Na nadzwyczajnym posiedzeniu Sejmu w sprawie sytuacji na polsko-białoruskiej granicy premier powiedział, że jest trudno, ale dajemy sobie radę, a Unia Europejska przyznała nam rację.
W poniedziałek 8 listopada przy granicy z Polską w pobliżu Kuźnicy białoruskie służby zgromadziły kilkuset migrantów. Wieczorem marszałek Elżbieta Witek wygłosiła orędzie: „Rozpoczęła się największa do tej pory próba bezprawnego, masowego i siłowego naruszenia integralności wschodniej granicy Polski i Unii Europejskiej”. Przypomniała, że od początku roku straż graniczna zanotowała 30 tysięcy prób nielegalnego przekroczenia granicy. Mówiła o tym, że migranci są żywą tarczą, którą bezwzględnie wykorzystują służby białoruskie w celu zdestabilizowania sytuacji w Polsce i w Unii Europejskiej. Przypomniała, że atak na granice Polski, to atak na granicę UE i członka NATO, poinformowała, że w związku z tą sytuacją zwołała nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, i zaapelowała, by zapomnieć o politycznych interesach i „w duchu jedności i solidarności zadbać o interes naszego kraju”.
Unia Europejska nareszcie przyznała nam rację
Nadzwyczajne posiedzenie rozpoczęło się we wtorek od podziękowań całego Sejmu dla straży granicznej, wojska, WOT-u i policji za ochronę granic. Wiceministra Jarosława Kaczyńskiego nie było na sali obrad, premier Morawiecki powiedział, że to ze względu na zły stan zdrowia, i swoje przemówienie rozpoczął od długich podziękowań dla niego za przygotowanie kraju na ten trudny moment, za działanie z wyprzedzeniem, ustawienie na granicy zasieków, co w tej chwili ma decydujące znaczenie dla spowolnienia i zatrzymania nielegalnej migracji.
I on, tak jak wcześniej marszałek Witek, nawoływał do jedności: „Dziś powinna dominować jedna racja, racja stanu Rzeczpospolitej”. Przypomniał też słowa Lecha Kaczyńskiego, który w 2008 roku, kiedy Rosja zaatakowała Gruzję, mówił: „dziś Gruzja, jutro Ukraina, potem państwa bałtyckie, potem może przyjdzie czas na mój kraj”. Podkreślił, że ten ostatni atak Łukaszenki, którego mocodawcą jest Putin, pokazuje, że jest to scenariusz odbudowy imperium rosyjskiego.
Pochwalił wysiłki dyplomatyczne rządu i prezydenta: „Potrafiliśmy przekonać naszych partnerów, że obrona wschodniej granicy Polski to obrona wschodnich granic UE i NATO”. Podziękował „partnerom z zagranicy” za poparcie, które płynie ze stolic europejskich. Poinformował też, że przedstawiciel Frontexu był na granicy i pochwalił polskie działania, ale funkcjonariuszy Frontexu jest tylko tysiąc, a to za mało, żeby mogli nam się przydać na granicy.
Potrzebujemy dyplomatycznych rozwiązań, a nie prężenia muskułów
czytaj także
Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Kamiński, który przemawiał po premierze, zapewniał, że próby przedarcia się przez polską granicę będą nieskuteczne, mimo że w pasie przy granicy zgromadziło się około 2−4 tysięcy „nielegalnych migrantów, którzy będą dążyli do szturmu na naszą granicę”, a codziennie samolotami do Białorusi przylatują kolejni z Damaszku, Bejrutu czy Istambułu, choć ich liczba zaczęła spadać.
Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak opisał, jak chroniona jest granica. Chwalił służby, 13 tysięcy żołnierzy wszystkich dywizji, wspierane przez pięć śmigłowców. Poinformował, że zwoje drutu żyletkowego zasłonięte są siatką leśną chroniącą zwierzęta, że WOT zwiększa swoją aktywność, jest w kontakcie z lokalnymi samorządami, społecznością, a teraz również zatrzymuje migrantów, „często ratując im życie” − jak przekonywał minister.
Atmosfera nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu okazała się szybko czystym teatrem, nawoływania do jedności − cyniczną zagrywką. Między pełne przechwałek relacje ze stanu zabezpieczenia granicy wpadły podczas tych pierwszych wystąpień wypowiedzi szybko sprowadzające na ziemię. W końcu premier Morawiecki to premier Morawiecki, a ministrowie Błaszczak i Kamiński też są ci sami co ostatnio.
Przyrównali obecną sytuację do migracji z 2015 roku. Z satysfakcją podkreślili, że w tej chwili stosunek Unii Europejskiej wobec migracji jest zupełnie inny niż sześć lat temu, znacznie bliższy zdecydowanej postawie Polski. Minister Błaszczak całkiem otwarcie posługiwał się retoryką antyuchodźczą, ostrzegał, podając przykład państw prowadzących „politykę otwartych drzwi”, przed terrorem. Straszył młodymi mężczyznami, wyjątkowo wykorzystującymi dzieci, podkreślił, że „ci, co widzą tylko rodziny z dziećmi, są naiwni”, przypomniał, że kilka tygodni temu przedstawił z ministrem Kamińskim „niepodważalne dowody”, że między migrantami są terroryści i osoby zaburzone. Kamiński też straszył: falami „nielegalnej imigracji”, „terroru i niebezpieczeństwa”, przypomniał zamachy terrorystyczne w stolicach europejskich i oczywiście zaapelował o jedność i o nieoglądanie się na słupki poparcia − co wzbudziło śmiech, który poczynił pierwszy wyłom w dotychczas poważnej atmosferze.
czytaj także
Przedstawiciele rządu zbudowali w ten sposób obraz, w którym bohaterska Polska, której naiwna Europa musiała w końcu przyznać rację, bohatersko odpiera ataki na własne granice. Nic to nowego. Nowa nie była też retoryka niezależności w duchu „nie oddamy nawet guzika”, chwalenie się własnymi działaniami, prężenie muskułów i poklepywanie kolegów po plecach. Niczym nowym była arogancja, z jaką własną pokraczną propagandę minister Błaszczak przedstawił jako „niezbite dowody”. Trudno dziwić się brakowi zaufania do tych wystąpień.
Różnica między Wschodem i Zachodem
Tomasz Siemoniak, odpowiadając w imieniu KO na wystąpienie premiera i ministrów, podkreślał, że wspiera i szanuje służby oraz podziela diagnozę źródeł kryzysu, kwestii szczelności granicy, sprawę sytuacji na Białorusi. Oczekiwałby jednak w takiej ważnej dla wszystkich sytuacji więcej dialogu, zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego, konkretnych propozycji rozwiązania kryzysu oraz zakopania topora wojennego z UE, zaproszenia Frontexu i w ogóle ściślejszej współpracy w ramach struktur międzynarodowych. „To nie kwestia, ilu funkcjonariuszy ma Frontex, to kwestia polityki i tego, że cała Europa musi wiedzieć, że to też ich sprawa i ich funkcjonariusze tam są. Jesteśmy też częścią NATO” − przekonywał, bo trzeba pokazać Łukaszence, że nie jesteśmy sami, a „on może tak myśleć”.
Przypomniał o konieczności blokowania linii lotniczych, presji ekonomicznej na Białoruś, działaniach w ramach Rady Europejskiej, a także sięgnięcia po doświadczonych, ale zwolnionych albo niedawno emerytowanych tysiącach członków polskich służb i wojska. „Mamy emerytów, 40- i 50-latków, którzy zasługują na to, by ich słuchać i wykorzystać teraz, bo to może być początek znacznie gorszego scenariusza” − mówił. − „Dziś dysponujemy zapleczem, ale jutro może to być za mało. Nasz wschodni sąsiad ugnie się tylko wtedy, gdy za nami będzie stał cały Zachód, NATO i Stany Zjednoczone”.
czytaj także
Włodzimierz Czarzasty był pierwszym mówcą, który zwrócił uwagę na tragiczne położenie uwięzionych na granicy ludzi: „Każdy migrant to człowiek, nawet jeżeli jest oszukiwany”. Podkreślał, że po stronie białoruskiej brak jest szacunku dla ludzkiego życia, dlatego po polskiej stronie migranci powinni dostać posiłek, ciepły koc, ochronę. Apelował o odrzucenie pushbacków, o rozpatrywanie wniosków i odsyłanie ludzi, którzy nie mogą tu zostać, samolotami, w cywilizowanych warunkach. „Czy mamy samoloty, tłumaczy, urzędników?” − pytał. Podkreślał, że mur powinien być z działań dyplomatycznych, że na granicę natychmiast należy wpuścić dziennikarzy. „Każdy, kto przekroczy granicę, powinien poczuć różnicę między wschodnim despotyzmem a zachodnim poszanowaniem godności i praw człowieka, bo właśnie te dwa światy oddziela polsko-białoruska granica”. Otwarcie podważył też szczerość postawy premiera, mówiącego o dobrych relacjach z Unią Europejską, skoro dopiero co mówił o trzeciej wojnie światowej. „Boję się waszego cynizmu przeliczania zdrowia i życia uchodźców na punkty procentowe poparcia” − mówił.
Po co nam Frontex
Kolejne wypowiedzi i pytania dotyczyły najsłabszych punktów polskiej polityki. Grzegorz Schetyna pytał, gdzie jest minister spraw zagranicznych, czemu się nie odzywa, czemu nie zdaje relacji ze swoich działań.
Powtarzały się apele o dopuszczenie dziennikarzy, organizacji niosących pomoc humanitarną, readmisję, stworzenie korytarza humanitarnego.
Wanda Nowicka mówiła: „Ci ludzie są oszukiwani, że trafią do ziemi obiecanej, a zima coraz bliżej” i pytała o akcję informacyjną w mediach bliskowschodnich.
Katarzyna Kretkowska przypominała, że są skuteczne mechanizmy europejskie, z których korzystają Łotwa i Litwa, że rok temu KE przyjęła pakt o migracji i azylu, który wprowadza wiele skutecznych rozwiązań, skrócenie procedury azylowej, środki na prowadzenie akcji informacyjnej.
Daria Gosek-Popiołek mówiła, że stan wyjątkowy uniemożliwia działanie medykom i organizacjom humanitarnym. Podziękowała Medykom na Granicy, Grupie Granica i Czerwonemu Krzyżowi.
Urszula Zielińska z KO podkreśliła, że „ochrona granic nie wyklucza działań humanitarnych, a sytuacja na granicy jest dziś przede wszystkim humanitarną tragedią”.
Katarzyna Ueberhan pytała o czas rozpatrywania wniosków i przypomniała, że teraz to tylko pięć wniosków dziennie.
Wiele głosów dotyczyło konieczności współpracy w ramach struktur europejskich i NATO.
Przemysław Koperski z Lewicy: „Byłem na granicy białorusko-litewskiej: dlaczego w Polsce nie może być Litwinów, Szwedów, Estończyków, Łotyszy? Oni dawaliby gwarancję, że wszystkie prawa i standardy są przestrzegane”.
Hanna Gill-Piątek podkreślała, że „do satrapy bez honoru i sumienia można sięgnąć tylko przez portfel”, dlatego potrzebujemy współpracy w ramach Unii.
Urszula Pasławska pytała, czy są plany zwołania szczytu Rady Europejskiej, czy rząd dopuszcza przyjęcie wojsk policji z innych krajów.
Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska przypomniała, że w przyszłym roku Polska przewodniczy OBWE. Pytała, czy podjęliśmy już jakieś działania bajpasowe, czy rozmawiamy z krajami, które mogą mieć wpływ na Rosję i Białoruś.
Maciej Gdula podniósł rolę Turcji w kryzysie, zwracając uwagę na liczbę samolotów startujących z lotnisk tureckich. Pytał, czy nie powinniśmy wystąpić do UE o zakaz lotów.
Najmocniej nieufność do rzetelności rządu wyraził Sławomir Neuman: „Chcemy Frontexu, bo nie możemy wam wierzyć!”.
Paweł Kowal, który niedawno w rozmowie z Krytyką Polityczną wyrażał nadzieję, że do eskalacji nie dojdzie, bo rząd zaczął już wprowadzać dobre praktyki w czyn, najwyraźniej nie może już tego być pewien. „Prawda jest taka, na tej sali nie padła żadna nowa propozycja” − mówił dramatycznie. Deklarował, że jest wola współpracy, ale „nad salą unosi się duch nieszczerości, mówili, że UE jest jak Niemcy hitlerowskie, nic nam tak nie pomoże jak trochę prawdy”. Stwierdził też gorzko, że wie, że „będziemy wyzywani od zdrajców”.
Kowal: Trzeba unikać słów takich jak „wojna” czy „atak”, bo w tej grze chodzi o wzniecenie paniki
czytaj także
Bartłomiej Sienkiewicz pytał o kondycję służb i wojska: „Czy pan zna rotację, ich kondycję, poziom wypadków stresu pourazowego, zakwaterowania. Łatwo oddać cześć mundurom, ale trzeba zadbać o ludzi w tych mundurach”.
Na co z sali zawołał Błaszczak: „To wszystko, co pan powiedział, jest kłamstwem! Jest kłamstwem!”.
Poseł Sośnierz z Konfederacji nie zawiódł oczekiwań, pytając: „Ilu posłów Lewicy przyjęło do siebie uchodźców?” i „jakie są rozkazy do użycia broni? Dlaczego nie można strzelać do imigrantów?”.
Witajcie w naszej bajce
Odpowiedzi, jakich premier Morawiecki udzielił posłankom i posłom, choć marszałek Witek określiła je jako niezwykle obszerne i wyczerpujące, były przygnębiające.
Gładkie, uspokajające kłamstwa wplatane były w przechwałki i aroganckie komentarze wobec struktur unijnych: „Dlaczego nie skorzystać ze wsparcia finansowego, ale jeśli go nie będzie, to sobie poradzimy” − mówił z kąśliwym uśmiechem. Jeśli pomoc, to tylko finansowa, doświadczenia, struktur, współpracy − nie potrzebujemy, doświadczenie naszych pograniczników jest znacznie większe niż tych z Frontexu. Będzie tyle sił, ile będzie potrzeba, Minister Błaszczak co tydzień powiększa liczbę żołnierzy: było 6 tysięcy, jest 13. Nie wykluczamy, by do pomocy wezwać leśniczych, myśliwych, straż pożarną. Złapaliśmy już 370 przemytników.
A nasz minister Rau dwoi się i troi, grozi krajom Bliskiego Wschodu, że utrudni im kontakty w Europie, i wszystko świetnie mu idzie, i prezydent się stara, i sam premier rozmawia z Ursulą von der Leyen i Charles’em Michelem.
Co do pomocy humanitarnej, to „nie ustajemy w wysiłkach i pomysłowości, żeby tę pomoc dostarczyć, nie naruszając integralności terytorialnej Białorusi”; „300 osób z ośrodków zdecydowało się na powrót do swojego kraju”; „my ratujemy każde życie, nigdy nie zostawiamy samemu sobie człowieka w środku lasu, żadne dzieci nie zostały pozostawione same sobie, dzieci znajdują swoich rodziców”; „jak tylko jesteśmy w stanie, to ratujemy, trafiają albo do szpitala, albo do ośrodka dla uchodźców, albo jeżeli życzy sobie wrócić do kraju pochodzenia, to trafia tam przez Białoruś albo samolotem wraca do siebie”. Mamy też własne procedury azylowe, z unijnych nie korzystamy.
A dlaczego nie uważa, żeby warto było media wpuszczać na granicę? Bo media manipulują − tu premier pokazał jakieś zdjęcia, na których miało dość do manipulacji, ale skąd te zdjęcia, kto je robił, na czym polega manipulacja − o tym już nic nie powiedział. Ale mediów na granicy nie będzie. „Są przykłady czystej propagandy i zafałszowania. Pamiętamy, że przez to Amerykanie przegrali wojnę w Wietnamie”.
Myślę, że TVP wytnie sobie tyle, żeby jej widzowie mogli spać spokojnie, a w czwartek udali się na nacjonalistyczny, upstrzony faszystowskimi hasłami i znakami marsz, objęty opieką państwa, na oficjalną uroczystość sprawowaną przez Bąkiewicza, bo akurat premiera ani prezydenta na niej nie będzie.