Tomasz Piątek

Nowy kibuc miejski

Myślę sobie, że nie przypadkiem Yael Bartana zbudowała kibuc w środku Warszawy. Wszyscy zwrócili uwagę na ten kibuc ze względu na jego żydowskość, ja myślę, że ważniejsza może się okazać jego kibucowość. To znaczy spółdzielczość. Kibuc w Warszawie może być zapowiedzią tego, co nas czeka i nie mam tu na myśli masowego powrotu Żydów do Polski (to się raczej nie zdarzy).


Może się okazać, że kibucowe lub kibucoidalne formy organizacji życia okażą się najbardziej komfortową, a może nawet jedyną możliwą drogą dla prekariatu, stale balansującego między zatrudnieniem śmieciowym a bezrobociem. W sytuacji, w której ani państwo, ani rynek nie zapewniają nam stałego zatrudnienia, dochodu minimalnego, przedszkoli czy emerytury, będziemy musieli zapewnić je sobie sami.


W Polsce zaczynają się pojawiać spółdzielnie społeczne i niektóre z nich całkiem dobrze prosperują, ale uważam, że kibucowy sposób życia jest dostępny także dla tych, którzy pracują w systemie kapitalistycznym. Kapitalizm można w ten sposób potraktować jak niewdzięczną, kamienistą glebę, którą poszczególni członkowie kibucu uprawiają. Wyglądałoby to tak: ci członkowie kibucu, którzy akurat mają pracę w kapitalistycznej firmie, idą do tej pracy. Swoimi zarobkami dzielą się z tymi członkami kibucu, którzy pracy nie mają. A ci w zamian sprzątają, robią zakupy, gotują, zajmują się dziećmi i opiekują się najstarszymi członkami kibucu, którzy już nie są zdolni do pracy. W ten sposób ludzie sami mogliby rozwiązywać sobie nawzajem problemy związane z brakiem czasu, brakiem pracy, brakiem przedszkoli, brakiem emerytur, brakiem opieki społecznej. 


Kibuc mógłby robić zakupy hurtowo, na czym dodatkowo by oszczędzał. Mógłby też hurtowo wynajmować lub kupować mieszkania (wynajmując lub kupując od jednego podmiotu kilka mieszkań naraz, zawsze da się utargować zniżkę). Mógłby być też interesującym partnerem dla banków, jeśli chodzi o branie kredytów (oczywiście pod warunkiem, że nazwałby się nie kibuc, tylko „Wspólne Życie, sp. z o. o.). 


Oczywiście, przyjmowanie członków do kibucu musiałoby się odbywać niezwykle starannie. Każda osoba zdolna do pracy powinna pracować, albo na zewnątrz, zarabiając pieniądze, albo wewnątrz kibucu, organizując i usprawniając jego życie. Ważne, żeby nikt nie czuł się wykorzystywany. Ale ważne też, żeby każdy czuł się bezpieczny. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy każdy będzie czuł się potrzebny.


Kibuc oferowałby coś, co na kapitalistycznym rynku jest niezwykle rzadkim towarem: socjalne bezpieczeństwo aż po grób. To jednych zmobilizuje do entuzjastycznych działań na rzecz kibucu, dla drugich będzie demoralizujące. Dlatego zebranie wszystkich dorosłych kibucników miałoby prawo usunąć z kibucu każdego, kto by się opieprzał. Ale na zebraniu powinno się też dyskutować o wszystkich przypadkach, w których ktoś czuje się wykorzystywany. Nie powinno być ani obijania się, ani wyzysku.


Nie obawiam się, że członków pracujących na zewnątrz kibucu mogłoby być zbyt mało, żeby utrzymać cały kibuc. Nie obawiam się, że większość kibucników będzie chciała się zajmować spokojnym, bezkonfliktowym sprzątaniem. Większość kibucników będzie chciała występować w roli tych, którzy przynoszą pieniądze. Tak działa ambicja. Ważne tylko, żeby ta ambicja nie przerodziła się w pychę. Temu powinny służyć regularne zebrania wszystkich członków kibucu. Aby duża grupa ludzi, niezwiązana więzami rodzinnymi, mogła żyć razem w jednym miejscu, potrzebne jest nieustanne czyszczenie atmosfery. Każdy powinien mieć prawo powiedzieć, co go denerwuje. Wszystkie urazy i napięcia powinny być regularnie rozładowywane. To jest trudne, ale działa – przerobiłem to w ośrodku odwykowym.


Oczywiście, napisałem ten felieton jako prowokacyjny protest przeciwko temu, że państwo nie dba o bezpieczeństwo socjalne obywateli. Obawiam się jednak, że państwo tego prowokacyjnego protestu by nie zrozumiało. Obawiam się, że gdyby zaczęło się mówić o zakładaniu takich nowych kibuców miejskich, państwo natychmiast by uznało to za znakomity pretekst, żeby całkowicie już zrezygnować z dbania o ludzi. Bez problemu mogę sobie wyobrazić, jak uśmiechnięty premier Tusk mówi: „Skoro obywatele sami chcą się tak ślicznie zorganizować, to rząd przestaje się mieszać w te sprawy”.


I jak mu zgasić ten uśmiech?

 

www.tomaszpiatek.pl   

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij