Uznanie gwałtu wojennego za zbrodnię przeciw ludzkości oraz akt ludobójstwa, rozszerzenie definicji niewolnictwa o przymusową prostytucję, przymusową ciążę i sterylizację, a także procesy osób dopuszczających się tych przestępstw jedynie włączyły ten katalog aktów przemocy do świadomości opinii publicznej i ukazały ich skalę, ale nie przyczyniły się do jej zmniejszenia.
Rok 2018 można uznać w wymiarze symbolicznym za przełomowy pod względem walki z wojenną przemocą seksualną. Informacja o laureatach pokojowej Nagrody Nobla obiegła świat i dzięki nagłówkom w mediach (także w Polsce) zmuszała przynajmniej do zastanowienia się nad motywami, jakie kierowały Norweskim Komitetem Noblowskim.
Uhonorowano wówczas Nadię Murad, jezydkę z Iraku, „ocalałą z wojennej przemocy seksualnej”, oraz kongijskiego ginekologa Denisa Mukwege, stojącego w pierwszym rzędzie walki z bezpośrednimi skutkami tego rodzaju przemocy – z fizycznymi obrażeniami ofiar gwałtów. Docenione zostały wysiłki obojga mające na celu powstrzymanie stosowania przemocy seksualnej jako narzędzia wojny; między innymi „kierowali na nią uwagę”, aby uczynić ją „jeszcze bardziej widoczną”, z nadzieją, że „przyczyni się to do wykrycia i pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców”.
Jak dotąd społeczność międzynarodowa nie dostała wyraźniejszego sygnału potwierdzającego nie tylko istnienie, ale i przemożną rolę przemocy seksualnej w stosunku do kobiet podczas działań wojennych, wraz z jednoznaczną deklaracją jej potępienia.
czytaj także
Znamienne, że 11 grudnia 2018 roku, w przeddzień wręczenia nagrody w ratuszu w Oslo, odbyła się debata na temat zwalczania przemocy seksualnej jako elementu działań wojennych. W jej trakcie Ajna Jusić podzieliła się doświadczeniem dziecka urodzonego w wyniku gwałtu. Była drugą osobą po Alenie Muhiciu, która publicznie złożyła takie świadectwo.
Eksperci zwracają uwagę, że korzenie przemocy seksualnej sięgają głęboko, a informacje o jej występowaniu (głównie w postaci wojennych gwałtów) pojawiają się już w Biblii i literaturze starożytnej. Do czasów współczesnych zjawisko to nie było traktowane z należytą uwagą ani kwalifikowane jako czyn podlegający wyrokom sądów. Jest to zatem, jak trafnie zauważa Sabine Lee, jednocześnie najstarsze i najmłodsze przestępstwo.
Ostateczne rozpoznanie go przez wspólnotę międzynarodową reprezentowaną przez Narody Zjednoczone oraz uznanie za czyn karalny, podlegający jurysdykcji międzynarodowych trybunałów, nastąpiło dopiero w latach 90. ubiegłego wieku. Za zwieńczenie tego procesu można uznać rezolucję ONZ numer 1820, potwierdzającą planowy charakter przemocy seksualnej, stosowanej zwłaszcza we współczesnych wojnach.
Jeśli przyjmiemy, że tak zwany Kodeks Liebera z 1863 roku był pierwszym dokumentem o charakterze lokalnym, w którym zabroniono pod karą śmierci gwałcenia kobiet w czasie wojny, okaże się, że proces uznania gwałtu wojennego za przestępstwo trwał ponad sto pięćdziesiąt lat i przebiegał etapami.
Pierwsze konwencje regulujące międzynarodowe prawo humanitarne odnosiły się do wojennej przemocy seksualnej nie wprost, co dawało późniejszym sądom wojennym i międzynarodowym trybunałom przestrzeń do nieuwzględniania tego rodzaju przestępstw zarówno w procesach, jak i wyrokach. Korzystano z niej po obu wojnach światowych. Trybunały powołane do rozliczania zbrodni wojennych, mimo zgromadzonego materiału dowodowego, nie wydały ani jednego wyroku skazującego za przemoc seksualną. Trzeba jednak pamiętać, że nie była ona jeszcze wtedy zdefiniowana i nie miała swojego miejsca w debacie publicznej. Wprawdzie gwałt oraz przymusowa prostytucja pojawiły się w katalogu przestępstw wojennych stworzonym na użytek paryskiej konferencji pokojowej, lecz już w Karcie Norymberskiej próżno szukać takich kategorii, a ewentualne przestępstwa seksualne można było sądzić jedynie na podstawie ogólnych zapisów dotyczących przestępstw popełnionych na cywilach.
Nawet wobec niespotykanej wcześniej liczby dowodów i zeznań świadków żadna ze stron nie wykazała zainteresowania podjęciem tematu przemocy seksualnej w obawie przed koniecznością odniesienia się do własnych niechlubnych poczynań. Nie było bowiem tajemnicą, także wówczas, że nie tylko żołnierze Armii Czerwonej, ale i zachodni alianci dopuszczali się gwałtów w czasie działań wojennych oraz po ich zakończeniu na tak zwanych terenach wyzwolonych.
czytaj także
Według Kelly Dawn Askin wśród wielu przyczyn leżących u podstaw ówczesnego umniejszania ciężaru gatunkowego przestępstw o charakterze seksualnym znalazła się mieszanina dyskomfortu, pruderii i zwykłego niezrozumienia wagi problemu. W takich okolicznościach ofiary gwałtów, przymusowej prostytucji, aborcji czy sterylizacji pozostawały całkowicie bezbronne i aż do początku lat 90. XX wieku nie miały nikogo, kto by się za nimi wstawił.
Dopiero wtedy w wojennym krajobrazie pojawiły się organizacje pozarządowe, nieuwikłane w żadne interesy w toczących się konfliktach; zajmowała je wyłącznie pomoc poszkodowanym. Wtedy też po raz pierwszy ocalałe dostały bezpośrednie wsparcie od służb działających w terenie, a po nagłośnieniu informacji o stosowanej masowo przemocy seksualnej część sprawców po latach została skazana prawomocnymi wyrokami.
Moment przełomowy w postrzeganiu wojennej przemocy seksualnej nastąpił więc za sprawą dwóch wojen domowych, które rozegrały się niemal w tym samym czasie w sercach dwóch kontynentów: Afryki i Europy. Zarówno podczas wojny w Bośni i Hercegowinie, jak i w Rwandzie gwałt wojenny stosowano na niespotykaną wcześniej skalę i traktowano jak narzędzie walki. Powstałe w połowie lat 90. XX wieku międzynarodowe trybunały karne uznały gwałt wojenny za zbrodnię wojenną oraz zbrodnię przeciw ludzkości, i jako przestępstwo o takiej kwalifikacji jest teraz rozpatrywany w międzynarodowej jurysdykcji. Dodatkowo masowe gwałty, których ofiarą padły Bośniaczki i kobiety z plemienia Tutsi, były elementem prowadzonych wówczas czystek etnicznych.
Jak zauważyć zwiastuny ludobójstwa? [rozmowa z Konstantym Gebertem]
czytaj także
Niemniej uznanie gwałtu wojennego za zbrodnię przeciw ludzkości oraz akt ludobójstwa, rozszerzenie definicji niewolnictwa o przymusową prostytucję, przymusową ciążę i sterylizację, a także procesy osób dopuszczających się tych przestępstw jedynie włączyły ten katalog aktów przemocy do świadomości opinii publicznej i ukazały ich skalę, nie przyczyniły się natomiast do jej zmniejszenia. Paradoksalnie, biorąc pod uwagę ostatnie piętnastolecie, można mówić o niekontrolowanym natężeniu aktów przemocy seksualnej w konfliktach rozgrywanych obecnie na całym świecie.
Przy okazji warto odnotować, że dopiero w połowie lat 90. XX wieku dano posłuch ocalałym z przemocy seksualnej i uznano, że mogą zeznawać w międzynarodowych procesach przeciw oprawcom. Kobiety, przełamując wstyd i w niezgodzie na upokorzenie, zaczęły mówić o swojej krzywdzie, choć na taki krok zdecydowała się zaledwie garstka spośród wszystkich poszkodowanych. Publiczne opowiedzenie o takiej traumie wymaga wyjątkowej odwagi, na co zresztą zwróciła uwagę BeritReiss-Andersen, przewodnicząca Norweskiego Komitetu Noblowskiego, w kontekście nagrody dla Nadii Murad: laureatka „odrzuciła obowiązujący kodeks zachowań społecznych wymagający od kobiet milczenia w poczuciu wstydu z powodu nadużyć, którym zostały poddane. Dzieląc się swoimi cierpieniami i mówiąc w imieniu innych ofiar, wykazała się niezwykłą odwagą”.
czytaj także
Poza powszechnym przekonaniem, że o seksualności w ogóle, a o przemocy seksualnej szczególnie się nie mówi, wiele czynników powstrzymywało i powstrzymuje kobiety przed opowiadaniem o doświadczeniach związanych z doznaną zseksualizowaną przemocą [Ruth Seifert w reakcji na masowe gwałty i inne nadużycia o charakterze seksualnym popełnione w Bośni i Hercegowinie zaproponowała, aby zamiast powszechnie używanego angielskiego terminu sexual violence stosować określenie sexualised violence. Jej zdaniem bowiem seksualność nie ma nic wspólnego z przemocą; to przemoc została zseksualizowana. Termin ten jednak nie przyjął się w dyskursie publicznym i nie jest stosowany powszechnie – przyp. R.G.].
W pierwszej kolejności należy wymienić psychologiczne skutki gwałtu, które występują w następstwie doznanej krzywdy: upokorzenie, wstyd i poczucie winy. Dodatkowo na te emocje mogą się nakładać długofalowe skutki doznanych krzywd, między innymi niskie poczucie własnej wartości, lęki, depresja, a nawet myśli samobójcze. Badania naukowe wskazują na gwałt jako jedno z najsilniej traumatyzujących przeżyć.
Nie bez znaczenia jest też odbiór społeczny tego typu doświadczeń, charakteryzujący się brakiem zrozumienia i empatii wobec ocalałych. Często przejawia się podważaniem ich wiarygodności poprzez trywializowanie ich przeżyć, a w konsekwencji – obarczaniem winą za zaistniałą sytuację.
Na przykład w toczonej w latach 1945–1946 w polskim środowisku lekarskim debacie na temat dopuszczalności aborcji wszystkie te reakcje pojawiły się w odniesieniu do kobiet ubiegających się o oficjalną zgodę na przerwanie ciąży zaistniałej w wyniku zgwałcenia; dodatkowo zarzucano im kłamstwo. Taka postawa lekarzy czyniła ofiary zupełnie bezbronnymi i jeszcze bardziej je poniżała, a to wywoływało dodatkowy wstyd i poczucie winy.
Bülent Diken i Carsten Bagge Laustsen uważają, że „ofiara gwałtu cierpi podwójnie […] często uważa się za «brudnego wyrzutka», za osobę moralnie niższą, […] ale to odrzucenie z powodu «brudu» ma także aspekt społeczny: ofiara jest wykluczona ze wspólnoty przez sąsiadów i członków rodziny”. Uznaniem materii za nieczystą legitymizuje się jej odrzucenie, dosłowne i symboliczne. W ten sposób następuje wejście w sferę tabu (nawiązuję do myśli Mary Douglas), co w moim przekonaniu ma kluczowe znaczenie dla (braku) dyskusji na temat wojennych gwałtów, a także – na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę – dla sytuacji dzieci poczętych w wyniku przemocy seksualnej.
W tym kontekście dekady milczenia kobiet na temat ich wojennych i tuż powojennych przeżyć, milczenie ich dzieci oraz wyparcie ich doświadczeń z dyskursu publicznego są naturalną konsekwencją procesu odrzucenia tego, co uznano za „nieczyste”.
czytaj także
Od czasu ukazania się tyleż rewolucyjnej, co kontrowersyjnej książki Susan Browmiller Against our Will: Men, Women and Rape (Wbrew naszej woli. Mężczyźni, kobiety i gwałt; 1975) przedstawiciele różnych dyscyplin zastanawiali się nad motywami, jakimi kierują się osoby dopuszczające się przestępstw o charakterze seksualnym zarówno w czasach pokoju, jak i w warunkach konfliktów zbrojnych.
W literaturze poruszającej temat wojennych gwałtów wyliczane są rozmaite przyczyny, za których sprawą żołnierze (gdyż w przytłaczającej większości są to mężczyźni) dopuszczają się tego rodzaju aktów agresji, ale badacze nie wytypowali dotychczas czynnika decydującego. Za Sabine Lee wymienię cztery główne teorie przydatne dla zrozumienia motywacji sprawców przemocy seksualnej w konfliktach zbrojnych. Przedyskutowano je na forum UNOCHA, agendy ONZ odpowiedzialnej za koordynację działań humanitarnych; konkluzje, spisane i publicznie udostępnione, uważam za uzasadniony punkt odniesienia.
Na podstawie klasyfikacji zaproponowanej przez Jonathana Gottschalla UNOCHA wskazuje na: 1) teorię nierówności płciowej, 2) teorię o podłożu psychospołecznym i ekonomicznym, 3) teorię o gwałcie jako strategii, 4) teorię biospołeczną. Podstawową konkluzją omawianego dokumentu jest uznanie, że ani żadna ze wspomnianych teorii osobno, ani wszystkie łącznie nie wyjaśniają do końca złożonych powodów wojennych gwałtów, a stosowane dotychczas w literaturze wyjaśnienia prezentują „albo oportunistyczny, albo uproszczony obraz. Tymczasem przemoc seksualna w konflikcie jest motywowana i utrwalana przez złożoną mieszankę indywidualnych i zbiorowych, zaplanowanych i przypadkowych powodów”.
Obiecała umierającemu ojcu, że odnajdzie porwane do niewoli seksualnej siostry
czytaj także
Szczególnie istotna dla wytłumaczenia tego zjawiska podczas II wojny światowej jest według mnie teoria biospołeczna. Przychylam się również do opinii Wendy Jo Gertjejanssen, że poza chęcią rewanżu główną motywacją żołnierzy radzieckich (i nie tylko) gwałcących napotkane kobiety było przekonanie, że takie „wynagrodzenie” za trudy walki im się po prostu należy. Abstynencja seksualna, silny stres i alkohol niewątpliwie także odgrywały rolę. Nienawiść będącą motorem do wyjątkowo brutalnych działań odczuwali raczej do narodu niemieckiego, a nie do kobiet jako takich.
Próba zrozumienia motywacji, jakimi kierują się sprawcy, może przybliżyć społeczność międzynarodową do eliminacji niepożądanych zachowań, a tym samym ich konsekwencji. Przyczyniłyby się do tego świadomość społeczna i obecność tematu w dyskursie publicznym.
*
Jest to fragment książki Jakuba Gałęziowskiego Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Pominięto większość przypisów.
Niedopowiedziane biografie to – jak pisze historyk Marcin Zaremba – „znakomita historia społeczna odkrywająca temat przemilczany i wstydliwy. Jakub Gałęziowski pokazuje losy Polek, które podczas II wojny światowej utrzymywały intymne stosunki z żołnierzami niemieckimi, tych, które stały się ofiarami gwałtów dokonywanych przez żołnierzy radzieckich, i tych, które weszły w seksualne relacje z ciemnoskórymi żołnierzami US Army. Dociera do unikatowych źródeł i przeprowadza wywiady z dziećmi urodzonymi z powodu wojny. Przywraca pamięci rzeczywistość, o której chciano zapomnieć”.
Zapraszamy na spotkania z okazji premiery książki: w poniedziałek 7 listopada w Krakowie z Jakubem Gałęziowskim będzie rozmawiać Barbara Klich-Kluczewska, a w czwartek 17 listopada w Warszawie – Dobrochna Kałwa.
**
Jakub Gałęziowski – doktor historii Uniwersytetu w Augsburgu i Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się historią mówioną i badaniami biograficznymi. Interesuje się aspektami etycznymi i rolą emocji w badaniach naukowych. Brał udział w kilkunastu projektach dokumentacyjnych, w tym kilku międzynarodowych. Nagrał przeszło dwieście autobiograficznych wywiadów narracyjnych. Jest autorem książek opartych na źródłach mówionych oraz artykułów w czasopismach naukowych i opracowaniach zbiorowych. Współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Historii Mówionej (PTHM) i obecnie jego prezes. Członek zespołu redakcyjnego „Wrocławskiego Rocznika Historii Mówionej” (WRHM).