Pamiętacie państwo awanturę o zakaz palenia w knajpach? Tyrady o wolności, o rzekomych masowych bankructwach restauratorów? I co? I nic. Zakaz przeszedł, palą na zewnątrz. Bo Polak ponarzeka, pomarudzi, ale w końcu się dostosuje. Z obowiązkiem szczepień byłoby tak samo.
Jeszcze do niedawna można było się oszukiwać, że to tylko ci źli PiS-owcy i konfederaci, tylko ten ich szurowaty, najgorszy z najgorszych elektoratów, jest przeciwko obostrzeniom pandemicznym, w tym zwłaszcza przeciwko obowiązkowym szczepieniom. To ten, za przeproszeniem, ciemnogród nie chce się szczepić, nie to co my, ludzie mądrzy i oczytani. Nie to co elektorat jaśnie oświeconej Platformy Obywatelskiej. Łatwo było znaleźć kozła ofiarnego i klasistowskim często językiem wskazać na tych ze wsi, na wschodzie, co, haha, nie umią w szczepienia. Tymczasem Lewica zrobiła błyskotliwe sprawdzam temu myśleniu i zgłosiła projekt ustawy o obowiązku szczepień. I co się okazało?
Trzeba rozmawiać o radykalniejszych rozwiązaniach. Lewica jest za obowiązkiem szczepień
czytaj także
Ano okazało się, że Platforma Obywatelska, swoim zwyczajem, zaczęła wić się jak piskorz. Że ojoj, ale jednak nie popiera obowiązku szczepień. A taka była ładna, zachodnioeuropejska. Okazało się, że nie chce też tego PSL oraz, co bardzo zabawne, nie chce też owa nowa jakość na polskiej scenie, czyli Szymon Hołownia. Ten nie tylko się wije, ale nawet uniżone listy do niezaszczepionych w gazetach pisze. I to w momencie, gdy na COVID-19 umiera po kilka tupolewów dziennie.
Oczywiście nie dzieje się tak dlatego, że politycy PO, PSL czy ruchu Hołowni są krwiożerczymi bestiami sycącymi się cierpieniem umierających. Dzieje się tak dlatego, że politycy ci doskonale wiedzą, co czuje ich elektorat. I że ten ich własny elektorat w istotnej swej części nie chce przymusowych szczepień. Tak jak nie chce ich elektorat PiS. Więc może przestańmy udawać, że gdyby nagle Kaczyński wszedł na mównicę i ten tego zaczął krzyczeć, dzięki czemu władzę magicznie przejąłby Tusk z Hołownią, to mielibyśmy inny standard w zakresie obowiązku szczepień. Nie, nie mielibyśmy.
Nie mielibyśmy, mimo iż w Polsce szczepienia są obowiązkowe. Tak, w Polsce od lat istnieje obowiązek szczepień ochronnych przeciwko gruźlicy, błonicy, krztuścowi, polio, odrze, śwince, różyczce, tężcowi, wirusowemu zapaleniu wątroby typu B oraz Haemophilus influenzae typu B, a od niedawna też rotawirusom i pneumokokom. Całkiem pokaźna lista, prawda?
I do tego na niezaszczepionych można nałożyć karę. Czy widzieliście państwo tabuny przeciwników tych szczepień w Polsce? Czy widzieliście państwo masowe protesty? A może rzucanie się Rejtanem i krzyki o zabraniu wolności w PO, PSL, u Hołowni czy nawet Konfederacji? No właśnie.
Polacy masowo się szczepią przeciwko wielu chorobom. Poza promilem fanatyków ludzie zasadniczo nie mają nic przeciwko temu obowiązkowi. Ba, ogromna większość z przeciwników szczepienia na COVID-19 też jest przecież zaszczepiona przeciwko gruźlicy czy tężcowi. Dlatego opowieści prezydenta o tym, jacy to Polacy są przekorni, jak to nie chcą się szczepić, bo wolą wolność od przymusu, jest po prostu bzdurą. Przypomnijmy, przed wojną, w tym ukochanym przez prawicę XX-leciu, obowiązek szczepień był o wiele bardziej restrykcyjny, a nieszczepione dzieci nie mogły uczęszczać do przedszkoli.
Zresztą w tej histerii przeciwko obowiązkowi, przeciwko wolności, której ulegają wyborcy, a w konsekwencji liderzy partyjni, poza parlamentarną Lewicą, tkwi pewne niezrozumienie polskiego społeczeństwa.
Obowiązkowe szczepienia – tak. To decyzja medyczna, a nie polityczna
czytaj także
Otóż polskie społeczeństwo jest hałaśliwe, retorycznie buńczuczne, ale w realu dosyć niegroźne. Najpierw wygłaszamy głośne tyrady, sięgamy po szantaże moralne, potem jednak jakiś zakaz jest wprowadzany, kilka osób, za przeproszeniem, coś tam w mediach sobie poplumka i zakaz przechodzi, a ogromna większość go stosuje. Zwykle ciut kombinuje, ale jakoś tam stosuje.
Pamiętacie państwo awanturę o zakaz palenia w knajpach? Tyrady o wolności, rzekomych masowych bankructwach restauratorów? I co? I nic. Zakaz przeszedł, palą na zewnątrz. A jeszcze wcześniej: uznanie jazdy po pijanemu za przestępstwo, a nie za wykroczenie. Trudno to sobie wyobrazić, ale wtedy też padały argumenty o końcu świata i przymusie. A może fotoradary, pomiary prędkości? Logika bardzo podobna. Najpierw krzyk, potem grzeczne zwalnianie.
czytaj także
Społeczeństwo polskie jest bowiem grzeczne. Nie zakładamy masowo związków zawodowych, żeby nie narazić się pracodawcy. Nie organizujemy masowych strajków paraliżujących kraj, tylko z zaciśniętymi zębami jako społeczeństwo tyramy prawie najwięcej w Europie. Nie buntujemy się przeciwko Kościołowi systemowo kryjącemu pedofilię, służbom, które inwigilują opozycję, a bezbronne dzieci wypychają na śmierć do lasu. Nie pomagamy komuś, kto jest zaczepiany w autobusie. A nawet niewielką korektę kapitalizmu mamy za dziwadło.
Skąd więc pomysł, że akurat w sprawie przymusowych szczepień i obowiązku legitymowania się paszportem covidowym byłoby inaczej? Nie byłoby. Polacy trochę by pogardłowali, a potem rzucili się telefonicznie do umawiania wizyt w punktach szczepień. Bo tacy właśnie są. Głośni, a zarazem niegroźni, rozszczekany neoliberalny pudelek współczesnej Europy.