Znów, jak co roku, nie chciałem tego felietonu napisać.

Znów, jak co roku, nie chciałem tego felietonu napisać.
Patrząc na Putina w Murmańsku, widzę premiera Kaczyńskiego w Gdyni, jak woduje w 2023 roku, pod koniec swojej drugiej kadencji, parowy trałowiec „Mieszko Pierwszy” z oryginalnym napędem Biniendy.
Obejmując europejskie stanowisko, Tusk pozostawiłby dziś za sobą „ch…, d… i kamieni kupę”. A i „nowej Europie” czy „naszemu regionowi” nic po tym.
„Wszystko lepsze od jakiegoś lewactwa” – ten szept dojrzałych mieszczańskich gowinicznych rodziców dociera do wyćwiczonych uszu ich nigdy niezbuntowanych dzieci.
Okazuje się, że nie tylko państwo mamy „teoretyczne”, ale i teoretyczny jest cały nasz system partyjny.
Skoro już się z nimi politycznie żegnamy – a ja osobiście mam ochotę zrobić to z godnością – popatrzmy na czołowych ludzi Tuska w jego wciąż żyjącej, ale pozbawionej znacznej części powagi i siły ekipie.
Znacznej części społeczeństwa jest całkowicie obojętne to, że demokracja w Polsce została przez aferę podsłuchową bardzo głęboko zakwestionowana.
Ideologia rozrodcza, jak każda ideologia politycznie efektywna w walce o władzę, przyciąga do dzisiejszego Kościoła ludzi, których chrześcijaństwo by od niego raczej odpychało.
Rządzenie jednosobowo 40-milionowym krajem przy wygaszaniu społeczeństwa ostatecznie przynosi krótkoterminowe zyski.
Nie wolno już w dzisiejszej prawicowej Polsce myśleć o Kościele, o Bogu. O Polsce, Kościele i Bogu wolno tylko skandować. Wolno tylko zasypywać te wszystkie pojęcia ciężarówkami komplementów.
Mam złą wiadomość dla konserwatywnego polskiego mieszczaństwa. Wasze dzieci i tak będą ćpały. Pytanie tylko, czy jak Janis Joplin czy jak Wilk z Wall Street
Antyeuropejska prawica wygrała w dwóch kluczowych państwach członkowskich UE, które kiedyś były liderami naszego kontynentu, a dziś mają poczucie, że są pariasami.