Chciałbym, żebyśmy wszyscy potrafili prosić o pomoc tak jak małe dzieci [rozmowa]

Rozmowa z Tomaszem Bilickim, psychoterapeutą młodzieży, pedagogiem i edukatorem popularyzującym wiedzę o zdrowiu psychicznym nastolatków.
Katarzyna Siekańska
Fot. Jakub Szafrański

Młodzi nie godzą się na naruszanie godności, przemoc i nadużywanie siły. My, starsi, od pokoleń toniemy w alkoholizmie i w rozpadających się związkach. Oni może wreszcie spróbują żyć inaczej.

Katarzyna Siekańska: Czy nastolatki wymyślają sobie problemy?

Tomasz Bilicki: Odpowiedź na to pytanie właściwie nie ma znaczenia. To znaczy: nawet jeśli tak jest, że ktoś chce manipulować dorosłymi, pokazując objawy depresji, albo manifestuje swoje myśli samobójcze, a jego życie nie jest zagrożone – to też samo w sobie jest problemem wymagającym uwagi.

Nie sądzę, żeby młodzi ludzie sobie wymyślali problemy. Ich cierpienie jest prawdziwym cierpieniem. To my, dorośli, czasami uznajemy, że ich problemy nie są prawdziwymi problemami, bo umniejszamy te trudności, z którymi się mierzą. Dorośli są specjalistami od unieważniania uczuć, emocji, problemów, myśli i świata nastolatków. „Nic się nie stało” to jest takie zaklęcie, które ma pomóc nam, opiekunom, poczuć się lepiej, gdy dziecko lub nastolatek jest w cierpieniu.

Fot. Jakub Szafrański
Fot. Jakub Szafrański
Fot. Jakub Szafrański

Z drugiej strony, jeśli naprawdę się tak zdarza – to się zdarza rzadko, ale występuje – że ktoś się tnie, manifestuje swoje myśli samobójcze czy objawy depresji dlatego, że chce na przykład pozyskać atencję, to takie zachowanie tak samo wymaga leczenia jak depresja, myśli samobójcze i samouszkodzenia. Jedno i drugie nie jest zdrowe. Dla nas powinno być bez znaczenia, czy młody człowiek ma myśli samobójcze, czy je po prostu udaje, jedno i drugie trzeba leczyć, jedno i drugie jest prawdziwym problemem.

W dyskusjach na temat tego pokolenia pojawiają się standardowe zarzuty: pokolenie płatków śniegu”, mają za dobrze”, jak wejdą w dorosłe życie i zaczną się prawdziwe problemy, to zapomną o tych wszystkich depresjach i zaburzeniach”.

No i to jest właśnie doskonały przykład unieważniania ich. Oni nie chcą słuchać, że ich problemy nie są prawdziwe” albo że są przewrażliwieni. I słusznie, że nie chcą, bo to jest bzdura.

To jest niesamowita zaleta tego pokolenia, że oni chcą żyć prawdziwym życiem już teraz. Nie chcą czekać na dorosłość, żeby zacząć to prawdziwe życie”. Ich frustracje, rozczarowania i problemy są dowodem na to, że właśnie to życie jest dla nich prawdziwe i prawdziwie trudne. A kiedy słyszą, że prawdziwe życie zaczyna się po dwudziestce, po trzydziestce, że życie zaczyna się z pierwszym kredytem, z pierwszym dzieckiem itd., to jest dla nich jedno wielkie unieważnienie życia, którym żyją w tym momencie.

Żeby dzieci mogły być dziećmi

Nastolatki nie chcą żyć”. „Dlaczego młodzi ludzie nie chcą żyć?”. Jak pokazać nastolatkowi, że warto żyć?” – to tytuły artykułów i podcastów, na które natrafiłam, przygotowując się do naszej rozmowy.

Ale to nieprawda, że oni nie chcą żyć.

Istnieje masa stereotypów na temat tego, jacy młodzi ludzie są. Bardzo łatwo jest o płytkie, zupełnie niezasadne interpretacje, a my tak naprawdę kompletnie nie znamy młodych ludzi. I oni to wiedzą, że my ich nie znamy i że ich nie rozumiemy. Kiedy czytam, że liczba prób i myśli samobójczych u młodzieży to oznaka tego, że młodzi nie chcą żyć, mam poczucie ogromnego, kardynalnego niezrozumienia sytuacji. Bo jest dokładnie odwrotnie: oni są pełni po brzegi chęci życia. Oni chcą żyć całymi sobą, ale nie chcą żyć dla pracodawców, nie chcą żyć dla szkoły – chcą żyć dla siebie.

Jeśli to życie nie jest naprawdę, jeśli to życie nie jest pełną piersią, to pojawia się myśl, że trzeba zakończyć tę sytuację. Że to nie ma sensu. Mam takie odczucie, że właśnie ci, którzy mają myśli samobójcze, to są ci, którzy bardzo żarliwie chcą żyć. Ale oni chcą żyć aż tak bardzo, że ta sytuacja, która jest wokół nich, buduje poczucie gigantycznego rozczarowania.

Świat, w którym żyją, nie jawi się jako atrakcyjne miejsce.

Zdecydowanie nie. Młodzi obserwują uważnie współczesny świat i dochodzą do wniosku, że życie w tych okolicznościach nie ma za bardzo sensu. Kryzys klimatyczny, wojny, rozwój totalitaryzmów, pandemia… Nam dorosłym się wydaje: kurde, ale ten świat jest dzisiaj zarąbisty, można sobie kupić w sklepie, co się chce. Ale oni są bardziej ambitni, oni chcą więcej od tego świata.

Czym jest to „więcej”?

Chcą życia, w którym jest miejsce na więzi, na bliskość, wolność, autentyczność, swobodne bycie sobą i decydowanie o sobie. Chcą świata, gdzie panuje niezgoda na naruszanie godności, niezgoda na przemoc, niezgoda na wykorzystywanie przewagi i nadużywanie siły. My, starsi, od pokoleń toniemy w alkoholizmie, toniemy w konfliktach, w rozpadających się związkach itd. Oni może wreszcie spróbują żyć inaczej.

Mówi się o nich, że są roszczeniowi.

Nie, oni promują autentyczność. Wie pani, oni mnie wielu rzeczy uczą. Tego, że warto walczyć o swoje, warto wymagać autentyczności od innych ludzi, że warto wymagać prawdy po prostu.

Ja ich wspieram i trzymam kciuki, żeby stworzyli dla siebie taki świat, o jakim marzą. Niech mają wyjebane na pracodawców, jeśli ich nie szanują. I niech mają wyjebane na nauczycieli, którzy ich nie szanują. Bardzo dobrze. Jak masz nauczyciela, który cię nie szanuje, i myślisz sobie o tym nauczycielu, że to jest gnida – to jest dużo lepsze, niż gdybyś miał uwierzyć w słowa tego nauczyciela, że jesteś beznadziejny, że do niczego w życiu nie dojdziesz. Bunt tego pokolenia bardzo mi się podoba.

Za izolację dzieci i młodzież płacą zdrowiem

A depresja, na którą choruje coraz więcej młodych ludzi, to też forma buntu wobec niesatysfakcjonującego świata?

Może tak być. Ale ten temat musimy rozwinąć. Każdy ma swoje prawdy emocjonalne, które stoją za konkretnym zaburzeniem, za konkretnym stanem, za konkretną trudnością. Depresja może być przekleństwem, depresja może być błogosławieństwem. Na depresję można krzyczeć, depresji można dziękować. To jest bardzo skomplikowane.

Fot. Jakub Szafrański

Tutaj zgadzam się z Gaborem Maté, że na depresję nie da się wskazać jednego rozwiązania, bo rodzajów i powodów depresji jest wiele. Wiem, że to by było wygodne – mieć odpowiedź na pytanie, dlaczego młodzi ludzie chorują na depresję, dlaczego zjadają tyle leków. Ale wydaje mi się, że jednej takiej odpowiedzi nie ma. A ja na pewno jej nie znam. Powiem nawet, że im dłużej pracuję z nastolatkami w kryzysie – tym bardziej jej nie znam. Jestem zdania, że każdy człowiek na to pytanie ma własną odpowiedź: co się stało, że pojawiła się u mnie depresja, dlaczego akurat teraz? Co by musiało się stać, żeby minęła? Każdy ma swoją opowieść.

Jakie to bywają opowieści?

Depresja to potworne zaburzenie i nikt nie chce na nie chorować. Ale jeżeli wychowujesz się w rodzinie, w której twoi rodzice są bardzo ambitni i chcą, żebyś ty był bardzo ambitny, nigdy nikt nie jest z ciebie zadowolony i ty też nigdy nie jesteś z siebie zadowolona, wierzysz nie w siebie, tylko w swoje osiągnięcia, brakuje ci takiej prawdziwej pewności siebie, poczucia własnej wartości i słyszysz, że we wszystkim musisz być najlepsza, że jak już coś robić, to na sto dwadzieścia procent” – to czasami depresja przychodzi do ciebie jak ratunek.

Ratunek?

Bo ona cię zatrzymuje w tym szale, perfekcjonizmie. Depresja zawsze jest zaburzeniem i nikomu jej nie życzę, ale czasami ta choroba może być sukcesem. Przełamaniem błędnego koła, zerwaniem z jakimś niezdrowym schematem w życiu, w którym się zapędziliśmy, zaproszeniem do terapii i leczenia.

Jakie jeszcze scenariusze są możliwe?

Depresja bardzo często wynika z faktu, że unieważniasz sam siebie. Tak bardzo cierpisz z wielu powodów, że jedynym szybkim sposobem na ulgę jest oderwanie się od siebie. Wtedy przestajesz czuć energię, która jest w tobie, bardzo szybko się męczysz, nie masz kontaktu z samym sobą. Bardzo często postrzegasz się negatywnie, mówisz i myślisz o sobie, że jesteś beznadziejny. To powoduje głęboki smutek, a jak jesteś smutny, to nie masz energii do działania. Jak nie masz energii, to nie odrabiasz prac domowych i nie uczysz się do sprawdzianów, więc dostajesz jedynki. A te jedynki są dowodem na to, że jesteś beznadziejny. I dla każdego człowieka reakcją na taką sytuację może być depresja. Czyli to, że się zatrzymujesz po prostu.

We wszystkich wywiadach z panem, jakie czytałam przed naszym spotkaniem, pojawiał się jeszcze jeden ważny wątek: brak u młodych ludzi poczucia własnej wartości, na skalę pokoleniową.

Tak. Bardzo wiele nastolatków dzisiaj jest kruchych, ma wewnętrznego krytyka. Czują się niezrozumiani, brakuje im pewności siebie, mają niską samoocenę. Myślą niektórzy trochę paranoicznie, a trochę my, dorośli, im to pokazaliśmy – że jak dostajesz jedynkę z kartkówki, to znaczy, że nic już dobrego sobą nie reprezentujesz, że sam jesteś wart tyle, co ta jedynka. Oczywiście to my, dorośli, im to daliśmy „w prezencie”.

Dzieci widzą, że nikt nie chce ich zrozumieć [rozmowa]

Co to znaczy?

Widziałem wielu rodziców nastolatków w kryzysach, którzy wstydzili się za swoje dziecko. Widzieli, że ich syn lub córka się smuci, i wnioskowali z tego, że są beznadziejnymi rodzicami. Widzi pani, że to ten sam mechanizm, co w przypadku złej oceny?

Dostałem jedynkę, jestem porażką”. Mam smutne dziecko – cała jestem beznadziejna.

To dokładnie tak działa. I młodym to zrobili dorośli. Oni się od nas dowiedzieli i nauczyli, że są tymi porażkami. A przecież to pokolenie miało odnosić same sukcesy! Bo dostali od rodziców „wszystko”: dobrą edukację, zagraniczne wakacje, drogie ciuchy i sprzęty. Z takim wyposażeniem chyba nie powinno się mieć już nigdy żadnych problemów?

Fot. Jakub Szafrański
Fot. Jakub Szafrański
Fot. Jakub Szafrański

Uff, ogromna presja.

A w tym wszystkim jasne jak słońce jest, że my, dorośli, chcemy szczerze jak najlepiej dla tych dzieci! Bo je kochamy bardzo. Tylko słabo dobieramy narzędzia. Dorośli też mają dzisiaj masę kłopotów. Trudno jest być responsywnym wobec młodych, którzy dorastają w świecie tak innym od tego, co myśmy znali.

Główny problem moim zdaniem polega tutaj na tym, że my sobie wymyśliliśmy jako opiekunowie, że teraz wychowamy świetne pokolenie ludzi, którzy zawsze będą się czuli komfortowo, którzy wszystko będą mieli, którzy nie będą ponosili konsekwencji swojego postępowania i za których my będziemy nosili plecaki. Będziemy im zmieniali buty i pomagali ściągnąć kurtkę, a najchętniej byśmy wjechali samochodem do szatni w szkole.

Tylko że to nikomu nie służy. „Nie poradzisz sobie, dlatego ja noszę za ciebie ten plecak”, „nie poradzisz sobie, dlatego ja cię ochronię” – takie komunikaty dostają młodzi między wierszami. Rodzice mówią, że robią to z miłości. Że tak jest szybciej, że to z troski. A tak naprawdę robią to z lęku i z neurotycznej potrzeby kontroli, projektując ten lęk na młodych ludzi. Co z kolei tworzy kolejną warstwę problemu: wielką samotność tego pokolenia.

Czego nie mają dzieci i ryby? Nadziei na przetrwanie katastrofy klimatycznej

W jaki sposób?

Za każdym razem, kiedy jesteś nadopiekuńczy – tworzysz samotność, kiedy neurotycznie chronisz przed konsekwencjami („moje dziecko nie mogło tego zrobić!”) – tworzysz samotność. Bardzo często staramy się, żeby nasze dzieci nie cierpiały. A problemem nie jest cierpienie jako takie. Traumy i urazy psychiczne, które niesie w sobie to pokolenie, nie wynikają z tego, że oni cierpią, tylko z tego, że cierpią w samotności. A cierpią w samotności, bo my, dorośli, regularnie dajemy im taki przekaz: jakie można mieć problemy, kiedy ma się 10, 13, 17 lat?

Pracuje pan z młodzieżą na co dzień, od ponad 20 lat. Czy był taki moment, gdy zaczął pan obserwować stopniowe pogarszanie się ich kondycji psychicznej?

Na pewno w ostatnich kilku latach obserwowałem nasilające się objawy samotności i izolacji. I ich drugą stronę, czyli to, jak młodzi ludzie są głodni autentycznych relacji i jak chłoną jak gąbka każdą spontaniczną interakcję z drugim człowiekiem. Jak są spragnieni szczerej komunikacji i prawdziwych uczuć.

Szramy. Jak niszczymy nasze dzieci

czytaj także

A ma pan poczucie, że to jest pokolenie bardziej kruche od poprzednich?

To jest z pewnością pokolenie bardzo świadome w kwestiach zdrowia psychicznego, nieporównanie do starszych roczników. Fakt, że korzystają z pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej w młodym wieku, bywa podnoszony w publicznych dyskusjach przeciwko nim. Opowiadana jest historyjka o niesamodzielnym pokoleniu słabych i bezradnych ludzi. A to nie jest o tym. To jest historia o próbie odpowiedzialnego radzenia sobie z problemami.

Jako dzieci przychodzimy na świat i potrafimy prosić o pomoc. Niemowlę płacze, gdy jest mu zimno, gdy chce pić. Potem, jak jesteśmy małym dzieckiem, to przychodzimy do rodziców i mówimy: jestem głodny, daj mi pić, jest mi zimno, jest mi smutno. Intuicyjnie od małego zwracamy się do dorosłych, do silniejszych i prosimy ich o pomoc. Potem coś takiego się stało w starszych pokoleniach, że zatracił się nam ten odruch. A dzisiejsze nastolatki coraz częściej zachowują tę umiejętność proszenia o pomoc. Szału jeszcze nie ma, życzyłbym sobie i im, żeby o wiele częściej zgłaszali się po wsparcie. Chciałbym, żebyśmy wszyscy potrafili prosić o pomoc jak małe dzieci. Wtedy, kiedy jest taka potrzeba.

**
Tomasz Bilicki – psychoterapeuta i interwent kryzysowy, pedagog i nauczyciel WOS-u. Od ponad 20 lat pracuje z młodzieżą. Jako edukator wspiera instytucje, nauczycieli i rodziców w lepszym rozumieniu młodych ludzi i ich problemów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij