Tomasz Piątek

Chore mordeczki

Witam Państwa bardzo serdecznie po krótkiej przerwie. Jak tylko ustąpiły przymrozki i zrobiło się wilgotne zero stopni, natychmiast zachorowałem. Zapalenie krtani, powiedział pan doktor o pięknym nazwisku Mordeczka. Tą moją chrypiącą krtanią zapytałem go, czy ma jakieś problemy w związku ze swoim nazwiskiem, czy go nie przezywają. „Proszę pana, jak się człowiek nazywa Mordeczka, to już go nie ma jak przezywać” – odpowiedział. „No nie wiem – zacząłem dywagować mimo chrypki – mogliby pana nazywać Morderca na przykład. To całkiem niezłe przezwisko dla lekarza. Albo Mordechaj mogliby na pana mówić jacyś judeosceptycy”. „Nic z tych rzeczy – doktor uśmiechnął się pobłażliwie, najwyraźniej traktując moje dociekania jako fantazmaty gorączkującego pacjenta. – Tylko ci, co umawiają się telefonicznie przez recepcję, czasem się mylą i proszą o panią doktor Mordecką. Ale ja się nie gniewam, bo nie jestem kobietosceptyk”.

Kiedy wróciłem do domu, dowiedziałem się, że nie tylko ja zachorowałem. Również Lech Wałęsa zapadł na specyficzne zapalenie krtani, które spowodowało, że z jego gardła zaczęły się wydobywać dziwne odgłosy. Wałęsa stwierdził, że homoseksualistów należy trzymać za murem, bo stanowią mniejszość. To bardzo ciekawy pomysł. Hitler też miał taki pomysł na mniejszości: mur, drut, a najlepiej mur z drutem. Nasz bojownik o wolność i demokrację (Wałęsa, nie Hitler) uzasadnił swoją opinię za pomocą skomplikowanej, rozbudowanej teorii, zgodnie z którą mniejszości powinno przysługiwać prawo do manifestowania się wprost proporcjonalne do jej liczebności. Jego zdaniem partia, która ma 5 procent poparcia w społeczeństwie, nie ma prawa manifestować w centrum miasta, a tylko na peryferiach. Kiedy dojdzie do pierwszej ulicy, to manifestacja ma się skończyć. Jak rozumiem, dotyczy to na przykład PSL. Gdy PSL chce zrobić demonstrację w Warszawie, to przysługuje jej zaorane pole w Powsinie. I słusznie: jesteś ze wsi, to masz Powsin. Ruchowi Palikota pozwoli się postraszyć zwierzątka w Lesie Kabackim, a SLD-owcom będzie nawet wolno dojść do Tesco na Kabatach. Przypomniało mi się, jak kiedyś w Łodzi trzech młodzieńców maszerowało tam i z powrotem Piotrkowską rycząc: „Jebać, jebać, jebać RTS”. Kiedy po dwóch godzinach się zmęczyli, wynajęli rikszę i dalej nią jeździli wte i wewte, oczywiście nadal rycząc: „Jebać, jebać, jebać RTS”. Bo tylko nóżki im się zmęczyły, nie krtanie (pozazdrościć). Ponieważ w Łodzi RTS stanowi równe 50%, zgodnie z teorią Wałęsy trzeba by podzielić Piotrkowską. Lewa strona jebie RTS, prawa strona jebie ŁKS. Można by nawet fajne wyścigi rikszy zrobić.

A swoją drogą, jaka szkoda, że komuchy – durnie – nie wpadli na ten sam pomysł co Wałęsa. Przecież kiedy młody elektryk zakładał wolne związki (zawodowe, nie partnerskie), on i jego koledzy wolni związkowcy stanowili znikomy procent wszystkich zatrudnionych. Gdańscy ubecy, zamiast grozić, kusić, mogliby po prostu powiedzieć: „Panowie, jest was kilku, więc przysługuje wam prawo do strajku przez trzy sekundy w okolicach godziny dwudziestej trzeciej”. No i nie trzeba by się było buntować, bo przecież w takim razie mielibyśmy prawdziwą demokrację, zgodną z teorią Wałęsy.

Ale epidemia zapalenia krtani się szerzy. O wiele bardziej niż brednie naszego Wielkiego Demokraty zaciekawiły mnie pomysły naszego Wielkiego Liberała. Proszę Państwa, od pewnego czasu „Newsweek” specjalizuje się w publikowaniu zapisów dyskusji wewnątrzpartyjnych. Reporterzy tej gazety wiedzą dobrze, co na zamkniętym posiedzeniu Palikot powiedział Nowickiej, a Tusk Gowinowi. Wygląda to tak, jakby Sejm był całkowicie już zapluskwiony (w sensie podsłuchów, oczywiście, proszę nie zrozumieć mnie źle, ja niezwykle szanuję naszych parlamentarzystów). Albo jakby posłowie wszystkich partii po każdym spotkaniu biegali do Lisa z notesikiem. A może oni w „Newsweeku” sobie te posiedzenia zmyślają? To możliwe, bo politycy w ich relacji mówią za dobrze po polsku. W każdym razie, jeśli wierzyć „Newsweekowi”, Tusk powiedział, że jest zwolennikiem związków partnerskich, ale tylko dla gejów i lesbijek. Parom hetero nie ma co ułatwiać, bo to byłoby osłabianie konstytucyjnej instytucji małżeństwa. To piękne. Najwyraźniej ani Wielki Demokrata, ani Wielki Liberał nie rozumieją, że ludzie są równi wobec prawa. Wałęsa chce oddzielić gejów murem, a Tusk przywilejem. Uśmiechnąć się do biskupów, którzy drżą przed spadkiem dochodów ze ślubnej tacy, a równocześnie powiedzieć bardziej liberalnym wyborcom: „My dyskryminujemy gejów? Skądże znowu. My im dajemy więcej praw niż heterykom”.

Podczas opublikowanej przez „Newsweek” dyskusji wyróżnił się także Wielki Skarbnik. Nasz etatowy Brytyjczyk w rządzie, Jacek Rostowski. Powiedział coś, co w Wielkiej Brytanii kosztowałoby go posadę: „Jak byłem młody, to w Wielkiej Brytanii za kontakty homoseksualne szło się do więzienia na lata, a dziś pary gejowskie adoptują tam dzieci. Nie łudźmy się, to jest równia pochyła”. Równia pochyła. Z tych ostatnich słów jasno wynika, że panu ministrowi bardziej podoba się sytuacja, w której przyzwoici, niewinni ludzie siedzą w więzieniu niż sytuacja, w której przyzwoici, niewinni ludzie mogą adoptować dzieci. OK, no dobra, nie żądam, żeby wszyscy myśleli tak samo, rozumiem, że ktoś może mieć wątpliwości co do homoadopcji – ale chwalić homowięzienie? Są takie teksty, na które trudno inaczej odpowiedzieć niż: ogarnij się, człowieku.

Przyjmuję jednak te wszystkie wypowiedzi jako objaw choroby krtani. A na chorą krtań najlepszy jest sposób Generała Italii.

www.tomaszpiatek.pl 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij