Kinga Dunin czyta

Halloween

Maryla Szymiczkowa, „Rozdarta zasłona”, A.M. Hurley, „Pustki”, Frode Granhuse, „Sztorm”, Anna Fryczkowska, „Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)”.

Nie pamiętam żadnych cukierków, psikusów, przebierania się za wiedźmę czy Donalda Trumpa – kiedyś tego nie było. Ale nawet wtedy były kryminały – teraz żałuję, że nie czytałam tych milicyjnych, tylko Joe Alexa. Były chyba też horrory. W każdym razie krew, trupy, duchy i inne strachy stale nam towarzyszą. Przydają się także na jesienne szarugi i sezon przeziębieniowy. Jak wiadomo katar leczony trwa tydzień, a nieleczony siedem dni I trzeba te siedem dni przeżyć, najlepiej pod kocem, na kanapie, z jakąś niezobowiązująca lekturą. Dziś zatem horror i zbrodnia, ale, jak to w Halloween, nie musi być bardzo poważnie.

***

Maryla Szymiczkowa, Rozdarta zasłona, Znak Literanova 2016

Prolog.

W którym czyjaś noc pełna przyjemności kończy się w sposób nader nieprzyjemny, a półmiski muszą poczekać jeszcze kwadrans, zanim trafią na swoje miejsce w kredensie.

Kolejny uroczy kryminał Maryli Szymiczkowej skłania do pytania, kim jest autorka, bo nie pozostaje to chyba bez wpływu na jej dzieło. To krakuska, królowa pischingera, dawna gwiazda „Piwnicy pod Baranami” i korektorka w „Tygodniku Powszechnym” pani pewno już niemłoda, ukształtowana przez krakowskie mieszczaństwo, jego snobizm, pozy, a jednocześnie w głębi duszy całkiem postępowa. Z tych, które mówią: nie jestem feministka, ale nie znoszę niesprawiedliwego traktowania kobiet. Zagłosowałaby na Razem, niestety – nie uchodzi. Tylko taka autorka mogła stworzyć cudowną postać profesorowej Szczupaczyńskiej na tropie zbrodni, „okrętu flagowego mieszczaństwa krakowskiego”. Mimo wszelkich ograniczeń, jakim pod koniec XIX w podlegają kobiety z jej sfery, potrafi ona dotrzeć do różnych informacji, nie tracąc przy tym swojej szacowności. Czasem rumieni się ze wstydu, kiedy np. musi porozmawiać z doktorem Kurkiewiczem (postać autentyczna), prekursorem seksuologii polskiej, który chciał uczynić ją naprawdę polską również za sprawa słownictwa (to też autentyk). Nazywał więc siebie płciownikiem i szukał swojskich określeń takich np. jak „trudnoszczytak” czy „samienie się”. A ona wie tylko, co to jest „obowiązek małżeński”.

Profesorowa umie też ukryć wszelkie swoje kołtuńskie uprzedzenia, gdy śledztwo wymaga spotkania z tymi okropnymi socjalistami i postępowcami. – Ignacym Daszyńskim albo Tadeuszkiem Żeleńskim. I nawet musi przyznać, że niekiedy mają rację. A jeśli już komuś nie może wybaczyć społecznikostwa, to tylko kobiecie, Bujwidowej (Kazimierze). Przy okazji z ust innych autorytetów wysłuchuje bez protestu wszelkich ówczesnych pseudonaukowych bzdur o kobietach, o tym, że ich edukacja prowadzi wprost do bezpłodności.

Tym razem Szczupaczyńska zajmuje się handlem kobietami i „przez rozdartą zasłonę pozorów uderza nas widok błotnej kałuży”. Hipokryzja szanowanych ojców rodzin; traktowane jak towar i bezwzględnie wykorzystywane proste dziewczyny, zmuszone do prostytucji nędzą; żydowscy organizatorzy tego procederu – jak się wtedy mawia: „w prostytucji istnieje czynnik męski, biernik żeński i szczujnik żydowski”, śliski temat, z którym autorka radzi sobie bez zrzutu („TP”!). Zresztą w cały ten proceder zamieszana jest też cesarska administracja i polska arystokracja.

Poza tym dużo innych smakowitości w tej książeczce: mało używanych słów, takich jak kaboszon czy krenelaż, fantastycznych cytatów z ówczesnej prasy i poczucia humoru. Trup i całkiem przyzwoita zagadka. Naprawdę nie rozumiem tych, którzy mówią, że to nudziarstwo.

***

A.M. Hurley, Pustki, przeł. Dominika Cieśla-Szymańska, W.A.B. 2016

Bez wątpienia był to burzliwy koniec jesieni. W parku Hampstead Heath wichura w ciągu kilku godzin odarła drzewa ze wspaniałej pożogi kolorów, od Kenwood aż do Parliament Hill, powalając wiele wspaniałych dębów i buków.

Naprawdę dobrze napisana tradycyjna powieść grozy, w której autor nie mnoży ponad potrzebę efektów specjalnych, bo wystarcza sam klimat. Maleńka wioska nad burzliwym morzem z niebezpiecznymi przypływami i opływami, deszcze i wichury, stary dom ze swoimi tajemnicami, niepokojący lokalsi, zbeszczeszczony średniowieczny kościół i przybysze z Londynu – mała grupka wiernych, którzy przyjeżdżają tam co roku na wielkanocne rekolekcje i modlitwy, a także po to, żeby błagać Boga o uzdrowienie niemego chłopaka. W tym celu należy zmusić go do wypicia wody ze świętego źródełka. Oczywiście, okazuje się, że Bóg to nie ten adres, pomóc może… sami się domyślcie.

Pod koniec napięcie niestety trochę siada, ale i tak, to całkiem fajna lektura na Halloween.

***

Frode Granhuse, Sztorm, przeł. Katarzyna Tunkiel, Świat Książki 2016

Chmury napływały z południa ciemne jak dym z palonego mchu, przenosząc kaskady ulewnego deszczu.

Tutaj także pogoda odgrywa niebagatelną rolę. I krajobraz Lofotów (północ Norwegii), groźne i niezwykle strome góry, wzburzone morze, noc polarna… Smutny policjant z problemami (oni zawsze mają problemy) znajduje szkielet dziecka sprzed pół wieku, zagadkę szkieletu (oraz kolegi) rozwiązuje inny policjant z problemami. Poza tym tajemniczy, ciężko poparzony mężczyzna będzie mimo to torturowany. Pojawi się skrzywdzona dziewczynka z zespołem Downa, która rysuje dziwne obrazki. Nie zdradzę wiele, kiedy powiem, że będzie o przemocy wobec dzieci, trudnych relacjach z dziećmi po rozwodzie i traumach dzieciństwa. Nordic noir. Słuszny, sprawnie napisany i dobrze skonstruowany. Wciąga, a pogoda za oknem okaże się nie taka straszna (jak na Lofotach).

***

Anna Fryczkowska, Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki), Burda Książki 2016

Powietrze drżało do głośnej muzyki, w której rytmie kilka całkiem szczupłych kobiet dreptało po bieżniach i stepperach, a faceci ruszali sztangami, wpatrzeni w swoje błyszczące bicepsy, równie seksowne jak piłki tenisowe.

Sześć, nie licząc trupa, który też jest kobietą. Naprawdę miałam ochotę na taki kryminał – dom zasypany śniegiem, spotkanie przyjaciółek, jedna zostaje zamordowana, policja nie może dojechać, więc same muszą ustalić, kto zabił. Trup to „królowa kryminału”, która właśnie zdetronizowała zajmującą dotąd ten tron piękną blondynkę. A jedna z kobiet to zazdroszcząca nowej królowej sukcesu, do którego się zresztą przyłożyła, koleżanka po fachu. Fragmenty jej kryminałów poznajemy, i nie wiem, czy nie są lepsze od całości. No tak, będę trochę narzekać. Intryga jest całkiem niezła, ale niektóre historie (wiadomo, że motyw musi tkwić gdzieś w życiu tych kobiet i ich relacjach) niekiedy niewiarygodne, postacie przerysowane. Czy jeśli posłanka (in spe) PiS ma owłosione nogi, to musi je mieć kosmate jak niedźwiedź? Można przeczytać, ale książka aż prosi się o to, aby usiadł do tego dobry redaktor i zachęcił autorkę, aby coś stonowała, niektóre watki rozwinęła, dopracowała niektóre postacie… I czy wszyscy mężowie muszą być takimi beznadziejnymi „trudnoszczytakami”, a jedynym rozwiązaniem problemu jest bardzo młody kochanek?

Anna-Cieplak-Ma-Byc-Czysto

 

**Dziennik Opinii nr 307/2016 (1507)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij