Kraj

Czego nadal nie rozumie Tomasz Lis

Nawet przepraszając za kulturę zapierdolu, Tomasz Lis nie rozumie, że stosuje swoiste non-apology. Najwięcej wciąż opowiada o tym, jak to on sam bardzo dużo pracuje, a inni już nie – ale łaskawie dziś już od nich tego nie wymaga.

Tisze jediesz, dalsze budiesz – jak powiada stare rosyjskie przysłowie i zaiste, Tomasz Lis dla własnego dobra powinien go posłuchać. Tym bardziej że wypływają kolejne afery: tym razem mobbować mają w TVN, wcześniej mobbować miał ojciec Patryka Jakiego, więc Lis pod całą stertą kolejnych odsłon mobbingowego #MeToo mógłby się po prostu zakopać i nie wychylać.

Tymczasem postanowił zabrać głos, żeby wszystko jeszcze raz wytłumaczyć. Problem w tym, że Tomasz Lis nadal niczego nie rozumie.

Lis: Przyznaję, moje metody były retro. A może bardzo retro

Nie rozumie na przykład, że rozstanie na mocy porozumienia stron nie dowodzi, że wszystko było w porządku. Polscy pracodawcy nagminnie używają porozumienia stron, żeby szybko i bezboleśnie pozbyć się problemu. Wie o tym niemal każdy, kto ma dłuższy staż pracy i obserwował, jak pozbywano się osób niechcianych. I to niechcianych nie tylko przez pracodawcę, ale często także przez pracowników.

Tomasz Lis nie rozumie, że teza o Jadczaku mszczącym się na nim z powodu nieprzyjęcia do „Newsweeka” nie trzyma się kupy. Nie tylko dlatego, że Jadczak twierdzi, że było odwrotnie i to Lis o zatrudnienie zabiegał – a Jadczak ma na to świadków.

Nie trzyma się także dlatego, że gdy Jadczak zmieniał pracę, był już bardzo znanym dziennikarzem, autorem głośnej książki o tym, jak kibole przejęli Wisłę Kraków. Mimo to z uporem godnym lepszej sprawy Lis próbuje wmówić wszystkim, że laureat dwóch Grand Pressów i  popularny dziennikarz śledczy chce sobie zbudować popularność na byłym naczelnym „Newsweeka”. Lis nie rozumie, że w tym sporze to Jadczak jest dziś na topie, a on sam jest jak ten stary człowiek krzyczący na chmury.

Kto zagraża poprawności politycznej: Lis, Linda czy internetowa lewica?

Tomasz Lis nie rozumie także, że Państwowa Inspekcja Pracy sprawdza tylko, czy w „Newsweeku” były procedury antymobbingowe i ewentualne szkolenia, a nie rozstrzyga, czy Lis jest winny albo niewinny. Od tego są sądy. Jak poinformował portal Wp.pl, w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej toczy się śledztwo w sprawie byłego redaktora naczelnego „Newsweeka”.

Sam Lis twierdzi, że chce osądu opinii publicznej. Ta, mając słowo przeciwko słowu, będzie musiała poczekać na rozstrzygnięcie sądowe. Lis sam jednak pozwu nie chce złożyć, bo twierdzi, nie chce nim budować popularności Jadczakowi.

Tomasz Lis nie rozumie również tego, że gdy zasłania się niepamięcią w sprawach homofobicznych żartów, to brzmi dokładnie tak jak te wszystkie tuzy przed sejmową komisją śledczą. Nie rozumie także tego, że nawet jeśli z jego homofobicznych żartów ktoś się śmieje, to w pierwszej kolejności śmieje się dlatego, że jest to żarcik szefa. Kiedyś Lis przyznał się, że nie wie, co to Rick and Morty. Być może czas, aby dowiedział się, czym jest The Office (raczej wersja brytyjska).

Nawet przepraszając za kulturę zapierdolu, Tomasz Lis nie rozumie, że stosuje swoiste non-apology. Przy całym tym kajaniu się najwięcej opowiada o tym, jak to on sam bardzo dużo pracuje, jak inni już nie – ale łaskawie dziś już od nich tego nie wymaga.

Nie rozumie, że dużo pracując albo przyjmuje na siebie zbyt wiele obowiązków, albo nie potrafi sobie zorganizować właściwie czasu pracy (polecam odstawić Twittera) czy też właściwie delegować zadań na innych. To nie w braku pracowitości innych ludzi jest problem, ale w tym, jak pracuje Tomasz Lis.

Jednemu awans, drugiemu gówno. Jak rozmawiać o ciężkiej pracy, żeby to miało sens

Wreszcie najważniejsze: Tomasz Lis nie rozumie, że jego szkolny nauczyciel matematyki, którego tak wszyscy się bali, że aż mieli od tego bóle brzucha, nie jest „wspaniałym nauczycielem”. Jest kolejnym toksycznym gościem, który transmituje swoją toksyczność dalej, dając przykład przemocowego zachowania i powielając wzorce swoich własnych nauczycieli.

Tomasz Lis nie rozumie, że takie zachowanie krzywdzi ludzi. Że on, Tomasz Lis, przynajmniej zdaniem osób z reportażu Jadczaka, również krzywdził tym ludzi. Być może niechcący, być może nawet tego nie zauważał. Teraz już jednak zauważyć powinien.

Ani satysfakcji, ani hajsu, ani poczucia sensu. Tak się pracuje w mediach

Typie, według reportażu zrobiłeś tym ludziom piekło w pracy, a do czego jesteś zdolny, wiemy wszyscy, znając filmik, w którym wyzywałeś pracowników poza anteną. Teraz, zamiast zapaść się pod ziemię, a potem szukać sposobu na przeprosiny, biegasz i wrzeszczysz, że to spisek, kampania oszczerstw i atencyjność.

Zrozum wreszcie, że to nie ty jesteś tu najważniejszy, ale to, że twoi podwładni mogą mieć przez ciebie problemy prywatne, zawodowe, psychiczne. Tylko dlatego, że ty po prostu nic nie rozumiałeś. I nadal nic nie rozumiesz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij