Kraj

Gdula: Nie mam nic przeciwko, żeby pomysły Lewicy zostały wykorzystane przez rząd PiS

Projekt dodatku węglowego to tak naprawdę kolejny sposób na zarządzanie podziałami społecznymi. Opalający węglem mają się poczuć wyjątkowi i wyróżnieni. Reszta będzie odczuwać frustrację, ale kiedy zaczną krytykować dodatek, partia rządząca oskarży ich o brak wrażliwości na los marznących posiadaczy pieców węglowych – mówi poseł Lewicy Maciej Gdula.

Mateusz Socha: Dodatek węglowy jest aktualnie najgłośniejszym tematem w debacie publicznej. Lewica już zaproponowała poprawki, według których projekt ma zmienić nazwę na dodatek grzewczy. Czy mógłby pan wyjaśnić, jakie są główne założenia tych poprawek?

Maciej Gdula: Rząd od wielu miesięcy miał świadomość, że wojna w Ukrainie oznacza problemy z dostępem do źródeł energii, w tym do węgla. Najpierw zwlekał z podjęciem działań, żeby zablokować odpływ węgla z Polski. Od listopada 2021 roku za granicę trafiło ponad 3 mln ton. Mogliśmy to poczuć w zmniejszającej się podaży i wzroście cen. Wtedy rząd zaproponował ustawę o minimalnej cenie tony węgla. Szybko okazało się, że pośrednicy nie chcą sprzedawać w tym systemie. Wtedy rząd postanowił zrobić rzecz najprostszą i zarazem nierozwiązującą najważniejszych problemów – po prostu przyznał posiadaczom pieców węglowych dodatek 3 tys. zł na ogrzewanie.

Propozycja Lewicy bierze się przede wszystkim ze sprzeciwu wobec nierównego potraktowania Polek i Polaków. Ci, którzy ogrzewają domy gazem, peletem czy korzystają z ciepła systemowego, nie dostaną dodatku, chociaż ich rachunki też pójdą w górę. Irytuje to zwłaszcza w sytuacji, gdy część ludzi wymieniła piece węglowe na gaz albo na pompy ciepła. Teraz mają zostać ukarani za to, że wybrali mniej zanieczyszczające powietrze źródła ciepła.

Bogaci mieli czas na wymianę pieców. Dlaczego dopłacamy do ich węgla?

Dlatego mówimy o tym, że dodatek grzewczy musi trafić do gospodarstw domowych niezależnie od tego, czym są ogrzewane. Jednocześnie mówimy, że wesprzeć trzeba tych, którzy mocno odczują wzrost kosztów ogrzewania, czyli gospodarstwa mniej zamożne. Teraz dodatek mają dostać wszyscy posiadacze pieców niezależnie od tego, czy dochody na osobę w rodzinie to 2 czy 20 tysięcy złotych. My proponujemy przyznać dodatek tylko tym gospodarstwom domowym, gdzie dochód na osobę wynosi do 4 tys. zł netto.

Kryterium dochodowe pozwoli pomóc tym najbardziej potrzebującym, ale również da oszczędności w budżecie. Czy jest ono dla Lewicy tak samo ważne do wprowadzenia jak samo rozszerzenie dodatku na inne źródła ciepła?

Trzeba uczciwie powiedzieć, że koszt dodatku grzewczego będzie wyższy niż dodatku węglowego. Projekt rządowy to 11 mld zł. Koszt naszego to około 25 mld zł. Różnicę sfinansować mogą większe wpływy z VAT i podatek od nadzwyczajnych zysków wielkich firm, np. Orlenu.

Nasz pomysł jest po prostu sprawiedliwszy i rzeczywiście solidarnościowy. Projekt PiS to tak naprawdę kolejny sposób na zarządzanie podziałami społecznymi. Opalający węglem mają się poczuć wyjątkowi i wyróżnieni. Reszta będzie odczuwać frustrację, ale kiedy zaczną krytykować dodatek, partia rządząca oskarży ich o brak wrażliwości na los marznących posiadaczy pieców węglowych.

Test Węgla Plus, czyli pułapka na opozycyjny populizm

Władza dziś nie rozwiązuje problemów ludzi. Ma tylko jeden problem: jak zachować władzę. I chce tak zarządzać złymi emocjami, żeby dopiąć swego. Na szczęście wyborcy widzą tę socjotechnikę i coraz bardziej odrzucają zaangażowanie się w spory i podziały, które kreuje PiS.

Czy wydaje się panu, że PiS posypie głowę popiołem i będzie chciał skorzystać z poprawek opozycji, czy może przejmie je jako własne pomysły, wywalczone długimi naradami tylko w swoim gronie? A może nic nie będzie chciał poprawiać i wyjdzie z założenia, że dzisiejszy kształt dodatku jest najkorzystniejszy zarówno dla ludzi, jak i samych rządzących?

Bywało już w przeszłości, że pomysły zgłaszane przez Lewicę po jakimś czasie magicznie stawały się programami rządowymi. Tak stało się na przykład z projektem izolacji sprawców przemocy domowej.

Nie mam nic przeciwko, żeby pomysły Lewicy zostały wykorzystane przez rząd PiS i choćby we wrześniu trafiły pod obrady Sejmu. Zwłaszcza w obliczu wojny w Ukrainie potrzebujemy realnej solidarności, a nie kreowania wrogości.

Czy Polskę stać na tak duże wydatki?

Koszty dodatku grzewczego to, jak wspominałem, około 25 mld zł. To mniej więcej połowa rocznego kosztu programu 500+. Są to oczywiście poważne kwoty, ale też nie takie, których budżet państwa nie potrafi udźwignąć. Trzeba przypomnieć, że o ile gospodarstwa domowe tracą na inflacji, o tyle akurat budżet jest jej beneficjentem. Im wyższe ceny, tym wyższe też przychody z VAT. No i można też sięgnąć do głębokich kieszeni wielkich przedsiębiorstw zarabiających na kryzysie.

Pamiętam, jak rząd mówił, że chce walczyć z imposybilizmem. Ma dziś doskonałą okazję, żeby się sprawdzić.

Dotychczasowe dodatki od państwa, chociażby na wymianę pieców, nie okazały się sukcesem, a przez nowy dodatek wydają się wręcz oszustwem. Czy ma pan jakieś pomysły, które mogłyby pomóc w transformacji energetycznej w polskich domach i jednocześnie przeciwdziałać takim kryzysom, jakie widzimy w tym roku?

Polska odczuwa dziś skutki wojny w Ukrainie, ale przede wszystkim odczuwa skutki zaniedbania transformacji energetycznej.

Lista jest zastraszająco długa: brak inwestycji w sieci przesyłowe, zahamowanie rozwoju energetyki wiatrowej, niewystarczająca rozbudowa fotowoltaiki, zaniedbanie termomodernizacji i rozwoju komunikacji rowerowej i zbiorowej. W konsekwencji OZE ma tylko 16 proc. udziału w miksie energetycznym i to dzięki zaliczeniu do OZE drewna spalanego w kominkach jako paliwa odnawialnego. W Niemczech, Hiszpanii czy Danii udział OZE wynosi powyżej 40 proc.

Na samym ociepleniu domu można oszczędzić do 70 proc. zapotrzebowania na energię grzewczą. To są konkretne oszczędności. Według ostatnich wyliczeń w Polsce tej zimy może zabraknąć 3 mln ton węgla. Jeśli przez ostatnie siedem lat co roku dokonano by termomodernizacji dodatkowych 150 tysięcy domów, to dziś po prostu nie potrzebowalibyśmy tych 3 mln ton. Łatwiej było jednak PiS-owi sprowadzać węgiel z Rosji, niż dawać środki na „lewacką ekologię”. Dziś wszyscy za to płacimy, a rząd ma czelność mówić, że trzeba przeprosić się z węglem. Przede wszystkim to rząd powinien przeprosić za zaniedbania ekologiczne.

Strach o zimne kaloryfery. Dziś w Cieszynie, jutro w całej Polsce

W obozie Lewicy mówi się również o innych metodach zwalczania inflacji w sektorze energetyki. Najpopularniejsze jest chyba zmniejszenie cen paliwa, co Lewica zaproponowała aż o 50 gr. Jakie oprócz tego mogłyby się pojawić pomysły na przeciwdziałanie inflacji?

Oprócz obniżenia cen paliwa mówimy na przykład o darmowym bilecie na komunikację zbiorową dla dzieci w okresie wakacyjnym. Podobne zachęty do korzystania z komunikacji zbiorowej stosowane są w Niemczech (tani bilet miesięczny za 9 euro) i Hiszpanii (bezpłatne pociągi od września do końca roku na liniach regionalnych do 300 km). Chodzi o to, żeby zmniejszyć popyt na paliwo i w ten sposób obniżyć jego cenę, która, co oczywiste, jest dziś jednym z motorów inflacji w Europie.

Hiszpania wprowadza pociągi za friko, zapłacą banki i firmy energetyczne

Ważną kwestią, jeśli chodzi o inflację w Polsce, jest dostęp do środków na realizację KPO. Napływ euro do Polski wzmocniłby kurs złotówki, co wpłynęłoby na obniżenie ceny importowanych paliw, za które płacimy w dolarach. Nie inaczej jest zresztą z cenami żywności. Jeśli złotówka będzie słaba, eksporterom opłaci się wysyłać żywność za granicę i będziemy musieli płacić za jedzenie coraz więcej. Widać, jak nakręcanie przez rząd PiS konfliktu z Unią Europejską uderza nas bezpośrednio po portfelu.

Jak Lewica widzi transformację energetyczną Polski? Czy mamy szansę osiągnąć neutralność emisyjną do ustalonego w UE 2050 i jak możemy to osiągnąć?

To nie jest tak, że nie wiadomo, co robić. Wiadomo, ale rząd jest po prostu opętany antyekologiczną ideologią. Pamiętamy słowa Andrzeja Dudy o węglu, którego starczy nam na 200 lat. Dziś politycy większości rządowej mówią w podobnym tonie, twierdząc, że Polska stoi na węglu. Zapominają dodać, że jest on słabej jakości, głęboko pod ziemią i w zametanowionych kopalniach.

Główną drogą dla nas są inwestycje w OZE i magazynowanie energii. Do dyskusji pozostaje oczywiście także kwestia atomu. Wiadomo jednak, że inwestycja w atom to ogromne koszty i inwestycja na minimum kilkanaście lat. Nie wystarczy też jedna elektrownia i przydałyby się – jak mówią eksperci przychylni atomowi – minimum trzy. To, lekko licząc, koszt 370 mld złotych. Ja boję się sytuacji, że wydatki na atom wydrenują inwestycje w OZE. To byłoby szkodliwe, także z punktu widzenia bezpieczeństwa (rozproszenie źródeł energii), jak i rozwoju energetyki prosumenckiej.

Energetyczna konferencja Lewicy: czy to się zepnie bez atomu?

Ten rząd jest mistrzem w marnotrawieniu nie tylko pieniędzy na chybione inwestycje typu elektrownia w Ostrołęce, ale także czasu. Zmarnował ostatnie siedem lat. Ludzie rozliczą go za to już w przyszłym roku.

**

Maciej Gdula – poseł Lewicy, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Auto szeroko komentowanego badania Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij