Tomasz Piątek

Ruski, Tuski, spiski

Cezary Michalski oskarża prawicę o cynizm. A dokładnie o cyniczne wykorzystywanie katastrofy smoleńskiej, o inteligentne manipulowanie masami wierzącymi w spiskową teorię zamachu. Istotnie, patrząc na Kaczyńskiego czy czytając „Rzeczpospolitą”, można było odnieść takie wrażenie. Kaczyński do niedawna zadowalał się mglistymi ogólnikami o bliżej nieokreślonej odpowiedzialności platformerskiego rządu za tragedię, które PiS-owski elektorat mógł interpretować sobie jako: „Tak, był rusko-tuski zamach!”, a elektorat normalniejszy jako: „Nie, on tylko cierpi po stracie brata i jest zły na rząd za zaniedbania”. „Rzepa”, konserwatywnie szacowna, nie twierdziła wprost, że rusko-tuski zamach był, ale broniła wyznawców teorii zamachu przed atakami krwiożerczych lemingów. Głosiła, że ludzie mają prawo do wiary w spisek, bo w sprawie smoleńskiej jest więcej pytań niż odpowiedzi. Doprawdy, aż się prosiło, żeby wydrukować jakiś numer „Rzepy” antydatowany na rok, powiedzmy 1780: „Wynarodowiony salon znowu zafundował nam kampanię antykatolickiej nienawiści pod płaszczykiem obrony rzekomych praw czarownic… Polacy mają prawo zgodnie ze swoją tradycją wierzyć w czarownice, a że wiara bez czynu nie jest wiarą, więc mają prawo także je palić – tym bardziej, że w tej sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi”.

W tym szaleństwie była jednak metoda, rzeczywiście bardzo cyniczna. Było to mruganie do czterdziestoletniego, zadowolonego z siebie, katolickiego mężczyzny z klasy średniej, przedsiębiorcy lub profesjonalisty: „Panie, głosuj pan na Kaczora, a nie na Tuska, bo Kaczor to wszystko lepiej załatwi… My też nie wierzymy w te smoleńskie banialuki, ale dzięki nim ciemny lud ma rozrywkę, nie myśli o wyższych pensjach czy wyższych podatkach… Głosuj pan na Kaczora, bo on otumani tłuszczę, a po cichu znów ci obniży jakiś podatek. I przy okazji jeszcze mocniej weźmie za mordę baby, pedałów i innych zboczeńców”.

Teraz jednak wychodzi na to, że prawicowcy to nie cynicy. Kaczyński nagle zrezygnował z dwuznaczności. Dzisiaj powiedział: „Zamordowano 96 osób. To niesłychana zbrodnia […]. Jedyną teorią, która wszystko wyjaśniała, był wybuch”. Kaczyński powołał się przy tym na ostatnie informacje o śladach trotylu we wraku samolotu. Warto jednak zauważyć, że zasadniczy zwrot miał miejsce wcześniej, jeszcze przed trotylowymi rewelacjami. Już siedem dni wcześniej prezes PiS-u powiedział „Gazecie Polskiej” tak: „W nauce jest taka zasada, że jeśli dana koncepcja tłumaczy wszystkie fakty, to jest ona prawdziwa. Taką koncepcją jest teoria zamachu”. Zaraz potem na teorię zamachu nawrócił się sceptyczny wcześniej publicysta „Rzepy”, Piotr Skwieciński. Równocześnie zrobił to Rafał Ziemkiewicz, który opublikował niesamowity tekst, prawdziwe arcydzieło antylogiki ziemkiewiczowskiej, z taką oto myślą przewodnią: katastrofa smoleńska była niezwykle bezczelnym zamachem, a nawet jeśli nim nie była, to i tak nim była, i była bezczelna. Czyżby w „Rzepie” zapanowała powszechna epidemia rozmiękczenia mózgu? Można tak podejrzewać, tym bardziej, że – tu nie mogę powstrzymać się od nieco rozrywkowej dygresji – w tym samym piśmie i w tym samym czasie niejaki Hubert Kozieł napisał, iż ogólnoświatowy kryzys gospodarczy wywołały… kobiety: na skutek „obsesji na punkcie parytetów” do zarządu banku Lehman Brothers dostała się baba, niekompetentna jak to baba i to ona spowodowała cały ten burdel. Genialne rozwiązanie: wszystkiemu winne są kobiety, jak zawsze. Kobiety i zapewne także pedały, ponieważ Kozieł twierdzi, że w PRL-owskich władzach lokalnych stosowano… parytet wobec homoseksualistów. Jasne. A na zjazdach partyjnych występowały drag queen, śpiewające o towarzyszu Gierku: „Edzio, Edzio, słodki jak pedzio”. Jak przeczytałem opowieści pana Huberta, to spadłem z krzesła: najwyraźniej patriotyczny ekonomista „Rzepy” tyle wie o całkiem niedawnej historii swojego kraju, co ja o hodowli fosforyzujących ogórków w dorzeczu Mekongu. A może władze PRL, hehe, pomyliły mu się z władzami Kościoła katolickiego?

Ale wróćmy do meritum i pozostawmy opowieści Koziełka-Matołka na boku, jako ciężki i odosobniony przypadek. Pozostałych publicystów „Rzepy” – tych, którzy nawrócili się na teorię zamachu – chciałoby się usprawiedliwić wpływem ostatnich medialnych rewelacji. No bo ślady trotylu i nitrogliceryny we wraku… A wcześniej mieliśmy kolejne tajemnicze samobójstwo, czyli śmierć chorążego Remigiusza Musia, który był świadkiem w sprawie katastrofy smoleńskiej i wbrew protokołom pokładowym oskarżał Rosjan o to, że kazali pilotom zejść na wysokość 50 metrów. To są rzeczy, którą zmuszają do zastanowienia nawet takiego sceptyka, jak ja.

Proszę jednak zwrócić uwagę na to, że fala nawróceń na prawicy nastąpiła nie po tych rewelacjach, ale tuż przed nimi. Czyżby Kaczyński i prawicowi publicyści mieli już wcześniej jakieś tajemnicze przecieki? Nic na ten temat nie mówią. Twierdzą, że bezpośrednim powodem zmiany poglądów była osobliwa konferencja naukowa czy też paranaukowa, podczas której różni mniej lub bardziej pocieszni jegomoście przedstawili światu swoje rozważania dotyczące wrodzonej miękkości brzozy, jak również wykład, według którego samolot wybuchający na ziemi musi pozostawić krater na lotnisku (zilustrowali ten wykład zdjęciami samolotów „wybuchniętych” na ziemi, przy których nie było żadnego krateru: nie dziwię się, że ten rodzaj logiki wzbudził uznanie Ziemkiewicza).

To wszystko razem jest bardzo dziwne i bardzo ciekawe, więc nawet we mnie obudziło tropiciela spisków. Proszę popatrzeć, jak wyglądał ostatni tydzień: najpierw bardzo nagłośniona, aczkolwiek fatalnie przygotowana konferencja naukowa, potem pierwsza deklaracja Kaczyńskiego w „Gazecie Polskiej”, zaraz potem Skwieciński i Ziemkiewicz przechodzą na stronę „zamachistów”, potem tajemnicza śmierć Musia, trzy dni później wiadomość o trotylu we wraku i natychmiast druga, jeszcze twardsza deklaracja Kaczyńskiego. Niesłychany zbieg okoliczności, naprawdę. Wygląda to tak, jakby ktoś bardzo chciał, żeby Polacy uwierzyli w rusko-tuski spisek i zamach. Jakbyśmy mieli spisek na rzecz teorii spisku. Jak gdyby ktoś chciał za wszelką cenę uczynić Kaczyńskiego władcą Polski. Kto mógłby tego chcieć?

Tu warto odwrócić pytanie: a czego mógłby chcieć Putin, gdyby naprawdę to on spowodował katastrofę w Smoleńsku? Przecież wiedziałby, że wzmocni tym Jarosława Kaczyńskiego i jego partię. Gdyby zarządził zamach, to znaczyłoby, że chce w Polsce Kaczyńskiego u władzy. I nie byłoby w tym nic dziwnego: polityk skłócony z Niemcami i z Europą, wierzący ślepo w daleką i obojętną Amerykę, osłabiający swój kraj przez wstrzymywanie modernizacji, kompromitujący Polskę, wreszcie swoimi międzynarodowymi prowokacjami przysparzający Putinowi wielkorosyjskich zwolenników, gotowych uwierzyć, że trzeba wspierać władcę imperium przeciwko agresywnym Polaczkom-amerykańskim psom w Gruzji i innych krajach byłego ZSRR. Czy Putin nie powinien wspomagać kogoś takiego wszelkimi środkami? A po Czeczenii, Dubrowce, Biesłanie, czy Politkowskiej wiemy, że w środkach nie przebiera. Co to dla niego: najpierw wysadzić w powietrze samolot pełen ludzi, potem zabić jakiegoś chorążego, nie mówiąc już o przekonaniu paru publicystów.

Nie, nie sugeruję, że Ziemkiewicz jest na rosyjskim żołdzie (aczkolwiek byłoby to całkowicie zgodne z jego tradycją polityczną: określa się jako nowoczesny endek, a endecy od czasów Dmowskiego lubili carów i ruble). Mówię tylko, że jeśli już ma być logika spisku, to niech będzie to logika, a nie ziemkiewiczowska antylogika. Logikę spisku praktykujmy logicznie. Jeśli się konsekwentnie zastosuje teorię spiskową do wszystkich ostatnich wydarzeń, to wnioski mogą być bardzo nieprzyjemne dla Kaczyńskiego i nacjonalistycznej prawicy. No więc jak, panowie z „Rzepy”, był spisek czy nie był? Bo jeśli tak, jeśli Ruski i spiski, to już nie Tuski, a wnioski. Zdecydujcie sami.

A tak poza tym, idzie Święto Zmarłych. Oczywiście, jeśli już mamy konsekwentnie wyznawać teorię spisku, to musimy uznać, że wszystkie rewelacje dotyczące smoleńskiej makabry skomasowano specjalnie tuż przed tym dniem, żeby tym skuteczniej wprowadzić Polaków w ich ulubioną żałobną histerię. Ale nie chcę już dalej drążyć tego tematu, Święto Zmarłych przyszło mi do głowy z innego powodu. Otóż przy okazji tego święta warszawska kuria zabroniła wiernym halloweenowych zabaw. Stwierdziła, że to pogaństwo. „Tak jakby katolickie Święto Zmarłych nie było starym, pogańskim obrzędem” – powiedział mój kolega z pracy. Nie mogłem się z nim nie zgodzić, aczkolwiek cały problem na szczęście mnie nie dotyczy. Ja nie mam Święta Zmarłych, mam za to jutro, 31 października, Święto Reformacji. Bez wątpienia radośniejsze, chociaż w sumie trochę smutno świętuje się Reformację w kraju, w którym Reformacja się nie udała, podobnie jak Oświecenie, pozytywizm i socjalizm, a kapitalizm to nawet parę razy się nie udał. Ja jednak nie tracę nadziei. W kwestii Reformacji, oczywiście.

www.tomaszpiatek.pl

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij