Michał Zadara

Ideologia igrzysk

O różnicach pomiędzy sportem, piciem a demokracją

O różnicach pomiędzy sportem, piciem a demokracją

W roku 1911, niemiecki nacjonalista Karl Hans Strobl pisał, że w całych Niemczech istnieje tylko jedna demokratyczna instytucja: monachijski Hofbräuhaus. Bawarski browar narodowy pozwalał bowiem wszystkim warstwom społecznym swobodnie wymieniać myśli. Nadieżda Krupska, żona Lenina, potwierdza tę tezę w pamiętnikach: „Szczególnie miło wspominaliśmy Hofbräuhaus, gdzie dobre piwo zamazywało wszelkie różnice klasowe”. W Hofbräuhaus w 1919 została uchwalona bawarska Komunistyczna Republika Rad, a rok później – kiedy bawarska republika rad już dawno została krwawo stłumiona – założona NSDAP. „Prawdziwie demokratyczna instytucja” dwa razy służyła jako miejsce do zabijania demokracji. Dzisiaj o politycznej działalności w Hofbräuhaus nie ma mowy, turyści z całego świata, pijąc piwo, finansują wolne państwo Bawarię, które na narodowym browarze zarabia więcej niż 10 milionów euro rocznie. I bardzo dobrze, że już nikt nie myśli, że wspólne picie piwa ma coś wspólnego z demokracją.


Podobne marzenie o demokratycznych przestrzeniach ma premier Donald Tusk – w Polsce, według premiera, przestrzenią demokracji były mistrzostwa Europy w piłce nożnej, które on w euforycznej wypowiedzi porównał do karnawału Solidarności – czyli do najbardziej demokratycznego momentu powojennej historii Polski. „To, co się działo z nami na Euro 2012, przypomina wybuch entuzjazmu w czasach pierwszej Solidarności”, powiedział premier w TVP. Tak jak Strobl, Tusk tęskni za przestrzenią wspólną i uniwersalną, gdzie objawia się „Polska”, a nie tylko grupy interesów i poszczególne fragmenty społeczeństwa, i co więcej, przekonuje nas, że organizując mistrzostwa, państwo stworzyło taką uniwersalną, demokratyczną przestrzeń. Dla premiera Tuska, Euro 2012 rozmyło wszelkie różnice między Polakami, tak jak dla Krupskiej i Strobla piwo rozmywało różnice klasowe w Hofbräuhaus.


Jak pokazała historia, Hofbräuhaus okazał się dla demokracji bardzo złym miejscem. Tak samo piłka nożna, a szczególnie w wydaniu FIFY i UEFY, nie ma nic wspólnego z demokracją i przeświadczenie, że przestrzeń wyczynowego sportu jest przestrzenią demokracji, jest po prostu nieprawdziwe. Kibicowanie piłce nożnej nie jest przejawem demokracji, ponieważ w żadnym stopniu nie dotyczy samorządności. O ile orliki – czyli małe boiska budowane masowo w ostatnich latach przez wiele gmin przy wsparciu państwa – aktywizują części społeczeństwa, tak wyczynowe zawody sportowe aktywizują tylko zawodników. Jest to hobby tylko pewnej części społeczeństwa (nawet jeśli ta część jest duża). Aż wstyd wymieniać kolejne powody, dlaczego oglądanie piłki nożnej nie jest czynnością mającą cokolwiek wspólnego z demokracją. Jest to oczywiste, dla każdego, i nawet sugestia, że oglądanie piłki nożnej miało by mieć cokolwiek wspólnego z demokracją, wydaje się tak śmieszna, że nikt by poważnie takiej myśli nie wypowiedział.


Ale jednak: idea, że Euro 2012 było świętem polskiej demokracji, znajduje jeszcze pełniejsze sformułowanie w słowach Waldemara Dąbrowskiego, byłego ministra bądź co bądź kultury, który w Euro 2012 zobaczył „ukoronowanie Trzeciej RP, pragmatyzmu i pozytywizmu, budowania krok po kroku kraju bardziej zasobnego, normalnego, europejskiego.” (cytuję za blogiem Daniela Passenta) Jeśli by wierzyć Tuskowi i Dąbrowskiemu, Euro było nie tylko współczesnym ekwiwalentem karnawału solidarności, lecz także ukoronowaniem dwudziestu trzech lat polskiej demokracji.  


Skąd bierze się to osobliwe zestawienie pojęć sportu, komercji i idei postępowych? Przecież można by chwalić te mistrzostwa jako święto rozrywki, jako święto sportu, jako święto dobrej zabawy, jako święto miasta, jako święto wielu różnych rzeczy, które w trakcie trwania tych mistrzostw rzeczywiście objawiły się w nowym świetle. Ale dlaczego trzeba w to mieszać akurat demokrację, historię, solidarność i trzecią RP? Pewnie dlatego, że Euro nie jest jedyną imprezą, którą można zorganizować, stwarzając pozory polityki prospołecznej. Organizując takie zawody, rząd tworzy pozór polityki, która jest dla społeczeństwa.


Prezydenci kilku miast już zapowiadają, że są gotowi organizować mundial i olimpiadę. Okazuje się, że Euro nie było jednorazowym wydarzeniem, tylko zapowiedzią nowego podejścia do polityki w Polsce: polityki igrzysk. Masowe imprezy sportowe stają się politycznym programem, ale potrzebna jest jeszcze silne uzasadnienie polityczne. Ideologia wyrażana przez Tuska i Dąbrowskiego usprawiedliwia ten program: każe nam widzieć w igrzyskach sportowych święta demokracji. Na zarzut, że społeczeństwo potrzebuje czegoś więcej niż igrzysk: że potrzebuje na przykład polityki społecznej, kulturalnej, edukacynej itd., jest gotowa odpowiedź: przecież to nie są igrzyska, to jest kontynuacja tradycji „Solidarności” oraz ukoronowanie polskiej demokracji. Słowa premiera Tuska i dyrektora Dąbrowskiego dostarczają planom igrzyskowym historycznej i politycznej legitymacji. Państwo nie realizuje więc masowych imprez sportowych (które naprawdę są wielkimi wyzwaniami, i które naprawdę absorbują dużą część środków państwa, a z których korzystają podmioty typu UEFA czy Heineken) – tylko umożliwiają wszystkim obywatelom wybuchy uczuć „jak za pierwszej Solidarności.”

 

Tak jak z picia piwa w „najbardziej demokratycznej instytucji w Niemczech” nie wyrosła żadna demokracja, tylko krwawa dyktatura, tak stadionowe „wybuchy entuzjazmu […] jak za pierwszej ‚Solidarności’” nie doprowadzą nas do żadnej nowej „Solidarności”. Żeby tak się stało, potrzebowalibyśmy instytucji, które spowodowałyby rozwój kompetencji i inicjatywności.  Do takich instytucji należą domy kultury, biblioteki, szkoły, uniwersytety ludowe, teatry, filharmonie, kluby sportowe i wszelkie inne instytucje, które pozwalają ludziom dowiedzieć się czegoś, czego dotąd nie wiedzieli, i nauczyć się czegoś, czego dotąd nie umieli. Z takich instytucji wyrastają obywatele odporni na populizm i łatwe rozwiązania w polityce. Ci, co w Hofbräuhaus widzieli demokratyczną instytucje, szybko zaczęli mordować nie tylko demokrację, ale też współobywateli. A stadion narodowy sam z siebie nie gwarantuje, że zawsze będzie używany do celów sportowych. Jak się okazało w Chile w roku 1973, Stadiony Narodowe nadają się świetnie do więzienia i mordowania przeciwników politycznych – i bez żadnego poczucia niestosowności można potem od razu rozegrać na takim stadionie kolejny mecz, zapewniając widzom doskonałe sportowe emocje.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Zadara
Michał Zadara
Reżyser teatralny
Reżyser teatralny, operowy, filmowy. Urodził się w 1976 roku w Warszawie. Studiował teatr i politykę w Swarthmore College, oceanografię w Woods Hole, reżyserię w Krakowie. Od roku 2005 stworzył ponad 50 inscenizacji dramatycznych, operowych oraz multimedialnych, m.in w teatrach: Wybrzeże w Gdańsku, Starym w Krakowie, Współczesnym we Wrocławiu, Narodowym i Powszechnym w Warszawie, Maxim Gorki w Berlinie, HaBima w Tel Awiwie, Schauspielhaus w Wiedniu; Collective: Unconscious w Nowym Jorku, Operze Wrocławskiej, Operze Narodowej, Muzeum Powstania Warszawskiego, Komische Oper w Berlinie. Laureat Paszportu „Polityki” w 2007 roku. W 2013 roku założył CENTRALĘ, organizację realizującą interdyscyplinarne projekty twórcze. W latach 2016–2019 wykładowca akademii teatralnej w Warszawie. W roku akademickim 2019/2020 profesor na wydziałach teatru oraz filologii klasycznej Swarthmore College, gdzie prowadził zajęcia z tragedii greckiej. Autor felietonów politycznych na krytykapolityczna.pl, współinicjator ruchu Obywatele Kultury, gitarzysta zespołu All Stars Dansing Band.
Zamknij