Tomasz Piątek

Prażynkowy satrapa

„Putin się rozwodzi” – powiedziałem do kolegi głęboko zranionym głosem. Był to jeden z najlepszych żartów, jaki mi się udał w życiu. Głos, nie informacja.

„Putin się rozwodzi” – powiedziałem do kolegi głęboko zranionym głosem. Był to jeden z najlepszych żartów, jaki mi się udał w życiu. Głos, nie informacja. Bo informacja jest prawdziwa: Putin się rozwodzi i żeni się z kobietą-gumą, którą podobno można nosić w walizce (po odpowiednim złożeniu). Poza tym prezydent Rosji kradnie sygnety Amerykanom. I chwali się publicznie, że nie ukradł, tylko dostał jako łapówkę. W sumie ciekawa osobowość. No i oddał Mordwę Gerardowi Depardieu – ale z tym ostatnim posunięciem jednak nie mogę się pogodzić, bo Mordwa należy do mnie.

 

To jest tak: moja babka z Borowskich była z prababki Krapiwiny, która była z Jenikiejewów, a Jenikiejewy, książęta tatarscy, w prostej linii wywodzą się od chana Behana, który był człowiekiem Tamerlana, i którego Tamerlan zrobił chanem Mordwy. Tak więc Mordwa jest moja, a że Behan wywodził się z rodziny Czyngisa, to mógłbym też zgłosić pretensje do Mongolii. Ale jako człowiek skromny zadowolę się Mordwą. Niech Depardieu weźmie sobie republikę Komi, niech tam obniża podatki do minus 40. Są temperatury ujemne (zwłaszcza w republice Komi), to mogą też być podatki ujemne. Im więcej ktoś zarabia, tym więcej niech mu państwo dopłaca. Ale będzie wzrost! Napiszę w tej sprawie do Putina. Kto wie, może rozciągniemy ten system na całą Rosję, a ja stanę się sławny jako dobroczyńca ludzkości na miarę Czyngisa. Wielki Chan Czips, Prażynkowy Satrapa – tak na mnie mówił Max Cegielski już w liceum.

 

Ale nie tylko na Mordwie, także w Polsce kiełkują ciekawe pomysły na przebudowę systemu podatkowego. Dzisiejsza „Wyborcza” zamieszcza wywiad z Przemysławem Wiplerem, który reklamuje siebie jako ostoję gospodarczego i politycznego rozsądku. Jest to człowiek, który odszedł z PiS-u, bo PiS jest dla niego zbyt lewicowy. Nieźle. W takim razie powinien wstąpić do Ruchu Narodowego. Ale nie: solidarność hordy jest dla niego też zbyt lewicowa. On chce państwa minimalnego i proponuje, żeby pracownicy przestali płacić podatki. Podatki mają płacić tylko firmy. Ale przecież w ten sposób obciążenie podatkowe firm wzrośnie o co najmniej piętnaście procent (to kalkulacja Wiplera, przyjmijmy ją na razie za dobrą monetę). Czy prawicowy neoliberalny republikanin może mówić takie rzeczy?  Może, bo jego propozycja to dla pracodawców żadne zagrożenie. Pracodawcy powetują sobie wzrost obciążeń, ściągając różnicę z dochodów pracowników (czyli to, co teraz pracownicy płacą fiskusowi). W takim razie można pomyśleć, że wyszłoby na to samo.

 

 

A więc po co taka zabawa? Herbata nie robi się słodsza od samego mieszania. Wipler odpowiada: mielibyśmy tańszy i bardziej przejrzysty aparat skarbowy. Aha.

 

 

No dobrze, weźmy tę obietnicę też za dobrą monetę. Tańszy aparat skarbowy to jest jakaś korzyść, ale boję się, że przy tej okazji stracilibyśmy coś o wiele cenniejszego niż ewentualne korzyści z odchudzenia skarbówki (która, przyznaję, wymaga reformy i zdyscyplinowania). Bo w tym wypadku mamy do czynienia z takim mieszaniem herbaty, od którego robi się ona bardziej gorzka.

 

Podstawą nowoczesnego państwa demokratycznego – jak to już dwieście kilkadziesiąt lat temu stwierdzili rewolucjoniści z Kraju Wzorcowego za oceanem – jest połączenie taxation i representation, opodatkowania i parlamentu. Ponieważ lud płaci podatki na państwo, to ma prawo o tym państwie decydować i od niego wymagać.

 

Propozycja Wiplera, na pierwszy rzut oka wyglądająca „rozsądnie”, w rzeczywistości zmierza do przerwania więzi pomiędzy państwem polskim a ogromną większością Polaków. W jego wizji pracownik pozostawałby w stałej relacji finansowej z podmiotami prywatnymi. Z bankiem, ze sklepem, w którym ma kartę rabatową, z właścicielem lokalu, który wynajmuje – a przede wszystkim z pracodawcą. To pracodawca reprezentowałby go w kontaktach ze Skarbem Państwa. Doświadczenie przeciętnego Polaka byłoby takie, że on państwu nic nie płaci. A jak nie płaci, to i nie wymaga. Myśl: „Mam prawo oczekiwać, wymagać od państwa” zaczęłaby zanikać, skoro nie wspierałoby jej coroczne doświadczenie PIT-u. A myśl: „Większą część tego, co wypracowałem, zabiera przecież pracodawca i to on za mnie płaci podatki jako pośrednik” oddziaływałaby o wiele słabiej jako bardziej skomplikowana i abstrakcyjna, nie wsparta namacalnym aktem płacenia. Tym bardziej że pośrednik-pracodawca zrobi wszystko, żeby pracownik zapomniał, iż tak naprawdę wypracowuje więcej przychodu, niż dostaje w postaci płacy. Pracodawca przecież wierzy i propaguje wiarę w to, że to pracodawcy generują przychody, zyski, rozwój i wzrost, a pracownicy dostają i tak więcej, niż im się należy.

 

 

Propozycja Wiplera prowadzi do sytuacji, w której ludem są tylko przedsiębiorcy. Oni płacą, oni wymagają. Poniżej przedsiębiorców jest o wiele liczniejszy nie lud, tylko plebs. Tak jak w wielu nowożytnych miastach wczesnokapitalistycznych. Tam byli szacowni obywatele płacący podatki. I był motłoch, którego władze nie chroniły i który nie wiedział, że mógłby żądać takiej ochrony.

 

W tej sytuacji proponuję: jak już mamy wybierać archaiczny system rządów, to nie wybierajmy Wiplera, wybierzmy mnie. Ja jako Chan Polski, Mordwy, a może i Mongolii będę łaskawszy: cały lud potraktuję jak lud. Wycofuję się z pomysłu podatków ujemnych, pójdę raczej tropem dziadka Czyngisa. W końcu Czyngis wprowadził bardziej sensowny system niż ten Wiplera, zwalniając z płacenia podatków tylko uczonych, lekarzy, prawników, grabarzy i duchownych wszelkich wyznań, bez żadnej preferencji dla pogan, buddystów, muzułmanów, żydów czy chrześcijan. Taki był tolerancyjny. Ale z drugiej strony zakazał uboju rytualnego i nakazał, żeby wspólnoty religijne zliberalizowały różne absurdalne przepisy obyczajowe.

 

 

No i kurka wodna, przydałby się nam taki Czyngis teraz w Polsce. Obiecuję, że ja, Wielki Chan Czips, Prażynkowy Satrapa, godnie go zastąpię.

 

www.tomaszpiatek.pl     

 

 

 

 

  

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij