Polska polityka jest polityką szybkich zwrotów akcji. Tak naprawdę z dnia na dzień wiele może się zmienić. Stałą jest natomiast to, że Polska potrzebuje Lewicy, a Lewica – zażegnania konfliktów – mówi nam Joanna Scheuring-Wielgus.
Paulina Januszewska: Tak zwana grupa buntownicza z dawnego SLD, w tym poseł Tomasz Trela, buduje swój sprzeciw m.in. na zaniepokojeniu, że Włodzimierz Czarzasty upodabnia się do Jarosława Kaczyńskiego, a przez to Nowa Lewica – do PiS-u. Czy to słuszne obawy?
Joanna Scheuring-Wielgus: To kłamstwa. W sporach wewnątrzpartyjnych zawsze chodzi o to samo, czyli o wpływy i pieniądze. Myślę, że wbrew narracjom powtarzanym publicznie dla każdego doświadczonego polityka jest to oczywiste. Przypisywanie bieżącemu sporowi jakichkolwiek innych znaczeń nie ma nic wspólnego z prawdą, a sam fakt, że wybuchł, nie powinien nas szczególnie zaskakiwać. Mechanizm, w którym następują testy sił, możliwości i przywództwa, a wraz z nimi turbulencje, jest nieunikniony i uniwersalny niezależnie od tego, jakich barw partyjnych dotyczy.
Ważą się też inne kwestie, jak kształt list wyborczych i różnice w postrzeganiu współpracy z pozostałymi, antyrządowymi siłami w parlamencie. Krytycy przewodniczącego Nowej Lewicy uważają, że „koalicja z PO to pieśń przyszłości, ale Czarzasty już spalił mosty”. W dodatku przyczynił się do spadku zaufania wyborców Lewicy, siadając bez konsultacji ze swoją partią do rozmów z premierem Morawieckim. Czy to nie były jednak decydujące punkty zapalne buntu?
Sugerowanie, że Włodzimierz Czarzasty w imieniu Lewicy umawiał się na coś, zawiązywał porozumienia z PiS-em, jest nieuczciwe. Wszyscy i wszystkie zagłosowaliśmy za ratyfikacją Funduszu Odbudowy, czyli racją stanu, według której Europejki i Europejczycy, Polki i Polacy dostaną pieniądze na popandemiczną odbudowę i rozwój. Z opozycji głosowały z nami również PSL i partia Szymona Hołowni.
Po drugie – członkowie Wiosny i byłego SLD wiedzą, że na zbliżającym się wielkimi krokami październikowym kongresie Nowej Lewicy nastąpi przypieczętowanie połączenia Wiosny i dawnego SLD wyborem nowego zarządu. W związku z tym, co wydaje się zupełnie zrozumiałe i naturalne w warunkach demokratycznych, w wielu osobach budzą się ambicje, by uczynić z jesiennego spotkania okazję do wypłynięcia czy uzyskania jakichś korzyści politycznych. Jeśli natomiast chodzi o sondaże, to one nie spadły nam po sprawie z Funduszem.
A kiedy?
Poparcie zaczęło się kurczyć od momentu, kiedy z szeregów Lewicy na zewnątrz zaczęły wypływać informacje na temat wszystkiego, co dzieje się w środku. W konfliktach nie ma niczego niezwykłego. Każda partia przeżywa swoje wzloty i upadki, ale o tych ostatnich zwłaszcza powinno się rozmawiać wewnątrz ugrupowania. Kłótnie urządzane publicznie nie tylko szkodzą samej partii, ale także fatalnie wyglądają w odbiorze naszych wyborców i wyborczyń, którzy tracą zaufanie do skaczących sobie do gardła polityków. Z takimi rzeczami po prostu nie chodzi się do mediów. To absolutne podstawy robienia polityki.
A przewodniczący Nowej Lewicy postąpił pani zdaniem właściwie, zawieszając w prawach nieprzychylnych jemu i fuzji byłego SLD oraz Wiosny członków partii? Włodzimierz Czarzasty twierdzi wprawdzie, że nie zawiesił swoich przeciwników, lecz „osoby, które działały na szkodę partii”. Ale już sposób, w jaki się to odbyło – tuż przed spotkaniem zarządu i w jego trakcie, w obecności ochroniarzy i po nagłej zmianie miejsca obrad, wywołuje niezbyt pozytywne konotacje.
Na wstępie przypomnę tylko, że liderzy wszystkich partii lewicowych doszli do porozumienia na temat przyszłości swoich ugrupowań i ich współpracy w parlamencie już w 2019 roku. Kontrakt zakładał szereg zmian, realizowanych do tej pory punkt po punkcie. Ostatnim z nich miało być oficjalne zjednoczenie dwóch partii, co zapisano przecież w uchwalonym w 2019 roku przez przedstawicieli byłego SLD statucie. Kiedy więc pyta mnie pani o mój stosunek do metod stosowanych przez Włodzimierza Czarzastego, moje myśli wędrują raczej ku innemu pytaniu: czy powinniśmy przyzwalać na niedotrzymywanie obietnic i umów oraz zmianę reguł w trakcie gry?
czytaj także
Zawieszonym członkom partii nie podobają się te reguły, czyli równy podział władzy i wpływów z mniej liczną od dawnego SLD Wiosną. Może więc potrzebny jest namysł nad korektą ustaleń? Co zrobi Wiosna, jeśli do fuzji nie dojdzie?
Czas na ustalenie reguł i współpracy był w 2019 roku, kiedy decydowaliśmy, jak proces łączenia będzie wyglądał. Jeśli ktokolwiek miał inne pomysły na planowane działania, mógł je złożyć właśnie wtedy. Powiem więcej – przystaliśmy na te zasady zgodnie, dlatego zmiana na ostatniej prostej byłaby po prostu nieuczciwa. Do fuzji już doszło – członkinie i członkowie Wiosny zostali przyjęci do Nowej Lewicy i od minionej soboty tworzą jedną z dwóch frakcji tej partii. W październiku czeka nas natomiast wybór zarządu, zatwierdzenie programu, a potem wybory władz na niższych szczeblach.
Spójrzmy zatem jeszcze bardziej naprzód, biorąc pod uwagę, że część strat na Lewicy już została poniesiona. Czy da się je odrobić? Czy realna współpraca Wiosny i byłego SLD jest wciąż możliwa?
Pomimo wszystkich turbulencji optymistycznie patrzę w przyszłość z jednego, bardzo prostego powodu. Wszyscy na Lewicy wiedzą, że ta okazuje się silna tylko wtedy, gdy jest zjednoczona. Ostatnio widzieliśmy to w 2019 roku, gdy współpraca zaowocowała sukcesami w wyborach parlamentarnych. Jestem przekonana, że i teraz ostatecznie zwycięży rozsądek potęgowany determinacją we wzmacnianiu Lewicy, a nie doprowadzeniu do tego, że zostanie zwasalizowana przez inne partie opozycyjne albo całkowicie zniknie ze sceny politycznej. Właśnie na tym wszystkim nam powinno zależeć najbardziej.
Po co potrzebna nam Lewica, skoro i tak nie ma większości w parlamencie i wiodącego wpływu na politykę?
Bo są tematy, w których tylko Lewica jest wiarygodna i o których jako jedyna bez przerwy przypomina, sprawiając, że nie znikają one z przestrzeni publicznej. Mam tu na myśli choćby takie kwestie, jak rozdział Kościoła od państwa, ochrona praw kobiet czy prowadzenie odpowiedzialnej i faktycznie wspierającej obywateli polityki społecznej. Jedynie Lewica jest gwarantem realizacji tych postulatów, ale to nie oznacza, że chcemy całkowicie odgrodzić się od reszty partii opozycyjnych.
Tylko?
Stawiamy na ponadpartyjną współpracę bez ponoszenia kosztów w postaci utraty własnej tożsamości i autonomii lub ich zawłaszczania przez którąś ze stron. Już w tej chwili działamy wspólnie na różnych polach, w komisjach sejmowych, ale też na poziomie samorządów. Jest wiele rzeczy, które nas łączą, ale są też takie, które nas dzielą. W tym kontekście nie możemy zapomnieć o ludziach, którzy mają lewicowe poglądy i których w Polsce wcale nie ma tak mało. Oni potrzebują reprezentantów upominających się o ich interesy i takiej oferty politycznej, która jest wiarygodna. My taką ofertę przedstawimy. Na razie jednak powstrzymywałabym się od kreślenia scenariuszy dotyczących kształtu sił w polskim parlamencie za dwa lata.
Dlaczego?
Bo polska polityka jest polityką szybkich zwrotów akcji. Tak naprawdę z dnia na dzień wiele może się zmienić. Stałą jest natomiast to, że Polska potrzebuje Lewicy, a Lewica – zażegnania konfliktów.
czytaj także
Słowem: trzeba odłożyć spory na bok, broniąc jej podmiotowości i obecności w polityce. Zastanawia mnie jednak, czy to na pewno możliwe. Może oprócz walk o władzę w partii chodzi też o różnice pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami, które okazują się zbyt duże i przebiegają według podziału pokoleniowego, a także starcia idei progresywnych z pragmatyczną ostrożnością?
Lewica jest niezależnym bytem i nie będzie przystawką żadnej innej partii politycznej. Naszych konkurentów na opozycji szanujemy i takiego samego szacunku oczekujemy do siebie. Z bardzo prostego powodu: różnorodność jest siłą, a nie obciążeniem.
W polityce chodzi o władzę i nie ma co udawać, że tak nie jest, i tak, ten, kto ma władzę, ten wpływa na decyzje i kształtowanie rzeczywistości, w której my, obywatelki i obywatele, żyjemy. Lewica nie ukrywa, że chce realnie oddziaływać na to, jak będzie wyglądać nasz kraj po PiS-ie, że chce współrządzić. I do tego się przygotowujemy, bo pragniemy Polski, w której każdy i każda czują się dobrze i są równo traktowani. Polski, która jest domem dla wszystkich.
Widać też pewną zmianę trendów m.in. wśród młodych wyborców i kobiet. Ewidentnie wydarzenia takie jak chociażby protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego pokazały, że progresywność w myśleniu o polityce jest mocna i cały czas się rozwija. Społeczeństwo staje się bardziej otwarte choćby na to, by prawa kobiet traktować poważnie. Dziś nie ma już przecież mowy o aborcyjnym „kompromisie”, który kilka lat temu wydawał się nie do ruszenia. To samo dotyczy relacji państwa z Kościołem, którą w obecnym kształcie kontestuje coraz więcej Polek i Polaków.
Zapotrzebowanie na reprezentantów, którzy będą wcielać w życie postulaty związane z tym obszarami, nie zniknie. Lewica zawsze była bowiem tą siłą polityczną w różnych miejscach na świecie, która wprowadzała nowe, odważne idee, zmiany i nosiła je na sztandarach. Mamy więc duże pole do popisu i jestem przekonana, że je w pełni wykorzystamy.
czytaj także
Czy nie obawia się pani, że elektorat lewicowy, który jest również mocno anty-PiS-owski, ulegnie narracji prowadzonej teraz przez lewicowych buntowników?
Niekoniecznie. Nasi wyborcy – co jak co – doskonale wiedzą to, że Lewica nigdy z PiS-em za rękę nie pójdzie. Nie musimy tego udowadniać, bo już wielokrotnie to zrobiliśmy. Lewicowym buntownikom, jak ich pani nazywa, chodzi paradoksalnie o to samo, co nam wszystkim na Lewicy. O jedność. Wszyscy bowiem wiemy, że wygrywamy tylko wtedy, gdy jesteśmy zjednoczeni, a przegrywamy, gdy się kłócimy i dzielimy. To proste. Dlatego wierzę, że wszystkie turbulencje ustaną, kurz opadnie i skierujemy się na tory do zwycięstwa w 2023. Już teraz szykujemy się nie tylko na październikowy kongres, ale także na trasę po Polsce.
O czym będziecie rozmawiać z wyborcami?
Głównie z wyborczyniami. W tę podróż wyruszą polityczki lewicy, które chcą bliżej poznać kobiecą perspektywę, dyskutować z Polkami nie tylko o tym, jak odbudować Polskę po pandemii, ale także – jak kobiety mogą zaangażować się w politykę na poziomie krajowym, jak i lokalnym. Ruszamy pod koniec lipca pod hasłem „Zrobimy to lepiej”, co – mam nadzieję – pokaże, że w polityce potrzeba nowej jakości i że tę jakość mają szansę wnieść do życia publicznego kobiety.