Sprawdziliśmy najważniejsze punkty umowy Lewicy z PiS w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Oto dlaczego trudno uznać je za sukces negocjacyjny ekipy Czarzastego.
W lipcu ubiegłego roku Komisja Europejska, przy poparciu wszystkich krajów Wspólnoty, przyjęła potężny pakiet pomocowy dla Unii Europejskiej, który w Polsce został nazwany Funduszem Odbudowy. Fundusz ten stał się częścią budżetu unijnego na lata 2021–2027 i stworzono go z myślą o odbudowie gospodarki unijnej po kryzysie związanym z epidemią koronawirusa.
W ramach całego pakietu Polsce przyznano 58,1 mld euro – w tym 23,9 mld bezzwrotnych dotacji i 34,2 mld w formie pożyczek. Aby jednak fundusz został uruchomiony, wszystkie kraje UE muszą go zaakceptować, przedstawiając zarazem Krajowe Plany Odbudowy, czyli programy wykorzystania środków z Funduszu Odbudowy. Innymi słowy, ów europejski Fundusz Odbudowy został przyjęty jako część środków budżetowych Unii, a Krajowe Plany Odbudowy to propozycje wydatkowania tych środków, oddzielnie zaprojektowane przez każdy kraj.
Proste? Niestety, dla części polskich polityków zbyt trudne.
Konkreciki, proszę
Fundusz Odbudowy to potężny zastrzyk finansowy dla całej Unii Europejskiej, przyjęty przez wszystkie kraje członkowskie. Trudno się dziwić, że przeciwko takiemu wsparciu dla gospodarek są Konfederacja i Solidarna Polska – ci pierwsi otwarcie chcą wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej, ci drudzy zajmują się głównie demolowaniem wymiaru sprawiedliwości, a więc boją się, że Unia odbierze Polsce część środków ze względu na łamanie praworządności. PiS nie odważył się na ten krok, wiedząc, że Polacy są społeczeństwem wciąż prounijnym, a ponadto rezygnacja z potężnych środków dla polskiej gospodarki byłaby niewytłumaczalna dla większości elektoratu. PiS wie też, że kończą się środki na tarcze antykryzysowe i bez wsparcia UE Polska po prostu nie poradzi sobie w walce z kryzysem.
Natomiast trudno pojąć, że ktokolwiek z demokratycznej opozycji choćby rozważał strategiczne głosowanie przeciwko Funduszowi Odbudowy. Byłoby to działanie szkodliwe dla Polski i kompletnie niezrozumiałe dla społeczeństwa. Sondaże jasno pokazują, że zdecydowana większość Polaków i Polek chce poparcia funduszu. Tylko 2,7 proc. badanych uważa, że opozycja powinna głosować tak jak Ziobro.
W tym kontekście mało zrozumiały jest apel Ogólnopolskiego Strajku Kobiet do Lewicy, by wycofała poparcie dla Funduszu Odbudowy. Wygląda bowiem na to, że wszystkie liczące się siły polityczne w Polsce, poza Konfederacją i Solidarną Polską, Fundusz Odbudowy popierają.
Strajk Kobiet pisze do posłów i posłanek opozycji z żądaniami. Lewica odpowiada
czytaj także
Czymś zupełnie innym niż Fundusz Odbudowy jest jednak Krajowy Plan Odbudowy (KPO). Ten jest projektem wydatkowania środków unijnych, który przygotowują władze każdego kraju. I tutaj opozycja słusznie wyrażała obawy, że PiS wykorzysta środki do umocnienia swojej władzy, np. wspierając tylko kierowane przez swoich nominatów samorządy lub arbitralnie dosypując miliony do spółek skarbu państwa. Innymi słowy, kluczową stawką dla opozycji powinien być właśnie Krajowy Plan Odbudowy.
To w jego obszarze opozycja powinna pokazać całościową alternatywę, dążąc też do wypracowania instrumentów kontroli wydatków w ramach rządowego planu. Opozycja powinna naciskać na to, by rozmowy nad nim prowadzić jawnie i by prace nad ostateczną wersją dokumentu były prowadzone w Sejmie. Zgodnie z decyzją instytucji unijnych nie ma obowiązku przyjmowania Krajowego Planu Odbudowy przez poszczególne kraje w formie osobnej ustawy, ale nie ma też jednak przeszkody, by taki plan w parlamencie jednak głosować.
PiS, zgodnie ze swoim zwyczajem, przyjął skandaliczny tryb prac: co prawda projekt Krajowego Planu Odbudowy trafił do negocjacji pod koniec lutego bieżącego roku, ale do dzisiaj wciąż nie wiadomo, jaki jest jego kształt, czy jakiekolwiek poprawki zostały uwzględnione, czy dopisano nowe punkty, czy spełniono oczekiwania jakichkolwiek środowisk. Dzieje się tak, mimo że zgodnie z harmonogramem krajowy program wydatkowania tych pieniędzy powinien być przesłany do Komisji Europejskiej do końca kwietnia.
Krótko mówiąc, tuż przed przesłaniem dokumentu do KE nikt poza rządem nie wie dokładnie, jaka jest jego treść. Trudno byłoby w tym kontekście oczekiwać od opozycji, aby go poparła. Tym bardziej w świetle doświadczeń rządów PiS w ostatnich latach i zrozumiałego braku zaufania do władz.
Co wynegocjowała Lewica?
Mimo to Morawieckiemu i Kaczyńskiemu zdecydował się zaufać klub poselski, który ma najbardziej antypisowski ze wszystkich elektorat, a mianowicie Lewica. Z nieznanych przyczyn Zandberg, Czarzasty i Biedroń usiedli do rozmów z Morawieckim i Terleckim. Zrobili to w najgorszym możliwym stylu – za zamkniętymi drzwiami i z błogosławieństwem TVP, która błyskawicznie ogłosiła, że Lewica jest jedyną odpowiedzialną opozycją. Do tego, już po rozmowach przedstawicieli rządu z liderami Lewicy, posłanka Koalicji Obywatelskiej Iwona Hartwich podbiegła do premiera, by go spytać o wsparcie ze strony rządu dla osób z niepełnosprawnościami – i została dość brutalnie przepędzona.
W tym samym czasie marszałek Terlecki z uśmiechem komentował, że Lewica to dobrzy partnerzy do rozmowy. Wyszło fatalnie. Trudno też pojąć, dlaczego Lewica forsowała swoje rozwiązania w kuluarowych rozmowach. Skoro potrafiła przekonać PiS do rozmów o Krajowym Planie Odbudowy, to powinna też rozmówcę zachęcić do plenarnej debaty w Sejmie. Jeśli teraz PiS prześle projekt Krajowego Planu Odbudowy do Komisji Europejskiej bez otwartej dla wszystkich posłów debaty parlamentarnej, wyjdzie na to, że Lewica ma swoje własne kanały komunikacji z władzą. Słabo, jak na ugrupowanie, które niedawno na ulicach całej Polski wspierało radykalne protesty antyrządowe.
Co byście zrobiły, gdybyście dostały miliardy złotych na odbudowę Polski?
czytaj także
Przede wszystkim jednak rozwiązania zgłoszone i ponoć przeforsowane przez Lewicę są zaskakująco słabe. Skoro już Lewica zasiada do stołu z autorytarną prawicą, to powinna wywalczyć coś naprawdę ważnego. To kwestia wiarygodności i zarazem przekonania elektoratu, z jakiego powodu podjęto rozmowy z najgorszym wrogiem. Tymczasem ich bilans jest dla Lewicy bardzo mizerny, a propozycje zgłoszone przez klub Włodzimierza Czarzastego nie wnoszą nowej jakości do pomysłów rządu, gdyż są jedynie mało istotnymi przypisami.
Skądinąd podobną strategię Lewica stosowała przy tarczach antykryzysowych. Zamiast proponować całościową alternatywę wobec rządowej wizji walki z kryzysem, zgłaszała propozycje korekt, zazwyczaj zgodne z ogólną wizją rządu, tylko bardziej hojne. Rząd proponował po 5 tys. zł dla przedsiębiorców, to Lewica oferowała 15 tys.; rząd podnosił zasiłek dla bezrobotnych do 1200 zł brutto, to Lewica mówiła o 1400 zł netto. Były to rozwiązania dalej idące, ale nie wykraczające poza horyzont planów obozu władzy.
W przypadku Krajowego Planu Odbudowy jest podobnie. Wystarczyło sześć stosunkowo nieistotnych punktów, by PiS uzyskał poparcie kilkudziesięcioosobowego klubu. Sprawdźmy najważniejsze punkty umowy Lewicy z PiS. Oto dlaczego trudno uznać je za ważne.
I. Co najmniej 30 proc. środków z Krajowego Planu Odbudowy dla samorządów
To cel minimalistyczny i zarazem oczywisty. Pomoc unijna od samego początku jest adresowana w dużej mierze do samorządów i przez nie dystrybuowana. Również w pierwotnej wersji KPO przygotowanej przez rząd duża część środków została powiązana z samorządami. Propozycja Lewicy nic więc nie wnosi w stosunku do rozwiązań przedstawionych przez władzę, a zarazem nie wprowadza mechanizmów chroniących przed uprzywilejowaniem przez władzę akurat tych samorządów, w których rządzą działacze PiS lub ich sojusznicy.
Lewica nie wskazała też, na co mają być wydatkowe środki regionalne. Na tym obszarze można było forsować ambitne plany modernizacji wsi lub ograniczania nierówności między regionami. Nic takiego jednak w szóstce Lewicy się nie pojawiło. Na dodatek w swoich ustaleniach Lewica zlekceważyła głos… samorządowców. W czasie gdy dogadywała się z rządem, ich przedstawiciele opublikowali pismo, w którym wyrazili niezadowolenie z przebiegu procesu tworzenia Krajowego Planu Odbudowy. List podpisali również przedstawiciele organizacji pozarządowych i organizacji pracodawców. Ostatecznego kształtu dokumentu nie konsultowano też ze związkami zawodowymi czy środowiskiem naukowym. Warto o tym pamiętać, biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie te podmioty wniosły szereg krytycznych uwag do jego pierwotnej wersji.
II. 300 mln euro dla branż szczególnie zagrożonych przez pandemię
Cały Fundusz Odbudowy jest przeznaczony na ratowanie gospodarki po koronawirusie, więc wydaje się oczywiste, że duża część środków zostanie przeznaczona na wsparcie tych sektorów, które straciły najwięcej. Do tego kwota wynegocjowana przez Lewicę jest skromna, wszak w ramach tarczy antykryzysowych rząd wydał już blisko 200 mld zł.
Trudno powiedzieć, co miałoby tutaj wnieść dodatkowe 1,4 mld zł, na dodatek bez wskazania konkretów. Nie wiadomo bowiem, czy chodzi o podniesienie płac pracownikom, zwiększenie bezpieczeństwa pracy, czy np. zwolnienie pracodawców ze składek ubezpieczeniowych. Tak czy inaczej, na ten cel każda władza przeznaczyłaby część środków z Krajowego Funduszu Odbudowy. I to dużo większych niż 300 mln euro.
III. 850 mln euro na szpitale powiatowe
Nie robi to wielkiego wrażenia, biorąc pod uwagę sześcioletnią perspektywę wydatkowania środków i fakt, że opieka zdrowotna (słusznie) została uznana przez Komisję Europejską za jeden z priorytetów przy programach pomocowych. Warto pamiętać, że nie tak dawno temu ta sama Lewica (słusznie) krytykowała rząd za to, że lekceważy opiekę zdrowotną i wbrew swoim obietnicom nie zwiększa wydatków na opiekę zdrowotną w stosunku do PKB. Apelowała, by zwiększyć wydatki publiczne na zdrowie do 7,2 proc. PKB do 2024 roku, czyli o ok. 2 punkty procentowe więcej niż obecnie.
Innymi słowy, już za trzy lata wydatki na opiekę zdrowotną miałyby być większe o ok. 40 mld zł niż obecnie. W tym kontekście dorzucenie z funduszy unijnych 3,7 mld zł nie robi dużego wrażenia.
Gdyby w rozmowach z rządem Lewica wynegocjowała np. podwyżki dla wszystkich pracowników medycznych o połowę od czerwca bieżącego roku i o 150 proc. od roku 2024, można byłoby uznać rozmowy za zakończone sukcesem. Ale o tym nawet nie było dyskusji.
IV. Propozycja zbudowania 75 tys. tanich mieszkań na wynajem
Biorąc pod uwagę klęskę programu rządowego Mieszkanie Plus, można mieć wątpliwości, czy to wykonalne. Po blisko pięciu latach od jego ogłoszenia nie wybudowano nawet jednej trzeciej mieszkań, których miało być 100 tys. rocznie.
Na dodatek budowa tanich mieszkań nie została wyodrębniona w sugestiach Komisji Europejskiej, więc jeżeli rząd wpisze tanie mieszkania do Krajowego Planu Odbudowy, to ten element wydatkowania środków unijnych może nawet zostać odrzucony. Ale nawet jeśli uda się go zachować, to nieco ponad 10 tys. mieszkań rocznie nie robi wrażenia (rocznie buduje się ich w Polsce ponad 200 tys.). To zatem bardzo niska cena porozumienia z zamordystyczną władzą.
czytaj także
V. Monitoring wydatkowania
Pozostałe dwie propozycje Lewicy nie niosą już praktycznie żadnego przełomu. Po pierwsze Lewica ogłosiła, że ma powstać Komitet Monitorujący wydatki z Funduszu Odbudowy. Warto pamiętać, że wydatkowanie funduszy unijnych jest od lat kontrolowane przez Komisję Europejską i Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych, a nadzór unijny nad Funduszem Odbudowy ma być wręcz ściślejszy niż nad resztą środków unijnych.
Oczywiście, biorąc pod uwagę dotychczasowy tryb działania PiS-owskiej władzy, przydałby się jednak dodatkowy nadzór nad wydatkowaniem środków unijnych przez niezależną polską instytucję. Niestety, Lewica niczego takiego nie wynegocjowała. Przy tak ogólnym brzmieniu postulatu premier może w trybie natychmiastowym spełnić oczekiwanie Czarzastego, powołując Komitet Monitorujący z Jackiem Sasinem na czele. Będzie monitoring? Jasne, że będzie.
Instytucją niezależną od rządu, nadzorującą wydatkowanie środków z Krajowego Programu Odbudowy, mógłby być np. Senat RP, w którym opozycja ma większość, lub inna instytucja niepodporządkowana jeszcze rządowi PiS. Ale Lewicy nie udało się zdobyć gwarancji, że Komitet Monitorujący będzie niezależny od władzy.
Wreszcie, Lewica uzyskała od premiera deklarację, że rząd przygotuje szczegółowy plan wydatków z części pożyczkowej Krajowego Planu Odbudowy. Ale przecież trudno sobie wyobrazić, aby rząd bez harmonogramu i publicznie dostępnego dokumentu wydawał jakiekolwiek środki unijne. Tego wymaga Komisja Europejska, więc rząd jest zobowiązany do takiego harmonogramu bez rozmowy z Zandbergiem, Biedroniem i Czarzastym.
Skóra sprzedana zbyt tanio
Swoimi propozycjami Lewica niewiele wniosła do kształtu Krajowego Planu Odbudowy, pokazując jedynie gotowość do zakulisowego poparcia dla władzy PiS. Skoro już zasiadła do rozmów z rządem, powinna starać się o coś istotnego, co mogłoby zmienić kształt całej gospodarki, polityki społecznej czy rynku pracy.
Przykładowo, w pierwotnej wersji Krajowego Planu Odbudowy nie było kompletnie nic o prawach pracowniczych – ani słowa o stabilności zatrudnienia, inwestycjach w bezpieczeństwo i higienę pracy (jakże ważnych w dobie pandemii), nowych miejscach pracy. Nie było też nic o nierównościach dochodowych, majątkowych i regionalnych, a co się z tym wiąże, nie było żadnych instrumentów przeciwdziałania im. Nie było pomysłów na wykorzystanie środków unijnych do radykalnej poprawy jakości usług publicznych.
Lewica nie przekonała rządu, by cokolwiek wnieść na tych obszarach. Skoro już zdecydowała się poprzeć rządową wizję Krajowego Planu Odbudowy, mogła przekonać władzę do przeforsowania jakiegoś ważnego, bliskiego sobie postulatu poza sposobem wydatkowania środków unijnych, związanego np. z prawami kobiet lub praworządnością. Nic takiego również się jednak nie stało.
Pozostało rozczarowanie i nadzieja, że kuluarowe rozmowy z rządem oraz poparcie dla jego pomysłów to jednorazowy wypadek przy pracy, a nie wstęp do głębszej współpracy Lewicy z autorytarną władzą.