Tazbir dowodził, że nie zostawiliśmy potomnym milowych kamieni teorii demokracji, bo zamiast teoretyzować próbowaliśmy demokrację praktykować.
Na historii znam się średnio. Zmarły 4 maja profesor Janusz Tazbir jest dla mnie, historycznej profanki, przede wszystkim autorem niepozornej książeczki zatytułowanej Myśl polska w nowożytnej kulturze europejskiej, wydanej przez Naszą Księgarnię w 1986 roku w nakładzie 30 tysięcy egzemplarzy. Książeczka w formacie kieszonkowym wydana została w popularnej z założenia serii „Bij się z myślami” i teoretycznie powinna była trafić pod strzechy, na wystawy kiosków i do lokalnych Klubów Książki i Prasy, do dworcowych kiosków i osiedlowych bibliotek. Nie pamiętam, czy tak się stało, lokalna biblioteka potwierdza, że książkę miała.
Janusz Tazbir uwiódł mnie tą książką, ja zaś próbowałam nim uwodzić kolejne pokolenie, czyli studentki i studentów.
Myśl polska w nowożytnej kulturze europejskiej przekonuje, że nie zostawiliśmy potomnym milowych kamieni teorii demokracji w rodzaju pism Milla czy Tocqueville’a, bo zamiast teoretyzować próbowaliśmy demokrację praktykować. Choć była to oczywiście tylko demokracja szlachecka, bardzo ograniczona, my wykuwaliśmy zręby parlamentaryzmu, podczas gdy Zachód wykuwał zręby absolutyzmu.
Nie oznacza to, że nie pisaliśmy w ogóle. Pisaliśmy też, i to zapoczątkowując kanon idei praw człowieka, piórem Andrzeja Łaskarza, Pawła Włodkowica czy Stanisława ze Skarbimierza, którzy sprzeciwiali się idei wojny sprawiedliwiej (wypracowanej w celu usprawiedliwienia podboju innowierców) i potępiali wszelką agresję wobec państw zwanych wówczas pogańskimi. Janusz Tazbir porównywał Polskę w roli przedmurza chrześcijaństwa ze znajdującym się na drugim krańcu Europy przedmurzem, czyli Hiszpanią, i dowodził, że funkcjonowanie tego naszego przedmurza nie było oparte wyłącznie na zwalczaniu sąsiadów, ale i na współżyciu z nimi.
Może słuszne są zarzuty, że Tazbir dobierał tylko te czasy i te wydarzenia, które potwierdzały jego tezę o dawnej Polsce kwitnącej demokratycznymi cnotami. Chciałabym wierzyć, że pisał to w ponurym czasie stanu wojennego, Sienkiewiczowskim wzorem, „ku pokrzepienia serc”.
Przypominał „złoty wiek” Rzeczpospolitej i w samej jej nazwie upatrywał politycznej wyjątkowości. Przywoływał taki czas, gdy Polska była oazą tolerancji religijnej, której filarami byli w dodatku katolicy. Przytaczał słowa Jana Zamoyskiego, który mówił, że oddałby połowę swego zdrowia za nawrócenie dysydentów (czyli innowierców), ale dodawał, że „jeśli kto gwałt wam [innowiercom – przyp. ID] będzie czynił, dam wszystko zdrowie przy was, abym na tę niewolę nie patrzył”. Przypominał, że to w Polsce schronili się arianie, którzy nie tylko wywarli wpływ na kulturę polityczną Polski, ale po wygnaniu zanieśli ją dalej, już jako socynianie, występujący z postulatem rozdziału kościoła od państwa. Pisał wreszcie o Polsce jako moście łączącym Zachód z Orientem i zwracał uwagą na paradoks doskonale oswojony przez ekranizacje Trylogii: polski szlachcic, wcielenie polskości przecież, występuje w stroju tureckim i nosi szablę tej samej proweniencji.
Janusz Tazbir, Myśl polska w nowożytnej kulturze europejskiej, Nasza Księgarnia, seria „Bij się z myślami”, Warszawa 1986.
**Dziennik Opinii nr 134/2016 (1284)