Tomasz Piątek

Człowiek wysokiej jakości

Kryzys, panie. Byłem mały, był kryzys. Jestem duży, jest kryzys. Po drodze było parę okresów prosperity przedzielanych mniejszymi kryzysami. Raz się wyłożył ruski rynek, innym razem internetowy, a teraz wyłożyło się wszystko.

Ja sobie przez ten czas jakoś radziłem. Może dlatego, że prowadzę firmę w sposób demokratyczny, a to zdrowe. Zawsze byłem za demokracją. To normalne, jak ktoś się wychował w komunie. Precz z komuną, każdy powinien mieć prawo, żeby coś tam powiedzieć. To, co myśli.

U mnie w firmie nawet decyzje są podejmowane wspólnie, razem z pracownikami. Oczywiście nie wszystkie – nie te wielkie decyzje strategiczno-finansowe. Wielkie decyzje muszą podejmować ci, którzy mają lepsze rozeznanie na rynku i w biznesie. Oni muszą być liderami, na przykład ja. Ale kwestie produktowe to coś, co aż prosi się o demokrację. Przynajmniej w mojej branży.

Produkuję przetwory. Prawdziwki w lekkiej marynacie octowej (ocet zabija smak, lekka marynata octowa go podkreśla). Używam wyłącznie polskich prawdziwków, bo chińskie smakują jak papier. Z całym szacunkiem dla Chińczyków, którzy papier wynaleźli, ale z prawdziwkami im nie poszło. Albo kapelusze podgrzybków, też w lekkiej octowej (same kapelusze, bo nóżki smaku nie mają). Kurki, rzecz jasna. Grzybki shiitake w oleju. Szparagi. Wymyśliłem coś, co nazwałem chrupkie sosy do kanapek, z siekanych warzyw, które chrupią przy jedzeniu. Moje ulubione trio: sos ostro-kwaśny z trzech rodzajów ogórków: świeżych, małosolnych i kiszonych.

Smaki komponuje koleżanka Łagoda (tak się nazywa, ale ostro też umie pojechać), która ma do tego wyjątkowy talent. Ale to nie ona mówi, co dobre. Nawet ja tego nie mówię. Raz w miesiącu pracownicy przychodzą zbiorowo na wielkie degustacje. To jest święto, ich i nasze. Oni decydują przez głosowanie, który smak idzie do produkcji.

W ten sposób oszczędzam też na badaniach konsumenckich. Jakże to? Zapytają Państwo. Przecież moje produkty są ewidentnie z wyższej półki, a moi pracownicy nie. To przysmaki dla pana dyrektora, a nie dla biednego człowieka, którego na to nie stać i który zwykle ma inny gust niż pan dyrektor.

A kuku, proszę Państwa, niespodzianka. Bo ja robię rzeczy wysokiej jakości w niskiej cenie. Jestem przecież demokratą. Wszyscy znajomi z branży łapali się za głowę, kiedy pierwszy raz zobaczyli moje portfolio produktów. „Robisz coś, czego nie wolno! – krzyczeli – W biznesie wolno robić trzy rzeczy. Dobre i drogie, w małych ilościach dla koneserów. Złe i tanie, dla bydła, które kupuje patrząc tylko na cenę. A także złe i drogie, bo debili, którzy uważają się za koneserów, jest w tym kraju więcej niż koneserów. To dobry target do oskubania, bo koszty małe, a elektorat całkiem spory. Jednego robić nie wolno, nie wolno robić dobrze i tanio. Każdy, kto tak robił, się wyłożył. Koszty wielkie, a zysk zerowy. Zawsze obok ciebie na półce znajdzie się kutas, który sprzedaje kompletne gówno. I to kompletne gówno, ze względu na niski koszt produkcji, zawsze będzie tańsze od twojego produktu. Choćbyś nie wiem jak obniżył cenę. Bydło, dla którego robisz, jak zobaczy dobre ogórki za 6 złotych i złe za 5,99, wybierze złe. A koneser pluje na twoje przetwory, bo swoje wie: tanie, to złe”.

Przez pewien czas wydawało się, że nie mają racji. Przez pewien czas jakoś ciągnąłem. Aż przyszedł kryzys. Bogaci, jak to w kryzysie, nadal byli bogaci i pluli na moje przetwory. A reszta rzuciła się na najtańsze gówno.

Zwołałem pracowników. Bo wszystkie decyzje, które da się podejmować demokratycznie, podejmuję demokratycznie. „Albo muszę zwolnić dwadzieścia procent z was – powiedziałem – albo muszę obciąć wam pensje o dwadzieścia procent. Decydujcie”.

Zagłosowali, jak zagłosowali. Najważniejsze, kto jak zagłosował. Ten, co zagłosował za zwolnieniami, jest pewien swojej wartości – i wartości swojej pracy. I dla tej wiary gotowy jest nawet zaryzykować. To dobry pracownik i chłop z jajami. Ci, co zagłosowali za obniżką, boją się zwolnienia. A więc czują, że ich praca jest mało wartościowa. Liczą na to, że solidarność grupowa ich osłoni. Pasożyty, lenie i tchórze. Jestem demokratą, ale liberalnym demokratą. Popieram głosowanie – bo dzięki głosowaniu wiem, kogo zwolnić.

A teraz jeszcze przyszedł mi do głowy kolejny pomysł: ci, co na razie zostają w robocie, dostaną kolejną propozycję: dwadzieścia procent pensji w postaci produktów naszej firmy. Mogą to zjeść, mogą to sprzedać na bazarze. Kto się na to zgodzi, ten widać wierzy w wartość firmy, w wartość jej produktów, w wartość swojej pracy. I będzie jeszcze bardziej się starać o jakość przetworów, jak ma jej jeść albo nimi handlować.

A kto się nie zgodzi – z tym wiem, co zrobić. Demokratycznie.

www.tomaszpiatek.pl 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij