Nastolatki w programie Friza uczą się krzyczeć do kamery, wyolbrzymiać lub udawać emocje i reakcje. Relacje, przyjaźnie i miłość są biznesem jak każdy inny, co się nie opłaca finansowo, nie jest wartościowe – to wnioski płynące z programu „Twoje 5 minut”.
– Spędzili pierwszą noc wspólnie w łóżku – mówi w programie dla dzieci i młodzieży Twoje 5 Minut Karol Wiśniewski – „Friz”, influencer i największy udziałowiec Ekipy, kolektywu influencerów i przedsiębiorstwa, które niedawno weszło na giełdę. – Jednym? – dopytuje.
– Nie no dwa były, ale takie wiecie… – tłumaczy nastolatka.
– Przez chwilę były jednym – naciska Friz.
– Przez chwilę stały się jednością, złączyły się – tłumaczy nastolatek.
– A wy się złączyliście? – mówi prawie 40-letni Wujek Łuki – drugi z kluczowych udziałowców Ekipy – do dwojga nastoletnich uczestników. Cisza. Dodaje: – Przyjaźnią, wiecie tam, koleżeństwem.
– A, to tak – odpowiada nastolatek, próbując wybrnąć z obleśnego dopytywania i niezręcznej sytuacji. Śmieją się.
– Czyli złączyliście się? – nie odpuszcza o 20 lat starszy od niego Wujek. Dopytuje jak nachalny pijany wuj na weselu wobec nastolatków przeciwnej płci, czym wprawia ich w zakłopotanie i powoduje ogólne zażenowanie.
– Nie – zaprzecza 19-letnia dziewczyna jednoznacznie. Widać, że nie czuje się komfortowo.
– Ale jak się cieszy, tam coś musi być! – komentuje kobieta w jury.
– Tam coś się wydarzyło. Ona nie wie, bo spała! – żartuje Wujek Łuki.
Wszyscy wybuchają śmiechem – trudno powiedzieć, na ile z realnej śmieszności tego żartu, a na ile z niezręczności lub poczucia obowiązku wobec najstarszego w grupie biznesmena. 37-letni mężczyzna, który mógłby być ich ojcem, mówi młodej dziewczynie, że kolega ją zgwałcił. Tego samego dnia nastolatek zostaje wyrzucony z programu za to, że jest „niedojrzały”. Później wygrywa program – to był podstęp Friza – a po finałowym odcinku, który miał premierę w ostatnią sobotę, Wujek Łuki przeprasza za swój żart.
czytaj także
Gwałt „na śpiocha” nie zna podziału na płeć
Trzeba to od razu napisać wprost: stosunek ze śpiącą osobą to gwałt. Nie „seks na śpiocha”, „seks niespodzianka” ani „marzenie każdego faceta”. Śpiąca osoba nie może wyrazić zgody. Zgoda musi być jasna i jednoznaczna (niekoniecznie werbalna) – natomiast chrapnięcie czy jęknięcie przez sen bez wątpienia nią nie jest.
Oczywiście, jeśli stosunek w trakcie snu został wcześniej ustalony, w bezpiecznych warunkach, z jasnymi regułami – nie mówimy o gwałcie. Ale to wymaga bardzo dobrej komunikacji i dużo zaufania. Czasem decydują się na to partnerzy czy małżonkowie. Natomiast taki stosunek z nowo poznaną osobą bez ustaleń to gwałt.
Dotyczy to tak samo kobiet, jak i mężczyzn, a także osób niebinarnych. Pamiętam, gdy kolega opowiedział mi o tym, gdy po imprezie daleka znajoma „obudziła go” stosunkiem oralnym – a więc go zgwałciła. Nie chciał tego zgłosić, bo wiedział, z czym się spotka. Z argumentami takimi jak te, że kobieta nie może zgwałcić, że jak była erekcja, to nie gwałt, a prawdziwy mężczyzna zawsze ma ochotę na seks.
Pamiętam też, gdy koleżanka opowiadała mi, jak jej partner rano mówił: „może cię ruchałem, może nie, i tak nie wiesz, bo spałaś/byłaś pijana”. Czuła, jakby straciła całą kontrolę nad ciałem. Nie zgłosiła tego, bo wiedziała, że usłyszy: przecież nawet nie wiesz, czy do tego doszło, to twój partner, a skoro nie wiesz, to nie możesz mieć traumy.
Człowiek czy reklama? Celebryci obchodzą rekomendacje UOKiK metodą „na Chajzera”
czytaj także
Wujek Łuki przeprosił
Wróćmy do Wujka Łukiego i T5M. Program oglądają miliony osób i czerpią z niego wzorce. Może trafić do każdego, zwłaszcza do dzieci, które nie powinny słyszeć podobnych tekstów od dorosłego mężczyzny. Tu mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której gwałt nie jest nawet nazwany gwałtem, tylko przedstawiony jako zabawna sytuacja.
To jeszcze bardziej niebezpieczne: w kraju z nikłą edukacją seksualną fakt, że stosunek „na śpiocha” to gwałt, wcale nie jest oczywisty. Bez jednoznacznego wskazania tego aspektu żart normalizuje potworną traumę, pozwalając na usprawiedliwianie jej w przyszłości. Zwłaszcza w oczach młodzieży, dla której Ekipa to idole i którzy traktują ich słowa bardzo poważnie. A fragment nie tylko trafił do programu, ale i na oficjalny profil tiktokowy Ekipy, docierając do 700 tys. najczęściej bardzo młodych osób.
W tym samym odcinku znajduje się zresztą jeszcze jeden dziaderski żart Wujka Łukiego. W trakcie zabawy na kształt Familiady mężczyzna zadaje pytanie:
– Na jakim owocu nastolatek może ćwiczyć całowanie?
– Banan – odpowiada uczestnik.
– Co ty ćwiczyłeś? – śmieje się Łuki i dodaje: – Banan 10 punktów. Chyba Olek był w grupie ankietowanych. – Olek to chłopak z długimi włosami, czasem robi sobie makijaż.
Atak paniki? Super kontent
Ale to niejedyny aspekt, który jest problematyczny w tym programie dla dzieci i młodzieży. Mnóstwo komentujących podnosi też kwestię przemocy psychicznej czy swoistych tortur wobec uczestników Twoich 5 Minut. To bardzo ważny wątek. Friz i Wujek Łuki, od których zależy los kandydatów na influencerów, mają olbrzymią władzę – są idolami nastolatków, dla których ci mogą zrobić niemal wszystko, zwłaszcza że w grę wchodzą ich marzenia i przyszłość.
Po jednej stronie mamy olbrzymią władzę milionerów, ze stabilną sytuacją życiową i z latami doświadczeń. Po drugiej osoby bardzo młode, często z nieukształtowaną emocjonalnością i stabilnością psychiczną, życiowo i finansowo niemal całkowicie uzależnione od swoich autorytetów. Już sama ta pozycja w formule programu daje duże pole do nadużyć.
Tymczasem – jakby ta relacja władzy nie wystarczyła – Friz i Wujek Łuki skwapliwie korzystają z możliwości kontroli, by wystawiać psychikę zawodników na próbę czy przekraczać ich granice. To często psychicznie i fizycznie dojmujące zdarzenia – jak w przypadku dziewczyny, która wygląda, jakby miała atak paniki w momencie, gdy próbuje się uwolnić z kajdanek, zanim zatonie platforma, na której stoi. Ma lęk przed wodą, cała się trzęsie.
A Friz jest zadowolony z jej reakcji, bo dała dobry kontent.
Ale w innym odcinku, gdy ta sama uczestniczka ma atak paniki w basenie, jurorzy nie są zadowoleni. Stwierdzają, że kontentu zrobiła za mało. Powinna mocniej wykorzystać tę sytuację. W momencie ataku paniki ciało nie myśli jednak o „wykorzystaniu” tego do zysków – myśli, by przetrwać. Ale w kapitalistycznej logice przetrwanie bez wytwarzania produktu to nie jest szczególna wartość.
„Dzisiaj robiłaś najlepszą wersję siebie: czyli płakałaś”
W całym jednym odcinku uczestnicy mieli za zadanie mierzyć się ze swoimi lękami: pająki chodzące po człowieku, wąż zaciskający się na szyi (wcześniej jego opiekun mówił, że kiedyś ugryzł modelkę, miała 16 szwów, ale „to była jej wina”). Gdy chłopak mówi „zaciska, zaciska”, jego opiekun pyta: „I co czujesz?”. Chłopak odpowiada: „Nie mogę oddychać”, „najokropniejsze uczucie w moim życiu”.
Dziewczyna, która ma klaustrofobię, zostaje zamknięta w niewielkim pokoju. Mówi, że kręci jej się w głowie, ma mroczki przed oczami, nie może oddychać, śpiewa, żeby odsunąć myśli. Jurorzy stwierdzają, że wygląda, jakby grała, że mimo iż naprawdę czuje się niekomfortowo, to wyolbrzymia swoją reakcję. Potem jest rozliczana z tego, jak reagowała. Ale gdy ludzie nie reagowali ostro, byli krytykowani, że nie reagują. Nie chodziło o emocje, tylko o to, jak wyglądają na ekranie – i czy widzowie im uwierzą, czy nie.
Inna dziewczyna ma lęk przed lataniem, drżą jej ręce, leci helikopterem. Na końcu staje przy helikopterze, robi sztuczną przerażoną minę – „na miniaturkę” na YouTubie. Jeszcze inna trzyma ręce w pojemniku pełnym robaków, kolejnemu chłopakowi organizatorzy umieścili głowę w pojemniku, do którego wrzucono karaczany, które chodziły mu po głowie. Inny siedział przez 10 minut w lodzie.
„Karolina, dzisiaj robiłaś najlepszą wersję siebie: czyli płakałaś, byłaś przerażona. Cały czas na tym można było budować kontent. Mi się to nigdy nie znudzi” – mówi Wujek Łuki. „Bałaś się, było świetnie” – dopingują jurorzy.
Robienie kontentu na oglądaniu ludzi, którzy boją się o swoje życie, mają napady lękowe – to nic nowego, mnóstwo programów bazuje na tym schemacie. Ale czy to etyczne? Wymiotowanie po zjedzeniu śmierdzącej puszki czy robaków, tarzanie się w kupie w sianie, w błocie, w musztardzie, lód w majtkach, ostre papryczki, kąpiel w oleju – to niektóre „zadania” dla adeptów influencerstwa, które polegają na robieniu upokarzających rzeczy dla zysków kilku milionerów.
Nie głodujesz? Nie nadajesz się na influencera
W innym odcinku jurorzy wypominali dziewczynie, że nie jest przyzwyczajona do głodowania: „W ciągu roku było kilkadziesiąt, jeśli nie -set takich dni, że nie dało się w ogóle zjeść. I nikt tego nie kwestionował, tak po prostu jest. Tak wygląda ta praca, jeśli chce się zjeść” – usłyszała.
To bardzo niezdrowe podejście do pracy, które potrafi dosłownie zabić, a nie zwiększyć produktywność. Gdy takie wymagania swoim przyszłym pracownikom stawia szef, to jest to promocja wyzysku.
Dziewczyna przepraszała Friza, że była głodna, i obiecywała, że następnym razem poradzi sobie lepiej. Tyle że to właśnie „szef” powinien złożyć deklarację poprawy, bo głodzenie pracowników średnio mieści się w Kodeksie pracy. Podobnie jak praca ponad siły, z ignorowaniem zdrowia psychicznego i fizycznego, byle zapewnić szefowi „kontent” i zyski. To kultura zapierdolu – gdy wkrada się do programu dla dzieci i nastolatków, stanowi niebezpieczną normalizację wyniszczania organizmu. I powoduje poczucie winy, gdy zaspokoi się potrzeby organizmu i na chwilę przestanie się zaharowywać na śmierć.
Mama Ginekolog radzi: miej znajomości, bądź bogata i bezkarna
czytaj także
Wygląda to tak, jakby Friz tworzył sobie maszynki do zarabiania, które po wykorzystaniu po prostu wyrzuci jak zużytą podpaskę. Widocznie nie nadawały się do tej branży, bo musiały jeść i spać. Jednak promocja niezdrowych nawyków żywieniowych i zmuszanie dziewczyny do tłumaczenia się ze zjedzenia posiłku napędza zaburzoną relację z jedzeniem i ciałem. To olbrzymi problem nastolatek, a jego podsycanie jest po prostu nieodpowiedzialne.
Po tym tekście Friz, jak na biznesmena przystało, wykorzystuje promocję głodowania do reklamy swojego produktu: „Masz takie dni, że na szybko zjesz tylko donuty i lody Ekipy – i to jest ten wspaniały dzień. Ale czasem nie masz tych rzeczy, a na świecie nie ma nic innego dobrego do jedzenia. I nie jesz nic”.
Ale pierdolenie nastąpiło w tym fragmencie. Jak chcesz być influ to musisz przyzwyczaić się do niejedzenia i chuj, nawet kwestionować tego nie możesz XD #t5m2 pic.twitter.com/DHAbBpgGSm
— kaś (@lobafto) March 12, 2023
Innym razem Wujek Łuki atakował uczestniczkę, że nie obejrzała z grupą meczu po całym dniu nagrań, bo była zmęczona. Wcześniej miała atak paniki w samolocie, przez co musiała lecieć kolejnego dnia, więc zdecydowała się odpocząć po podróży. Została wyłoniona jako najsłabsza, ponieważ nie oglądała meczu z resztą.
Twoje 5 minut – polityczne talent show
To znany model neoliberalnej promocji wyzysku pracowników, odkopany z lat 90. przez Marcina Matczaka w pochwale 16-godzinnej pracy. Identyczną narrację prowadzą młodzi „ludzie sukcesu” z YouTube’a – regularnie powtarzający, że trzeba się „progresować”, krytykujący uczestników za to, że są zmęczeni albo mają gorszy dzień. Youtuber ma być przebojowy i zawsze pełen entuzjazmu: w roli samowystarczalnego człowieka sukcesu zastąpił popularnych w latach 90. maklera giełdowego lub przedsiębiorcę.
Możemy zapierdalać 16 godzin dziennie, ale do wygrania jest co najwyżej nagroda pocieszenia
czytaj także
Nastolatki w programie Friza uczą się krzyczeć do kamery, wyolbrzymiać lub udawać emocje i reakcje, czekać z komentarzami, aż najedzie na nich kamera (inaczej tekst się „zmarnuje”, gdy trafi tylko do osób wokół), wykrzywiać twarze, by wyglądały jak najbardziej clickbaitowo do miniaturek. To przemielenie relacji międzyludzkich przez maszynkę zysków: to, co się nie opłaca finansowo, nie jest tu wartościowe. Rozmowa poza kamerą – nawet najbardziej fascynująca – się „nie liczy”, bo nie daje zysków. Cała komunikacja międzyludzka zostaje sprowadzona do zysków: rozwijające się uczucie napędza „shipy” (czyli potencjalne związki), którymi dzieciaki się ekscytują, konflikt daje największe zasięgi, a rozstania to fala popularności. Emocje, przyjaźnie i miłość są biznesem jak każdy inny – i tego uczą się dzieci i nastolatki z tego programu.
W ostatnim odcinku znajdujemy znamienną scenę. Oglądamy ekscytującą rywalizację, emocje uczestników, pogoń za wygraną, krzyki, śmiechy i płacz. Wszystko to jest dynamiczne, bardzo emocjonalne i wkręcające. Po zakończeniu Friz ujawnia, że część materiału została odtworzona: taśmy z oryginalną rywalizacją się skasowały, dlatego ekipa wróciła do Hiszpanii, by nagrać to jeszcze raz. Dostajemy z liścia: to ciekawe i rzadkie potwierdzenie, że to wszystko symulacja dla zysków. Relacje są tu udawane i odgrywane, by jak najlepiej je skapitalizować.
Sztuczność i wyrachowanie – to umiejętności potrzebne w kapitalizmie. Program Friza tego nie tworzy – on odtwarza panujące wartości i promuje je jako rzekomo apolityczną rozrywkę. W tym sensie jest bardzo polityczny. Tyle że znormalizowanie neoliberalnych wartości jest tak powszechne, że staje się przezroczyste. Idzie z nurtem dominujących wartości i wychodzi im naprzeciw.
„Czułem się jak produkt, który został wykorzystany”
Niedawno Ekipa, na której Friz zbudował swój biznesowy model, rozpadła się: ludzie przestali się przyjaźnić i zdystansowali się od siebie. Cały projekt Friza był promowany jako grupa przyjaciół, którzy razem mieszkają i po prostu dobrze się bawią. Po rozpadzie zaczęły jednak się pojawiać rysy na tej wizji: osoby pracujące z Frizem, jego „przyjaciele”, sugerowali, że pieniądze były ważniejsze niż przyjaźń, a oni czują się wykorzystani. „Czułem się jak produkt, który został wykorzystany” – powiedział przyjaciel Friza, Tromba.
Po rozpadzie ekipy Friz – właśnie dzięki programowi Twoje 5 minut – wypełnił pustkę po byłych przyjaciołach i zbudował kolejną Ekipę. Tym razem umowy są jednak z pewnością skontruowane uważniej, by influencerzy, którzy są produktem działań Friza, nie mogli tak łatwo się od niego uniezależnić. Friz zapewnia im rozpoznawalność, dzięki czemu może pobierać procent (ponoć spory) od pracy każdego z nich. Nie musiałby nic robić – to oni zarabiają na niego.
Możemy się tylko domyślać, jakie warunki umów otrzymują początkujący influencerzy, którzy dołączają do jednej z ekipy, mieszkają razem i wspólnie tworzą kontent dla swojej agencji. Ich umowy często zawierają bardzo ostre regulacje w zakresie poufności. Rąbka tajemnicy odsłoniła Lexy Chaplin, jedna z najpopularniejszych obecnie influencerek, która popularność zdobyła przez dołączenie do Teamu X. Opowiedziała, że gdy mieszkała w domu influencerów, czasem brakowało jej na jedzenie, a na koncie miała 2,5 zł. Podobny los dzielili inni mieszkańcy. Tymczasem filmy z ich udziałem zbierały milionowe zasięgi. Wypracowywali zyski dla agencji.
I twoje dziecko może dać się złapać na Lexy Chaplin i promocję hazardu
czytaj także
Mentzen w sondażach coraz wyżej, bo współpracuje z youtuberami
W „szkole youtuberów” Friz wyraźnie pokazuje, jakie obecnie wartości rządzą polską definicją sukcesu. Uczestnicy dostają pakiet najważniejszych umiejętności: krzyczenia do kamery, przerysowywania reakcji, udawania zdziwienia lub śmiechu do miniaturki czy wymyślania jak najbardziej klikalnego kontentu. Sam Friz stał się najpopularniejszym youtuberem dzięki materiałom typu: „PŁAKAŁA, TO BYŁA NAJGORSZA RZECZ W JEJ ŻYCIU!!!”, „NAJGŁOŚNIEJSZA POBUDKA W ICH ŻYCIU! (PRANK)”, „TO MOGŁO SIĘ ŹLE SKOŃCZYĆ”, „przez TO możemy mieć problemy” (na miniaturce widzimy rozbity samochód), „KTO SZYBCIEJ WKURZY MINI MAJKA, WYGRYWA 1 000 ZŁ”.
Jeździ po świecie, ma dom za 7 milionów, jego firma jest na giełdzie, przy rozliczeniu podatkowym pomaga mu Sławomir Mentzen, co jest typowym przykładem „crossa” i pozwala wzajemnie napędzić swoje zasięgi. Friz jest uosobieniem człowieka sukcesu.
Neoliberalizm wśród młodych powraca na pełnej. Nie dziwi mnie wzrost poparcia dla Mentzena, który promowany był przez wielu influencerów (ostatnio przez LilMasti, wcześniej – Sylwestra Wardęgę czy Krzysztofa Stanowskiego) – bo obserwuję scenę influencerów i dobrze widzę przekazywane przez nich wartości i dominujące narracje. Promocja harówki to nie tylko linia boomerów w stylu Marcina Matczaka, ale także dwudziestoletnich milionerów, którzy zdobyli sławę przez challenge’e, w których koło fortuny decyduje, na jaki kolor pofarbują włosy lub z kim zepną się kajdankami.
czytaj także
„Przecież oni sobie krzywdę zrobią”
Mnóstwo zadań wymyślanych przez Friza polega na stawianiu nastolatków w sytuacjach, które wywołują w nich lęk bądź są niezgodne z ich systemem wartości. Jedna z dziewczyn jest wegetarianką, a za zadanie otrzymała zjedzenie mięsa – gdy odmówiła, spotkała ją kara za to, że nie jest wystarczająco zdeterminowana. „To jest niezgodne z moimi przekonaniami” – mówiła. Jej grzechem okazało się to, że niezabijanie i niedręczenie zwierząt jest dla niej ważniejsze niż kontent.
W trakcie innego zadania kilku uczestników przewróciło się, uderzyła w nich drewniana deska, mieli opuchnięcia i rany. „Przecież oni sobie krzywdę zrobią” – komentuje Friz – i ogląda dalej. „Wujek mówił, że będzie krew i łzy” – mówią nastolatkowie – „ale nie myślałam, że dosłownie”. Jedna z dziewczyn płacze, pokazuje spuchnięte ręce – ale najbardziej jej żal, że odpadła z konkurencji.
Chwilę później Friz każe niektórym zawodnikom wypić puszkę sponsorowanego napoju i wytrzymać bez sikania. Jeden z chłopaków pije szklankę wody z octem na pusty żołądek. Następnie twórcy kontentu trzymają młodzież godziny w hali, bez jedzenia, napoju i możliwości załatwiania potrzeb fizjologicznych. Dopiero po wygranej konkurencji jedna z drużyn otrzymuje toi-toia.
W ostatnim odcinku, finałowym, nie widać szczególnej odmiany. Jeśli już, to na gorsze. W jednym z zadań uczestnicy z zawiązanymi oczami mają przekłuwać lotką balony przy głowie innych uczestników. Biegają z zawiązanymi oczami wokół innych i na oślep machają lotkami. W innym zadaniu tego odcinka uczestnicy golą chłopakowi brew – on krzyczy, rusza się, a przy oku ma ostrze golarki.
To fizycznie niebezpieczne nie tylko dla uczestników, lecz także dla dzieci i nastolatków, którzy to oglądają. Nie ma wątpliwości, że będą powtarzać te zabawy po swoich idolach. I o ile w trakcie nagrania nikt nie ucierpiał (z tego, co wiemy – bo widzimy tylko odcinek zmontowany, a uczestnicy na pewno podpisują klauzule o poufności) – to już w szkołach czy w domach może to się skończyć bardzo źle.
czytaj także
„Lubisz się znęcać nad uczestnikami?”
Tak to jest, gdy „kontent” odmieniany przez Friza przez wszystkie przypadki staje się ważniejszy niż pracujący ludzie. Na panelach i przy zadaniach Friz i Wujek Łuki nabijają się z zestresowanych zawodników, wyśmiewają ich, podważają ich słowa, przedrzeźniają, doprowadzają do płaczu, grają na emocjach, straszą, poniżają i wyzywają. Wyśmiewają dziewczynę, która bała się pobrudzić spodni za 200 zł, jakby to była mała kwota – a dla niej jest olbrzymia (dla mnie też), bo nie jest milionerką. Zestresowany chłopak nie był w stanie przy jurorach wykrztusić słowa.
Widzowie też to zauważają: „Maltretowanie psychiczne uczestników ich lękami i fobiami… dramat”; „kto robi sobie kontent na fobiach innych?”. Ale emocje innych zostały podsycone przez robienie kontentu na skrajnych sytuacjach, co przyczynia się też do wyładowania się przez hejtowanie innych uczestników. Friz doskonale zdaje sobie z tego sprawę – co rusz powtarza, że jest w tym biznesie od lat i wie, jak on działa. Napędzanie hejtu nastolatków dla „przetestowania ich” – czy nadają się na influencerów – to w istocie normalizacja przemocy. Przemoc nie może być przedstawiana jako „normalny element” pracy – bo to nie praca się znęca, tylko ludzie.
czytaj także
Gdyby uczestnicy założyli sprawę o mobbing, mogliby ją spokojnie wygrać – chociaż z prawnikami opłacanymi przez milionerów i ludźmi od wizerunku, którzy potrafiliby zniszczyć PR pozywających, mogłaby to być wyniszczająca przeprawa.
Milionerzy czasem 20 lat starsi od uczestników zgarniają kasę na ich upokarzaniu za obietnicę kariery. Friz i Wujek Łuki przekraczają granice uczestników, na czym zarabiają (im bardziej przekroczą, tym więcej, bo przemoc się sprzedaje) – po to, by wyłonić tych, na których będą zarabiać w dłuższej perspektywie, gdy podłączą ich pod swoją agencję i będą ciągnąć procent z każdej reklamy i działań.
Bez wątpienia można to nazwać przemocą psychiczną i ekonomiczną. To bardzo powszechna narracja o tym formacie: pojawia się na Twitterze czy na kanałach commentary. Nie wyobrażam sobie, żeby jeszcze kilka lat temu w podobnych kategoriach mówić o talent show typu X-Factor, Top Model czy innych, polegających na kapitalizowaniu lęków, traum, tragedii i trudnych doświadczeń – choć przecież zachodzą tam bardzo podobne mechanizmy nadużyć i wykorzystywania relacji władzy.
czytaj także
Friz to kapitalista, który wyciska nastoletnich pracowników do ostatniej kropli
Nie spodziewałam się, że w 2023 roku popularny będzie program żerujący na wykorzystywaniu lęków ludzi, z odroczoną w czasie potencjalną zapłatą – i to z większym prawdopodobieństwem nieotrzymania jej niż otrzymania. Ale cieszy mnie, że świadomość związana z nierównościami się zmienia, a relacja zależności uwzględniana jest przy analizie treści w internecie. To wielka zmiana – bo to oznacza, że kapitał nie wyznacza jedynej dominującej narracji, w której nierówności ekonomiczne są przezroczyste. Może trzeba było tak jawnych przekroczeń i podporządkowania ludzi zasięgom, by dostrzec w takim układzie niesprawiedliwość. Choć siła rażenia takiej interpretacji jest znacznie mniejsza niż oddziaływanie tej narracji na dzieci i nastolatki przez ten program – bo nie stoją za nią miliony złotych.
W istocie to układ będący istotą kapitalizmu: mamy szefów, którzy posiadają władzę absolutną, i szereg pracowników, spośród których wygra „najlepszy” (czyli ten, który najbardziej podpasował szefowi i z którego może wydoić najwięcej, często kosztem jego zdrowia psychicznego i rodzinnego), który będzie wzorem dla innych i przykładem, że „można”.
Ekonomia fuchy: jak Uberem wróciliśmy do XIX-wiecznych fabryk
czytaj także
A cała reszta, która umożliwiła sukces tego jednego? Inni zawodnicy, pracownicy techniczni, administracyjni, merytoryczni? Znikają, jakby ich nie było – by dawać złudną wizję samodzielności i wybitności self-made mana, a także fałszywe nadzieje dla innych, które pozwalają szefom przymuszać do niskopłatnej pracy i ignorowania potrzeb. Bo przecież i tobie może „się udać”, jeśli będziesz wystarczająco zdeterminowany (czyli jeśli będziesz pracował ponad siły dla zysków szefa).
W tym sensie projekt Friza jest jak najbardziej polityczny. A działania samego Friza bez wątpienia przekładają się na wzrost poparcia dla Sławomira Mentzena. Czy jednak dostrzeżenie przemocy w układzie tego youtube’owego talent show to początek analizy antykapitalistycznej? Czy raczej budowanie zasięgów ostrymi oskarżeniami, które wywołują zamęt i kontrowersje – czyli kontynuowanie kapitalistycznej logiki?
Trudno powiedzieć. Może to i to.