Michał Zadara

Opera dla wszystkich

Drugi felieton z Monachium

 

Drugi felieton z Monachium

 

W ostatnią sobotę o jedenastej rano ja i mój syn chcieliśmy obejrzeć surferów, którzy jeżdżą po fali na rzece Isar w środku Monachium.  Zaczęło padać, więc poszliśmy w stronę centrum, szukając jakiejś kawiarni, w której moglibyśmy wypić sok. Nagle usłyszeliśmy charakterystyczny dzwięk orkiestry symfonicznej, co było zaskoczeniem o jedenastej rano. Byliśmy na tyłach państwowej opery bawarskiej, więc założyłem, że gdzieś okno do sali prób zostało otwarte. Zaczęliśmy szukać tego okna, chcąc posłuchać orkiestry, uważanej za jedną z najlepszych orkiestr operowych świata. Za rogiem, na placu za operą, objawiła nam się pełna orkiestra symfoniczną grająca Wagnera – do dwudziestu słuchaczy.

 

Była to rzeczywiście orkiestra opery monachijskiej, a dyrygował nią Kent Nagano, czyli jeden z najsławniejszych dyrygentów świata. Mieli próbę generalną przed wieczornym koncertem w ramach cyklu OPERA DLA WSZYSTKICH, który polega na tym, że orkiestra ustawia się na placu za głównym budynkiem opery i gra. Za darmo.

 

W ten sposób wysłuchaliśmy z moim synem oraz dwudziestoma innymi przypadkowymi przechodniami suity orkiestrowej z Pierścienia Nibelungów, w wykonaniu orkiestry opery monachijskiej pod batutą Kenta Nagano. Za darmo.  Wieczorem przyszliśmy na koncert – darmowy – na którym oprócz Wagnera był grany jeszcze Smetana. Wieczorem było mniej więcej trzy tysiące widzów. Pili oranżadę, piwo, wino, jedli kanapki i kiełbasy, siedzieli na ulicy i na trawnikach, i słuchali pierwszorzędnej muzyki w wykonaniu pierwszorzędnej orkiestry pod dyrekcją pierwszorzędnego dyrygenta. Za darmo. Już pisałem, że za darmo?


Muszę zadać retoryczne pytanie, które pojawia się w mojej głowie mimo całej pogardy dla kolebki NSDAP i niesmaku, który czuję, kiedy akurat w Monachium słyszę na ulicy akurat Wagnera. Nasuwjące się samo pytanie retoryczne brzmi: kiedy ostatni raz warszawska Opera Narodowa albo chociażby warszawska Filharmonia Narodowa albo chociażby warszawska Sinfonia Varsovia ustawiły się na publicznym placu by pod batutą najlepszego dyrygenta, na jakiego mogą sobie pozwolić, zagrać za darmo koncert dla mieszkańców miasta? Odpowiedź jest, obawiam się, brutalna: nie zdarzyło się to nigdy.


Owszem, ostatnio, jakiś miesiąc temu, odbył się publiczny koncert w Warszawie: było to Requiem Mozarta przed ministerstwem kultury, zagrane w formie protestu przeciwko obcięciu wojewódzkich dotacji dla Warszawskiej Opery Kameralnej.  Słuchając tego requiem – które bynajmiej nie było wykonane przez orkiestrę porównywalną z tą monachijską ani z dyrygentem porównywalnym z Kentem Nagano – myślałem sobie tak: wspaniale, że opera kameralna gra na ulicy, ale takie koncerty powinny się odbywać ciągle, nie tylko w formie protestu. Dlaczego Warszawska Opera Kameralna, pomyślałem, słuchając Requiem przed ministerstwem kultury, nie wpadła na to, że powinna grać dla miasta i – skoro jest instytucją wojewódzką – dla miasta Radom i dla miasta Płock, i dla miasta Wyszków – na wolnym powietrzu, za darmo, przynajmniej raz w roku? I czemu, żeby wpaść na ten wspaniały, ale jednak niezbyt oryginalny pomysł zagrania „Requiem” Mozarta na Krakowskim Przedmieściu, trzeba było groźby likwidacji instytucji, do której jako student nieraz starałem się dostać, i do której nigdy mnie nie wpuszczano, bo nie było wejściówek, i w której bileterki zawsze mnie odsyłały z pogardą, że ja, w dzinsach i w bluzie z kapturem, chcę słuchać u nich Mozarta. A ta instytucja grała dla widowni tak małej, że dochody z kasy i tak były znikome, więc dlaczego nie mogła choć raz zagrać w jakimś amfiteatrze albo parku, albo dajmy na to – przed kinem Muranów?

 

Ostatnio rozmawiałem z śpiewaczką pracującą w Warszawskiej Operze Kameralnej i powiedziałem jej, o czym myślałem, stojąc na Krakowskim Przedmieściu, słuchając Requiem Mozarta; ona odpowiedziała, że ta dyrekcja by po prostu nigdy nie wpadła na taki pomysł, żeby grać dla miasta, na ulicy, za darmo. Już nie wspominając o Wyszkowie.


I nie ma co tłumaczyć, że w Monachium mają więcej pieniędzy, więc mogą sobie Wagnera grać na placu – bo jest to decyzja dyrekcji opery czy filharmonii, na co wydają pieniądze z budżetu. Czy robią kolejną produkcję, czy chociaż raz w roku zagrają dla tłumu na ulicy, tak żeby człowiek po raz kolejny nie musiał wpadać w kompleks postkolonialny, i po raz kolejny nie musiał myśleć sobie: w RFN to mają fajniej.

 

Czytaj Letni przewodnik muzyczny – odpowiedź Marcina Zaroda 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Zadara
Michał Zadara
Reżyser teatralny
Reżyser teatralny, operowy, filmowy. Urodził się w 1976 roku w Warszawie. Studiował teatr i politykę w Swarthmore College, oceanografię w Woods Hole, reżyserię w Krakowie. Od roku 2005 stworzył ponad 50 inscenizacji dramatycznych, operowych oraz multimedialnych, m.in w teatrach: Wybrzeże w Gdańsku, Starym w Krakowie, Współczesnym we Wrocławiu, Narodowym i Powszechnym w Warszawie, Maxim Gorki w Berlinie, HaBima w Tel Awiwie, Schauspielhaus w Wiedniu; Collective: Unconscious w Nowym Jorku, Operze Wrocławskiej, Operze Narodowej, Muzeum Powstania Warszawskiego, Komische Oper w Berlinie. Laureat Paszportu „Polityki” w 2007 roku. W 2013 roku założył CENTRALĘ, organizację realizującą interdyscyplinarne projekty twórcze. W latach 2016–2019 wykładowca akademii teatralnej w Warszawie. W roku akademickim 2019/2020 profesor na wydziałach teatru oraz filologii klasycznej Swarthmore College, gdzie prowadził zajęcia z tragedii greckiej. Autor felietonów politycznych na krytykapolityczna.pl, współinicjator ruchu Obywatele Kultury, gitarzysta zespołu All Stars Dansing Band.
Zamknij