Kraj

Dymek: Jak Kaczyński wyprowadził 50 tysięcy ludzi na ulice

Przez Warszawę właśnie przeszła wielka demonstracja w obronie konstytucji i państwa prawa.

Jeszcze parę dni temu mogło się wydawać, że planowana na sobotnie popołudnie demonstracja w obronie demokracji będzie kolejnym rutynowym piknikiem dla kilkuset osób. Nic niewnoszącym „spacerem tysiąca inteligentów”, jak określił to Adrian Zandberg z partii Razem. Były nawet całkiem racjonalne powody dla takiego sceptycyzmu: demonstracje, pikiety i wiece mamy ostatnio średnio co drugi dzień, a awantura o Trybunał ciągnie się przecież – bez końca na horyzoncie – już od paru tygodni. A TK, co zostało zgodnie przyklepane przez obie strony sporu w mediach, ludzi przecież nie obchodzi.

A jednak, wbrew przewidywaniom i pewnemu defetyzmowi, właśnie odbyła się w Warszawie być może najliczniejsza demonstracja polityczna nieprawicy od lat. Ratusz podaje, że pod hasłami poszanowania konstytucji, niezawisłości sądów i respektowania prawa maszerowało nawet 50 tysięcy ludzi.

Dlaczego tak się stało? Zasługi dla tak dużej frekwencji, poza oczywiście organizatorami z KOD-u i mediami, ma ktoś jeszcze.

Jarosław Kaczyński dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe – wyprowadził na ulice dziesiątki tysięcy osób o liberalnych i lewicowych poglądach lub po prostu tych, którzy nie zgadzają się na łamanie konstytucji i model rządzenia z tylnego siedzenia.

Tym samym udało mu się też zniszczyć lub ośmieszyć (na jedno wychodzi) dwa bardzo ważne dla rządów Prawa i Sprawiedliwości założenia: że przeciwnicy obecnego rządu to głównie elity i przywiązani do władzy i stołków przedstawiciele związanego z Platformą „salonu” oraz że ludzi w Polsce nie obchodzą sprawy związane ze stanowieniem prawa i standardami, a ich niezadowolenie zawsze można spacyfikować (500 złotych na dziecko) lub przekierować (walka z mityczną „komuną”, uchodźcami, resortowymi dziećmi i Unią Europejską).

Dzisiejsze demonstracje, które odbywały się w całej Polsce, skutecznie obnażyły fałsz tej diagnozy: pod pałacem prezydenckim skakali nie tylko „salonowcy”, ale też emeryci i rodziny z dziećmi, osoby ze znaczkami Solidarności wpiętymi w płaszcze, studentki i działaczki społeczne.

Tak, babcie w moherowych beretach i stateczni siwi panowie w kapelusikach też skakali.

Marsz przekroczył też z łatwością przeszkodę braku symboliki i ekskluzywności, tradycyjnie kojarzoną ze słabością lewicy i wielkomiejskiego, elitarnego języka – dominowały barwy narodowe, hymn odśpiewano pewnie pięciokrotnie, a wiele tysięcy osób krzyczało po prostu „Polska”. Tłum, który sprzeciwia się rządom Prawa i Sprawiedliwości oraz – do niedawna przecież popularnego, przyjaznego Andrzeja Dudy – pod flagą biało-czerwoną, a nie nie niemiecko-unijno-czerwono-tęczową, to realizacja najgorszego chyba koszmaru Jarosława Kaczyńskiego.

Odzyskiwanie symboli państwowych i języka sprzeciwu – czego w trakcie rządów PO ani lewica, ani nikt inny nie zrobił nawet w dziesięciu procentach tak skutecznie jak Solidarni 2010 i „ludzie spod krzyża” – właśnie się zaczyna. To możliwe także dlatego, że kolejne kroki PiS-u pozwoliły wyjść poza partykularyzm obrony TK i dały ludziom jasny komunikat, czego trzeba bronić – i tak ludzie wyszli z „prawem”, „wolnością”, „demokracją” i „konstytucją” na ustach. A to już dużo więcej niż tylko pikieta w obronie jednej instytucji.

A poza wszystkim był jeszcze wczorajszy wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla TV Republika. Jeśli ktoś do ostatniej chwili nie miał motywacji, żeby arogancję PiS-u oprotestowywać, wysłuchanie wczorajszych wypowiedzi prezesa dało tych powodów aż nadto. Kaczyński mówi o przeciwnikach jego partii – a powtórzmy, na PiS nie głosowało więcej niż 38% wyborców – jako o „najgorszym sorcie Polaków”. Naprawdę, nie ma lepszego sposobu, żeby jeszcze mocniej zrazić do siebie społeczeństwo: niecałe dwa miesiące po wyborach, po dwóch kampaniach „łagodniejszej twarzy” nawrzucać ludziom i zaserwować im coś o „zdrajcach”. Brawo!

Tyle się o geniuszu Kaczyńskiego naczytaliśmy przez ostatnie lata i miesiące, że aż zapomnieliśmy, że w swojej zapalczywości popełnia on czasem podstawowe błędy polityczne – i to właśnie jeden z nich. Dziś w mediach społecznościowych hasło „najgorszego sortu Polaków” jest z przewrotną dumą przechwytywane przez wszystkich, których Kaczyński obraził – niezależnie, czy są z prawicy, czy lewicy. Specjaliści odpowiedzialni za sukces PiS-u w internecie łapią się pewnie teraz za głowę, bo (prywatnie z sieci niekorzystający) prezes robi właśnie wszystko, żeby ułatwić zadanie opozycji i przeciwnikom na tym froncie. To wręcz modelowy przykład błędnego interpretowania nastrojów społecznych – a za PR-owe bomby, które pod własne nogi rzuca kierownictwo PiS-u, co mądrzejsi ludzie z tego środowiska się wstydzą. Części z nich jeszcze przyjdzie po starszych ten bałagan sprzątać, a nie będzie to praca przyjemna.

Kto powie Niemcom, że jednak nie panuje u nich Weimar zmierzający w stronę hitleryzmu, tego nie wiem, ale ktoś będzie musiał tę żabę zjeść, gdy jeszcze przyjdzie polskiej dyplomacji usiąść z Niemcami do stołu i spróbować coś załatwić.

To wszystko nie znaczy oczywiście jeszcze, że „PiS się skończy” – być może jutrzejszy marsz zwolenników nowego rządu przykryje skalą dzisiejszą demonstację, a entuzjazm pryśnie.

Ale manifestacja KOD-u pokazała jasno, że nie wszystko jest takie, jak się (Prezesowi) wydaje – PiS popełnia błędy, a opozycja się uczy.

Coś się jednak zmienia, a symboliczna konstytucja, którą ktoś powiesił na latarni pod pałacem prezydenckim, okazała się magnesem, który przyciąga tysiące ludzi.

**Dziennik Opinii nr 346/2015 (1130)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij