Twój koszyk jest obecnie pusty!
Nagonka na migrantów to dla kapitału złoty interes
Polityka antyimigracyjna jest zazwyczaj tylko poligonem, gdzie testuje się możliwość ataku na prawa innych słabszych grup społecznych.

W TVP ukazał się niedawno reportaż Magdaleny Raczkowskiej i Mariusza Sepioły zatytułowany Imigracja. Podwójna gra. Pokazują w nim przykłady polityków prawicy, w tym Konfederacji, którzy prowadzą pośrednictwo pracy dla migrantów, i nie widzą w tym hipokryzji. Sam Mentzen odmówił komentarza w tej sprawie.
Od dłuższego czasu znana jest polityka rozmaitych partii prawicowych, które oficjalnie głoszą hasła antyimigranckie, a jednocześnie korzystają z pracy migrantów lub pośredniczą w jej załatwianiu. Nie za darmo oczywiście. Wszak afera wizowa na tym właśnie się opierała. Przypomnijmy, o co chodziło.
Latem 2023 roku zagraniczne media ujawniły, że w niektórych polskich konsulatach – zwłaszcza w Azji i Afryce – istniał nieformalny system „przyspieszania” wydawania wiz. Za dodatkową, „nieoficjalną” opłatą pośrednicy mieli załatwiać cudzoziemcom szybkie uzyskanie polskich dokumentów wjazdowych. Niektórzy na przykład dostawali wizy, ponieważ byli rzekomo filmowcami z Indii. Wszystko to działo się za rządów PiS, który jednocześnie prowadził coraz ostrzejszą nagonkę na migrantów.
Cała prawica, w tym PO, zaczęła licytować się o to, kto najskuteczniej zohydzi ludziom w Polsce takie pojęcia jak imigrant czy uchodźca. Przy czym imigrant zarobkowy to już obelga największego kalibru. Sklejenie tych pojęć z przestępczością, zwłaszcza seksualną, stało się prawicową obsesją. Obrona „naszych kobiet” przed migrantami rosła wprost proporcjonalnie do realnych działań uderzających w kobiety, między innymi w postaci coraz ostrzejszej polityki antyaborcyjnej.
Czy jednak ta kampania nienawiści jest sprzeczna z jednoczesnym zatrudnianiem bądź ułatwianiem pozyskiwania zagranicznych pracowników? Niekoniecznie. W tej taktyce przejawia się makiaweliczny sposób rozumowania prawicy.
Kapitał potrzebuje pracowników, zwłaszcza tanich
Kapitałowi zależy, by w jak największym stopniu obniżyć siłę przetargową pracowników. Migrant nieposiadający kontaktów i najczęściej wiedzy na temat prawa kraju, do którego przybył, poddany presji, polityce zastraszania i budowania muru niechęci wokół niego, siłą rzeczy będzie wykazywał postawę lękową, w mniejszym stopniu będzie zdolny do samoorganizacji bądź szukania pomocy poza swoim wyizolowanym środowiskiem. Taki człowiek, zawsze zagrożony deportacją, jest pracownikiem niemal idealnym, ponieważ zgodzi się na wiele niekorzystnych propozycji.
Dotyczy to także migrantów przebywających w Polsce legalnie. Rząd, wchodząc w licytację z prawicą na prawo od niego, zaczął od wysokiego C. Ruszyły deportacje pod byle pretekstem osób z Ukrainy przebywających w Polsce legalnie. Przykładowo w sierpniu 2025 roku deportowano 57 Ukraińców i 6 Białorusinów po wydarzeniach na koncercie białoruskiego rapera Maksa Korzha na Stadionie Narodowym w Warszawie. Podczas koncertu doszło do niewielkich (jak na stadionowe zwyczaje w Polsce) zakłóceń porządku, uczestnicy przeskoczyli z trybun na płytę stadionu. Prawica powiązała te czyny z osobą, która powiewała flagą zinterpretowaną jako „banderowska”. Chociaż jedno zdarzenie z drugim nie miało nic wspólnego, władze przyjęły tę narrację jako obowiązującą i zareagowały brutalnie, deportując ludzi przebywających w Polsce legalnie.
To samo spotkało ukraińskiego chłopaka, który w celach rekreacyjnych czy artystycznych, jak stwierdziła policja, pilotował drona nad Łazienkami i Belwederem bez zezwolenia. Zamiast zwyczajowej grzywny został deportowany niczym niebezpieczny przestępca. Wszystko to na zamówienie polityczne i z pominięciem prawa do obrony. Sygnał płynący od władz Polski jest zgodny z tezą głoszoną przez liderów Konfederacji: nie ma znaczenia, czy jesteś legalny czy nielegalny: masz się bać.
Mit o „zabieraniu pracy” przez migrantów a realia polskiej gospodarki
I tu cała opowieść wiąże się z interesem kapitału. Posiadanie dużej rzeszy pracowników, którzy albo są wyjęci spod prawa, albo nieustannie tym zagrożeni, to złoty interes. Odkryli to na przykład właściciele platform przewozowych, którzy zarabiają złote góry właśnie na pracy zdesperowanych migrantów, godzących się na bardzo niskie stawki na skrajnie elastycznym rynku. Bez tych pracowników tanie przejazdy czy dowóz jedzenia uległyby znacznemu ograniczeniu. Innymi słowy, osoby, które zamawiają „kebaba” do domu, mogą mieć pogardliwy stosunek do migrantów i jednocześnie czerpać korzyści z ich trudnej sytuacji. We wspomnianym wyżej reportażu TVP pojawiła się seria nagrań z samochodu uchodźcy z Ukrainy, który zajmował się przewożeniem osób. Liczba obelg, gróźb, czy żądań, aby wynosił się z kraju, była przerażająca.
Polska potrzebuje i będzie desperacko potrzebowała pracowników. Wskazuje na to sytuacja demograficzna. Zaś antyimigrancka polityka, jeśli zastosowana konsekwentnie, może doprowadzić do degeneracji usług publicznych. Tak stało się w wychwalanej przez niektóre środowiska antyimigranckie Danii. W wyniku polityki rządzącej tam „narodowej lewicy” doszło do kryzysu kadrowego w systemie ochrony zdrowia, co podmyło podstawy tzw. państwa socjalnego. Niektórzy zapomnieli, że od dziesiątków lat cały gmach tej formy państwa w kapitalistycznych krajach Zachodu opiera się w dużym stopniu na pracy migrantów. Po wyjęciu tego elementu układanki cała struktura zaczyna się rozsypywać. Zachodni model państw socjalnych zawsze miał swoją mniej chętnie eksplorowaną stronę.
Z drugiej strony, gdyby wierzyć, że migracje mają automatycznie katastrofalny wpływ na gospodarkę danego regionu, to „opolska” część Górnego Śląska, z której pochodzę, a która wyludnia się w zastraszającym tempie, byłaby krainą miodem i mlekiem płynącą. Pracownikom powinno być w tym regionie najlepiej, wszak z powodu niedoborów na rynku pracy jest o nich silniejsza konkurencja. To raczej wielkie aglomeracje pogrążałyby się w kryzysie coraz niższych płac w wyniku brutalnej konkurencji autochtonów z migrantami. Dodajmy, że migrantami nie tylko spoza kraju, ale także z innych części Polski. Ale gdzie podziały się te bajeczne zarobki i czerwone dywany rozwijane przed pracownikami w Nysie, Prudniku, czy Kędzierzynie-Koźlu?
Jak polityka antyimigracyjna odwraca uwagę od nierówności społecznych
Gospodarka nie działa w tak prosty sposób, jak niektórym się wydaje. Owszem migracja wywołuje presję na usługi publiczne w dużych miastach, ale po pierwsze, jak widzieliśmy na przykładzie Danii, w dużym i coraz większym stopniu te usługi będą działać właśnie dzięki migrantom. Po drugie, decyzja o ich rozwoju to wybór głównie polityczny. Na problem braku mieszkań komunalnych zaczął się w Polsce dziesiątki lat temu, zanim jeszcze jakakolwiek istotna statystycznie migracja się u nas pojawiła, ponieważ głodzenie mieszkalnictwa komunalnego i jego masowa prywatyzacja wynikała nie z migracji, ale decyzji politycznych. I nikt poza garstką lewicowych działaczy i działaczek lokatorskich o zmianę tej sytuacji nie zabiega.
Pamiętajmy też, że Ukraińcy, którym rząd częściowo odebrał 800 plus, wielokrotnie więcej włożyli jako społeczność do wspólnego gara budżetowego, niż zyskiwali. Kiedy ich zabraknie, nie pojawi się nagle nadwyżka, którą przeznaczymy na „socjal tylko dla Polaków”. To nie migranci czy uchodźcy powodują u nas głodzenie usług publicznych. Robi to bezustannie polska władza, a kierowanie uwagi na migrantów pomaga jej odwrócić uwagę od własnych zaniechań. Warto też przypomnieć, że migranci generują popyt, a więc mają wpływ na zwiększenie liczby dostępnych, także dla Polaków, miejsc pracy w danym mieście czy regionie, co przeczy statycznej wizji gospodarki kreowanej w wyobrażeniach prawicy.
Polityka antyimigracyjna jest zazwyczaj tylko poligonem, gdzie testuje się możliwość ataku na prawa innych słabszych grup społecznych. Widać to w USA, gdzie trwa teraz kryzys związany z tzw. zamknięciem rządu (czyli ograniczeniem działania licznych instytucji państwa z powodu braku finansowania). Republikanie i prezydent Donald Trump oskarżają o wywołanie tej sytuacji demokratów, ponieważ nie chcieli oni zgodzić się na przyjęcie budżetu uwzględniającego cięcia w opiece zdrowotnej. Jednak zdaniem prawicy demokraci nie chcą przegłosować budżetu, ponieważ domagają się finansowania ubezpieczeń zdrowotnych dla „nielegalnych imigrantów”. Fakt, że miliony biednych Amerykanów stracą dostęp do opieki zdrowotnej, jest przez nich aktywnie ignorowany.
Cała ta awantura ma odwrócić uwagę od tego, że cięcia w ubezpieczeniach zdrowotnych mają zrównoważyć ogromne ulgi podatkowe (na rzecz bogatych kolegów Trumpa), które wcześniej przegłosowali republikanie. W ten oto sposób oczywisty konflikt klasowy ma być przekierowany na dyskusję o imigracji i konflikt tożsamościowy. To ukryty cel awantur antyimigranckich, rozgrzanie dyskusji do takiego poziomu, że niezamożni ludzie przestają zauważać, że polityka ta uderza nie tylko w migrantów, ale przede wszystkim w nich samych. Zatopieni przez media prawicowe w nacjonalistycznej magmie, są przekonani, że poświęcają się dla dobra kraju, a nie dla garstki bogaczy.
Migranci jako część klasy pracującej – odpowiedź lewicy na wyzysk i nienawiść
Tradycyjna odpowiedź lewicy polega na wciąganiu migrantów do organizacji pracowniczych. Organizując pracowników, podnosi się ich siłę przetargową i utrudnia wykorzystywanie ich przez kapitał do obniżania płac. Stwarzając tego rodzaju narzędzia walki, organizacje pracownicze sprawiają, że sprowadzanie migrantów wyłącznie w celu przeprowadzenia ataku na warunki pracy i płacy w danym kraju staje się mniej opłacalne. Jest to dokładnie odwrotna polityka względem proponowanej przez prawicę.
Jednym z przykładów pozytywnej pracy samoorganizacyjnej jest Sindicato de Trabajadores Latinoamericanos en Polonia (Związek Pracowników Latynoamerykańskich w Polsce) afiliowany przy OZZ Inicjatywa Pracownicza. Zrzesza pracowników Ameryki Łacińskiej, zamiast organizować na nich nagonki. A jest tego rodzaju pracowników w kraju coraz więcej i jest co robić.
W prawicowej propagandzie lansowane jest przekonanie, że „lewactwo” masowo ściąga do kraju migrantów. Tymczasem realnie robi to po pierwsze kapitał, po drugie państwo przy wsparciu prawicy. Lewica natomiast zwyczajnie zauważa, że migracje są, były i będą częścią historii ludzkości. Stwarzanie złudzeń, że możliwe jest zamknięcie się w swego rodzaju autarkicznych bunkrach, uniemożliwia radzenie sobie ze skutkami realnie istniejącej już migracji i zadbanie, by nie służyła jako narzędzie władzy w zwiększaniu wyzysku.
Dodatkowo migracja jest odpowiedzią na nasze realne, bieżące potrzeby w zakresie braku rąk do pracy. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego przy obecnych trendach demograficznych do 2035 roku liczba pracowników zmniejszy się o 2,1 mln, co stanowi 12,6 proc. obecnego stanu zatrudnienia. I to nie będzie wyglądać tak, że reszta dostanie podwyżki. Po prostu część usług czy produkcji przestanie być realizowana.
Szczególnie dotknie to mniej atrakcyjnych dla autochtonów sektorów gospodarki. Także wyludniające się regiony w wyniku antyimigranckiej nagonki nie zaczną nagle zapełniać się Prawdziwymi Polakami, budującymi dobrobyt umiłowanej ojczyzny. W zamian może nastąpić swego rodzaju „zaostrzenie pańszczyzny” (tak na braki siły roboczej po wojnach i epidemiach XVII wieku zareagowała klasa rządząca w Rzeczpospolitej). Jakość pracy i płacy w dalszej mierze zależy od prostych sił popytu i podaży, w znacznie większej zaś od poziomu samoorganizacji pracowników, która uniemożliwia zwiększenie wyzysku w sytuacji niedoboru siły roboczej. A z samoorganizacją w Polsce nie jest najlepiej. W dodatku energia, która mogłaby być na nią skierowana, trwoniona jest na kolejne polowania na czarownice oraz seanse nienawiści. Według prawicy to one mają zajmować głowę klasie pracującej, a nie rozważania o związkach zawodowych czy swojej pozycji w ramach konfliktów klasowych.
Ksenofobia, rasizm i histerie w kwestii migracji rozprzestrzeniają się znacznie szybciej niż nasza odpowiedź na nie. Wsparcie dla nich idzie zarówno ze strony mediów i partii opozycyjnych, jak i rządu. Media społecznościowe i tutaj są sprzymierzeńcem prawicy. A przecież to całkowity „przypadek”, że są one akurat w rękach najbogatszych ludzi na świecie, I całkowicie „przypadkowo” ich społecznościówki forsują taki, a nie inny obraz migracji. Już samo to powinno ludzi skłonić do refleksji. Podobno prawica jest bardzo podejrzliwa, więc może powinna spojrzeć za tę zasłonę i zobaczyć, kto tymi nagonkami steruje i dlaczego wielki, największy na świecie skoncentrowany kapitał.
Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.