Po „Wegetariance” zostałam drzewem. Mięsożernym. A najlepsza książka roku to...
Przyglądając się, jak w mijającym roku zajmowaliśmy się literaturą i co spotkało się z największym zainteresowaniem, wyraźnie widać pewną prawidłowość. Im ogólniej, tym lepiej. Dyskusje o literaturze popularnej, kobiecej, o zarobkach pisarzy, o rynku księgarskim – to podobało się najbardziej. I wciąż powtarzający się wątek – za mało kobiet, czytajcie kobiety.
No to postanowiłam sprawdzić – niech to będzie rodzaj podsumowania roku – jak mi się czytało kobiety. I czy było co czytać? Mężczyzn też czytałam, chyba nawet nieco częściej, ale oni są lepiej obsłużeni.
W taki czy inny sposób omówiłam w tym roku wiele książek, których autorkami były kobiety. Poza poezją – trzeba będzie kiedyś nadrobić ten brak – było tu prawie wszystko. Ekonomia (Oręziak), feminizm (Fraser, Wolf), reportaż (Gumowska o Trobriandach), wywiady (Wiszniewska z Żydami), komiks (Bechdel o psychoterapii), esej-apokryf-powiastka (Taborska o mediumizmie), powieść historyczna (Cherezińska) i historyczno-metafizyczna (Tokarczuk), fantastyka, kryminały i baśń o Śnieżynce.
A przede wszystkim dużo powieści – z wyższej półki i tej bardziej popularnej. Starsze autorki (Toni Morrison) i młodsze (Zadie Smith), polskie (Tulli, Iwasiów, Samson, Tubylewicz) i zagraniczne. Szczególnie ciekawe okazały się wycieczki do mniej znanych literatur. Shani Boianjiu Naród, który nie zna strachu, poruszająca książka o kobietach w izraelskiej armii albo Wegetarianka Koreanki Han Kang, po której postanowiłam zostać drzewem. Mięsożernym. Świat, jak widać, nie kończy się na literaturze miejscowej i anglosaskiej.
Dorzucę więc jeszcze jedną książkę, o której nie zdążyłam napisać, także z literatury mniej u nas znanej, węgierskiej. Pixel Krisztiny Toth zachwycił mnie od początku do końca. To króciutkie opowiadania, każde ma w tytule jakąś część ciała – historia ręki, serca, pępka, penisa, pochwy… –można z nich złożyć sobie całego człowieka. A z opowiadań (pikseli) całą powieść. Od czasów przedwojennych do współczesności, w różnych miejscach Europy, ludzkie losy w nieoczekiwany sposób krzyżują się ze sobą, a właściwie są plątane przez narratorkę-demiurga. Aż trudno uwierzyć, ile może się zmieścić w dosyć skromnym objętościowo dziele, ale to zasługa perfekcyjnej konstrukcji.
Jak widać, jeśli ktoś chciałby czytać tylko kobiety – choć ja do tego nie namawiam – to znajdzie tu wszystko. Poza tak zwanymi problemami kobiecymi różne problemy ogólnoludzkie. Zresztą, kobiece też są ludzkie i ciekawe. I równie uniwersalne jak zagadnienia, którymi zajmują się mężczyźni. Bo żyjemy w uniwersum kobiet i mężczyzn, starych i młodych, rozmaitych ras i kultur a także orientacji seksualnych. A wielkie problemy egzystencjalne – o ile takiej właśnie uniwersalności ktoś poszukuje – zawsze pojawiają się w jakieś konkretnej formie. To czczy banał.
Czy istnieje zatem jakaś specyfika literatury pisanej przez kobiety? Sporo na ten temat powiedziano, ale zawsze coś umyka. Można zaproponować tu prosty test. Zamykamy oczy i słuchamy, jak ktoś nam coś czyta. Czy potrafimy odgadnąć płeć autora? Często tropem może być ujawniający się narrator, jakoś trudno jest pisarzom przyjąć cudzą tożsamość, chociaż i to się zdarza. Nawet noblistom – Patrick Modiano Perełka. W Morderstwie w La Scali Tomka Piątka narratorką jest kobieta, ale chyba nie dałabym się na to nabrać.
Wydaje mi się, że po prostu czuję różnicę między kobiecymi tekstami i męskimi, chociaż są też tacy piszący mężczyźni, których mogłabym pomylić z kobietami. Nie chce popadać jednak w jakiś esencjalizm. Jeśli naprawdę dostrzegam jakąś istotną różnicę między pisaniem kobiecym i męskim, to taką, że w tym, co piszą kobiety – przynajmniej te, które ja czytam – nie ma mizoginii ani mizoandrii, czyli nienawiści do mężczyzn czy instrumentalnego ich traktowania. To w męskiej twórczości można znaleźć dialogi w rodzaju: Pamiętasz jak obracaliśmy tę małą? – Taka ruda? Jakże jej było na imię? – Imię było bez znaczenia. Oczywiście, można powiedzieć, że się czepiam, że to po prostu realizm.
Pisarze opisują świat takim, jaki jest. Może to i prawda, ale kobiety robią to jakoś inaczej. Z większym dystansem?
I na koniec – tadam! Obowiązkowa w okolicach Sylwestra zabawa w wybieranie naj.. roku.
Najbardziej oczywisty wybór to Księgi Jakubowe Tokarczuk. Ale taka książka zdarza się raz na kilka lat, więc jej tu nie uwzględnię.
Wybór nie jest łatwy, bo jest z czego wybierać. Może więc wybiorę książkę, która może zadowolić największe grono czytelników. Jest anglosaska, ale dotyczy afrykańskich kolonii, więc jednak egzotyczna. Jest smutna i zabawna. Prowokuje. Bardzo dobrze napisana, to dla miłośników słowa, a jednocześnie non-fiction – dla tych, którzy lubią, żeby było „na faktach”. Psychologiczna i przygodowa. Ma dwie części, jeśli ktoś lubi grube książki, ale można przeczytać tylko jedną, nieważne którą, jak ktoś nie lubi. Czyli Alexandra Fuller Dziś wieczorem nie schodźmy na psy i Rozmowy pod drzewem zapomnienia.
Zazdroszczę tym, którzy jeszcze nie czytali.