„Książeczka tak pociągająca, że obsesyjna” – nowości książkowe przedstawia Kinga Dunin.
Jean Nathan, Sekretne życie samotnej lalki, przeł. Jacek Żuławnik, WAB 2017
Pierwszego dnia wiosny ukazał się w mojej głowie osobliwy obraz: okładka książeczki dla dzieci, której nie widziałam – o której nawet nie myślałam – od ponad trzydziestu lat.
Autorka próbuje odnaleźć książkę, która ukazała się w roku 1957, co okazuje się wcale niełatwe, a przy okazji dowiaduje się, jak ważną w dzieciństwie była ta lektura także dla innych. Potem, pod koniec lat 90., książeczka zostanie wznowiona i znajdzie się na liście Guardiana dziesięciu najważniejszych ilustrowanych książek dla dzieci wszech czasów.
Nigdy nie wyszła po polsku, więc tym bardziej wypada streścić tę opowiastkę. Pewna lalka była bardzo bardzo samotna i smutna, aż do czasu gdy przyszli do niej Pan Miś i Mały Miś. Razem byli szczęśliwi, ale któregoś dnia Pan Miś wyszedł załatwiać interesy, a Mały Mis namówił lalkę Edith do psot. Weszli do ukrytej w domu garderoby. Tam przebierali się w kobiece stroje, przymierzali biżuterię, bawili się rozmaitymi damskimi akcesoriami, malowali, w końcu Mały Mis napisał szminką na lustrze obraźliwe słowa wobec Pana Misia. Wtedy Pan Miś wrócił do domu i dał dzieciom w skórę. Nie to jednak było najstraszniejsze dla lalki – najbardziej bała się, że Pan Miś ją porzuci, ale Pan Miś na koniec obiecuje, że nigdy, ale to nigdy jej nie zostawi.
Bajka ilustrowana jest zdjęciami. Takich książeczek jej autorka, Dare Wright, stworzy jeszcze kilkanaście.
Przez niektórych bajka ta została uznana za politycznie niepoprawną ze względu na klapsy, doczekała się też interpretacji psychoanalitycznych – Pan Miś to superego, a Mały Miś – id. Dziennikarkę, Jean Nathan, naprowadza ona na trop niepokojącej i fascynującej biografii Dare Wright (1914-2001) i jej matki Edith Stevenson Wright (1883-1975).
Edith była malarką, rozchwytywaną portrecistką. Kiedy jej dzieci miały kilka lat, rozstała się z mężem alkoholikiem. Jemu pozostawiła niegrzecznego syna, przy sobie zatrzymała grzeczną córkę, która musiała zawsze starać się o względy matki. Po latach Dare i jej brat spotkali się znowu i do końca życia darzyli wręcz dziecinną miłością, matka natomiast syna nigdy nie zaakceptowała. Dare była równie uzdolniona artystycznie jak jej matka, próbowała sił w aktorstwie, była modelką, w końcu zaś fotografką mody i autorką fotograficznych, bardzo popularnych książeczek dla dzieci, nie tylko o Edith i misiach.
Ich biografia, bo właściwie trudno mówić o oddzielnych, to historia symbiotycznego, toksycznego związku między tymi dwiema kobietami, w którym matka właściwie pożarła, wchłonęła córkę. Obydwie były bardzo piękne, co możemy podziwiać na zdjęciach w książce, i cieszyły się powodzeniem, nigdy jednak, poza nieudanym małżeństwem Edith, żadna z nich nie zbudowała trwałego związku z mężczyzną. I obie, a na pewno Dare, obawiały się i nie pragnęły seksu. Wystarczały sobie, żyjąc w dziwacznych mieszkaniach, które przypominały teatralne dekoracje. Przebierały się w wysmakowane albo ekscentryczne stroje, które same szyły, i nawzajem malowały albo fotografowały. Albo wspólnie opalały się nago. Doprowadziły estetyzację swego wyglądu do rangi sztuki, która często nie potrzebowała innych widzów. Lalka i misie, służące jako modele, były dla Dare bliskimi osobami – szyła im ubranka, kupowała zabawki, w ich imieniu pisywała listy do czytelników.
W kontekście tej biografii historia o samotnej lalce wydaje się łatwa do zinterpretowania, ale emocjonalne życie Dare, ich życie, pozostaje sekretem. Chciałoby się powiedzieć – taka piękna tragedia. I bardzo filmowa – tu przypominają mi się Grey Gardens, a nawet Co się stało z Baby Jane czy Pianistka, chociaż na pozór w życiu pań Wright nie było przemocy, a tylko wzajemna miłość i przywiązanie.
Książka Nathan jest biografią, a nie powieścią psychologiczną, chociaż od psychologizowania autorka nie stroni. Można jednak próbować na własną rękę wniknąć w tajemnice tej relacji.
I pozostaje jeszcze jedno pytanie: czemu dla wielu dziewczynek owa książeczka była tak pociągająca, wręcz obsesyjnie? Zaryzykuję pewną hipotezę. Misie jako ojciec, figura Ojca, i brat są dość oczywiste. Skąd jednak garderoba, a nie jakaś Narnia, za tajemniczymi drzwiami? Garderoba pewno należy do niedostępnej emocjonalnie matki, która istnieje jako zestaw narzędzi do tworzenia kobiecości. Nathan przyznaje w pewnym momencie, jak bardzo fascynował ją ten fragment bajki, te wszystkie kobiece przebrania. Wydaje się, że wytwarzanie przez kobiety obrazu swojej kobiecości, kobiecego kostiumu, dotyczy to również modelowania ciała, ma w sobie ładunek erotyczny. To przyjemność, ale także trochę grzech i jest w tym coś perwersyjnego. Niby kobiety robią to dla mężczyzn, ale w jakiejś mierze dla siebie. W przypadku Edith i Dare przede wszystkim dla siebie. I stąd ta erotyczna aura, ukryta w bajce i bijąca z tej biografii.
Jeśli jakiś chłopiec też kochał tę książeczkę, to niewykluczone, że w przyszłości został drag queen.
Chloe Mayer, Chłopiec ze śniegu, przeł. Magdalena Słysz, Czarna Owca 2017
„Posłuchajcie! Zaczynamy. Kiedy bajka się skończy będziemy wiedzieli więcej, niż wiemy teraz…”
– z Królowej Śniegu
Opowieść o chłopcu, który ucieka przed trudną rzeczywistością w świat bajek i fantazji. Mała angielska miejscowość. Kończy się wojna. Ojciec chłopca jest na froncie, jeśli nawet przyjeżdża do domu, to ciężko straumatyzowany. Matka bezradna i depresyjna, nie potrafi kochać syna. Jedyne, co dla niego robi, to czyta mu wciąż bajki na dobranoc, chociaż dziewięcioletni chłopak może już jest na to za duży.
Samotny, niekochany, oczywiście prześladowany w szkole patrzy na świat przez bajkowe okulary – niemiecki jeniec, który pracuje na pobliskiej farmie jako drwal, jest ukrytym księciem, miejscowy włóczęga trollem, matka domaga się, żeby ktoś ją uratował… Ale czy książę jest tym odpowiednim ratownikiem?
Bajki mogą być psychoterapeutyczne, ale są także niebezpieczne. Mogą okazać się „szatańskim okruchem szkła” w oku, deformującym obraz świata. Dużo w Chłopcu ze śniegu” nawiązań do znanych baśni, ale ta jest bardziej okrutna i dwuznaczna, niż moglibyśmy się tego spodziewać.
Roland Schimmelpfennig, Ślady wilka, przeł. Kamil Markiewicz, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2017
W pogodny, lodowaty styczniowy poranek na początku XXI wieku, tuż po wschodzie słońca, samotny wilk przekroczył zamarzniętą rzekę graniczną między Niemcami a Polską.
Wilk dotrze aż do Berlina, poprzedzany przez wieści od myśliwych, którzy napotykają na jego ślady, i zdjęcie, które obiegnie całą prasę. Wilka sfotografował polski robotnik, stojąc zimą w długim korku na autostradzie. Wracał z Polski do Berlina, do pracy i swojej dziewczyny. Dziewczyna pokaże zdjęcie właścicielce mieszkania, w którym sprząta, a ta przekaże je prasie.
A tymczasem dwoje nastolatków postanawia uciec z domu i zamiast wsiąść do szkolnego autobusu, skręcają w stronę lasu… To tylko niektórzy bohaterowie tej powieści – precyzyjnie skonstruowanej i pozornie chłodnej.
Schimmelpfennig jest bardzo znanym niemieckim dramaturgiem, jego sztuki były także wystawiane z powodzeniem w Polsce. A debiut powieściowy pewno także dałoby się przerobić na sztukę, w której jest wszystko poza wilkiem. Wilk, jeśli nawet na moment się pojawia, to tylko jako ślad pozostawiany w życiu ludzi, którzy często przed czymś uciekają, samotnie przedzierają się przez życie. Wielu nie zawsze związanych ze sobą bohaterów przez „ślad wilka” zostanie połączonych – spotykają się w rozmaitych przypadkowych okolicznościach. Wilczy ślad wprowadza do społecznego życia nutę lęku, niepokoju, pragnień, których bohaterowie sami do końca nie rozumieją.
Wilk nie jest przypadkowym zwierzęciem, zamieszkuje przecież także mity, legendy i bajki. Symbolizuje samotność, zimę, chłód, także gwałt, okrucieństwo, nienasycenie. Z jednego symbolicznego tropu autor jednak nie korzysta – człowiek człowiekowi nie jest w tej powieści wilkiem.