Czytaj dalej

Czy islamu trzeba się bać?

A jaki islam masz na myśli? – pyta Tahar Ben Jelloun.

Dziesięcioletnia córka Tahara Ben Jellouna zaczęła zadawać mu pytania po zamachu na World Trade Center. Dziewczynka nie wiedziała, jak ma się odnaleźć w świecie, w którym tylko dlatego, że jest muzułmanką, zaczęła być szkalowana i postrzegana jako wróg. To doświadczenie było i wciąż pozostaje udziałem wielu mieszkających na Zachodzie muzułmanów. Tahar Ben Jelloun napisał swą książkę po to, aby odpowiedzieć na podstawowe pytania dotyczące islamu, a także dokonać najprostszych rozróżnień, bez których nie sposób zrozumieć istoty tej religii i kultury, a także pojąć, skąd wziął się fundamentalizm i terroryzm, które dziś są zagrożeniem nie tylko dla cywilizacji Zachodu, ale i dla świata muzułmańskiego.

***

Tatusiu, muszę cię zapytać o coś, co cię zdenerwuje, bo wiem, że dużo ludzi cię o to pyta. Powiedz: czy islamu trzeba się bać? Albo: dlaczego coraz więcej ludzi tutaj, w Europie, boi się islamu?

Powiedz najpierw, jaki islam masz na myśli.

To znaczy, że jest ich wiele?

Nie, ale jest wiele interpretacji tekstów, na których opiera się ta religia, objawiona jako ostatnia. Jak wiesz, jest to religia monoteistyczna – wyznaje jedynego Boga, Allaha – na którą wywarły wpływ dwie inne religie monoteistyczne, judaizm i chrześcijaństwo. Jak w każdej religii, w islamie bezustannie przejawiają się skutki rozbieżnych, a nawet sprzecznych interpretacji. Jest więc z jednej strony islam, a z drugiej ci, którzy przeciągają go na stronę przemocy, ponieważ ich sposób odczytywania nie wychwytuje niuansów i głębi myśli islamskiej. Przypisują mu to, czego w nim nie ma.

Ale ludzie nie rozróżniają takiej czy innej interpretacji tych tekstów. Islam wzbudza w nich strach, bo widzą, że niektórzy zabijają, masakrują i odcinają głowy muzułmanom albo niemuzułmanom, których nazywają niewiernymi. Wpadają w przerażenie i wściekłość.

Nie można redukować islamu do tych strasznych sytuacji, kiedy przestępcy popełniają zbrodnie w imię religii Mahometa. Twój gniew jest słuszny. Ale musisz wiedzieć, że od mniej więcej trzydziestu lat pierwszymi ofiarami tego brutalnego fundamentalizmu są muzułmanie.

Co dzieje się na świecie? Czy to wojna?

W pewnym sensie jest to nowy rodzaj wojny, w której przeciwnicy nie stoją naprzeciw siebie. Wojna prowadzona jest również poprzez Internet i portale społecznościowe.

A więc dlaczego przywódcy muzułmańscy nie powstaną i nie potępią tych morderców?

Ponieważ w islamie sunnickim nie ma hierarchii, nie istnieją kapłani, biskupi ani papież. Wierny jest odpowiedzialny bezpośrednio przed Bogiem. Nie ma więc nikogo, kto mógłby wypowiadać się w imieniu wszystkich muzułmanów. Szyici (zwolennicy Alego, uznający w nim następcę Mahometa), druga gałąź islamu, ustanowili hierarchię: mają mułłów, ajatollahów itp.

Po zamachach z 7 stycznia 2015 roku większość muzułmanów jest przerażona i nie akceptuje mordowania w imię islamu. Społeczność muzułmańska jest zaniepokojona za każdym razem, kiedy ktoś dokonuje zamachu w imię islamu – wierzący wiedzą, że ich dobre imię ucierpi. Alimowie, czyli teolodzy, ludzie, którzy wnikliwie studiowali teksty, jak na przykład rektorzy uniwersytetu Al-Azhar w Kairze, potępili zamachy z 7 i 9 stycznia. Ale oni nie mają takiego autorytetu jak papież.

Wyobrażam sobie, że po zamachach z 7 stycznia 2015 roku na redakcję gazety „Charlie Hebdo” i na supermarket Hyper Cacher w Paryżu francuscy muzułmanie bardzo źle się poczuli.

Oczywiście, ta zbrodnia zszokowała nas wszystkich, byliśmy wstrząśnięci i płakaliśmy, ponieważ byli to zwykli dziennikarze, rysownicy, poeci, satyrycy, którzy nie kierowali się nienawiścią ani przesądami. Ich praca polegała na wyśmiewaniu wszystkiego i wszystkich. Niestety, niektórzy ludzie cieszą się z masakr, w których zginęło siedemnaście osób. Nie ma ich wielu, ale istnieją. I tak, kiedy następnego dnia po zamachu cała Francja uczciła minutą ciszy jego ofiary, w siedemdziesięciu szkołach i gimnazjach uczniowie odmówili oddania hołdu niewinnym ludziom, którzy zginęli. Trzeba podkreślić, że to nie jest znacząca liczba, bo tych szkół francuskich,
w których zarządzenie zostało wykonane, jest sześćdziesiąt cztery tysiące.

Jak to możliwe, że cała Francja była w szoku (takiej jednomyślności nigdy nie było), a młodzi ludzie z przedmieść mówili: „Ja nie jestem Charlie. Sami się o to prosili. Mogli nie tykać naszego proroka”?

Tak, w prasie ukazały się informacje, że niektórzy wyrażali „podziw, a nawet fascynację” wobec zabójców ekipy „Charlie Hebdo”. Hasło, które odniosło wielki sukces nawet w Ameryce, „Jestem Charlie”, u niektórych przekształciło się w: „Nie jestem Charlie, jestem Kouachi i Coulibaly” (to nazwiska zamachowców). Jean-Marie Le Pen, honorowy prezes Frontu Narodowego, oświadczył: „Nie jestem Charlie”. Nauczyciel Jamel Guenaoui, rzecznik „Collectif democrate des couleurs de la diversite” (demokratycznego zrzeszenia „Barwy Różnorodności”), powiedział dziennikarzowi „Le Figaro” 14 stycznia 2015 roku: „Ich nic z niczym nie wiąże. Zieją nienawiścią. Trzeba ich wyciągnąć z tego środowiska, żeby zaczęli akceptować innych, a w konsekwencji samych siebie. Nie są pewni niczego, gotowi pójść za pierwszym lepszym herosem albo demagogiem…”. To, że rysownicy zapomnieli o historii z karykaturami Mahometa, było dla nich okazją do protestu i upomnienia się o swoją muzułmańską tożsamość. Dlatego nie przestaję zalecać pracy u podstaw. Tak długo usuwaliśmy ich na margines, zapominaliśmy o nich, pozostawialiśmy ich we własnym środowisku, że stali się zamkniętą społecznością rządzącą się własnymi prawami i regułami. Policjanci nie wchodzą do niektórych dzielnic. Uważają, że to zbyt niebezpieczne, a przede wszystkim niczemu nie służy.

Co ci ludzie wiedzą o islamie?

Nic albo prawie nic. Znają strzępki wersetów albo jakieś ogólniki, które mają uzasadnić ich nienawiść.

Jednak latem 2014 roku, kiedy armia izraelska nieprzerwanie bombardowała Gazę, kiedy słyszeli, jak Hollande i Valls bez zastrzeżeń popierają Izrael, ich nienawiść stała się jeszcze bardziej krwiożercza. Słyszeliśmy zresztą, jak uczniowie jednego z liceów na przedmieściach mówili: „Dlaczego mamy czcić minutą ciszy śmierć Żydów, skoro nikt nie uczcił minutą ciszy Palestyńczyków?!”. Ten problem istnieje i powoduje pogłębianie się dystansu między tymi młodymi a Republiką. Niektórzy solidaryzują się ze sprawą palestyńską, tak jak obywatele żydowscy solidaryzują się z Izraelem. Według danych ONZ w czasie tej wojny zginęło dwa tysiące sto czworo Palestyńczyków, w tym czterysta piętnaścioro dzieci. Izrael stracił siedemdziesiąt jeden osób.

Tak, oni mają bardzo silne poczucie niesprawiedliwości; ofiar palestyńskich nie traktuje się z takim samym współczuciem jak żołnierzy izraelskich. Dwie miary, dwie wagi. Ten konflikt i sposób, w jaki podchodzą do niego politycy i media, odgrywają znaczącą rolę w zerwaniu tych młodych ludzi z resztą społeczeństwa francuskiego.

Powtarzam swoje pytanie: czy islamu trzeba się bać? Czy my prowadzimy wojnę?

Trzeba się bać tych, którzy posługują się tą religią, żeby rządzić innymi i nad nimi dominować. Tak, dżihadyści wzbudzają w nas strach, nawet jeśli wszyscy wiemy, że nie reprezentują prawdziwego islamu. To oni wydali nam wojnę. To wojna nowego rodzaju – wróg istnieje, zagraża, sieje postrach, ale nie ma twarzy ani nie znajduje się w określonym miejscu. Jest wszędzie. Trudno z nim walczyć.

No więc jest się czego bać…

Rozumiesz teraz, że Włosi, Francuzi, krótko mówiąc – Europejczycy, mogą bać się islamu i niektórych muzułmanów. Mówię o islamie faktycznym, w którym kobieta nie ma takich samych praw jak mężczyzna; gdzie istnieje możliwość poligamii, rozwodu, a nawet kamienowania, jak w Arabii Saudyjskiej, Pakistanie czy Iranie. Kiedy kobieta dziedziczy majątek, ma prawo do połowy tego, co otrzymałby mężczyzna. Gdy Europejczycy poznają los kobiety muzułmańskiej, są zszokowani. Stosowanie szariatu w całej jego surowości, na przykład obcinanie ręki złodziejowi, kamienowanie żony uznanej za niewierną czy ścinanie głowy skazanemu za banalne przestępstwo, wzbudza w nich strach i oddala od takiego islamu.

No więc rozumiesz, że nie mają ochoty, by ten islam się u nich przyjął? Partia Liga Północna mówi tak: boimy się i musimy zrobić wszystko, żeby nie przyjmować muzułmanów we Włoszech… Jeden z francuskich dziennikarzy użył nawet słowa „deportacja”!

Liga, podobnie jak Front Narodowy we Francji, Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec, Wolnościowa Partia Austrii czy też Interes Flamandzki w Belgii lub grecka neonazistowska partia Złoty Świt to ugrupowania skrajnej prawicy, których celem jest walka z imigracją, przede wszystkim muzułmańską. Straszą ludzi, nie wyjaśniając, dlaczego imigranci – muzułmańscy lub nie – mieszkają w danym kraju. Zrozumieli, że jeśli wyborcy będą się bać, zagłosują na nich. W pewnym stopniu wygrywają wybory dzięki temu, że ludzie boją się islamu. Rozumiem zresztą, że ci, którzy są niedoinformowani, czują strach, szczególnie jeśli nie mają poczucia, że odpowiednie służby zapewnią im bezpieczeństwo. Łatwiej jest wywołać obawę i niepokój, niż załagodzić sytuację. Wystarczy taki zamach jak ten z 19 marca 2012 roku, którego dokonał młody
Francuz z rodziny imigranckiej, Mohammed Merah, aby rzucić podejrzenie na wszystkich muzułmanów we Francji (Merah zabił trzech wojskowych w Montauban i czterech Żydów, w tym troje dzieci, w Tuluzie). Dzisiaj, kiedy trzech terrorystów, powołując się na islam, zabija siedemnaście osób w centrum Paryża, bardzo trudno jest ocalić wizerunek tej religii. Na próżno będziemy powtarzać, że została wypaczona, że zamachowcy nie znają jej naprawdę – większość ludzi to uogólni i potępi islam jako całość.

Jest to fragment książki „Co to jest islam?”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Karakter.

Copyright © Editions du Seuil, 2002 et 2012 pour l’introduction et les annexes. Przekład z języka francuskiego Dorota Zańko i Helena Sobieraj.

***

Tahar Ben Jelloun, Co to jest islam? Książka dla dzieci i dorosłych, Karakter 2015.

Tahar Ben Jelloun urodził się w 1944 roku w Fezie, w Maroku. Jest jednym z najbardziej znanych żyjących autorów piszących po francusku. Studiował filozofię, socjologię i psychiatrię. W 1971 roku wyemigrował do Francji, dwa lata później wydał pierwszą powieść, pt. Harrouda, docenioną przez Barthesa i Becketta. Jest autorem kilku tomików poetyckich i kilkunastu powieści, z których dwie, Dziecko piasku i Święta noc (Nagroda Goncourtów, 1987 r.) ukazały się po polsku. Fragmenty trzech innych powieści zostały opublikowane w „Literaturze na Świecie” w numerach: 7/1987 i 11–12/2003, w tym ostatnim znajduje się także rozmowa z autorem. W swej twórczości Ben Jelloun często odwołuje się do arabskiej tradycji, baśni i legend, a jednocześnie porusza drażliwe tematy, jak np. prostytucja dziecięca, problem tożsamości płciowej, seksualności, pozycji społecznej kobiet, imigracji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij