To książka szaleńca o innym szaleńcu. I uroda tego szaleństwa jest – przyznajmy to – zniewalająca.

To książka szaleńca o innym szaleńcu. I uroda tego szaleństwa jest – przyznajmy to – zniewalająca.
Nosi spodnie i męskie imię Mike. Ze swoim nie całkiem udanym kolejnym partnerem mieszka tam, gdzie czynsz jest niski, ale co noc budzi ją pociąg.
Żyjemy w katolickim kraju, w którym zawsze można się pozbyć niepotrzebnych etycznych dylematów przy pomocy cytatu z Biblii. A poza tym rządzi nami rynek.
Pomarzyć jest zawsze miło. I w tym sensie powieść Akunina „Pory roku” spełnia zadanie typowe dla literatury popularnej.
Może cudze blizny nigdy nie będą tak autentyczne jak własne, ale prawie siedemdziesiąt lat po wojnie już mało kogo stać na własne.
Przemysł nagród literackich kreuje mody i gusty, a z pisarzy może zrobić modnych celebrytów. Ale to nie wszystko.
Nie jest mi do śmiechu, kiedy myślę o ludziach, których praca polegała na codziennym torturowaniu żywych stworzeń. W jaki sposób można się do tego przyzwyczaić?
Przywleczona z Boliwii zaraza sprawia, że ludzie zamieniają się w zombi. Nie spodziewajmy się jednak u najnowszego Sorokina horroru.
Co właściwie działo się na tej wyspie przez ponad dwieście lat? I czy było to „normalne” czy nie?
Mówienie dziś ludziom, że poza kupą wytwarzają też idee, wydaje się dość banalne. Podobnie jak krytyka nudnych, liberalnych, pozbawionych metafizycznych głębi urządzeń.
Pisarz traci dystans, a ja sympatię dla pisarza, gdy ekstaza młodości kończy się cwaniactwem, konserwatywnym marudzeniem i mizoginią.
Mówimy, że każde życie jest tak samo ważne i święte? Dlaczego zatem, kiedy musimy wybierać między śmiercią osoby starszej i młodszej, wybieramy starszą?