„Chłopcy” Marcina Kąckiego to przede wszystkim opowieść o sukcesji, o ojcach i dzieciach, o kolejnych pokoleniach młodych mężczyzn, którzy zafascynowani Korwinem angażowali się w jego projekty polityczne, by odkryć, że ich idol jest tyleż największym atutem, co największym obciążeniem swoich partii.
Akcja książki Chłopcy. Idą po Polskę Marcina Kąckiego kończy się 15 października 2022 roku. Przy dźwiękach Marszu imperium z Gwiezdnych wojen Sławomir Mentzen wkracza na scenę, by wygłosić swoje pierwsze przemówienie jako nowy lider partii KORWiN.
Idzie, jak pisze Kącki, z miną „poważną, zastygłą, wojskową nawet”, zapowiadając, że pod jego przywództwem partia stanie się „najlepiej zorganizowaną w Polsce”.
Chwilę wcześniej na tej samej konwencji leciała przeróbka utworu Narodowy socjalizm zespołu Honor. Słowa „tak jak Adolf Hitler niszcz żydowski stan” zastąpiono „tak jak Korwin-Mikke niszcz lewacki stan”.
Sukcesja w politycznym Januszexie
Chłopcy to przede wszystkim opowieść o sukcesji, o ojcach i dzieciach, o kolejnych pokoleniach młodych mężczyzn, którzy zafascynowani Korwinem angażowali się w jego projekty polityczne, by odkryć, że nic w nich nie działa tak, jak powinno, a ich idol jest tyleż największym atutem, co największym obciążeniem swoich partii.
Stawki w opisanej przez Kąckiego walce o sukcesję wydają się śmiesznie niskie. Gra toczy się bowiem o polityczny odpowiednik bieda-firmy, jakiegoś Januszexu, który pracownikom płaci pod stołem, klientów namawia „a może by tak bez fakturki?”, w księgach ma taki bałagan, że nikt nie jest w stanie dojść do tego, jaka jest właściwie sytuacja finansowa przedsiębiorstwa, a właściciel już ewakuuje co cenniejsze aktywa do nowego projektu, jakiegoś Januszpolu zapisanego na córkę, by uciec przed coraz bardziej zniecierpliwionymi wierzycielami.
czytaj także
Czytając o historiach kolejnych rozłamów, frond i kłótni w środowiskach skupionych wokół Korwina, trudno uwierzyć, że walka o kontrolę nad partyjkami wegetującymi przez dekady na marginesie sceny politycznej mogła budzić aż takie emocje.
Scenariusz za każdym razem jest podobny. Korwin najpierw gromadzi grono entuzjastycznych, młodych zwolenników. Angażuje się w nową kampanię. Ściąga tłumy i przekonany jest, że sondaże zaniżają mu poparcie i teraz to już naprawdę będzie co najmniej kilkanaście procent. Tuż przed wyborami mówi coś oburzającego o gejach, kobietach, niepełnosprawnych albo Hitlerze i jak zwykle dostaje 3 proc. lub mniej. Młode pokolenie żąda więc zmian i rozliczeń. Chce korwinizmu bez Korwina i jego ekscentrycznych wyskoków. Zamierza „odkorwinić, odoszołomić i odhajlować” partię tak, by wreszcie mogła realnie powalczyć przynajmniej o obecność w Sejmie.
Walka z Korwinem o władzę ciągnie się miesiącami, a zajęta sobą partia idzie na dno. On ostatecznie przechodzi do kolejnego projektu – z Unii Polityki Realnej do Konfederacji Wolność i Niepodległość, stamtąd do Kongresu Nowej Prawicy, z KNP do Koalicji Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja. Opuszczone przez niego łodzie toną, bo korwinizm bez Korwina jednak nie działa. Dopiero Mentzen, ze wspierającym go z tylnego siedzenia Przemysławem Wiplerem, zdają się przełamywać to błędne koło.
Skąd się biorą korwiniści?
Kolejni opisywani przez Kąckiego bohaterowie opowiadają bardzo podobne historie swojej drogi do Korwina. Prawicowy dom, ani bogaty, ani biedny, rodzice nie należeli do elit, zwłaszcza intelektualnych. Na ogół dobre oceny w szkole, skłonność do przekory, prowokacji, odnajdywania przyjemności w byciu mniejszością, która „trzyma się logiki, a nie emocji”. Do tego przywiązanie do wolności, rozumianej głęboko konserwatywnie, wpajane od dziecka przekonanie, że polegać możemy tylko na sobie i być może na rodzinie.
Dwie dekady temu tacy młodzi ludzie trafiali na spotkanie z Korwinem w swoim mieście, audycję z jego udziałem w wieczornym programie publicystycznym albo na numer „Najwyższego Czasu”. Stopniowo wsiąkali w korwinistyczne uniwersum.
Dla podatnego na wpływy, poszukującego, przekonanego o własnej inteligencji i wyższości w stosunku do rówieśników oraz nauczycieli młodego chłopca Korwin był politykiem idealnym. Dawał do zrozumienia, że popierający go to ekskluzywny klub „myślących logicznie” erudytów, nie wymagając przy tym żadnego rzeczywistego wysiłku intelektualnego. Dawał poczucie bycia w kontrze, ale w sposób pozwalający funkcjonować – nawet jeśli na prawach egzotycznej osobliwości – w głównym medialnym nurcie.
Większość zwolenników Korwina z korwinizmu wyrasta. W pewnym momencie nie są już w stanie racjonalizować sobie kolejnych wyskoków swojego idola. Odkrywają, że ta jego słynna erudycja to kilka cytatów i anegdotek, a nie realna wiedza o świecie. Orientują się, że społeczeństwo jest tworem zbyt skomplikowanym, by recepty Korwina mogły być jakkolwiek praktyczne. Ale na ich miejsce przychodzą następni.
Konfederacja korzysta na tym, że wyborcy uodpornili się na radykalizm
czytaj także
Konfederatki – indywidualistki i kobiety sukcesu
Tym, co łączy korwinistów, jest przede wszystkim niechęć do „lewactwa” i wszystkiego, co się z nim wiąże, przede wszystkim redystrybucji i sprawiedliwości społecznej. Tego, co ogranicza ich wolność, przede wszystkim wolność od przeszkód w akumulowaniu bogactwa oraz wolność mężczyzny do sprawowania roli „głowy rodziny”. Bo korwinizm, jak pokazuje Kącki, jest też fantazją o męskości, korzeniami sięgającą dziewiętnastowiecznej powieści groszowej, przemieszaną z elukubracjami Ayn Rand.
Jak to możliwe, że wyborcy Razem i Konfederacji są do siebie podobni?
czytaj także
W kontekście budzących zdumienie i niezrozumienie sondaży, pokazujących, że wśród młodych kobiet Konfederacja może mieć większe poparcie niż Lewica, szczególnie interesujące są rozmowy Kąckiego z nielicznymi kobietami działającymi w partii KORWiN, teraz przemianowanej na Nową Nadzieję. Łączy je imponująca etyka pracy, skuteczność, przekonanie, że mogą polegać tylko na sobie. Pragnienie uznania i sukcesu w zdominowanym przez mężczyzn świecie, silny indywidualizm, nieufność wobec feminizmu.
Korwinistki nie chcą mieć poczucia, że zawdzięczają swoje sukcesy działaniom mającym wspierać kobiety jako grupę. „Jest samodzielna, ma mieszkanie, samochód, sama zarobiła, nie musi podkreślać, że jest kobietą, a gdyby była Julkiem, miałaby to samo, bo ma takie predyspozycje i takie wychowanie. […] bo jeśli kobieta nie ma kompetencji, motywacji, to na co to wszystko, no na co?” – czytamy o jednej z działaczek.
Dlaczego im rośnie?
Większość rozmów z korwinistami Kącki prowadzi w 2022 roku. Konfederacja przeżywa wtedy głęboki kryzys. Kończy się pandemia, która była dla tej formacji „politycznym złotem”, zaczyna się pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę, która radykalnie zmienia kontekst prorosyjskich wyskoków Korwina.
Gdy książka trafia do czytelników, po kryzysie Konfederacji nie ma śladu. W kolejnych sondażach partia notuje dwucyfrowe poparcie. Jeśli nic się nie zmieni, to ani PiS, ani opozycja nie będą w stanie zbudować rządu bez jej poparcia. Po stronie demokratycznej pojawiają się głosy wzywające, by po wyborach zatkać nos i porozumieć się, a nawet utworzyć rząd wspólnie ze skrajną prawicą, byle powtrzymać trzecią kadencję PiS.
Kącki skupia się na korwinistach, a resztę Konfederacji traktuje jako tło, co samo w sobie sprawia, że odpowiedzi, jakich próbuje udzielić na pytanie „dlaczego im rośnie?”, są niepełne. Autor skupia się przede wszystkim na zmianach, jakie w regułach uprawiania polityki przyniósł w Polsce internet, zwłaszcza media społecznościowe.
czytaj także
Na lewicy za wzrost poparcia dla Konfederacji często obwinia się „dające jej platformę” media głównego nurtu. W Chłopcach widzimy, że to nie takie proste. Korwiniści, a potem konfederaci, mieli długie okresy niemal całkowitej blokady medialnej, nie zapraszał ich nikt poza Agnieszką Gozdyrą, o której programie Kącki słusznie pisze, że „goście w zasadzie mogliby nic nie mówić, gdyby byli mimami pierdzącymi w siebie ogniem”. Wszystkie wyskoki Korwina z „homosiami”, z „za Hitlera podatki były niższe” czy wypowiedziami o osobach z niepełnosprawnościami, wynikały tyleż z wrodzonej potrzeby prowokowania i przykuwania uwagi, co z kalkulacji, że skandal to jedyny sposób, by trafić ze swoim przekazem do mediów.
Internet dał korwinistom możliwość docierania bezpośrednio do wyborców. Korwin był nadaktywny we wszystkich możliwych mediach społecznościowych od ich początków, jako pierwszy polski polityk.
Wybory europejskie z 2014 roku były pierwszymi, w których rozwój mediów społecznościowych w Polsce odegrał istotną rolę i pierwszymi, w których korwiniści przekroczyli próg i zdobyli mandaty. Co prawda w 1991 roku wprowadzili do Sejmu trzech posłów, ale wtedy zasiadło tam prawie 30 partii, bo nie było progów wyborczych.
Struktura mediów społecznościowych sprzyja korwinistycznemu przekazowi. Filmiki pokazujące, jak popisując się powierzchowną erudycją Korwin „masakruje lewaków”, świetnie się niosą. Podobnie jak pracujący na zwycięstwo Trumpa w 2016 roku amerykański alt-right, potrafią wykorzystać subwersywną, kontrkulturową estetykę, na czele z kontrowersyjnym humorem, do propagowania głęboko reakcyjnej polityki.
Internet to tylko częściowe wytłumaczenie
Internet bez wątpienia odgrywa istotną rolę we wzroście poparcia dla Konfederacji, ale z pewnością nie mniej istotne jest zmęczenie społeczeństwa wojną i kosztami pomocy Ukraińcom. Szkoda, że w Chłopcach nie ma więcej o tym, jak wojna – z czegoś, co, jak się wydawało, może zatopić Konfederację – zaczęła pracować na jej korzyść.
Należy też pamiętać, że rosnąca popularność skrajnej prawicy to tendencja zauważalna w całej Europie. Odpowiadają za to lęki związane z migracją oraz „zielonym austerity” – obawy uboższej części klasy średniej i zamożniejszej klasy ludowej o to, że to one zapłacą za zieloną transformację. W społeczeństwie takim jak polskie, gdzie dopiero niedawno ludzie zaczęli doświadczać namiastki dobrobytu, te lęki są silniejsze niż na Zachodzie. A Konfederacja sprawnie je zagospodarowuje.
Mentzenowi nie chodzi „tylko o podatki”. Chodzi o wyzysk i upokarzanie słabszych
czytaj także
Szkoda też, że w Chłopcach – to mój główny zarzut wobec tej książki – nie widać tego, jak bardzo korwiniści są nieodrodnymi dziećmi III RP, jej przesuniętej na prawo sfery publicznej.
III RP wychowywała nas w przekonaniu, że człowiek jest kowalem własnego losu, trzeba brać sprawy w swoje ręce i nie oglądać się na innych. W programie Konfederacji ten przekaz wraca w wyolbrzymionej, karykaturalnej, dość przerażającej formie, pożeniony z najbardziej reakcyjnymi, a często wprost nienawistnymi treściami politycznymi. Mimo Brauna na pokładzie konfederaci wciąż mogą liczyć na pochwały od luminarzy III RP, bo rzekomo „znają się na gospodarce”, choć ich program gospodarczy jest równie fantastyczny, co polityka zagraniczna oparta na objawieniach z Gietrzwałdu.
Korwin Incorporated
Wróćmy do ostatniej sceny Chłopców. Gdy po Mentzenie na scenę wchodzi Wipler, który, odsyłając Korwina na emeryturę, mści się za dawne upokorzenia, Korwin, kuśtykając – złamał nogę, spadając z drabiny – wychodzi z sali.
Może to budzić pewną melancholię. Ta zmiana jest jak pierwsze zwycięstwo komputera nad szachowym arcymistrzem albo przejęcie Januszexu przez wielką korporację, która na miejscu pstrokatej budy postawi anonimowy, pozbawiony znaków szczególnych, choć jakoś elementarnie trzymający się zasad estetyki, biurowiec.
Korwin był politykiem inteligenckim i po inteligencku dyletanckim. Głosił pochwałę bezwzględnego biznesu, ale sam żadnego poważnego biznesu nie stworzył. Pisał, mówił, wydawał pismo i książki. Kapitał w postaci działek pod Warszawą odziedziczył – a ściślej mówiąc, zreprywatyzował – po matce. Stylizował się na „mocnego człowieka” z pociągowej powieści przełomu XIX i XX wieku, ale był raczej kimś, kto niezbyt udolnie próbuje odgrywać tę rolę na deskach pełnego kurzu i pajęczyn prowincjonalnego domu kultury, w kostiumie skompletowanym z ubrań, które właściciel pobliskiego lumpeksu wyrzucił do śmieci.
Mentzen jest zdeterminowany, by rzemieślniczy, nie zawsze poważny polityczny biznes Korwina sprofesjonalizować i poddać standardom korporacyjnego zarządzania. Stary Januszex zmienia się w Korwin Incorporated. Te same treści dostają nowe opakowanie. „Sądzę, kochani, a pewnie i wy to czujecie, że zatęsknimy jeszcze kiedyś za dziadkiem Korwinem” – kończy swój wywód Kącki. Nie wiem, czy od razu zatęsknię, ale z pewnością obawiam się tego, co po „dziadku” nadejdzie.