
Oczywiście, że chciałam. Nie ma najmniejszych wątpliwości. W rezultacie to wszystko tylko i wyłącznie moja wina. Pierwsza wzięłam go za rękę. To się nazywa prowokacja.
Miałem w ten weekend okazję przyjrzeć się z bliska Jerzemu Hausnerowi przy okazji zorganizowanego przez niego daleko od mainstreamowych mediów niezwykłego „sympozjum”.