Kubisiowska o Pilchu, Elizabeth Strout, Zeruya Shalev i Vernon Subutex.
***
Katarzyna Kubisiowska, Pilch w sensie ścisłym, Znak 2016
Jerzy Pilch:
– Ile dostałaś czasu?
Ja:
– Dwa lata.
– Aha, czyli liczą na to, że przed wydaniem zdążę umrzeć.
Nie zdążył, obraził się na autorkę, a wokół tej biografii powstała jakaś niedobra atmosfera. Poznaję to po tym, że ludzie, którzy jej nie czytali, i tak mówią, że jest słaba.
Jaki Pilch jest, każdy wie. Skąd? Bo czytano jego książki, a zawierają one sporo wątków autobiograficznych. Czytano, jeszcze bardziej, felietony, szczególnie jeśli kogoś w nich zmasakrował, i zaśmiewano, chyba że akurat było się przedmiotem okrutnych kpin. Bo Nike, bo udzielał wielu wywiadów i mnóstwo o nim pisano. Od pewnego momentu był też już znany tez z tego, że jest znany, więc tym bardzie czytano, plotkowano oraz komentowano jego kolejne transfery – z redakcji do redakcji, z wydawnictwa do wydawnictwa. Za ile?
Co o nim wiadomo? Że z Wisły (jego Macondo), luter (konserwatywny), kobieciarz, alkoholik, aktualnie chory. W złym momencie (śmierć Pyjasa) wstąpił do PZPR, ale dość szybko oddał legitymację. Elegancki, ale ręce mu się trzęsą. Błyskotliwy i dowcipny, ale smutny. Niby gwiazda salonów, ale w gruncie rzeczy samotny i depresyjny. Znawca literatury, ale też zgorzały kibic piłkarski. Jedni uważają, że jego powieści są niezwykle głębokie, inni, że nic w nich nie ma poza wspaniała frazą, ale są też tacy, którzy sądzą, że i ta fraza nie jest taka wspaniała, a jedynie pretensjonalna, nadmiernie barokowa i na dłuższą metę męcząca.
Kubisiowska pokazuje go z tych wszystkich stron, trochę demitologizuje jego dzieciństwo, ale wszytko ze zdecydowaną przewagą sympatii dla bohatera. Nie wiem, czego można się tam uczepić, ale może właśnie czegoś nie wiem, bo moja chata z kraja.
***
Elizabeth Strout, Bracia Burgess, przeł. Małgorzata Maruszkin, Wielka Litera 2016
Mama i ja dużo rozmawiałyśmy o rodzinie Burgessów.
Ciekawy, niekonwencjonalny punkt wyjścia. Do małego amerykańskiego miasteczka napływają uchodźcy z Somalii. Nie wszystkim to się podoba, a Somalijczycy też nie mają łatwo, straumatyzowani wojną, pobytem w obozach, mają kłopot z aklimatyzacją w obcym miejscu. Młody chłopak (mieszka z matką po rozwodzie, ma problemy psychiczne, nie jest zbyt rozgarnięty) wrzuca podczas ramadanu do meczetu świński łeb. Czemu, tego właściwie się nie dowiemy, chłopak nawet nie wie, co to meczet ani ramadan, nie jest związany z żadną rasistowska grupą. Sprawą zajmuje się FBI, grozi mu poważny proces. Różni lokalni politycy (liberalni) chcą przy okazji załatwić własne interesy. Na ratunek siostrzeńcowi rusza dwóch stryjów prawników, z czego jeden bardzo sławny. Spotkania rodzinne to okazja do pogrzebania w historiach z dzieciństwa, przepracowania rodzinnej więzi. Świetne portrety psychologiczne, ciekawe wzajemne zależności i zaszłości. Tajemnica sprzed lat. Do pewnego momentu wszystko jest ok i nawet bardziej niż ok, to dobra pisarka. Niestety, zamiast w porę skończyć dodaje nam jeszcze stereotypowy kryzys małżeński i pocieszające happy endy. Tak jakby musiała ukłonić się komercji.
***
Zeruya Shalev, Ból, przeł. Małgorzata Sommer, WAB 2016
Wrócił, a ona się dziwi, chociaż spodziewała się go latami, jakby nigdy nie ustąpił, jakby nie przeżyła bez niego jednego dnia, miesiąca, roku, a przecież od tamtej chwili upłynęło dokładnie dziesięć lat.
Wrócił ból po tym, jak została ciężko zraniona w zamachu terrorystycznym w Tel Awiwie. Spotyka też dawnego ukochanego, który porzucił ją i złamał jej serce. W komórce zapisze go jako Ból.
Bohaterka jet dojrzałą kobietą, dzieci dorastają i już wyfruwają z gniazda. Córka ładuje się w jakieś kłopoty. Mąż miły, ale trochę fajtłapa no i wiadomo, jak to jest w starym małżeństwie. Romansuje z dawnym chłopakiem (teraz już nieco zużytym anestezjologiem), wraca namiętność i wspomnienia. Anna musi dokonać wyboru – rodzina czy ekscytujący związek i nowe życie?
A my nurzamy się w oceanie (bagnie?) subtelnie i drobiazgowo opisanych kobiecych emocji. Ale dobrze się to czyta. Shalev jest znana i ma swoje czytelniczki, które z pewnością chętnie sięgną po jej nieco prostszą od poprzednich powieść.
Jeśli kogoś to jednak trochę zmęczy, to proponuję coś z zupełnie innej bajki. Francuski trash i punk. I zupełnie inaczej pisząca autorka.
***
Virginie Despentes, Vernon Subutex t.2, przeł. Jacek Giszczak, Wyd. Otwarte 2016
Vernon czeka, aż zrobi się ciemno i wszystkie okna wokół niego zgasną, by wdrapać się na ogrodzenie i przedostać na teren ogródków działkowych.
Dalszy ciąg zwariowanej opowieści o współczesnej Francji. Kapitalizm jest coraz bardziej niesprawiedliwy, rynek rządzi wszystkim, bogaci stracili wszelkie hamulce, populistyczna prawica rośnie w siłę i jest coraz bardziej faszystowska, radykalna lewica umarła, socjaliści słabną, bo nie podpierają się rasizmem, a tylko to daje szanse we współczesnej Francji na polityczny sukces, muzułmanie się radykalizują. Ludzie są smutni, wyalienowani, klasa robotnicza straciła swoją dumę i etos, i fabryki, każdy marzy, żeby stać się bogatym burżujem. Pokolenie 50+ wspomina z nostalgią dane czasy, kiedy było więcej wolności i niezależnej muzyki rockowej. Może tylko tęsknią za młodością?
Vernon, który w pierwszym tomie stracił sklep z winylowymi płytami, a potem mieszkanie, szukał pomocy u przyjaciół, ale po paru miesiącach wylądował na ulicy, nadal jest bezdomny. Wszyscy poszukują go i tajemniczych kaset, które pozostawił mu umierający przyjaciel, gwiazda rocka. Wśród poszukujących najbardziej niebezpieczny dla otoczenia jest pewien nieprzyzwoicie bogaty producent filmowy. (Można zacząć czytać od drugiego tomu.) Jego pierwsza połowa jest wciąż o tym i już zaczyna mnie to nużyc, ale następuje zwrot akcji. Rozpoczyna się część utopijna. Przyjaciele znajdują Vernona i kasety. Chcą mu pomóc, ale on woli pozostać z bezdomnymi. Staje się guru, wokół którego gromadzą się kolejne osoby, może też tęskniące za tym, żeby odczepić się od świata, dla którego już nie ma nadziei. Alkohol, trawka, czasem coś mocniejszego i wyzwalający taniec, kiedy Vernon czasami staje się didżejem. Lesby, transy, aktorki porno i bezdomni tańczą razem. Wygląda to jak grupa strych hipisów, tęskniących za kontrkulturową wspólnotą, ale ich działania nie są całkiem peace&love – kobiety mszczą się na złych, bogatych mężczyznach, ktoś mówi, że nie wystarczy tańczyć, trzeba zdobyć broń…
Co z tego wyniknie? To się okaże w trzecim tomie. Przeczytam.
**Dziennik Opinii nr 335/2016 (1535)