Amerykańska popkultura problem niechcianych ciąż czy potencjalnej aborcji rozwiązuje prosto – zabijając bohaterkę. A polska?

Amerykańska popkultura problem niechcianych ciąż czy potencjalnej aborcji rozwiązuje prosto – zabijając bohaterkę. A polska?
Z ich ostatniego filmu widz wychodzi w najlepszym razie przeniknięty ironiczną melancholią.
Każdy najdrobniejszy, choćby symboliczny gest jest dziś niezwykle potrzebny obrońcom demokratycznej i niepodległej Ukrainy.
Reprezentujący Polskę na Berlinale „Do serca Twego” to trochę paradoks: animacja o ciążącej, rzeczywistej, namacalnej przemocy miejsc i przestrzeni.
Od lat główna nagroda wędrowała do mniej znanych twórców, którzy dopiero pukają do światowej ligi.
Yael Bartana pokazuje w „Inferno”, jak bardzo religijne imaginarium uwikłane bywa w popkulturowe triki i scenariusze.
Żaden polski festiwal nie ma możliwości, by połączyć celebrację rodzimej branży z tak szerokim otwarciem na świat, ale Berlin może być wzorem.
„Boyhood” Richarda Linklatera to wielki film. Innego Złotego Niedźwiedzia w tym roku nie widzę.
W nowym „Robocopie” nie brakuje rozwiązań ciekawych, a film zdradza krytyczne inspiracje. Ale najwięcej dowiadujemy się z niego o samym przemyśle filmowym.
Meksykański aktor, zmęczony ciężką dolą latynoskiej gwiazdy w Hollywood, wyreżyserował film o Latynosach, jaki sam chciał zobaczyć.
Czyżby ludność chodziła masowo do kin na antysystemowy moralitet? Śmiem wątpić.
Prezentowane w tym roku na Berlinale filmy dają panoramę problemów dręczących współczesny świat, ale też sposobów, w jakie kino się z nimi mierzy.