Klara Wojtkowska

Płoty i granice

Za stolicą Republiki Południowej Afryki, Pretorią, na wzgórzu noszącym dumną nazwę Monument Hill, piętrzy się mauzoleum Voortrekkera. Ogromny gmach wtapia się odcieniem w otaczającą go zakurzoną roślinność. Przy wejściu stoi pomnik kobiety z dziećmi, są ubrani w XIX-wieczne pionierskie sukienki, spodnie i czepki, ich głodny wzrok beznadziejnie wpatrzony jest w horyzont. W środku ogromna udekorowana płaskorzeźbami komnata opowiada historię tzw. Wielkiego Treku z 1835 roku, kiedy to Afrykanerzy, uciekając od brytyjskiej władzy kolonialnej, zapakowali wozy, zaprzęgli woły i opuścili rejon dzisiejszego Western Cape, ruszając w głąb kontynentu. Opowieść ta ma w sobie wszystko z dobrej bajki – wojny z plemieniem Zulu, zdrady przywódców, syn ryzykujący życiem, aby uratować znienacka napadniętego ojca, ojciec umierający na rękach syna, kobiety dzielnie ostrzegające swoich mężczyzn przed nadejściem wrogich armii, wielka przysięga złożona przez Afrykanerów, przeznaczająca ich ziemię i życie Bogu i nowym, wolnym stanom – Orange Free State i Transvaal. Krótko mówiąc, cała epicka saga, wyryta w ścianach ogromnego mauzoleum.

 

Język serca tylko w gniewie  

 

Jego budowę rozpoczęto w 1937 roku i zakończono dwanaście lat później, rok po tym, jak partia Nacjonalistyczna (National Party) przejęła władzę, rozpoczynając epokę apartheidu, czyli separacji. Przez cały ten okres rozciągający się od 1948 do 1992 roku, kiedy to Partia Nacjonalistyczna postanowiła sformalizować kompletną separację ras, rygorystycznie klasyfikując ludzi, czasami według takich kryteriów, jak to, czy ołówek utrzyma się w twoich włosach (utrzyma się, jeśli masz włosy bardzo mocno kręcone, a więc niebiałe) lub w jakim języku klniesz, kiedy cię ktoś nagle uszczypnie (bo język serca uwidacznia się w gniewie lub z zaskoczenia, nigdy w miłości, nigdy w rozmowie), pomnik Voortrekkera stał wciąż wyniośle na wzgórzu jako symbol mitologii Afrykanerów. W epoce, która nastała po apartheidzie, wielu ludzi zastanawiało się, co z nim zrobić. Nie da się go zmienić jak nazw ulic. Może zburzyć? Ale przecież nowa, wolna RPA, to też kraj wkluczający mniejszość afrykanerską i jej historię. Ostatecznio zostawiono kobietę, wzgórze, mauzoleum, płaskorzeźby, ogromny pusty grób, leniwie opadające flagi z każdego okresu historii RPA.


Zdecydowano, że mauzoleum (w którym nadal w sklepie z pamiątkami sprzedaje się flagi z epoki apartheidu) nie ma nic wspólnego z apartheidem. Po prostu składa hołd odważnym ludziom, którzy na początku XIX w. spakowali tobołki w wagony, i pojechali w nieznane, szukając wolności za rzeką Orange. Dzieci bawiły się zabawkami robionymi po drodze. Kobiety ubierały się w długie suknie i czepki. Mężczyźni nosili szerokie kapelusze i zapuszczali długie brody. Budowali domy tylko na parę tygodni, miesięcy, do następnej przeprowadzki. Zostawili po sobie w górach ślady wozów wyryte w kamieniu i nic więcej. Wieźli ze sobą strach, a parli dalej w nadziei, że po drugiej stronie znajdą wolność. Dzisiaj ciężko nie pamiętać, że zwyciężyła nie nadzieja i odwaga, a strach właśnie – że wolność na końcu okazała się wolnością od drugiego człowieka, a nie wraz z nim.
 

 

Trudny proces  

 

W autobusie z Pretorii do Harare, stolicy Zimbabwe, rozmawiam z kobietą, która pracuje w RPA. Jest jedną z 3,5 miliona obywateli Zimbabwe, którzy po rozpadzie gospodarki tego kraju w latach 2000. wyemigrowali za pracą do Południowej Afryki. Dla niej Wielki Trek tłumaczy późniejszy apartheid. „Oni też cierpieli – Afrykanerzy. Jak dowiedziałam się o Wielkim Treku, to lepiej zrozumiałam, dlaczego chcieli być zostawieni w spokoju. Dlaczego wymyślili system, w którym mieliby święty spokój. apartheid”. Dla N., kobiety z Harare, tajemnicą nie jest sam apartheid, ale jego konsekwencje. „Czarni nadal boją się rozmawiać z białymi. Niby wszystko teraz jest w porządku, niby ludzie są wolni – ale boją się, potwornie się boją. Boją się innych, jest coraz więcej ksenofobii. I nie wiem dlaczego”.


No właśnie, dlaczego? E., kobieta która spędziła w Zimbabwe ostatnich 45 lat – przyjechała do Zimbabwe z Polski z Mamą, mówi mi wprost: „Rzecz w tym, że całe to multi-kulti zakłada, że musimy uznawać prawie wszystkie różnice za naturalne. Nie mamy prawa czuć się nimi zaskoczeni, zdziwieni, zniechęceni. A przecież tak właśnie wygląda proces poznawczy”. 


Tak też wygląda proces stworzenia nowego społeczeństwa, które nie tylko będzie rządzone przez większość, ale będzie na tyle elastyczne, aby nowi przybysze mogli stać się częścią jego częścią. Ten proces nie jest łatwy. I może właśnie dlatego Pomnik Voortrekkera dopiero dzisiaj znajduje swoje właściwe miejsce w RPA – kraju 12 oficjalnych języków. Przypomina nam, że emigracja jest rzeczą ludzką i że przez całą historię ludzkości, ludzie się poruszali, zmieniali, przeprowadzali, poznawali na nowo, i że to nie było łatwe – wręcz przeciwnie.  

 

 

Zapraszamy do lektury bloga korespondentki KP z RPA i Zimbabwe! 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Klara Wojtkowska
Klara Wojtkowska
Muzyk, reżyserka, afrykanistka
Klara jest muzykiem, pisarką, reżyserką teatralną, aktorką, i poszukującą, idącą ścieżką Artystki-Uzdrowicielki. Ukończyła studia magisterskie z Afrykanistyki (literatury i historii) na Uniwersytecie Yale, i również ma dwa stopnie licencjackie z Rice University w Teksasie: z Literatury i ze Skrzypiec. Jej sztuki były wystawiane na Uniwersytecie Rice, Uniwersytecie Yale, Tucson Fringe Festival, Sheworxx w Arizonie, i przez Teatr She Said Yes! w St. John's, Nowa Fundlandia, Kanada. Jako stypendystka programu Thomas J. Watson, podróżowała po świecie i zakochała się wtedy w Zimbabwe. Obecnie rozwija działalność teatru, muzyki i ceremonii sakralnej, łączącą Polskę i Zimbabwe. Więcej o niej można się dowiedzieć na jej stronie dancingfox.net lub masibanda.net.
Zamknij