Tomasz Piątek

Straszliwe karły

Miałem kiedyś taki okres w życiu, że wchodziłem często na stronę Dentro (dentro.art.pl), starsi internauci pewnie pamiętają: Magazyn Filozoficzno-Futbolowy dla Narkomanów (idealna definicja pisma dla mężczyzn, zauważył kiedyś Paweł Sito). Było tam wiele uroczych opowiadanek, takich jak: Life is niezły trip, but śmierć może być better, a także kilka manifestów politycznych, na przykład Inwalidzi do gazu (polecam szczególnie Januszowi Korwin-Mikkemu). Były też zapowiedzi następnych opowiadań, które lada chwila miały się ukazać, a wśród nich tytuł, który zainteresował mnie szczególnie: Straszliwe karły. Niestety, opowiadanie to nie ukazało się do dziś. Ale nie narzekam. Bo jakoś tak się stało, że straszliwe karły, chociaż nie pojawiły się w formie beletrystycznej, na przełomie roku 2012/2013 przyszły do nas w różnych innych postaciach.  

Przede wszystkim, wojna o karły wybuchła pomiędzy Prawicą Chuliganerii Koncesjonowanej (nowe „Uważam Rze”), a Prawicą Paranoi Kontrolowanej (dawne „Uważam Rze”, teraz „W sieci”). Proszę Państwa, to jest wojna o Śródziemie, o Pierścień, a dokładnie o hobbitów. W „Uważam Rze” ruszył do ataku Wiesław Kot (człowiek skądinąd sympatyczny: pamiętam, jak na pokazie prasowym jakiegoś dennego filmu nie wytrzymał i zaczął krzyczeć do aktorów na ekranie: „Co wy pieprzycie?!”). Kot stwierdził, że poczciwy hobbit Bilbo Baggins jest idealnym czytelnikiem „Playboya”, zdemoralizowanym singlem-pornogrubasem, a jego twórca, pisarz Tolkien był niepozbieranym psycholem, który chciał drukować ilustracje do swej książki niewidzialnym atramentem. 

Tymczasem „W sieci” poświęciło hobbitom niemal połowę numeru, jak również okładkę, na której widnieje tekst: „Dzielni Polacy to hobbici Europy”, a obok, w charakterze ilustracji, kurczy się bosy, spocony nieludź z obłędem w oczach, owinięty biało-czerwoną flagą. No jeśli to nie jest obraza barw narodowych, to nie wiem, co jest obrazą. A poza tym – no kurka wodna, już nie tygrysy Europy, a hobbici?! To tak się zdegenerował konserwatywno-neoliberalny pomysł na Polskę?  

W środku można przeczytać, że Tolkien był gigantem myśli katolickiej (i tu się zaczynam gubić, bo dzieło Tolkiena poświęcone jest magii, a najbardziej heroiczna postać to czarodziej: to w końcu wolno katolikom czytać o czarach czy nie?). Dalej znowu pojawiają się rzeczy obraźliwe – na przykład stwierdzenie, że hobbici to polscy Sarmaci, a Sarmaci to hobbici. Tylko kto tu się powinien bardziej obrazić, hobbici czy Sarmaci? Wyobraźmy sobie, że książę Bogusław Radziwiłł mówi do Kmicica: „Waść jesteś karzeł podziemny, leniwy a żarłoczny, z włochatymi stopami”. Albo wyobraźmy sobie, że ktoś mówi do małego Bagginsa: „Przyznaj się Bilbo, zamordowałeś brata, żeby dostać spadek, zabiłeś paru przypadkowych ludzi, głodzisz swoich niewolników i gwałcisz niewolnice, masz dwadzieścia wyroków na karku, a poza tym cały czas chlejesz i rzygasz”. Ciekawe, jaka byłaby reakcja obu zainteresowanych. Ale jeszcze bardziej ciekawi mnie co innego: co mianowicie zaszło pomiędzy PR-owcami filmu Hobbit a redakcją „W sieci”? Czyżby jacyś hobbici przespacerowali się pod biurkami i przekazali sobie magiczny Skarb? 

Inny liliput objawił się w telewizorze. Mam oczywiście na myśli reklamę Heyah, w której dziewczyna ma na oku coś w rodzaju małego krwiaka, jakieś pęknięcie naczynka – i z tego krwiaka wyskakuje karłowaty Lenin, który biega po stole, wymachuje flagą i woła o nowej rewelacyjnej,  rewolucyjnej ofercie. Czekam, co na to Gowin. Gowin powiedział niedawno, że woli neofaszystów od Krytyki Politycznej, że KP wydała książkę o Leninie, że Lenin to Hitler itd. Co w takim razie powiedzieć o Heyah? Oni nie tylko ośmielają się mówić o Leninie, nie tylko ośmielają się go pokazywać, ale wręcz ukazują go jako pozytywną postać, która przynosi nam korzystną zniżkę. Panie ministrze, przecież tego nie można tolerować! Trzeba zdelegalizować, zakazać, wsadzić do więzienia zarząd firmy, dyrektora, dział marketingu, agencję reklamową, czyż nie? A kiedy Heyah zejdzie do podziemia, wtedy w geście solidarności wykupimy abonament (podziemny operator telefoniczny – to interesujące, to coś jak konspiracyjny hydraulik w filmie Brasil Terry’ego Gilliama).

Zmaltretowany mentalnie przez te wszystkie karły – playboyowe, sarmackie i rewolucyjne – poszedłem spać. I przyśnił mi się kolejny karzeł. Zadzwonił do moich drzwi, a ja go wpuściłem. „Nevolnikovy krem sprzedaję, nevolnikovy” – zabełkotał, jakby po czesku – „Przy piervszym kontakcie ze skórą każdy staje się nevolnik vłaściciela kremu. Poprobujte sam” – i wyciągnął do mnie otwarty słoiczek i ja, idiota, wziąłem kremu na palec i patrzę, kogo tu maznąć i widzę w jego okrutnych oczach, że przecież on jest właścicielem kremu, a ja, idiota, pomazałem sobie palec. „Haha” – zawołał – „Teraz będziesz taboret!”.

www.tomaszpiatek.pl

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij