Biznesmeni z Orlenu dorabiają się na kryzysie energetycznym

Paliwowi giganci wrzucają dolary, złotówki, ruble i euro z brudnego biznesu w nowe projekty gazowe. Jednocześnie politycy z prawa do lewa wmawiają nam, że to właśnie gaz może dać nam jakiekolwiek bezpieczeństwo. To bzdura.
Wiktoria Jędroszkowiak
Dominika Lasota i Wiktoria Jędroszkowiak. Fot. Lilith Sauer

Czterech na pięciu Europejczyków miało tej zimy problemy z opłaceniem rachunków za energię. Mimo to jedynie w 2022 roku pięć największych firm paliwowych odnotowało aż 200 miliardów dolarów nadmiarowego zysku – to aż dziesięć razy więcej niż roczny budżet całej Unii Europejskiej na sprawiedliwą transformację.

Pojechałam do Wiednia, gdzie przez trzy dni ostatniego tygodnia marca, za zamkniętymi drzwiami w najdroższych hotelach w Austrii, spotykali się gazowi lobbyści i przedstawiciele firm energetycznych. Na Europejskiej Konferencji Gazowej obecni byli ci, których bez pardonu nazywamy w ruchu klimatycznym „paliwowymi zbrodniarzami” – BP, Total Energies czy Shell. Były też polskie koncerny – PKN Orlen, PGNiG i Gaz-System.

W przeszłości wyniki konferencyjnych obrad nie były podane do informacji publicznej. Udział w konferencji kosztował nawet 5 tysięcy euro dla jednej osoby, a w agendzie wydarzenia wyraźnie wspomniane są dalsze plany na inwestycje w paliwa kopalne. Aktywiści i aktywistki z sojuszu Block Gas (ang. Zablokuj Gaz) tworzyli blokady, przez które uczestnikom konferencji trudniej było w niej uczestniczyć.

Wśród nich byli też Polki i Polacy. Osoby związane z międzynarodowym ruchem Fridays For Future prowadziły wielotysięczną manifestację, na której rozlewał się bezalkoholowy szampan, skandowano, że gaz oznacza kryzysy, i zakłócano spokojny wieczór networkingowy paliwowych zbrodniarzy. Afrykańscy aktywiści z Don’t Gas Africa wskazywali na „gazowy apartheid”. Mówili o współpracy europejskich demokratów m.in. z autorytarnymi rządami Ugandy.

Powodów dla jednoznacznego zaprzestania nowych inwestycji w gaz jest wiele. Wśród nich wymienia się m.in. obecną inflację, przybierający na sile kryzys klimatyczny, rosyjską inwazję w Ukrainie finansowaną z zysków Gazpromu czy Rosnieftu czy neokolonialne inwestycje realizowane między paliwowymi gigantami z Ameryki Północnej i Europy a autorytarnymi rządami państw globalnego Południa. Wspólny mianownik tych kryzysów – bogacą się bogaci, prezesi koncernów i dyktatorzy, cierpią zwykli ludzie, mieszkańcy i pracownicy. Ale by o gazowych kłamstwach i brudnych interesach przekonać się samemu, nie musimy patrzeć daleko.

Niebezpiecznie, niepoważnie, pełno Rosjan. Dlaczego pojechałyśmy na COP27?

czytaj także

W wyniku rosyjskiej agresji w Ukrainie powstała większa niż kiedykolwiek presja na zachodnich gigantów gazowych. Społeczeństwa popierały odcięcie się od paliw kopalnych, które zasilały połowę budżetu Federacji Rosyjskiej. Niektórzy z nich ogłosili, że nie kupują już gazu od Rosji – jednymi z pierwszych był polski PKN Orlen. „Nie ma już ani gazu, ani gazu LNG, ani gazu rurociągowego; żadnego gazu z Rosji” – usłyszeliśmy z ust szefowej Ministerstwa Klimatu, Anny Moskwy.

Tymczasem ministra po prostu kłamała. Tylko w styczniu przez Białoruś przyjechało do nas koleją 74,7 tys. ton gazu LPG. Bruksela nie wprowadziła co prawda embarga na ten surowiec, ale polski rząd zapewniał, że jego import zostanie zatrzymany. Niestety, to właśnie Polska pozostaje największym w Unii importerem krwawego LPG z Rosji.

Nie dziwi więc, że zachodnie firmy pracują ramię w ramię z czterema wielkimi rosyjskimi gigantami paliw kopalnych – Gazpromem, Rosnieftem, Łukoilem i Novatekiem. Nie dziwi też, że państwa UE od początku wojny za paliwa kopalne z Rosji zapłaciły prawie 150 miliardów dolarów. Finansowanie machiny wojennej Putina przez Europę – płacenie za te same pociski i bomby, które spadają na ukraińskie szkoły i szpitale – w tym samym czasie, gdy rzekomo jednoczymy się, by zatrzymać Rosję poprzez sankcje i wysyłki ciężkiej broni, nie powinno być akceptowalne. Rozwiązanie jest jedno – to jednoznaczne zatrzymanie transakcji z Rosją.

Nawet gdy koncerny energetyczne zdecydowały się na odchodzenie od rosyjskiego gazu, robią to w tempie nieadekwatnym do rozwoju wojny, która toczy się za naszą wschodnią granicą. Powolne wycofywanie nie jest odpowiedzią na wojnę z paliwami kopalnymi i na nasze uzależnienie od dyktatury putinowskiej. Firmy często decydowały się na całkowite wycofanie rosyjskich paliw. Ale zamiast zasilać rosyjską dyktaturę, przeniosły się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich lub Kataru – czyli innych dyktatur. Zmiana dilera nie jest i nigdy nie była odpowiedzią, a bajki o bezpiecznym gazie to… jedynie bajki.

Czterech na pięciu Europejczyków miało tej zimy problemy z opłaceniem rachunków za energię. Mimo to jedynie w 2022 roku pięć największych firm paliwowych odnotowało aż 200 miliardów dolarów nadmiarowego zysku – to aż dziesięć razy więcej niż roczny budżet całej Unii Europejskiej na sprawiedliwą transformację. Nadmiarowe zyski, które koncerny zbijają na naszych kryzysach, inwestują w nową infrastrukturę gazową i naftową. Nie potrzebujemy tych nowych projektów – i mówią o tym zarówno naukowcy alarmujący o kryzysie klimatycznym, jak i konserwatywne organizacje, w tym Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA).

„Żadnych nowych inwestycji w ropę, gaz czy węgiel, jeśli świat ma osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 roku” – mówił szef IEA prawie dwa lata temu. „Rządy muszą zlikwidować lukę między retoryką a rzeczywistością” – dodawał. Tymczasem zaprzyjaźnieni z politykami szefowie koncernów energetycznych, jak Daniel Obajtek, zbijają miliony na odbieraniu nam bezpieczeństwa. Ich astronomiczne zyski muszą w końcu trafić do budżetu państwa, a później – w ręce ludzi. Obecnie PKN Orlen i inne firmy energetyczne są synonimem kryzysów – energetycznego, klimatycznego czy kosztów utrzymania.

W 2023 musimy rozwijać bezpieczne, dostępne i tanie źródła energii, a nie brudny gaz, którego spalanie napędza wojny i kryzys klimatyczny. Utknięcie w koleinach gazu jako „mniej brudnego paliwa kopalnego”, „paliwa przejściowego” czy „gwaranta bezpieczeństwa” sprowadza sprawiedliwą transformację ku odnawialnym źródłom energii na daleki plan. Przez to może nie być sprawiedliwa, a środki, które moglibyśmy przeznaczyć na tworzenie nowych, zielonych miejsc pracy z godną płacą, będziemy wrzucać w kolejne, bezsensowne terminale LNG, które służyć będą nie nam, ale Obajtkowi i jego kolegom.

Taki właśnie obrót spraw mogliśmy obserwować w poprzednim roku. PKN Orlen w 2022 roku wypracował przychody w wysokości ponad 278 miliardów złotych. Ich zysk netto wyniósł blisko 35,5 miliarda złotych, podczas gdy w 2021 roku było to 11,2 miliarda złotych. Firmy paliwowe znane są z tego, że w trakcie wojen i kryzysów podnoszą marże na swoje paliwa. Orlen również z tego procederu skorzystał – na wysokich cenach energii zarobił trzy razy większą fortunę niż przed rosyjską inwazją, a teraz usilnie sprzeciwia się wprowadzeniu podatku od nadmiarowych zysków (tzw. windfall tax), którego można użyć, by pomóc obywatelom w radzeniu sobie z wysokimi kosztami energii.

Gaz to nie alternatywa, ale wyrok

Kiedy Polki i Polacy ledwo wiążą koniec z końcem, biznesmeni z Orlenu dorabiają się na kryzysie energetycznym i wojnie w Ukrainie. Zamiast gwarantować obywatelom i obywatelkom czystą energię, Obajtek i jego koledzy zbijają miliony na odbieraniu nam bezpieczeństwa i plądrowaniu Ziemi. Ich astronomiczne zyski muszą trafić w ręce ludzi i pomóc nam wszystkim wyjść z kryzysów.

Firmy gazowe nie są zainteresowane naszym bezpieczeństwem, zdrowiem czy dobrobytem. Rujnują naszą przyszłość i naszą teraźniejszość. Te same modele biznesowe i osoby stojące na ich czele, które wyrachowanie wrzuciły nas w kryzysy, nigdy nie będą mogły być częścią prawdziwego rozwiązania.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij