Tomasz Piątek

Trafiła kosa na Pińskiego

Trafiła kosa na kamień. Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Póty dzban wodę nosi, póki się ucho nie urwie (więc pozwolisz Waszmość, że odpowiem kurwie – taki rym dodał kiedyś do tego przysłowia biskup Ignacy Krasicki). Przyszła koza do woza. Przyszła obywatelka Koza do dyrektora Woza. Był za komuny taki rysunek satyryczny, przedstawiający obywatelkę Kozę i dyrektora Woza, autorstwa bodajże Krauzego. Nikt się wtedy nie spodziewał, co z tego Krauzego wyrośnie. Gruszki na wierzbie i śliwki na sośnie, powiedziałby Kulfon i miałby absolutną rację: Krauze jest zaprzeczeniem samego siebie, robi postępowe rysunki dla lewicowego „Guardiana” i ultraprawicowe rysunki dla antypostępowej „Rzepy”. Takie, jak ten, na którym do Urzędu Stanu Cywilnego przychodzi po ślub facet z kozą (drżyj, narodzie, przed związkami partnerskimi). Znowu koza! Bardzo się Krauze zmienił od lat 70., ale jedno najwyraźniej mu zostało: nadal lubi rogato i brodato. Zajmuję się tu Krauzem nieprzypadkowo, bo chodzi o bliską mu ferajnę z „Uważam Rze”. Wszystkie przytoczone wyżej porzekadła odnoszą się właśnie do tej grupy i do tego, co ją teraz spotkało.

W poprzednim felietonie pisałem o Gowinie, że nie ma on po co się wdzięczyć do neofaszystów, bo jak dziarscy chłopcy będą wieszać wrogów narodu, to i jego powieszą. No i znowu okazało się, że jestem prorokiem (mam zresztą na to papiery wydane przez Zjazd Proroków w Niniwie). Dziarscy chłopcy zglanowali właśnie gowinoidalną prawicę. Moja przepowiednia się spełniła, wprawdzie nie w wersji wisielczej (ale jak tak dalej pójdzie, na to też przyjdzie czas) i nie wobec Gowina, tylko wobec jego dziennikarskich braci w wierze, szacownych konserwatystów, samozwańczych intelektualistów (bardzo samozwańczych) unoszących się ponad PiS i PO, łączących ekonomiczny neoliberalizm z prymitywnym prawicowym populizmem w kwestiach obyczajowych. Tę postawę można streścić jednym zdaniem: „Brzydzę się gejów, kocham prostych ludzi, ale za nic nie pozwolę się na nich opodatkować”. Oto oni: Lisicki, Karnowscy, Zdort (śmiał się na Pokłosiu), Ziemkiewicz (płakał po papieżu i powiedział, że wpierdoli tym, co nie płaczą), wreszcie Łysiak. Ostatnio w bibliotece wziąłem z półki jakąś książkę Łysiaka. Otworzyłem na chybił trafił i znalazłem zdanie: „Mózg osłabiony ejakulacją”. Jak wiadomo, Łysiak w swoich książkach robi wszystko, żeby przedstawić siebie z możliwie pozytywnej strony, więc może to jakaś próba samousprawiedliwienia?

Silna grupa. A mimo to dostała teraz w skórę. Hajdarowicz, wydawca „Uważam Rze”, zwolnił Karnowskiego, a następnie samego naczelnego, czyli Lisickiego, który ośmielił się go krytykować. W odpowiedzi na tę decyzję większa część redakcji i publicystów zwolniła się, względnie zrezygnowała ze współpracy z tygodnikiem – na znak solidarności z Lisickim. Oglądałem to widowisko z osobliwym uczuciem: złośliwość i Schadenfreude zmieszały się z kosmicznym zdumieniem, a w końcu nawet mu uległy. No bo jak to? Czy ten Hajdarowicz kompletnie już zwariował?  

Proszę Państwa, wcześniej nieraz ze zgrzytaniem zębów patrzyłem na imponujące wyniki sprzedaży „Uważam Rze” (oni nawet Effie dostali, nagrodę za najskuteczniejszy marketing) i pocieszałem się, mówiąc sobie, że taki sukces, jakie treści, takie treści, jaki kraj. „Taki targiet, panie”, jak mówił pan z warzywnika na moim osiedlu, sprzedając ludziom zepsute jaja. Ale jakby nie było, z biznesowego punktu widzenia te jaja były złote (mówię tu o „Uważam Rze”, nie o warzywniku), a jak się ma kurę znoszącą złote jaja, to jej się nie zarzyna. Przecież cholerne „Uważam Rze” to jedyna rzecz, która się Hajdarowiczowi udała (no, może poza sprzedażą preparatu profesora Tołpy). A teraz Hajdarowicz  niszczy „Uważam Rze”, tak samo jak wcześniej zniszczył lewicowy „Przekrój”. To prawda, że Lisicki krytykował swojego bossa. To prawda, że tradycyjna etyka biznesowa zakłada wzajemną lojalność między pracownikiem a właścicielem firmy, przynajmniej dopóki jeden albo drugi nie łamie zasad tej etyki (i w ogóle etyki, mam nadzieję). To prawda, że pracodawca ma prawo zwolnić nieposłusznego pracownika, tak jest w biznesie. Ale media to nie jest zwykły biznes, to nie sprzedawanie Tołpy, tutaj działają odwrotne reguły. Gdy redakcja krytykuje swojego pracodawcę, to robi mu dobrze, bo rośnie wiarygodność jego produktu. A gdy pracodawca znosi to z twarzą, to dodatkowo rośnie jego własna wiarygodność.

Hajdarowicz jednak tym wszystkim się nie przejął, Lisickiego wywalił, spokojnie pozwolił odejść jego kolegom i jako nowego naczelnego wziął sobie Jana Pińskiego z portalu Nowy Ekran, który to portal publikuje treści nie tylko spisko-smoleńskie, ale także jawnie antysemickie. Piński z kolei zaprosił do współpracy Janusza Korwin-Mikkego (zwolennika bicia kobiet i Żydów, jak również odbudowy gett w Polsce oraz przeciwnika pokazywania niepełnosprawnych w mediach), Roberta Winnickiego z Młodzieży Wszechpolskiej (zwolennika obalenia republiki) i Artura Zawiszę, który chlubi się swoim „poczciwym judeosceptycyzmem” (takie sobie panowie wymyślili miłe określenie na antysemityzm). Sytuacja jest niebezpieczna, bo to na naszej polskiej scenie kolejna zdobycz pałkarzy z nacjonalistycznej ekstremy. Najpopularniejszy prawicowy tygodnik polityczny, jak się zdaje, ewoluuje właśnie ze szczekaczki w pogromową szczekaczkę. Może w tej sytuacji powinien zmienić nazwę na „Głos Jedwabnego”? Ale nie ma się z czego śmiać.

I nie śmieje się nawet spora część prawicy. Na Facebooku i Salonie24 rozległ się wielki płacz publicystów i sympatyków tygodnika. Oczywiście, płaczą ze swoistym prawicowym wdziękiem. Łysiak na przykład rozpłakał się tak: „Tym właśnie gestem /wyprostowanym środkowym palcem, T. P./ żegnam nowych właścicieli (Hajdarowicz & Co.), ich pożyczkodawców (Czarnecki & Co.), ich mocodawców (tych wiejskich, ze WSI Komorówka) oraz ich jamników żurnalistycznych (tych spod znaku: wraca nowe, a ściślej: nowoekranowe”).

No cóż, panowie płaczący, zgadzam się z wami, że źle się stało, ale sami jesteście sobie winni.

Po pierwsze, przez całe lata powtarzaliście, że kapitalizm jest jedynym słusznym ustrojem i najwspanialej służy demokracji. No to macie kapitalizm. Pewnie, że Hajdarowicz zachował się nieprofesjonalnie, ale on tu pan, w jego firmie jego wola jest prawem. Oczywiście, protestować wam wolno, ale wypadałoby przy tej okazji zastanowić się nad swoimi dogmatami.

Po drugie, był sobie kiedyś w Polsce taki autor, katolik oczywiście, który napisał książkę: „Jak przy minimalnej rozkoszy maksymalnie płodzić dzieci”. Co to ma do rzeczy? To, że wy opracowaliście jeszcze bardziej jadowitą formułę: „Jak przy maksymalnej szacowności skutecznie sączyć nienawiść”. Teraz się oburzacie: „Nas, autorów genialnej formuły, zastąpiono takimi chłystkami, którzy nienawiścią pospolicie rzygają i nie stać ich nawet na hipokryzję!”. Lisicki wprawdzie mówi o Winnickim i Zawiszy, że sam już wcześniej rozważał publikację ich złotych myśli, ale robi to z miną chłopczyka, który dostał w twarz od kolegi i pociesza się, że to on sam przypadkiem nadział mu się buzią na pięść. Powtórzę: jesteście sobie winni. Teraz, kiedy Nowy Ekran i Młodzież Wszechpolska narobiły wam do ogródka, nagle przestały wam się podobać. A wcześniej kto się zachwycał Marszem Niepodległości? Kto się oburzał na służby inwigilujące neofaszystów („prześladują prawicową opozycję, o zgrozo!”)? Kto pluł na protestujących antyfaszystów? Kto usprawiedliwiał i legitymizował oszalałych z nienawiści bandytów? Macie za swoje. Co więcej, to wy – „szacownie” podając ludziom „umiarkowane” dawki nienawiści – przyzwyczailiście do tej nienawiści swoich odbiorców, którzy teraz chętnie łykną większą dawkę od Korwina, Winnickiego i Zawiszy. Nie spodziewajcie się wdzięczności od tego „targietu”. On co najwyżej wam powie: „Było fajnie, jak zaczynaliśmy razem, ale ci nowi dilerzy mają jednak mocniejszy towar, bardziej zgniłe jaja”.

Oczywiście, w przyrodzie nic nie ginie. Powstało nowe kuriozalne medium prawicowe, dwutygodnik „W sieci”. Pozwolę sobie przypuścić, że właśnie tam, pod skrzydłami Karnowskiego, uwiją sobie nowe gniazdo oskubane orły z dotychczasowego „Uważam Rze”. Jedna tylko rzecz mnie intryguje: pismo nazywa się „W sieci”, a jest na papierze. Najwyraźniej prawica nie może obejść się bez błędów nawet w nazwie, a teraz przeszła od ortograficznych do logicznych.

www.tomaszpiatek.pl                   

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij