Kinga Dunin czyta „Kształt ruin” Juana Gabriela Vásqueza i „Potwora pamięci” Yishai Sarida.
Juan Gabriel Vásquez, Kształt ruin, przeł. Katarzyna Okrasko, Echa 2021
Kiedy widziałem go po raz ostatni, Carlos Carballo gramolił się do policyjnej furgonetki. Ręce miał skute kajdankami na plecach, głowę zatopioną w ramionach, a napis na dole ekranu informował o powodach jego aresztowania; próbował ukraść garnitur sukienny zamordowanego polityka.
Nie wiem, czy literatura iberoamerykańska nadal kojarzy się z realizmem magicznym, może to już pieśń przeszłości. Mnie kojarzy się także z powieścią polityczną. Poważną.
Kolumbia, bo to powieść kolumbijska, jest pewno najlepiej znana z serialu Narcos. Ten czas wojny narkotykowej ukształtował autora Kształtu ruin. Escobar, miliarder, król kokainy, szef kartelu z Medellín, zginął, gdy Vásquez miał dwadzieścia lat. Przemoc, zamachy terrorystyczne znał nie tylko z mediów. Kiedy miał dwadzieścia sześć lat, wyjechał do Europy i wrócił do rodzinnej Bogoty dopiero w roku 2012. Przemoc i nienawiść, którymi naznaczona jest historia Kolumbii, to ważny motyw w tej powieści, która miesza ze sobą wątki autobiograficzne, rozważania historyczne i fikcję. Koncentruje się jednak na dwóch wydarzeniach, dwóch głośnych politycznych zamachach.
W pierwszym, w roku 1914, zginął Rafael Uribe Uribe. Generał, uczestnik czterech wojen domowych, zawsze po przegranej stronie, prawnik, intelektualista, senator należący do partii liberalnej. Postać dużego formatu. Podobno posłużył on częściowo Marquezowi do stworzenia postaci pułkownika Buendíi w Stu latach samotności. Zginął zaatakowany siekierami przez dwóch zwykłych rzemieślników, od razu ujętych i skazanych.
Druga postać jest równie interesująca. Jorge Eliécer Gaitán, przewodniczący partii liberalnej, prawdopodobny kandydat na prezydenta, zafascynowany Mussolinim trybun ludowy, pomysłodawca ważnych reform, zastrzelony na ulicy przez samotnego zabójcę, który został prawie natychmiast pochwycony przez tłum i zlinczowany. Dało to początek tzw. Bogotazo, zamieszkom, w których zginęło trzy tysiące osób. Rok 1948.
Z powieści niewiele się dowiadujemy o tych postaciach, pewno dlatego, że Kolumbijczykom nie trzeba tłumaczyć, kim byli. Obaj mają liczne pomniki, muzea, ulice swego imienia itp. Można jednak poszukać sobie informacji, bo to dwa bardzo ciekawe życiorysy. Albo potraktować ich jako postacie literackie. W powieści zostają odtworzone drobiazgowo ich ostatnie chwile, przede wszystkim jednak wciągnięci zostajemy w spiskowe teorie mające wyjaśnić, kto naprawdę stał za tymi zamachami.
Czy rzeczywiście spiskowe? W jednym i drugim wypadku mamy do czynienia z oczywistymi sprawcami. I w obu wypadkach pojawia się gdzieś na zapleczu zamachu tajemniczy elegant, ktoś z wyższej klasy społecznej, niechęć policji do badania tropów, świadkowie, którzy znikają albo zmieniają zeznania. W obu wypadkach zginął liberał znienawidzony przez konserwatystów i Kościół. (To bardzo ułatwia orientację w kolumbijskiej polityce – są tam liberałowie i konserwatyści).
Autor, który występuje w książce we własnej osobie, nigdy by się tym nie zajął, gdyby nie Carlos Carballo, tym razem postać fikcyjna. Osobnik dziwaczny i męczący, obsesyjnie skupiony na badaniu zamachu na Gaitana. Prześladuje on autora i próbuje namówić, sięgając również po rozmaite podstępy, do napisania o tym książki. Tej, którą właśnie czytamy.
Czy to znaczy, że przekonał go do tego, że przypadki nie istnieją? Ktoś musiał tu pociągać za sznurki? Konserwatyści, Amerykanie, jezuici? Ci ostatni dowodzili, że liberalizm jest grzechem, a Uribe przed śmiercią wydał broszurę Dlaczego liberalizm nie jest grzechem (to fakt historyczny). Nie ma ostatecznych dowodów? Bo nie chciano ich szukać. Prawda to rzecz ulotna, historię piszą zwycięzcy…
Jednak Vásquez ostatecznie odnajduje jeszcze inną narrację. A po co Carballi był podziurawiony kulami garnitur Gaitana, obecnie eksponat muzealny? Tego dowiemy się dopiero na końcu.
czytaj także
*
Yishai Sarid, Potwór pamięci, przeł. Michał Sobelman i Joanna Stocker-Sobelman, Wydawnictwo KEW 2021
WIELCE SZANOWNY PANIE PREZESIE Instytutu Yad Vashem,
Przesyłam Panu mój raport z tego, co się wydarzyło.
A co się wydarzyło? Żyd dał w mordę niemieckiemu reżyserowi. „I wtedy go uderzyłem w twarz, złamałem mu nos, wytrysnął silny strumień krwi, a ja przyłożyłem mu ponownie. On wrzeszczy, a ja, nie przestając, uderzam po raz kolejny. Musiałem to zrobić”. Tak kończy się raport, dzięki któremu mamy zrozumieć zachowanie bohatera.
Najpierw jest młodym Izraelczykiem, który kończy studia historyczne. Szuka pracy, trochę myśli o dyplomacji, ale to mu się nie udaje. Proponują mu stypendium dotyczące problemów Iranu, ale musiałby nauczyć się arabskiego. Dostaje propozycję z uniwersytetu w Australii, ale żona nie chce wyjeżdżać. Gdzie jest najwięcej możliwości dla młodych historyków? W badaniach dotyczących Zagłady. Pisze więc doktorat, bardzo szczegółowy i techniczny, na temat sposobu organizacji obozów śmierci.
Staje się specjalistą w tej dziedzinie, choć mógłby też w innych – to kwestia pracowitości. Rozpoczyna współpracę z Instytutem Yad Vashem i wyjeżdża do Polski, będzie w niej spędzał coraz więcej czasu, oprowadzając izraelskie wycieczki po kolejnych obozach. Młodzież wie, jak trzeba się zachować w obozie, co zaśpiewać, przeżywa, a wieczorami jest na wycieczce. Panowie z ministerstwa mają pół godziny i wieniec, szybko wracają do samochodu.
Bywa też konsultantem – np. start-upu, który przygotowuje interaktywny program, właściwie grę, w której można wcielić się w więźnia obozu albo esesmana; i ekspertem przy przygotowaniach uroczystości z okazji 75. rocznicy konferencji w Wannsee – to wtedy zapadły ustalenia dotyczące „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Jeden z pomysłów jest taki, że na terenie jednego z obozów mają pojawić się, wyskakując z helikopterów, izraelscy komandosi. To wtedy spotyka niemieckiego reżysera i jego pomysły na upamiętnienie.
Z czasem bohater z młodego Izraelczyka zamienia się w starego Żyda (nie chodzi o wiek) w wytartym płaszczu. Przechodzi od wiedzy i rytualnego upamiętniania do przeżycia i osobistego doświadczenia. Podobnie jak Vásquez w końcowej części swojej powieści pokazuje inny niż oficjalny, bardziej osobisty wymiar pamięci historycznej.