Kraj

Partia Razem nie wchodzi do kościółkowej koalicji rządowej. Kto zawinił?

Po czterech latach żyrowania rządu Tuska z partii Razem może nie będzie co zbierać, bo młodzi ludzie, którzy oczekują więcej niż ciepłej wody w kranie, nie będą mieli żadnego powodu, by głosować na razemków, skompromitowanych sojuszem z władzą kolejnej hybrydy Tuska i PSL-u.

A jednak nie obędzie się bez niespodzianek przy tworzeniu rządu uśmiechniętej Polski. Okazuje się, że partia Razem zagłosuje za wotum zaufania dla rządu Tuska, ale sama do niego nie wejdzie. Taką decyzję podjąć miała rada krajowa partii.

Kluczowe miało być nawet nie tyle pozbawienie Razem ministerstw, co samo w sobie przy spodziewanym 17–20-osobowym rządzie zakrawa na upokorzenie, a brak realizacji kluczowych postulatów, których część, przypomnijmy, była też postulatami Donalda Tuska. Jak tłumaczy Adrian Zandberg, Razem nie może wejść do rządu bez gwarancji finansowych na realizację absolutnie fundamentalnych dla nich projektów.

Na decyzję Razem, z jej dziewięcioma mandatami, które Tuskowi do większości nie są potrzebne, można patrzeć przez pryzmat interesów samej partii, ale można też szerzej, przez pryzmat całej Lewicy i koalicji. Decyzja o nieprzyjęciu żadnego z kluczowych lewicowych postulatów Razem obarcza bowiem lewicowych negocjatorów z SLD.

O ile bez głosów Razem Tusk może sformułować rząd, o tyle bez głosów całej Lewicy już nie. Musiałby na szybko, w kilka tygodni, próbować wyciągać innych posłów, a ci, widząc, że szef KO nie ma poparcia Lewicy, stawialiby o wiele ostrzejsze warunki zmiany obozu. A wszystko to komentowałyby media i przerażeni wyborcy, obawiający się, że jednak nie uda się PiS-owi odebrać władzy.

Sutowski: To błąd, że Razem nie wejdzie do rządu Tuska

Słowem: każdy z mniejszych klubów, jak PSL, partia Hołowni czy Lewica, mógł się postawić. Tymczasem postawiła się tylko partia Hołowni i PSL – w sprawie aborcji, a negocjator Czarzastego przyjął bez słowa sprzeciwu niemal wszystko. Skończyło się tak, że Czarzasty w mediach oświadczył, że liberalizacji aborcji się nie da załatwić, a potem w żenujący sposób wyznawał miłość Kosiniakowi-Kamyszowi.

W opublikowanej właśnie umowie koalicyjnej jest kilka trafnych, lewicowych pomysłów na pojedyncze ustawy, nie ma jednak żadnych konkretów i liczb, a przede wszystkim – problemy ochrony zdrowia czy mieszkaniówka zbyte są partyjniackim pustosłowiem. Czarzasty mógł zawalczyć, blefować, mógł nawet warunkowo obiecać głosowanie za wotum zaufania dla rządu, a następnie dać listę postulatów. Nic takiego nie zrobił, powtarzane od tygodni Ministerstwo Cyfryzacji dla Krzysztofa Gawkowskiego stało się nowym memicznym Ministerstwem Rybołówstwa, bo kto pamięta pięciu ostatnich ministrów cyfryzacji?

Czy Ministerstwo Cyfryzacji jest lewicowe?

Być może niczego więcej nie trzeba było się spodziewać. W końcu Czarzasty od 1989 roku marzył o władzy, cztery lata temu chciał wspólnej listy ze Schetyną, a jego sojusz z Razem i Wiosną miał miejsce tylko dlatego, że Schetyna te zaloty odrzucił. Dziś trzymający rękę na finansach klubu Czarzasty z kompromitującym wyborczym wynikiem w Sosnowcu wreszcie może spełnić swoje marzenie – nie tyle o zmianie kraju na lepsze, ile o władzy dla siebie.

W końcu tylu jego dawnych kolegów rządziło, a on zawsze był z boku. Leszek Miller wreszcie będzie zazdrosny. Sam ruch z rotacyjnym marszałkiem dla Lewicy dopiero za dwa lata okaże się zaś dodatkowym, skutecznym chomątem dla Czarzastego. Jak będzie posłuszny w kościółkowej koalicji trzech ministrantów, Tuska, Kosiniaka i Hołowni, to może dostanie marszałka. A jak nie będzie, to nie dostanie.

Pytanie więc, co ma robić partia Razem, gdy koalicjanci wyrzucają do śmietnika wszystkie główne ich postulaty, zamykają dostęp do ich finansowania, a lewicowy sojusznik zajęty jest przymierzaniem dworskich szat? Trwać w kościółkowym rządzie uśmiechniętej Polski i ciepłej wody w kranie i żyrować kolejne liberalne pomysły Kosiniaka czy Tuska? Budować mieszkania na wynajem bez pieniędzy? Reformować ochronę zdrowia, płacąc lekarzom i pielęgniarkom oklaskami z balkonu? Dawać twarz rządowi, który nawet nie chce słyszeć o aborcji, związkach partnerskich, budowie mieszkań, reformie nauki, a zdrowiem gardzą tak bardzo, że nikt nie chce nawet zostać ministrem?

Dla kogoś, dla kogo sama obecność w rządzie to atut, a obecność w Sejmie to wartość sama w sobie, być może warto. Ale dla partii Razem, której jedyną walutą jest wiarygodność, to będzie zabójcze. Po czterech latach żyrowania rządu Tuska nie będzie z niej co zbierać, a młodzi ludzie, którzy oczekują więcej niż ciepłej wody w kranie, nie będą mieli żadnego powodu, by głosować na razemków, skompromitowanych sojuszem z władzą kolejnej hybrydy Tuska i PSL-u.

Tym bardziej że po wyborach wiele osób ideowych zaczęło wracać do Razem. Roztrwonienie tego zaufania byłoby dla partii niewybaczalne, zwłaszcza że SLD wcale nie stoi na pewnym wyborczym gruncie. Już teraz wielu starych eseldowców przepadło. Dawne bastiony partii Millera i Kwaśniewskiego upadają, a to z powodu wieku wyborców, a to z powodu pokochania Tuska. Może się więc okazać, że za cztery lata wyborcy znowu od SLD uciekną. W końcu ostatnio uciekają w każdych kolejnych wyborach.

Morawiecki namaszczony. To on straci na tym najwięcej

Problem z decyzją Razem polega jednak na czymś innym. Polega na tym, że partia, zamiast przejść do opozycji, usiądzie okrakiem na barykadzie. Już samo głosowanie nad wotum zaufania dla rządu jest problematyczne. Skoro do rządu się nie wchodzi, bo odrzucono postulaty, to po co go popierać? Można się przecież ostatecznie wstrzymać od głosu.

Być może chodzi o to, że lewicowy koalicjant znajdzie się w rządzie, Razem było w pakcie senackim i szkoda się medialnie podkładać już na początku. Ale co potem? Czy Razem będzie głosowało za każda ustawą rządu? Czy może tylko za tymi lewicowymi? I najważniejsze: co ze wspólnym klubem poselskim z SLD? Czy takie rozdwojenie ma w ogóle sens? Lewica w rządzie i Lewica poza rządem, ale w jednym klubie? Skończy się awanturą i dezorientacją wyborców. Z jednej strony lepiej zrobić odrębne koło, ale z drugiej co z pieniędzmi, które trzyma Czarzasty?

Być może lepiej było Razem wejść do tego kościółkowego rządu, a potem z hukiem z niego odejść, gdy kolejna lewicowa sprawa nie została rozstrzygnięta. Być może jednak Tusk doskonale o tym wiedział i już teraz wyrzucił wszystkie lewicowe postulaty do kosza. Cóż, czas pokaże, czy ten rozkrok da jakieś polityczne owoce. Na razie Razem, jako jedna z niewielu partii w ostatnich latach, nie wchodzi do rządu nie z powodu braku posad w spółkach skarbu państwa, ale braku realizacji obietnic.

Nie jest za wcześnie, by zacząć odliczanie do legalnej aborcji i związków partnerskich

Jeśli rząd zawiedzie, to za cztery lata Razem może skapitalizować wyborczo swój koalicyjny dystans. Jeśli jednak rządowi się uda, to będące na marginesie Razem może na dłużej przegapić pociąg do władzy. Ktoś jednak musiał w końcu wziąć lewicowe postulaty na serio. Ktoś jednak musiał zaryzykować, że polityka inna niż stołki jest możliwa.

Czas pokaże, kto miał rację. W końcu bycie w Sejmie i w rządzie bez prawa decydowania, a niebycie w Sejmie i rządzie bez prawa decydowania aż tak bardzo się nie różnią. Dla lewicowego wyborcy i tak nic nie załatwisz.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij