Kraj

Projekt ustawy o patostreamerach – koniec zarabiania na przemocy w sieci albo czysty populizm

Zgodnie z nowelizacją przestępstwa ukazane na streamach byłyby ścigane z urzędu, bez konieczności złożenia zawiadomienia przez ofiarę. „Celem tego przepisu jest przeciwdziałanie promowaniu agresji i redukcja zachowań patologicznych, zarówno w świecie rzeczywistym, jak i internecie” – czytamy w uzasadnieniu projektu.

Projekt ustawy o patostreamach, złożony w Sejmie pod koniec maja 2023 roku przez posłów PiS-u (z Michałem Wójcikiem, członkiem Rady Ministrów z Suwerennej Polski, na czele), przewiduje karanie za przemocowe zachowania ukazywane na streamach. Wielu patostreamerów ma wyroki za pobicie, znęcanie się, groźby, nawoływanie do popełnienia przestępstwa, wykorzystanie osób z niepełnosprawnościami i inne. Zwykle jednak nie są ścigani za przypadki łamania prawa, które pokazują w sieci.

Chyba że ofiara sama złoży zawiadomienie. A to może się wiązać z dalszym znęcaniem się ze strony sprawcy i tysięcy czy setek tysięcy jego fanów. Większość skrzywdzonych się na to nie decyduje.

Co w projekcie ustawy?

Projekt zakłada dodanie do Kodeksu karnego artykułu 255b, penalizującego rozpowszechnianie online transmisji obrazu lub dźwięku (albo zapisu takiej transmisji) przedstawiającej popełnienie czynu zabronionego. Art. 255b byłby kolejnym rozszerzeniem art. 255, którego aktualne brzmienie to:

1. Kto publicznie nawołuje do popełnienia występku lub przestępstwa skarbowego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

2. Kto publicznie nawołuje do popełnienia zbrodni, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

3. Kto publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, podlega grzywnie do 180 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Art. 255a

Kto rozpowszechnia lub publicznie prezentuje treści mogące ułatwić popełnienie przestępstwa o charakterze terrorystycznym w zamiarze, aby przestępstwo takie zostało popełnione, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Zgodnie z nowelizacją przestępstwa byłyby ścigane z urzędu, bez konieczności złożenia zawiadomienia przez ofiarę. „Celem tego przepisu jest przeciwdziałanie promowaniu agresji i redukcja zachowań patologicznych, zarówno w świecie rzeczywistym, jak i internecie” – czytamy w uzasadnieniu projektu.

Wojciech Suchodolski to kolejna śmiertelna ofiara patostreamingu

To z art. 255 został skazany Daniel Zwierzyński, gdy po informacji o ataku nożownika na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, powiedział: „Niestety, przeżył”. „Niech zdycha” – dodała jego matka. Ona miała już wówczas zarzuty za przemoc domową wobec konkubenta, on za pobicie i groźby.

Artykuł 255b zawierałby trzy kategorie zachowań, za które groziłaby kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Chodzi o rozpowszechnianie za pomocą streamów i nagrań treści przedstawiających popełnienie przestępstwa:

1. Przeciwko życiu lub zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, obyczajności, rodzinie i opiece lub popełnione z użyciem przemocy, zagrożonego karą o górnej granicy co najmniej 5 lat pozbawienia wolności – a zatem przestępstw o znacznej szkodliwości społecznej;

2. Polegającego na znęcaniu się nad zwierzęciem lub zabiciu zwierzęcia;

3. Stanowiącego naruszenie nietykalności cielesnej, w sposób prowadzący do poniżenia lub upokorzenia innej osoby.

Do pierwszej kategorii można zaliczyć np. znęcanie się, działania powodujące uszczerbek na zdrowiu trwający dłużej niż siedem dni, użycie w bójce niebezpiecznego narzędzia, narażenie na niebezpieczeństwo osoby, nad którą ciąży obowiązek opieki, nadużycie zależności na szkodę małoletniego, pozbawienie wolności czy utrwalanie wizerunku nagiej osoby bez jej zgody.

Freak fighty i streamy wreszcie bez przemocy?

Naruszenie nietykalności cielesnej jest powszechne w trakcie konferencji freak fightów przez ataki z tzw. partyzanta – czyli z zaskoczenia, bez zgody, często w trakcie rozmowy. Za każde takie zachowanie odpowiadałby nie tylko sprawca przemocy, ale i federacja, która czerpie ze streamowania korzyści majątkowe.

Wielu streamerów czy freak fighterów po fakcie stwierdza, że przemocowe zachowania to tylko gra, udawanie. Ustawodawca jest na to przygotowany. Za pozorowanie któregoś z powyższych przestępstw podczas streamingu, tak by przedstawić je jako czyn rzeczywiście popełniony, grozi ta sama kara – od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Kluczowe jest to, jaki komunikat otrzymali widzowie.

Mejza to patopolityk, Nitro to patostreamer. Krzywdzą dla zasięgów i pieniędzy

To właśnie na pozorowaniu znęcania się, poniżania i przemocy opierał się kontent „Kruszwila”, którego kanał kilka lat temu był najpopularniejszym na polskim YouTubie. Chłopak z kolegami pozowali na bogatych, rozpieszczonych nastolatków. W trakcie nagrań pokazywali, jak upić dziewczynę, by ją zgwałcić, rozdawali pieniądze ludziom za wykonywanie upadlających zadań, wreszcie – publiczne upokorzyli niepełnosprawnego intelektualnie chłopaka, każąc mu zjeść kocie odchody z kuwety (Łukasz W., pseudonim „Kamerzysta”, twierdzi, że była to nutella), skakać do śmietnika, wchodzić do szamba, rozbijać na głowie cegły czy ukraść coś z Biedronki w samych slipkach.

„Kamerzysta” przez pół roku siedział za to w areszcie. Po wyjściu za kaucją 100 tys. zł walczył podczas pierwszej edycji jednej z gal federacji freak fightowych, Prime MMA, promując ją swoją twarzą i przyczyniając się do wzrostu jej popularności. Federacja działa do dziś. On w 2022 roku został skazany na sześć miesięcy ograniczenia wolności za uderzenie pięścią w twarz 66-letniego mężczyzny, który stanął w obronie ekspedientek, gdy te nie zgadzały się na filmowanie ich. Mężczyzna upadł na chodnik i na chwilę stracił przytomność. Cztery miesiące później zmarł. Według jego rodziny uderzenie mogło się do tego przyczynić, ale prokuratura tego nie potwierdziła. Łukasz W. miał także zarzuty dotyczące czynu pedofilnego, ale został uniewinniony.

Zgodnie z proponowanymi zmianami jeszcze wyższa kara – od roku do 10 lat więzienia – będzie groziła temu, kto streamuje zachowania mające znamiona przestępstwa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, np. pod postacią donejtów czy płatnych prezentów. Ustawodawca zaznacza, że „patostreaming to nie przypadek, ale świadomy pomysł na biznes, na którym można zarobić setki tysięcy złotych”.

Trudno określić, czym miałaby być korzyść osobista – czy wliczałyby się w nią lajki, rozgłos albo artykuły w mediach? Zgodnie z projektem użytkownik nie musi osiągnąć tej korzyści – wystarczy, że złamie prawo w celu jej osiągnięcia.

Rzecz w tym, że każda publikacja w sieci może przynosić korzyści osobiste. Czym zatem miałoby się różnić rozpowszechnianie treści od rozpowszechniania treści w celu osiągnięcia korzyści?

Gural: „wzór” przemocy dla ustawodawcy

Grzegorz „Gural” G. niewątpliwie stanowił inspirację przy pisaniu projektu. W czasach największej świetności jego kanał miał 250 tys. subskrybentów, a szoty ze streamów zdobywały setki tysięcy wyświetleń.

„12-letnią dziewczynkę namawia do rozbierania się przed internetowymi kamerkami. Zapewniając, że przekazu nikt poza nim nie widzi. Tymczasem transmisję obserwuje 30 tys. widzów.

13-latkę namawia do uprawiania z nim seksu za 2000 zł. Z wypiekami na twarzy opowiada dzieciom o narządach płciowych lub symuluje onanizowanie się. […]

Dziewczynki, które nie chcą poddawać się chorym fantazjom Gurala, są przez niego publicznie lżone, poniżane, wyszydzane” – czytamy w poście Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, który złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Mężczyzna mówił do często niepełnoletnich dziewczyn na streamach: „Będziesz ruchana ostro jak Sasha Grey”, „Ale chcesz poskakać na chuju. Ale bym cię, kurwa, ładował w tej pozycji”, „Puszczasz się? Ci, kurwa, dam zaraz za dwa tysiące”, „Dawaj, lecimy. Obróć się, muszę dupcię zobaczyć. Dupcię pokażesz, to się napalę. Stanie mi i ci pokażę. Mogą być i cycki nawet”. Patostreamer groził nastolatkom, również takim przed 15. rokiem życia: „Życzę ci, żebyś zdechła, bo jesteś szmatą. I życzę ci, że jeżeli kiedyś będziesz szła po ulicy, żeby ktoś cię chwycił, jakiś psychopata i żeby cię zgwałcił i poderżnął ci gardło. Żeby cię zabił, spierdalaj!”.

Dzięki reakcji mediów i oddolnemu sprzeciwowi w 2018 roku „Gural” został aresztowany.

„Materiał, którym dysponujemy, ukazuje, że prowadził skrajnie skandaliczne transmisje, w których padały groźby karalne, namawiał innych do popełniania przestępstw i nienawiści do innych oraz namawiał osoby nieletnie do rozbierania się przed kamerą” – mówił po zatrzymaniu Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

Mistrzowie chłopskiego rozumu

Sprawa została jednak umorzona przez niemożność ustalenia tożsamości osób pokrzywdzonych. Projekt ustawy o patostreamach w obecnym kształcie usuwa tę przeszkodę – nie trzeba móc zidentyfikować pokrzywdzonej, by ukarać sprawcę za jego zachowania na streamach.

W 2019 roku „Gural” usłyszał wyrok za usiłowanie rozpowszechniania wizerunku osoby małoletniej: sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Szybko wrócił do streamowania. W 2021 roku na nagraniach znęcał się nad zwierzętami. Ciągnął kota za nogi i ogon, udawał kopanie go, próbował wepchnąć do piekarnika czy wrzucić na rozgrzaną patelnię. Zwierzę, wyrywając się, spadło i uderzyło o blat szafki kuchennej. Pies wył z bólu, gdy „Gural” wlókł go po ziemi za tylne łapy. Patostreamer wszystko nagrywał i udostępniał.

Zareagowała organizacja Ludzie Przeciwko Myśliwym. Jej prawnicy złożyli wniosek o ściganie i ukaranie nie tylko sprawcy, ale również tych, którzy wpłacali pieniądze za to, że na ich oczach krzywdził zwierzęta. Sprawę nagłośnił youtuber Sylwester Wardęga.

Na zapytanie Radia Poznań „Gural” odpowiedział, że to były żarty, a piekarnik nie był włączony.

W 2023 roku ogłosił, że zbiera pieniądze na adwokata w toczącej się przeciwko niemu sprawie o znęcanie się nad zwierzętami. Narzekał, że mało osób go wspiera, i groził, że przestanie streamować. Założył zrzutkę na kwotę 12,5 tys. zł. W jej treści pisze: „Założyłem zrzutkę, ponieważ przez pomówienia i fałszywe oskarżenia ludzie pałający nienawiścią do mojej osoby odbierają mi szansy na ratunek!”. I tłumaczy: „Miałem psa owczarka niemieckiego im. Sara, oraz 3 koty im. Puszek, Toffi, Lili. Zostały one bezpodstawnie odebrane tymczasowo na poczet toczącego się postępowania administracyjnego oraz sprawy karnej. Zwierzęta te były zadbane, były kochane i miały raj w domu. Ktoś zmanipulował stopklatkę, filmy i nadał im inne znaczenie, niż się powinno i w efekcie każdy myśli, że się znęcałem. To jednak nie prawda, a sprawę karną wygram, tak jak wygrałem poprzednią”.

Widzi w tym spisek ludzi, którzy zazdroszczą mu kariery: „Wszystko zaczęło się w 2017 roku, kiedy wystartowałem z całomiesięczną transmisją na żywo. Udało mi się pobić rekord świata w najdłuższym streamie. Wzrastała liczba fanów, popularność oraz zarobki. Wszystko było fajnie do czasu kiedy użytkownicy portalu wykop.pl wymyślili, że podczas transmisji na żywo rozmawiam na tematy erotyczne z osobą małoletnią. Kanał na YouTube został zbanowany, a sprawa karna została wszczęta. Po dłuższym czasie zostałem od powyższego prawomocnie uniewinniony, ale kanału YouTube nie odzyskałem, a ludzie nie zmienili zdania na mój temat i w dalszym ciągu mnie o to samo obrażali”.

Na celebrycki rozum

Dodaje, że przez streamy nie może znaleźć żadnej pracy: „Na własną działalność mnie nie stać, a w internecie nie pozwala mi się zarabiać pieniędzy. Tym samym pojawia się niebezpieczeństwo w postaci głodu, odcięcia gazu i prądu. Do czasu zakończenia sprawy karnej nie mogę również wyjechać za granicę w celu szukania pracy”.

Na Instagramie pisał: „Kim ja teraz jestem w opinii ludzi? Żałuję swoich streamów, żałuję, że kiedykolwiek rozpocząłem pierwszy stream i do końca życia sobie tego nie wybaczę, że wszedłem w ten świat… Gdyby nie to to pewnie nie miał bym tego domu, nie przeżył chwili z dawnym BMW i nie kupował co chciał nie patrząc na ceny. Ale. Wolałbym być zwykłym szarym robotnikiem, ale z czystym sumieniem i wizerunkiem”.

Nagłaśnianie przypadków przemocy w sieci nie będzie podlegać karze

Projekt ustawy zostawia przestrzeń do nagłaśniania patologicznych czynów na streamach – dotyczy to osób, które nie są sprawcą, podżegaczem lub pomocnikiem, a rozpowszechniają takie treści w celu obrony interesu publicznego lub zasługującego na uwzględnienie interesu prywatnego. W uzasadnieniu podany jest przykład udostępnienia takich treści, by rozpoznać sprawcę przestępstwa, a także działań mających na celu ostrzeżenie innych.

Możliwe, że chodzi także o formaty newsowe kanałów, które przedstawiają zjawiska w internecie. Jednak by spełniać cel obrony interesu publicznego, musiałyby jednoznacznie wskazywać na szkodliwość takich czynów. „Funkcja informacyjna” także – zgodnie z treścią uzasadnienia – nie chroni przed konsekwencjami prawnymi rozpowszechniania treści z patostreamów. Udostępnianie fragmentów ukazujących przemoc i ekscytowanie się nimi, przedstawianie ich jako „dymów” czy „mocnych starć” – również mogłoby podlegać odpowiedzialności karnej.

„Dymy” na freak fightach to przemoc. Czy ktoś zareaguje?

W uzasadnieniu czytamy, że nie jest to ograniczenie wolności słowa, ponieważ służy bezpieczeństwu, ochronie porządku publicznego, zdrowiu i moralności, a także wolności i praw innych osób. Ustawodawca podkreśla, że młodzi ludzie uczą się przez oglądanie przemocowych wzorców, a ich wielka popularność i dostępność jest niepokojąca. Podkreśla trzy kwestie: opłacalność zachowań agresywnych, kształtowanie postaw widzów i zobojętnienie publiczności na przejawy przemocy.

Walka z przemocą czy populistyczna zagrywka?

Wątpliwości wzbudza ograniczenie rodzaju przestępstw ukazywanych na streamach do tych, za które Kodeks karny przewiduje karę o górnej granicy co najmniej pięciu lat pozbawienia wolności – a więc tych o znacznej szkodliwości społecznej. To wyklucza z objętych konsekwencjami czynów sporo przestępstw, które są powszechne na patostreamach, jak groźby karalne. Zgodnie z obecnym stanem prawnym grozi za nie do dwóch lat więzienia.

Zastanawia także brak zapisu dotyczącego osób wspierających działania patostreamerów poprzez wpłaty – to ten postulat silnie wybrzmiał w trakcie debaty Rzecznika Praw Obywatelskich w 2018 roku. Widzowie, wpłacając, często piszą, co dany streamer ma zrobić, by jeszcze bardziej się upodlić, prowokują i wprost podżegają do konkretnych zachowań, w tym bójek.

Prawnik Krzysztof Krupa widzi w tej nowelizacji wyłącznie populistyczną zagrywkę. Zarzuca jej autorom niedoinformowanie w kwestii patostreamingu, ponieważ projekt nie uwzględnia dwóch przestępstw najczęściej popełnianych na patostreamach: znieważenia i zniesławienia. Uważa, że zmiany nie rozwiążą problemu – kluczowe są edukacja policji i zachęcanie ludzi do zgłaszania czynów z patostreamów organom ścigania. Większość przestępstw ujętych w nowelizacji już teraz ściga się z urzędu. Wyjątkiem jest naruszenie nietykalności cielesnej.

Krupa mówi, że nowelizacja miałaby większy sens, gdyby obejmowała ściganie na wniosek (a nie z prywatnego oskarżenia, jak obecnie) zniesławienie i znieważenie w trakcie patostreama.

Prawnik podkreśla, że jeśli chodzi o ściganie za udawanie, że popełniło się przestępstwo, sądy będą miały twardy orzech do zgryzienia. Bo jak w tym kontekście potraktować aktorstwo?

Dopytuję, czy projekt jest w stanie zmienić coś w sytuacji, gdy patostreamer znęca się nad osobami w sieci, ale prokuratura nie może ustalić ich tożsamości. Krupa zwraca uwagę, że już teraz sprawca może zostać ukarany także wtedy, gdy pokrzywdzona osoba jest nie do zidentyfikowania, jeśli istnieją dowody popełnienia przestępstwa i świadkowie.

Każdy może zgłosić taki przypadek policji – funkcjonariusze i tak przecież nie oglądają przecież patostreamów – a ta ma obowiązek się tym zająć. Formularze wniosków, które można wypełnić i przekazać policji bądź prokuraturze, znajdziecie tutaj.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?”, „Gwałt polski” oraz „Hejt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij