Największe kłamstwo kapitalizmu to kłamstwo modernizacyjne: każda zmiana na gorsze przedstawiana jest jako niezbędny krok ku nowoczesności.
Ten system obywa się bez wieżyczek strażniczych, terroru policyjnego, formalnej cenzury. Na straży interesów coraz węższej grupy uprzywilejowanych stoi ideologia.
Ta ideologia wdziera się do świadomości, atakuje wszystkie zmysły i nie daje czasu ani sposobności do refleksji. Każdy przejaw buntu czy społecznej samoobrony sprowadza się w najlepszym razie do zakwestionowania jakiegoś niewielkiego fragmentu rzeczywistości. Często protestujący próbują po prostu usunąć dysonans między normatywną idyllą a czymś, co wydaje im się odejściem od słusznego w zasadzie wzorca kapitalistycznych stosunków społecznych. Bo skoro w kapitalizmie jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
czytaj także
Mówi się więc o „złodziejskiej prywatyzacji”, jak gdyby była możliwa jakaś uczciwa prywatyzacja, w ramach której część majątku wypracowanego przez ogół przechodzi na własność prywatnych przedsiębiorców w „niezłodziejski” sposób. Piętnuje się „nadmierny” wyzysk pracowników, jak gdyby fakt, że w kapitalizmie z definicji wynagradza się pracowników tylko za część wypracowanej przez nich wartości, a pozostałą część się im kradnie, był najzupełniej w porządku. Mówi się o pseudobiznesmenach, czyli tych, którzy kantują, tak jak gdyby w biznesie chodziło o coś innego niż kantowanie.
Każda ludzka krzywda przedstawiana jest jako odrębny wypadek, wyjątek sprzeczny z zasadami systemu. Bo system jest w zasadzie dobry, tylko niektórzy ludzie są źli. Sam system krytyce nie podlega. Kapitalizm tak, wypaczenia nie!
Zbiorową wyobraźnią rządzą dwa główne ideologiczne nurty: nacjonalistyczny i liberalny. Oba zaciemniają obraz świata, tworząc postawy bezpieczne dla oligarchii. Narodowcy wierzą w dobry, polski kapitalizm, nieskażony złymi wpływami i ingerencjami obcych; w brutalnej grze międzynarodowych globalnych sił ekonomicznych widzą zamach na polskość, naród, tożsamość. Liberałowie zaś każą wierzyć, że wszystkie nieszczęścia są wynikiem odstępstw od jedynie słusznego, rynkowego modelu. Jedni i drudzy godzą się na rosnące rozwarstwienie, wyzysk, koncentrację władzy i kapitału w rękach coraz węższych elit, gdyż nie umieją i nie mają odwagi myśleć o jakiejś alternatywie systemowej.
czytaj także
Biedzą się więc nie nad tym, jak przystosować system do ludzkich potrzeb, lecz nad tym, jak ludzi przykroić do potrzeb wzrostu pochłaniającego coraz więcej ofiar. Narodowcy każą nam wierzyć, że kapitalizm stanie się ludzki, kiedy Polacy będą miłującymi ojczyznę patriotami. Oznaczałoby to, że interes narodowy stawiany będzie przed indywidualnym, egoistycznym zyskiem, korzyścią. Liberałowie zaś, przeciwnie, na pierwszym miejscu stawiają korzyści, jakie płyną dla ogółu z energii i przedsiębiorczości jednostek kierujących się właśnie swoim egoistycznym, jednostkowym interesem.
Narodowcy odwołują się do wspólnoty, jaką jest naród. Liberałowie do jednostki. Oba podejścia są nie tylko nieefektywne, ale i nieprawdziwe. Ani wspólnota narodowa, ani jednostki nie kształtują mechanizmów gospodarczych i społecznych. Wysiłki obu tych podmiotów są jałowe i daremne, bo już dawno zostały podporządkowane wielkim, pozbawionym twarzy i wyraźnej tożsamości ponadnarodowym korporacjom, które realizują swoje interesy, wysługując się na przemian narodowcami i liberałami jako powolnymi narzędziami swego panowania.
Mechanizm tego panowania jest trudny do rozszyfrowania, gdyż korporacje, które kontrolują większość ważnych środków masowego przekazu, nie dopuszczają do debaty na ten temat. Nawet kiedy egoizm korporacji bankowych doprowadził do głębokiego kryzysu rynków finansowych i krachu systemu finansowego, nie doszło do prawdziwej debaty o istocie procesu decyzyjnego, który ten krach umożliwił. Okazało się za to, że dla ratowania nieracjonalnego systemu opartego na spekulacji korporacje są zdolne wyciągnąć z kieszeni podatników niewyobrażalnie wielkie sumy pieniędzy, które politycy skwapliwie im wypłacą, a które my będziemy musieli odpracować.
Szkoła, telewizja, reklamy, radio i prasa wspólnie realizują zadanie polegające na powstrzymaniu ludzi od myślenia o tym, dlaczego systematycznie obniża się poziom i jakość ich życia. Największe kłamstwo to kłamstwo modernizacyjne: każda zmiana na gorsze przedstawiana jest jako niezbędny krok ku nowocześniejszej gospodarce, która może skutecznie konkurować na globalnym rynku. Wydłużony czas pracy, rzadsze i krótsze okresy wypoczynku, coraz mniej równy dostęp do podstawowych usług społecznych takich jak medycyna i edukacja uzasadnia się koniecznością zwiększania coraz bardziej nierówno i niesprawiedliwie dzielonego dochodu narodowego.
W gospodarce nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żeby było co jeść
czytaj także
Kłamstwu modernizacyjnemu, które oznacza, że niesprawiedliwość nazywa się nowoczesnością, towarzyszy propaganda sukcesu. Każe się ludziom wierzyć, że kraj idzie do przodu, a ich osobiste problemy bytowe są wynikiem ich własnej nieudolności. Polska jest więc zieloną wyspą wzrostu gospodarczego pełną nieudaczników mających kłopoty z opłaceniem rachunków, rat i przetrwaniem do następnej wypłaty. Ludzie pracujący za pensje tak niskie, że muszą się nieustannie, dodatkowo zadłużać, mają wierzyć, że to oni są balastem dla pędzącej gospodarki, a nie, że gospodarka jest środkiem do zaspokojenia ich potrzeb i zapewnienia im godnego miejsca w społecznym podziale pracy.
Rośnie frustracja i gniew, więc te emocje kanalizuje się przez napuszczanie na siebie różnych grup społecznych i zawodowych. Kształtując egoistyczne postawy jednostek, kieruje się ich gniew przeciwko państwu, jedynej istniejącej jeszcze formie społecznej organizacji, wobec zaniku ruchu związkowego, braku ruchu stowarzyszeniowego i oligarchizacji samorządów terytorialnych. Bohaterem naszych czasów staje się przedsiębiorca zgarniający krociowe zyski i płacący głodowe wynagrodzenia, który ma już tak dużo pieniędzy, że chce zakładać kolonie na Księżycu czy na Marsie. Państwo w tej opowieści jest największym złodziejem, bo zabiera uczciwym, zamożnym obywatelom ich zyski i rozdziela je między urzędników i ubogich.
czytaj także
Wszelka forma redystrybucji jest więc wyklęta i musi być redukowana do minimum, by bogaci mogli dalej słusznie się bogacić, a biedni biednieli, skoro nie potrafią żyć z zysków, a jedynie z własnej pracy najemnej. Gdy państwo podejmuje jakieś przedsięwzięcia inwestycyjne, np. infrastrukturalne, to muszą one przynieść zysk prywatnym inwestorom. Państwowe działanie dla dobra publicznego, na którym nie zarabia żadna korporacja ani prywatny przedsiębiorca, staje się nie do pomyślenia. Nawet w państwowym szpitalu budżet musi się spinać, inaczej może zostać zlikwidowany. Życie człowieka przestaje mieć wartość, gdy nie generuje czyjegoś prywatnego zysku.
Liberałowie, którzy za pośrednictwem służących interesom elit i korporacji struktur partii politycznych kontrolują państwo, krytykują je za to, że wciąż jeszcze jest nie dość słabe. Narodowcy chcieliby je podporządkować enigmatycznemu interesowi narodowemu, którego jednak nie potrafią ani przeciwstawić interesom globalnych korporacji, ani opisać w kategoriach lepszego życia zwykłych ludzi.
Ken Loach: Jeśli nie rozumiemy walki klas, nie rozumiemy zupełnie nic
czytaj także
Ludzie zaś dają się na państwo napuszczać, bo czują, że nie mają na nie żadnego wpływu i że zatraciło już swą opiekuńczą, porządkującą życie społeczne funkcje. Stąd postawa odwrócenia się od życia publicznego, a w skrajnej postaci negowania go jako instrumentu umowy społecznej.
Wytworzona przez media, system edukacji, reklamy wiara w kapitalizm jako ostateczną i nieodwołalną formę ustrojową to jeszcze jeden przejaw zniewolonego umysłu. Tak długo, jak długo wszelkimi kanałami płynąć będzie do naszych mózgów komunikat o tym, że „Chciwość jest dobra”, Wielki Brat będzie górą, a system pozostanie niezagrożony.