Kraj

Jak Zbigniew Ziobro i Michał Woś chcą „zdemaskować” organizacje społeczne?

Fot. Adrian Grycuk/Wikimedia Commons

30 marca Solidarna Polska złożyła w Sejmie projekt ustawy o transparencyjności finansowania organizacji pozarządowych. Na konferencji prasowej Michał Woś przekonywał, że chodzi o ich „deputinizację”. − To jest Orwell do kwadratu. Jak inaczej nazwać wykorzystywanie putinowskich wynalazków rzekomo po to, żeby zwalczać rosyjskie wpływy w Polsce? − pyta Grzegorz Makowski, ekspert forum Idei w Fundacji im. Stefana Batorego.

Katarzyna Przyborska: Czy organizacje społeczne mają problem z transparentnością? Dotąd nikt ich nie sprawdzał? Nie rozliczają się?

Grzegorz Makowski: Jako socjolog-badacz powiem uczciwie, że nie ma twardych danych, które by pokazały, czy jest tu problem, czy też nie. Natomiast jako człowiek od ponad dwudziestu lat związany z organizacjami społecznymi i pracujący w tym środowisku pozwolę sobie na ocenę, że nie jest to jakiś szczególnie poważny kłopot. Oczywiście bywa, że występują pewne deficyty transparentności, zdarzają się problemy ze sprawozdawczością. Zdarza się − to było kiedyś analizowane − że np. istotny odsetek fundacji nie składa sprawozdań do odpowiednich ministerstw, ale też i ministerstwa tego obowiązku nie egzekwują.

Życzyłbym sobie, żeby partie polityczne czy administracja publiczna były równie transparentne co organizacje społeczne. Problemem jest system i polityka państwa. Nadzór nad organizacjami społecznymi jest rozproszony i niespójny, kompetencje między różnymi organami się pokrywają. Organizacje są nadzorowane równolegle przez starostów, wojewodów, ministerstwa, urzędy skarbowe, Najwyższą Izbę Kontroli czy Narodowy Instytut Wolności. Na tym polu jest chaos, ale to chaos po stronie państwa, który może sprawiać wrażenie braku transparentności.

Zbigniew Ziobro i Michał Woś chcą, żeby organizacje publikowały informacje o darowiznach na pierwszej stronie.

Wszystkie te dane, których Zbigniew Ziobro chciałby użyć do ograniczenia wpływów jakichś lobby czy agencji, są do pozyskania z systemu podatkowego czy z innych źródeł. Organizacje przecież składają deklaracje CIT, a te, które zbierają 1%, prowadzą bardzo szczegółową sprawozdawczość bieżącą. Ich sprawozdania są audytowane. Wszystkie te informacje są w bazie prowadzonej przez Narodowy Instytut Wolności.

Proponowana przez Solidarną Polskę ustawa jest zwykłym zwiększaniem biurokracji. Jeśli ktoś ma poczucie, że jest jakiś deficyt przejrzystości, to raczej wynika on z chaosu po stronie państwa, które nie przygotowało sobie narzędzi, żeby realizować swoje obowiązki kontrolne i nadzorcze.

Czy powrót lex Woś oznacza, że politykom nie chce się szukać tych informacji po urzędach? Czy raczej o napiętnowanie, żeby na głównej stronie wisiało ostrzeżenie: uwaga, ta organizacja dostaje pieniądze z zagranicy? 

Oczywiście, że chodzi o napiętnowanie. Ten pomysł krąży już od 2017 roku, to nie jest pierwsze podejście.

Solidarna Polska wystąpiła z nim w 2020 roku.

A przejęła ten temat od ministra Kamińskiego. Pierwsze podejścia do tego dziwacznego rozwiązania pojawiły się w projekcie ustawy o jawności życia publicznego.

Z uzasadnienia do najnowszego projektu wynika, że ciągle powielany jest argument, że chodzi o kontrolę lobbingu. Tymczasem to, co proponują, to niemal jota w jotę rozwiązania rosyjskie, izraelskie czy węgierskie, obliczone na piętnowanie organizacji społecznych niewygodnych tamtejszym autokratycznym władzom. Jeśli natomiast obecna władza chciałaby coś naprawdę zrobić z lobbingiem, to niech się zajmie ustawą o działalności lobbingowej w procesie stanowienia prawa. Ta bowiem od chwili, gdy została uchwalona w 2005 roku, jest niemal niezmieniona i pozostawia iluzję, że lobbing w tym kraju jest jakkolwiek kontrolowany.

OPZZ jest krytyczne wobec ustawy o jawności życia publicznego

W Rosji podobną uchwałę, która miałaby „zdemaskować” zagraniczne wpływy, przyjęto w 2012 roku…

Rosja ma dwa rozwiązania dotyczące „agentów”, pozwalające na piętnowanie zarówno organizacji społecznych, jak i konkretnych osób fizycznych. Dla władzy takie przepisy to wygodne polityczne narzędzie, żeby łatwiej było wskazywać palcem tę czy inną organizację jako „agenta wpływu” tylko dlatego, że otrzymuje środki np. od innych organizacji międzynarodowych. Jak się stworzy taki system piętnowania, to łatwiej wokół niego organizować kampanie nienawiści w rządowych mediach, czy przy okazji wyborów − i o to właśnie chodzi. Dokładnie tak działało to również w Izraelu i na Węgrzech. Węgrzy ostatecznie musieli zrezygnować z tej ustawy, ponieważ przegrali w TSUE proces o te przepisy.

I wycofali się, no proszę.

Częściowo, po niemal roku od orzeczenia TSUE.

Partnerzy odsunęli się od węgierskich organizacji?

Partnerzy czy darczyńcy raczej nie. O ile mi wiadomo, zabieg ten nie wpłynął też na przykład na wpływy do tamtejszych organizacji, działających na polu praw człowieka czy ekologii, z węgierskiego 1%. A jest to pewien miernik zaufania. Jednak wprowadzenie kolejnych wymogów biurokratycznych dotyczących sprawozdawczości życia organizacjom nie ułatwiło. Została też uczyniona tamtejszym organizacjom wyraźna szkoda wizerunkowa.

A co wprowadzenie tych przepisów oznacza dla ludzi, którzy dotują swoje wybrane organizacje? Pewnie nie każdy będzie chciał doczytywać ustawę, zobaczyć próg wpłat, od którego mają one być upublicznione. Potencjalny darczyńca może się przestraszyć, bo pomyśli, że jego nazwisko będzie wyeksponowane.

To kolejny absurd. Ustawa jest niekompatybilna z RODO. Organizacje otrzymują przecież darowizny, o które nie proszą. Po prostu ludzie chcą organizację wesprzeć, bo patrzą na to, co robi, i im się to podoba. Jeśli te przepisy wejdą w życie, organizacja będzie musiała dotrzeć do darczyńcy i uzyskać jego zgodę, by opublikować nazwisko. To już pewnie prędzej odda tę darowiznę, zamiast wykonać cały łańcuszek dochodzenia, by darczyńcę namierzyć i uzyskać zgodę. Ale i po stronie darczyńców pojawi się obawa, że zostaną wymienieni na jakiejś liście i napiętnowani razem z tymi organizacjami, o których będzie się mówić w kategoriach „agentów”. To nie jest projekt ustawy, który pomoże rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Może mu tylko zaszkodzić.

Wszyscy jesteśmy obcą agenturą

Czy przepisy zawarte w ustawie są do wykonania dla takiej zwykłej organizacji? Trzeba chyba kolejne stanowisko pracy powołać do wklepywania danych. Czy to się da zrobić, czy właśnie ma się nie dać, żeby było za co karać?

Przepisy są pomyślane tak, żeby dać możliwość atakowania konkretnych typów organizacji. Nie ma ich wcale aż tak wiele, ale są widoczne i są solą w oku Solidarnej Polski. Cała reszta dostanie rykoszetem. Prawie połowa organizacji w Polsce nie zatrudnia nikogo na etat. Działają, bo ludzie uważają, że trzeba się zebrać i rozwiązywać problemy w sposób zorganizowany. Duża część organizacji żyje też z własnych środków, składek, małych darowizn, pieniędzy z samorządów.

Próg ustawiony na 15 tysięcy złotych darowizny jest na tyle wysoki, że nie będzie dotyczyć przeciętnej polskiej organizacji. Wpłaty od osób fizycznych to zwykle kilkadziesiąt czy kilkaset złotych, więc w te najmniejsze organizacje ustawa raczej nie uderzy. Bardziej w średnie, które już kogoś zatrudniają, mają biuro, jakąś „masę”, działają na szerszą skalę, dostają pieniądze z różnych źródeł, w tym zagranicznych. One też pewnie jakoś sobie z tym poradzą. Tylko po co to wszystko?

Jeszcze do niedawna fakt, że organizacja jest zsieciowana z międzynarodowymi instytucjami działał na jej korzyść. Był to dowód, że jest stabilniejsza, umożliwia prowadzenie projektów międzynarodowych. Czy teraz widzimy próbę odwrócenia tej narracji? Teraz to, co idzie z zagranicy, ma być z zasady podejrzane?

Oczywiście. To wbudowuje się w nacjonalistyczną narrację obozu Zjednoczonej Prawicy, a przede wszystkim Solidarnej Polski. Jednocześnie poprzednie próby Zbigniewa Ziobry czy Mariusza Kamińskiego, aby uchwalić tego rodzaju przepisy, nie przeszły. Już w środowisku PiS-owskim budziły duże kontrowersje, ponieważ zdążyło ono wytworzyć też „własne” organizacje społeczne, dla których takie przepisy będą kulą u nogi. Wicepremier Piotr Gliński, który wie, jak działają organizacje, był przeciwny pomysłom Solidarnej Polski. Warto też wspomnieć, że wciąż w pracach jest jeszcze projekt przepisów o sprawozdawczości organizacji, który wyszedł od PiS-u. Jest dyskutowany już chyba niemal rok i najwyraźniej pełni też funkcję kontry do pomysłów ziobrystów.

Czy można na ustawę o transparentności patrzeć w kontekście reszty politycznych przepychanek wewnątrz prawicy? Na przykład w kontekście Izby Dyscyplinarnej?

Myślę, że tak. Solidarna Polska chce się tutaj pokazać jako najbardziej narodowa z całego obozu. Projekt ten pasuje też do antyunijnej postawy obozu rządzącego. Jest taką antykosmopolityczną wrzutką Solidarnej Polski i próbą znalezienia swojego miejsca. Ziobryści obawiają się, że PiS wykorzysta w całości tę szansę, „polityczne złoto”, jakim niestety jest wojna w Ukrainie, i wzmożenie narodowych nastrojów. Oni chcą tu znaleźć dla siebie miejsce i stąd powrót tej absurdalnej inicjatywy.

I tę antykosmopolityczną ustawę reklamują sugestią, że to Rosja rozgrywa swoje cele klimatyczne za pomocą polskich organizacji społecznych?

To jest Orwell do kwadratu, bo jak inaczej nazwać wykorzystywanie putinowskich wynalazków rzekomo po to, żeby zwalczać rosyjskie wpływy w Polsce? To jest dokładnie takie samo gadanie, jakie towarzyszyło uchwaleniu lex TVN. Tymczasem Rosja może tylko się cieszyć. Wszystkie takie działania odciągają polskie państwo od cywilizowanych relacji między obywatelami, organizacjami społecznymi. To nic innego jak kolejny ruch w stronę ograniczania swobód obywatelskich i represji. A już łączenie tego z działaniami na rzecz rozwoju odnawialnych źródeł energii, które rzekomo miałyby być na rękę Rosji, to już propaganda w czystej postaci.

To właśnie Solidarna Polska była silnym głosem w chórze tych, co wołali: węgiel, węgiel.

Organizacje ekologiczne, które od dekad należą do najbardziej usieciowionych międzynarodowo, pozyskują wpłaty od wielu podmiotów, rządów czy indywidualnych darczyńców działających na skalę globalną, którzy są w pełni świadomi problemów ze środowiskiem naturalnym i chętnie wspierają takie inicjatywy na całym świecie. Z tej racji organizacje ekologiczne są idealnym chłopcem do bicia. Można je łatwo pokazać jako „agentów”, a będzie to łatwiejsze, kiedy ustawą taką, jak proponują ziobryści, nakaże im się de facto samopiętnowanie.

Czy możliwa będzie solidarność społeczna po PiS?

Ja jestem dumny z tego, co robią nasze organizacje społeczne, zwłaszcza teraz, w związku z kryzysem uchodźczym. Na tym tle wojny w Ukrainie widać jak nigdy dotąd, jak bardzo są potrzebne. Na co dzień jednak, jak się spojrzy w sondaże, nawet te zamawiane przez same organizacje, np. sondaże stowarzyszenia Klon/Jawor na temat wizerunku organizacji, to zobaczymy, że nie są one jakoś bardzo mocno obecne w świadomości Polaków. Poza takimi „dużymi statkami” w rodzaju WOŚP-u, Caritasu czy PCK reszta organizacji jest mało widoczna. Tym bardziej więc wygląda na to, że Solidarna Polska wcale nie liczy, że ustanowi jakieś nowe standardy przejrzystości, sprawozdawczości dla całego tego sektora. Chodzi o to, żeby stworzyć sobie lepszą możliwość ataku na organizacje środowiskowe czy te zajmujące się prawami człowieka, wszystkie, z którymi jest nacjonalistycznej Solidarnej Polsce nie po drodze, a które zwłaszcza w ostatnich latach na widoczności społecznej zyskały, bo przeciwstawiają się aktywnie władzy.

**
dr hab. Grzegorz Makowski
jest socjologiem, ekspertem forum Idei w Fundacji im. Stefana Batorego. Od wielu lat jest związany zawodowo ze środowiskiem organizacji pozarządowych. Zajmuje się też problematyką korupcji polityki antykorupcyjnej. Jest adiunktem w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij