odbytym stosunku płciowym, aby zaleczyć ewentualne infekcje: „Owo «leczenie» polegało na umyciu [prącia] wodą z mydłem, oczyszczeniu roztworem sublimatu i wprowadzeniu patyczka dezynfekcyjnego do przedniej części przewodu moczowego. W celu uniknięcia zachorowania na syfilis stosowano dodatkowo maść. Następnie sanitariusz wpisywał ten zabieg do Księgi leczenia oddziału i wydawał żołnierzowi «zaświadczenie o leczeniu», które potwierdzało, że spełnił swój obowiązek”.

Już sam fakt istnienia tego typu instytucji przeznaczonych do leczenia chorób wenerycznych – z oddzielnym aparatem administracyjnym – pokazuje, jak duża była aktywność seksualna żołnierzy, a także, że w wojsku mówiono o tym problemie swobodnie. Nie było w tej kwestii zbyt wielu tajemnic – wyjątek stanowiły tylko uznawane za karalne przypadki „hańby rasowej”, czyli stosunki płciowe z Żydówkami. Stąd też wielu żołnierzy przechwalało się w rozmowach z kolegami częstotliwością własnych infekcji. W każdym razie odpowiednie służby zajmowały się zwalczaniem przypadków chorób wenerycznych, aby utrzymać zdolność żołnierzy do pełnieni służby w armii.

Ponieważ jednak ani środki dyscyplinarne, ani apele, aby ograniczyć liczbę kontaktów seksualnych z kobietami, nie odnosiły większego skutku, Wehrmacht wpadł w końcu na pomysł utworzenia kontrolowanych burdeli. „W celu zapobieżenia rozrostowi chorób wenerycznych, jak również zniwelowania liczby pojawiających się możliwości działalności wrogich agentów w codziennym obcowaniu ludzi niemieckich z rosyjskimi i związanego z tym zanikania wymaganego dystansu do ludzi z obszaru rosyjskiego, rozważa się utworzenie w różnych miastach burdeli dla Wehrmachtu”. Przedstawienie historii tworzenia tych burdeli oraz dyskusji na temat doboru i przymusowej rekrutacji prostytutek „właściwych rasowo” wymagałaby napisania odrębnego rozdziału. Jednak w podsłuchiwanych rozmowach żołnierze nie rozmawiają o takich kwestiach. Opowiadają sobie natomiast o własnych przeżyciach związanych z burdelami:

WALLUS: W Warszawie nasze oddziały stały w kolejce pod drzwiami. W Radomiu pierwsze pomieszczenie było pełne, podczas gdy ludzie od LKW stali na zewnątrz. Każda kobieta miała w ciągu godziny od czternastu do piętnastu mężczyzn. Zmieniali tam kobiety co dwa dni.

Nie zawsze istniała jednak jasność co do administracyjnych warunków ramowych działania tego typu przybytków, jak pokazuje to dyskusja między dwudziestoczteroletnim Hauptmannem Wilhelmem Dette i Oberstleutnantem Wilfriedem von Müller-Rienzburg na temat prawnych konsekwencji zarażenia tryprem:

DETTE: To sa te burdele dla szeregowców. Tryper był przecież karany. Ale przez jakiś czas tego nie robiono. Kiedy miałem pierwszego trypra w mojej eskadrze [9./KG16 40], chciałem zapudłować tego faceta. Powiedziano mi wtedy: «Nie, nie, tak nie można, tak nie da rady». Czternaście dni wcześniej startuję do ostatniego lotu, a tu przychodzi nadlekarz sztabowy (Oberstabsarzt) i zwołuje całą eskadrę, wygłasza krótką przemowę i mówi, że we Francji mniej więcej czterdzieści pięć tysięcy żołnierzy jest nieustanie chorych wenerycznie.
V. MÜLLER-RIENZBURG: O ile wiem, tryper był zawsze karany.
DETTE: Tak, ale teraz karze się za niego więzieniem. To nie jest nawet postępowanie dyscyplinarne. Tak było dlatego, że nie dawał się wyleczyć.

Pomijając komplikacje natury dyscyplinarnej, wizyty w burdelu zaliczano do najprzyjemniejszych stron wojny:

CLAUSNITZER: W Banak [Norwegia], to jest położone najbardziej na północ lotnisko, jakie mamy, tam wciąż stacjonuje od trzech do czterech tysięcy żołnierzy. Ale jeśli chodzi o opiekę nad żołnierzami, to tam jest najlepsza ze wszystkich.
ULRICH: Variete i temu podobne?
CLAUSNITZER: Ach, każdego dnia coś się tam dzieje. I są tam też dziewczynki, nawet urządzili burdel.
ULRICH: Niemieckie dziewczynki?
CLAUSNITZER: Ach, nie, Norweżki, z Oslo, z Trondheim.
ULRICH: W każdym mieście jest burdel na kółkach, prawda? Dla oficerów i dla innych? Znam, to. (śmiechy) Wspaniałe, cudowne rzeczy.

Oto niedoceniana w literaturze przedmiotu strona codzienności wojennej. I nic dziwnego: żołnierze nie donoszą z wiadomych względów o takich rzeczach w listach wysyłanych pocztą polową do rodzin. Także w wyznaniach zawartych w literaturze wspomnieniowej z rzadka można odnaleźć opisy wizyt w burdelach. W kontekście dochodzeń prokuratorskich dotyczących zbrodni wojennych dokonywanych w ramach wojny niszczycielskiej, seksualna strona konfliktu zbrojnego ujawnia się co najwyżej wtedy, gdy chodzi o gwałty dokonywane w trakcie masowych mordów – poza tym temat seksualności żołnierzy, który z prawnego punktu widzenia jest dość niejasny, nie pojawia się w aktach dochodzeniowych. Niemniej jednak seks przynależy bez wątpienia do żołnierskiego dnia codziennego. I tak samo przynależą doń konsekwencje, które ponoszą wykorzystywane przez żołnierzy kobiety:

SAUERMANN: Oficerowie z Kancelarii Rzeszy, sam nie wiem, jak wyglądała ta sprawa, w każdym razie gestapo maczało w tym palce, w każdym razie wzięliśmy z naszych kredytów, jakie dała nam Rzesza na budowę… instalacji, zakład dał jeszcze jedną zaliczkę na budowę burdelu, puffu. Nazwaliśmy to barakiem B. Był gotowy, kiedy odchodziłem, brakowało tylko babek. Chłopcy biegali po miejscowości i dymali każdą niemiecką dziewczynę, a tego chciano uniknąć, i dostali swoje Francuzeczki, swoje Czeszeczki, był tam cały naród, wszystkie babki.

Cytaty tego rodzaju zawierają więcej treści, niż jest to widoczne na pierwszy rzut oka. Gdy Sauermann stwierdza, że żołnierze dostali „swoje Francuzeczki, swoje Czeszeczki”, to mówi pośrednio także i o tym, że wymienione kobiety nie zostały prostytutkami z własnej woli. Stąd też rozmowy o „burdelach” i „dziewczynkach”, a także „paniach” są zawsze rozmowami o prostytucji przymusowej i przemocy seksualnej – ale taka informacja nie pojawia się nigdy explicite w tych rozmowach. Kobiety są, ot tak po prostu, do dyspozycji żołnierzy – między innymi dlatego, żeby nie „dymali każdej niemieckiej dziewczyny”.

Przemoc seksualna podczas wojny nie jest zatem, jak widać, ani spontaniczna, ani nie pojawia się nieregularnie.

Można ją regulować administracyjnie przy pomocy sporych nakładów (co jest widoczne w kwestii owych izb leczniczych dla chorych wenerycznie). W każdym razie jest ona dla żołnierzy niemieckich centralnym elementem ich doświadczenia wojennego, przy czym należy podejrzewać, że aliancki personel od prowadzenia podsłuchów nie miał zbyt dużej motywacji do śledzenia tematu „kobiet”, który z pewnością często pojawiał się w konwersacjach między jeńcami. Tego typu zagadnienia nie były uważane za istotne dla prowadzenia wojny ani przez Brytyjczyków, ani przez Amerykanów. Nawiasem mówiąc, uwidacznia się to przede wszystkim w tym, że rozmowy o sprawach technicznych wszelkiego rodzaju – czy to o samolotach, bombach i karabinach maszynowych, czy o cudownych broniach – zajmują mnóstwo miejsca w zarchiwizowanym materiale. Alianci mieli bowiem nadzieję, że dzięki tego typu informacjom uzyskają lepszy wgląd w strukturę działań wojennych wroga. Ponieważ jednak mężczyźni – zwłaszcza młodzi – interesują się kobietam równie żarliwie co techniką, to zgodnie z doświadczeniem należy przyjąć, że żołnierze ci bardzo często rozmawiali o seksie. Jeden ze protokołów pokazuje to w całej rozciągłości. Przytoczymy go, nie podając tłumaczenia ani jednej linijki:

18:45 [godz.] Women.
19:15 Women.
19:45 Women.
20:00 Women.

przeł. Viktor Grotowicz

Fragment książki Haralda Welzera i Sönke Neitzela Żołnierze: protokoły walki, zabijania i śmierci, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej w maju 2014. Pominięto przypisy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij