Kraj

Do czego chce strzelać Konfederacja?

Bezpłatne szkolnictwo wyższe, publiczna ochrona zdrowia i bardzo niska liczba sztuk broni w prywatnych rękach to niewątpliwe zdobycze cywilizacyjne współczesnej Polski. Nie mamy ich aż tak wiele, a właśnie te osiągnięcia prawica chce zdemolować. Czy naprawdę chcemy jeszcze więcej samobójstw i więcej przestępstw z użyciem broni?

Parlamentarny Zespół ds. Kultury Posiadania Broni ma 11 członków, czyli dokładnie tylu, ile posiada sejmowe koło Konfederacji. Nie jest to przypadek – w skład zespołu wchodzą wszyscy członkowie koła i nikt poza nimi. To w jakiś sposób pocieszające, że żaden polityk z pozostałych ugrupowań nie zdecydował się wejść w skład tego kuriozalnego ciała, utworzonego w grudniu 2019 roku, a więc krótko po ostatnich wyborach parlamentarnych. Jak widać, Konfederacja zaraz po wejściu do Sejmu zabrała się za załatwianie rzeczy naprawdę ważnych – ważnych w głowach jej posłów, rzecz jasna.

Mniej pocieszające jest to, że zespół ten powoli wydaje owoce swojej pracy. Na ostatnim posiedzeniu zespołu postanowiono rozpocząć zbieranie pod powstałym projektem, a jak pisze „Rzeczpospolita”, mogą w tym pomóc najbardziej prawicowi posłowie PiS.

Święte prawo do strzelania

czytaj także

Według „Rz” projekt zakłada drastyczne ułatwienie dostępu do broni palnej w Polsce. Procedura otrzymania pozwolenia na broń miałaby być równie prosta co uzyskanie prawa jazdy. Mógłby je więc otrzymać każdy pełnoletni rezydent Polski, który nie został skazany za niektóre przestępstwa, nie jest chory na choroby psychiczne, a na koniec zda egzamin. Właściwie to nawet egzamin nie byłby potrzebny, gdyż pozwolenie mógłby otrzymać z, nomem omen, automatu każdy, kto posiadałby „obywatelską kartę broni” przez przynajmniej pięć lat. Ta ostatnia też jest bardzo interesująca, gdyż jej otrzymanie (wystarczyłby wniosek) uprawniałoby od razu, bez żadnego egzaminu czy badań, do posiadania niektórych rodzajów broni – np. strzelb, pistoletów gazowych lub broni bocznego zapłonu.

Członkom konfederacyjnego zespołu marzy się więc rewolucja – oficjalnie tylko legislacyjna. Z kraju, w którym broń palna w rękach prywatnych prawie nie występuje, Polska stałaby się państwem, w którym broń bez większych przeszkód mógłby posiadać każdy. Autorzy projektu zapewniają, że nie przełoży się on na spadek bezpieczeństwa, gdyż posiadacze broni „są z reguły świadomi odpowiedzialności”. Niestety nie tłumaczą, po co w ogóle chcą ludzi tą odpowiedzialnością obarczać.

Bezpiecznie jak nad Wisłą

„Liczba użytkowników jest dziś w Polsce dramatycznie niska w porównaniu z krajami UE” – powiedziała „Rzeczpospolitej” posłanka PiS Anna Maria Siarkowska, którą wskazuje się jako skłonną do pomocy Konfederacji w zebraniu 15 podpisów. Abstrahując już od nazywania posiadaczy broni „użytkownikami”, jakby się mówiło o aplikacji mobilnej albo elektrycznej szczoteczce do zębów, trzeba zadać pytanie – dlaczego właściwie miałby to być problem?

Faktycznie, liczba egzemplarzy broni w rękach osób prywatnych w Polsce jest jedną z najniższych w Europie. A właściwie na świecie. Oficjalnie zarejestrowanych jest w Polsce niecałe 600 tys. egzemplarzy broni, czyli ok. 1,6 sztuk broni na 100 mieszkańców. W Niemczech i Francji broni w prywatnych rękach jest 12 razy więcej, a w Szwecji nawet 14 razy więcej. Tylko po co właściwie Polakom ta broń?

Polska jest jednym z najbezpieczniejszych krajów Europy. W 2018 r. zarejestrowano nad Wisłą 22 przypadki rozbojów na 100 tys. mieszkańców. W Niemczech dwa razy więcej, a w Szwecji cztery razy więcej. W 2019 roku wskaźnik zabójstw z premedytacją w Polsce wyniósł 0,54 i był trzeci najniższy w UE. Wskaźnik zabójstw w Niemczech jest o połowę wyższy, a w Szwecji nawet dwukrotnie. Polacy i Polki nie potrzebują więc na co dzień broni do obrony – zresztą prawdopodobnie nie potrzebują jej właśnie dlatego, że jej nie posiadają.

Dzięki temu, że broń palna to w Polsce przedmiot niezwykle rzadki, prawie nie notuje się u nas przypadków utraty życia spowodowanej bronią. Według portalu Our World in Data wskaźnik zabójstw z użyciem broni palnej w Polsce wynosi 0,1 przypadku na 100 tys. mieszkańców, co jest niemal najniższym wynikiem w UE. Mniej zabójstw z użyciem broni palnej notuje się tylko w Rumunii, w której jest jej równie mało co w Polsce. Trudno uznać to za przypadek. Także samobójstwa z użyciem broni prawie nie występują nad Wisłą – notuje się ich 0,14 przypadku na 100 tys. mieszkańców, co również jest niemal najniższym wynikiem w UE, znów przed Rumunią.

Więcej broni to więcej samobójstw

Zwolennicy dostępu do broni argumentują, że Polska jest spokojnym krajem, więc nikt tu nie zacznie do siebie strzelać, bo i po co. Tylko że Finlandia również jest bardzo spokojnym krajem, z bardzo wysokim poziomem bezpieczeństwa. Tamtejszy wskaźnik rozbojów jest bardzo zbliżony do polskiego. Różni się za to liczbą sztuk broni w rękach prywatnych, która w stosunku do liczby mieszkańców jest prawie najwyższa w Europie (po Serbii i Czarnogórze). Na stu Finów przypadają ponad 32 sztuki broni. Zupełnie nie przypadkiem notuje się tam także zdecydowanie najwyższy w Europie wskaźnik samobójstw z użyciem broni – dokładnie 2 przypadki na 100 tys. mieszkańców, czyli 14 razy więcej niż w Polsce.

Wskaźnik zabójstw z użyciem broni w Finlandii jest 2,5 razy wyższy niż w Polsce, podobnie zresztą jak wskaźnik zabójstw w ogóle. Co ciekawe, ten ostatni w Polsce spada, tymczasem w Finlandii rośnie. W latach 2017-2019 wskaźnik zabójstw w Polsce spadł z 0,73 do 0,54 przypadków na 100 tys. mieszkańców. W Finlandii w tym czasie wzrósł z 1,22 do 1,59.

Zandberg: Prawicowi fetyszyści broni znajdują się w mniejszości

Wzrost liczby samobójstw jest szczególnie istotny w kontekście dyskusji o posiadaniu broni w Polsce. Bo to właśnie ich liczba wzrosłaby w pierwszej kolejności. Żeby się zabić, nie posiadając broni, trzeba się jednak trochę namęczyć, tymczasem pistolet zapewnia szybką i łatwą śmierć, często pod wpływem impulsu. W czerwcu tego roku badacze z Uniwersytetu Stanforda opublikowali wyniki bardzo szeroko zakrojonego badania dot. wpływu posiadania broni na ryzyko odebrania sobie życia. W tym celu prześledzili przypadki 26 milionów mieszkańców Kalifornii, którzy w momencie rozpoczęcia analizy nie posiadali broni. Naukowcy obserwowali grupę badawczą w latach 2004-2016, by prześledzić śmiertelność wśród osób, które w tym czasie broń nabyły. Umożliwiły im to bardzo dokładne dane zbierane przez Kalifornię na temat sprzedaży legalnej broni palnej. Każdy zakup takiej broni próbowali następnie dopasować do aktów zgonu.

W tym okresie samobójstwo popełniło 18 tys. osób z badanej grupy, z czego prawie 7 tys. zastrzeliło się. Wśród nabywających broń mężczyzn ryzyko popełnienia samobójstwa z użyciem broni rosło ośmiokrotnie w porównaniu do mężczyzn, którzy jej nie posiadali. Wśród kobiet wzrost ryzyka był jeszcze bardziej drastyczny, gdyż aż 35-krotny. Kobiety zwykle są mniej skuteczne w próbach samobójczych niż mężczyźni, jednak posiadanie broni znacznie ułatwia sprawę, przez co te różnice się zacierają.

Co można zrobić, żeby Polacy rzadziej odbierali sobie życie?

W zakresie innych metod odebrania sobie życia nie wykazano różnic między grupami, więc ogólnie rzecz biorąc posiadanie broni zwiększało ryzyko jakiegokolwiek rodzaju samobójstwa ponad trzykrotnie u mężczyzn i ponad siedmiokrotnie u kobiet. Ponad połowa wszystkich samobójstw została popełniona później niż rok po zakupie, więc nie można powiedzieć, że broń była kupowana właśnie w tym celu. Ryzyko popełnienia samobójstwa utrzymuje się także wiele lat po jej nabyciu. Broń w domu to jest po prostu bomba, która w każdej chwili może wypalić. Najczęściej pod wpływem impulsu, z powodu jakiegoś poważnego kryzysu finansowego, zawodowego lub rodzinnego.

Pistolet z lombardu

Oczywiście, posiadanie broni zwiększa także ryzyko popełnienia poważnego przestępstwa, szczególnie jeśli działa się już w tak zwanej czarnej strefie. Większość aktywnych przestępców nie jest skazana żadnym wyrokiem, więc według projektu ustawy Konfederacji bez problemów otrzymaliby pozwolenie na broń. W 2019 roku amerykański Departament Sprawiedliwości przygotował raport specjalny dot. użycia broni przez przestępców. W tym celu przeanalizowano przypadki 1,5 miliona więźniów odbywających kary w więzieniach stanowych i federalnych. Wśród wszystkich więźniów co piąty posiadał broń podczas popełniania przestępstwa, a użył jej co siódmy. Jednak w przypadku rozbojów oraz morderstw prawie co drugi skazany posiadał broń w momencie popełniania czynu, a co trzeci jej użył. Oczywiście po części to efekt tego, że sprawcy najcięższych przestępstw zawczasu się przygotowali i wyposażyli się w broń. Po części jednak też tego, że mając broń podczas popełniania czynów zabronionych, łatwiej kogoś zabić, nawet jeśli wcześniej się tego nie planowało.

Biały chłopak zastrzelił sześć Azjatek – Ameryka zastanawia się, czy to rasizm

W amerykańskim raporcie sprawdzono także, w jaki sposób przestępcy wchodzili w posiadanie broni. Faktycznie nieco ponad połowa (56 proc.) zdobyła ją w sposób nielegalny – tzn. kupiła na czarnym rynku, ukradła lub znalazła na niezabezpieczonym miejscu przestępstwa. Jednak pozostali w większości dostali ją od kogoś z rodziny lub znajomych (co czwarty przypadek), lub zwyczajnie kupili w sklepie albo lombardzie (co dziesiąty). Tak więc zwiększenie liczby posiadanej broni sprawia, że całkiem swobodnie rozchodzi się ona po społeczeństwie, poprzez relacje rodzinne i towarzyskie. Nawet jeśli jest rejestrowana, to przecież żaden urzędnik nie będzie śledził jej dalszych losów. No chyba że wprowadzi się potężną procedurę administracyjną, w której każdy posiadacz broni będzie musiał np. co roku okazywać ją w jakimś urzędzie. Tylko po co to robić? Jaki jest cel tego wszystkiego?

Rakiety kontra pistolety

„To oznaczałoby wzrost naszego potencjału militarnego” – pospieszył z tłumaczeniem w „Rzeczpospolitej” Michał Urbaniak, przewodniczący sejmowego zespołu ds. broni. Trudno powiedzieć, w jaki sposób pistolety miałyby zwiększyć potencjał militarny Polski w trzeciej dekadzie XXI wieku. O potencjale militarnym decyduje system obrony przeciwrakietowej albo myśliwce, ale niekoniecznie pistolety osób prywatnych.

Te ostatnie zwiększą za to potencjał różnych środowisk przestępczych. Obecnie w Polsce większość osób parających się na co dzień lub dorywczo działalnością nielegalną nie posiada broni. Zdecydowana większość dilerów, szczególnie tych detalicznych, nigdy w życiu nie widziała broni palnej na oczy, choć przez ich ręce przeszły setki kilogramów nielegalnych substancji. Nie jest im ona do niczego potrzebna. Jeśli jednak zakupi ją jeden, potem drugi i trzeci, to inni też zechcą się tak wyposażyć. Uznają, że broń lepiej mieć, na wszelki wypadek. Do czego to w konsekwencji może prowadzić, to zostało opisane wyżej.

Stany Zjednoczone Broni Palnej

Poza tym warto też zauważyć, że jeśli ktoś koniecznie chce sobie postrzelać, żeby się przygotować na czas frontalnego najazdu jakiejś wrogiej armii na nasze ziemie, a następnie na czasy okupacji, gdy trzeba będzie tworzyć partyzanckie podziemie, to spokojnie może otrzymać pozwolenie na broń do celów sportowych. Nie jest to trudne, czego efektem jest 50-procentowy wzrost liczby sztuk posiadanej broni palnej w ostatnich pięciu latach – z 400 do 600 tys. W samym 2020 r. przybyło 36 tys. sztuk legalnej broni, z czego 14 tys. właśnie do celów sportowych. Oczywiście, korzystanie z niej obarczone jest szeregiem restrykcji – nie można sobie jej np. nosić swobodnie za pasem – jednak przecież chodzi podobno tylko o to, żeby się nauczyć z niej korzystać, więc w czym to przeszkadza?

Bardzo niska liczba sztuk broni w rękach osób prywatnych w Polsce nie jest problemem, lecz jednym z naszych osiągnięć cywilizacyjnych. Nie mamy ich aż tak znowu wiele, więc lepiej pielęgnować te, które się nam po drodze przydarzyły. Bezpłatne szkolnictwo wyższe, publiczna ochrona zdrowia czy ekstremalnie niska liczba posiadanej broni to niewątpliwe osiągnięcia cywilizacyjne współczesnej Polski, tymczasem prawica chciałaby właśnie to zdemolować – wprowadzić płatne studia, sprywatyzować ochronę zdrowia i upowszechnić broń palną. W imię jakiegoś dziwacznego przywiązania do anglosaskich, a właściwie stricte amerykańskich pomysłów sprzed dekad, a nawet wieków. Jeśli ktoś zagraża bezpieczeństwu oraz standardowi życia mieszkańców kraju znad Wisły, to przede wszystkim autorzy takich właśnie pomysłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij