Polskie prawodawstwo posługuje się pojęciem ochrony zwierząt, a zakres tej ochrony wyznaczają wedle swoich upodobań ludzie, którzy korzystają z ich krzywdy. Jest więc ochrona i eksploatacja w jednym. Perfidne połączenie, ale bardzo trwałe.
„Do konstytucji należy wprowadzić prawa zwierząt” – postuluje Michał Stasiak, członek Rady Krajowej Partii Zieloni i przewodniczący koła tej partii w Poznaniu. Bardzo dobry, radykalny postulat. Marzyłoby mi się jego spełnienie. Podejrzewam jednak, że polityk nie rozumie, co on oznacza. Podobnie jak Nowa Lewica, która po omacku postulowała utworzenie Rzecznika Praw Zwierząt, choć w polskim prawodawstwie nie ma mowy o prawach jakichkolwiek istot innych niż ludzie.
W obu przypadkach określenie „prawa zwierząt” użyte zostało niestarannie, jakby nie miało wypracowanego przez etyków i filozofów polityki znaczenia. A przecież ma – tak istotne i fundamentalne jak pojęcie praw człowieka. Konstytucjonalizacja praw zwierząt – jeśli interpretować ten termin zgodnie z definicją, uwzględniając podstawowe prawo do życia – miałaby implikacje abolicjonistyczne. Wiązałaby się z odejściem od systemowego, krzywdzącego wykorzystywania zwierząt dla naszych potrzeb. We wszystkich dziedzinach, jakie można sobie wyobrazić. Z trudem wyobrazić. Tak bardzo różni się to od otaczającej nas rzeczywistości.
„Złoty osioł”, czyli o naszej moralności świadczy to, jak traktujemy zwierzęta
czytaj także
To jeden z powodów, dla których polskie prawodawstwo starannie unika mówienia o „prawach” zwierząt. Posługuje się dramatycznie zawężonym pojęciem „ochrony zwierząt” – zakres tej ochrony wyznaczają wedle swoich upodobań ludzie, którzy korzystają z ich krzywdy. Jest więc „ochrona” i eksploatacja w jednym. Perfidne połączenie, ale bardzo trwałe.
Nic nie wskazuje, żeby polityk Zielonych chciał być aż tak radykalny i nawoływał do rozbicia w pył tego opresyjnego porządku. Na takich działaczy partyjnych będziemy musieli jeszcze poczekać. Jego ugrupowanie nie ma zamiaru kwestionować prawa człowieka do krzywdzenia zwierząt choćby dla ich mięsa, nie mówiąc o konsekwentnej delegalizacji wszystkich podobnych produktów.
Niedbała retoryka jest wyjątkowo problematyczna, kiedy dotyczy ochrony grup podatnych na skrzywdzenie. To nie tylko kwestia pragmatyki, choć i ta ma znaczenie. Uważna i precyzyjna komunikacja to po prostu forma szacunku dla adresatów działań pomocowych. Zresztą jeśli oczekuje się poważnego traktowania – przez środowiska, które zamierza się reprezentować i przez system, który chce się modyfikować – trzeba używać języka w sposób świadomy.
Zwierzęta w konstytucji
Zostawmy jednak polityków, którym potrzeba szkoleń i którzy powinni szukać wsparcia eksperckiego, jeśli w jakiejś tematyce czują się niepewni. Niemniej postulat uwzględnienia zwierząt pozaludzkich w konstytucji – bo najpewniej o to chodziło w przytoczonej wypowiedzi Stasiaka – jest wart zainteresowania.
Swego czasu Olga Tokarczuk przybliżyła go opinii publicznej, mówiąc, że przyszedł czas, by wpisać do konstytucji zwierzęta. To bezpieczne sformułowanie. Oznacza coś przełomowego, ale nie obiecuje gruszek na wierzbie. Można sobie wyobrazić realizację takiego zamierzenia w ramach istniejącego systemu, opartego na supremacji człowieka.
W tym samym wywiadzie Tokarczuk sięgnęła również po obcy naszemu porządkowi prawnemu język, mówiąc, że pierwszym prawem musiałoby być prawo o godności tych zwierząt, które zakazałoby hodowli przemysłowej. To mylące, ale główny przekaz był realistyczny.
Transport przegranych. Czy zwierzęta naprawdę cierpią w czasie przewozu?
czytaj także
Łukasz Smaga w książce Ochrona humanitarna zwierząt opisał nieco zapomniany epizod związany z przebiegiem prac nad przygotowaniem konstytucji. W 1997 roku głosowano nad poprawką wprowadzającą postanowienie o poszanowaniu praw zwierząt. Za jej przyjęciem opowiedziało się w Zgromadzeniu Narodowym jedynie osiemnaście osób. Nie miała szans na akceptację. Można się domyślać, że również ze względu na sformułowanie odwołujące się do praw.
Kwestia obecności zwierząt pozaludzkich w konstytucji jest dyskutowana od lat, choć do niedawna raczej tylko w kręgach specjalistów. Na przykład w wydanej w roku 2005 książce Status prawny zwierząt Jan Białocerkiewicz analizował pod tym kątem treść konstytucji wielu różnych krajów.
Przeciw krzywdzącym praktykom religijnym
Dziś postulat konstytucjonalizacji interesów zwierząt kojarzony jest między innymi z mecenas Karoliną Kuszlewicz, która wspomniała o nim w książce Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik. Na swojej stronie internetowej opublikowała z kolei zgrabne opracowanie zatytułowane Czy Konstytucja może chronić zwierzęta?
Kuszlewicz słusznie podkreśliła, że wzmianka o zwierzętach w konstytucji miałaby nie tylko znaczenie symboliczne, ale mogłaby znacznie wzmocnić ich ochronę. To szczególnie istotne w przypadku spraw dotyczących niektórych przeciwstawnych interesów ludzi i innych zwierząt. Aby zilustrować ten mechanizm, prawniczka podała przykład tak zwanego uboju rytualnego.
W 2014 roku Trybunał Konstytucyjny rozstrzygał spór o wartości: z jednej strony było ograniczenie cierpienia zwierząt związanego z motywowanym religijnie zabijaniem bez uprzedniego ogłuszenia, z drugiej – konstytucyjna wolność religii wraz z prawem do jej praktykowania. Trybunał uznał, że rzeź świadomych zwierząt mieści się w ramach chronionych praktyk.
Jako że w tym konflikcie tylko wolność religijna jest przedmiotem ochrony ustawy zasadniczej, a więc uznana za jedną z wartości nadrzędnych, kwestię cierpienia zwierząt nietrudno było uznać za oficjalnie drugorzędną. Rytualne zabijanie pozostało legalne.
Podniesienie wartości związanych z ochroną zwierząt do rangi konstytucyjnych mogłoby w przyszłości pomóc rozstrzygać podobne kwestie na ich korzyść. A może nawet torować drogę do przyszłej windykacji statusu zwierząt pozaludzkich.
Realne zmiany na dziś
Najczęściej przywoływanym polskim opracowaniem dotyczącym tej tematyki jest artykuł Tomasza Pietrzykowskiego, opublikowany w czasopiśmie „Studia Prawnicze” w 2019 roku. Autor proponował w nim dwie interwencje w treść konstytucji.
Chciałby rozwinięcia art. 5, który mówi o funkcjach państwa polskiego, w tym ochronie środowiska. W nowym brzmieniu państwo miałoby to robić, kierując się również potrzebą humanitarnego traktowania zwierząt zdolnych do odczuwania cierpienia.
Pietrzykowski postuluje też rozwinięcie art. 74 o wskazanie, że władze publiczne zapewniają ochronę dobrostanu zwierząt zdolnych do odczuwania cierpienia, uwzględniając ich interesy przy tworzeniu i stosowaniu prawa.
Można narzekać, że pierwsza propozycja, jakkolwiek słusznie podkreśla wagę cierpienia jednostek, zawężona jest do ochrony środowiska, choć zwierzęta zdolne do odczuwania to także te udomowione. Na szczęście druga proponowana modyfikacja dotyczy już wszystkich.
czytaj także
Pietrzykowski przytomnie zauważył, że dokonanie tych zmian tworzyłoby akceptowalne w świetle współczesnych standardów etycznych i legislacyjnych podstawy prawodawstwa ochrony zwierząt i ewolucji statusu prawnego tych ostatnich. To znaczy, że poprawki w proponowanym brzmieniu mogłyby mieć spore poparcie społeczne, więc uwzględnienie ich w programach partii nie byłoby politycznie bardzo ryzykowne. Wynika to z zastosowania kompromisowego języka, odnoszącego się do humanitarnego traktowania, ochrony dobrostanu i uwzględniania interesów zwierząt. Nie ma mowy o ich prawach.
Wciąż mielibyśmy do czynienia z konglomeratem ochrony i eksploatacji. Jednak sam fakt konstytucjonalizacji stanowiłby wartość, mógłby w niektórych przypadkach znacząco zmienić układ sił. Jak bardzo w praktyce wzmocniłby pozycję zwierząt, zależałoby w znacznym stopniu od tego, na ile strona prozwierzęca potrafiłaby wykorzystać nowe narzędzie.
Uwaga Pietrzykowskiego o konstytucjonalizacji jako podstawie ewolucji statusu prawnego zwierząt podpowiada, że dobroczynny potencjał tego ruchu z czasem by się zwiększał. Warto zauważyć, że w związku z zaostrzonymi wymogami co do głosowań umocowuje on nieco wyższy status zwierząt w systemie prawnym w sposób bardziej trwały, niż ma to miejsce w ustawach.
Konieczne, ale niewystarczające
Wskazanie potrzeby dalszej ewolucji systemu prawnego niesie myśl, że nawet po uwzględnieniu zwierząt w konstytucji nie byłyby one dostatecznie chronione. Innymi słowy: konstytucjonalizacja interesów zwierząt jest konieczna, ale niewystarczająca. Podobną diagnozę przedstawił filozof polityki i etyk Alasdair Cochrane w wydanej w roku 2019 książce Should Animals Have Political Rights?
Autor przekonywał, że samo uwzględnienie zwierząt w ustawie zasadniczej – jakkolwiek korzystne dla nich – w praktyce nie powoduje zaniechania i penalizacji wielu krzywdzących praktyk, z chowem przemysłowym włącznie. Cochrane opierał się na analizie prawa niemieckiego, ale wspomniał także o Austrii, Brazylii, Egipcie, Indiach, Luksemburgu, Słowenii i Szwajcarii, a więc krajach, które mają przepisy konstytucyjne nakładające na państwo lub obywateli obowiązek dbania o dobrostan zwierząt.
„Istotne zwierzęce interesy, jak wolność od cierpienia i możliwość kontynuowania życia, nadal przegrywają z bardziej trywialnymi – ale mimo to politycznie potężnymi – komercyjnymi i kulinarnymi interesami ludzi” – pisał Cochrane, dodając, że „żadne państwo, w którym konstytucja przewiduje poszanowanie lub okazywanie współczucia zwierzętom, nie zbliżyło się nawet do położenia kresu brutalności przemysłowej hodowli zwierząt”.
Znaczenie praw zwierząt
Cochrane stwierdził, że uwzględnienie zwierząt w ustawach zasadniczych nie zrównuje ich konstytucyjnej ochrony z tą, która należna jest ludziom. Wciąż mają one podrzędny status prawny i narażone są na przegraną, nawet jeśli ich interes wydaje się w oczywisty sposób ważniejszy. Pełną ochronę dałoby tylko uznanie podstawowych praw zwierząt. Na to jednak w tej chwili nie ma najmniejszych szans.
Czy oznacza to, że w polityce nie należy mówić o prawach zwierząt? Przeciwnie. Jednak raczej nie wówczas, gdy proponuje się rozwiązania prawne na dziś, ponieważ idea ta nie jest kompatybilna ze współczesnymi standardami etycznymi i legislacyjnymi. To straszne, ale uwzględnienie praw zwierząt w konstytucji w obecnym czasie jest zupełnie wykluczone, natomiast innego rodzaju wzmianka – całkiem możliwa.
czytaj także
Mówienie o prawach zwierząt w polityce jest sensowne głównie w ramach pracy nad poszerzaniem wyobraźni etycznej i politycznej, podwyższaniem przyszłych standardów, torowania drogi ku ewentualnej przyszłej podmiotowości prawnej zwierząt, będącej odbiciem społecznej zgody następnych pokoleń co do szanowania praw czujących istot innych niż ludzie. O prawach zwierząt należy dziś mówić w trybie wizjonerskim i powinno to być częścią codziennej praktyki politycznej.